freeman napisał(a): Zgadza się. Dla wielu nominalnych ( w tym niekiedy bardzo religijnych) chrześcijan clue ich wiary zdaje się zawierać w „ bądź miłościw mnie grzeszemu". Śmierć i zmartwychwstanie Chrystusa nie mają praktycznie żadnego przełożenia na ich życie, a właśnie to one są podstawą doświadczania duchowego rozwoju.
Biblia stawia pewien warunek "musisz się narodzić na nowo", ja to rozumiem jako doświadczenie duchowego odrodzenia, doświadczenie religijne o którym mówią ludzie z różnych religii na całym świecie, które to potrafi wpłynąć na zmianę myślenia i inne podejście do życia, no i przede wszystkim sprawia, że człowiek ma potrzebę by rozwijać się duchowo/etycznie, przychodzi to jakby naturalnie.
Pozostała większość to ludzie, którzy po prostu zostali wychowani w religii chrześcijańskiej, wyuczeniu praktyk religijnych, ale bez zrozumienia głównego przesłania mówiącego o miłości i bez chęci wprowadzania go w życie.
