Rodica napisał(a): berto4:
Dlaczego powiązałeś celibat z dupą, nie rozumiem? I dlaczego tak brzydko się wyrażasz o narządach rozrodczych kobiety? Czyli gardzisz seksem ale rozumiesz, że ludzie go uprawiają, właśnie ten którym gardzą. Ciekawe.
To ty wyjeżdżasz tutaj z celibatem jak Katon Starszy z Kartaginą, jaki temat nie otworzyć. Musisz strasznie gardzić seksem, gdyż pewnie nawet nie wiesz, że w Kościele Katolickim są żonaci księża. Ba, niektórzy nawet muszą się żenić przed święceniami. I jakoś Kościół Katolicki przez to się nie rozwalił jeszcze.
Cytat:Ja akurat nawiązałam ogólnie do różnych wypowiedzi, z których wynikało, że celibat jest czymś niezrozumiałym, czymś co powoduje różne zboczenia i pedofilię. Sorry, ale dokładnie nie wiem, co masz na myśli stosując termin kościół otwarty.
Akceptację homoseksualizmu? Seks pomiędzy osobami tej samej płci jest niekomplementary płciowo. Antykoncepcję? Żeby ją zaakceptować Kościół musialby rozdzielić seks prokreacyjny od tego, który służy przyjemności.
Dlaczego wszystko co wyżej wymieniłaś to właśnie "z dupą się kojarzy"? Lista spraw, które reprezentował tzw. kościół otwarty była długa, kwestie około-seksualne zawsze były tam wyciszane, drugoplanowe. Generalnie chodziło o stosunek Kościoła do polityki, do innych wyznań chrześcijańskich, do innych religii. Kwestie tolerancji i wolności stały na czele. To, że kwestie wolności i tolerancji w pewnych aspektach też zahaczają o seksualność, jest jasne, ale grało marginalną rolę. Może co najwyżej kwestie rozwodów, ale tutaj instytucja "rozwodu który nie jest rozwodem" była dosyć hojnie stosowana, co pozwalało na złagodzenie problemu bez zmieniania doktrny. Co do całej reszty, a zwłaszcza co do tak stawianego przez Ciebie na piedestale celibatu tzw. kościół otwarty nie różnił się znacząco od reszty. Co najwyżej nie próbował tłumaczyć z głupia księży, którzy łamali celibat z osobami nieletnimi, jak to przydarzyło się bp. Michalikowi.
zefciu napisał(a):bert04 napisał(a): Ja tam raczej ironizowałbym, że był Kościół Otwarty, ale usiedli sobie biskupi, uradzili i go zamknęli, więc godziny otwarcia już minęły. Zostawiając ludzi przed drzwiami.A ci biedni ludzie co? Siedzą tacy nieporadni i czekają, aż ktoś im otworzy? Dlaczego? No i dlaczego nie garną się do, jednak istniejących, niedobitków tego Kościoła Otwartego?
Napiszę to, co napisałem powyżej. Gdybyś hipotetycznie rozwiódł się z żoną, szukałbyś potem jakiegoś substytutu, namiastki, resztki? Kościół Otwarty jako taki nie istnieje, ma charakter dysydentów i kwerulantów wewnątrz instytucji. Przechodzenie do innego Kościoła, jak wyżej postulował kmat, to wchodzenie w nowy związek z całym bagażem poprzedniego.
Szczerze mówiąc jedynym kandydatem dla mnie byłby PAKP, tyle że w Niemczech on właściwie nie istnieje, a większość tutejszych parafii prawosławnych podlega pod, tfu, Gudiajewa. Przez pewien czas miałem ten luksus, że Kościół Katolicki w Niemczech jest praktycznie Kościołem Otwartym, dla tutejszych księży cały Łagiewnik pewnie byłby konserwą. Ale, powiedzmy, lokalne problemy Kościoła Niemieckiego i moje przeżycia osobiste to temat na inny temat, i chyba w tym wątku nie rozmawiamy o Kościele na całym świecie, ale o ściśle polskiej specyfice. I w tej uczestniczyłem, raz wirtualnie przez katolickie fora, a drugi raz przez Polską Misję Katolicką, która wszystkie te problemy w podobny sposób przechodzi.
Hill napisał(a):kmat napisał(a):bert04 napisał(a): Potrzeba pełnego uczestnictwa w życiu religijnym do tego nie należy, więc ta część społeczeństwa inercyjnie pozostaje tam gdzie jest, choć już tylko na papierze i od wielkich świąt.
No to sam widzisz. Znaleźć jakiś substytut kościoła otwartego nie jest trudno. Sam byś mógł. Ale właściwie po co?
Lubię czytać takie dyskusje, które utwierdzają mnie w moich poglądach
Otóż właśnie po nic. Religijność kościelna służy tym, którzy jej potrzebują i odnajdują się w niej, a ci którzy jej nie potrzebują, po prostu się w tym męczą, bo wydaje się być ona całkowicie zbędna. Szeroko rozumiana duchowość może być realizowana na różne sposoby i wcale nie oznacza, że ludzie odchodzący z Kościoła przestają mieć potrzeby duchowe, potrzebę wiary w Boga, czy rozwoju wartości moralnych, ale że mogą szukać innej opcji, która będzie dla nich bardziej fascynująca np. kontemplacja na łonie natury. Nawet to życie wspólnotowe może być przeciez ralizowane w życiu codziennym, rodzinnym, towarzyskim i ogólnie społecznym.
Słusznie zwróciłeś uwagę, że u młodszych pokoleń nie ma już takich przejawów religijności, ale ja obserwuję, że jednak jakaś potrzeba duchowości istnieje, młodzi faceci nie uznają KK, ale mówią o wierze w Boga, mój brat będący w okolicach 30-stki, który z kolei na kwestie wiary jest całkiem obojętny, chętnie słucha kanał jakiegoś buddysty mówiącego o medytacjach, więc to nie jest tak u młodych duchowość całkowicie odchodzi wraz z religijnością, tylko moim zdaniem zaczyna mieć inny wymiar, bardziej swobodny, wolnościowy, przyjemny.
Słusznie zauważyłaś, że jak ludzie już opuszczą ten ściśle katolicki / chrześcijański mindset, to zaczynają odkrywać inne aspekty "szeroko rozumianej duchowości". Przykładowo tak centralny punkt chrześcijaństwa jak poczucie winy i związane z tym osądzanie samego siebie. I innych. Niby jest to osławione "nie sądźcie, abyście nie byli sądzeni", ale wszyscy wiemy, jak dominującym elementem chrześcijaństwa jest osądzanie właśnie, choćby siebie samego. Ale to już chyba zbyt osobista dygresja na ten konkretny temat.
Wszystko ma swój czas
i jest wyznaczona godzina
na wszystkie sprawy pod niebem
Koh 3:1-8 (edycje własne)
i jest wyznaczona godzina
na wszystkie sprawy pod niebem
Spoiler!


