lumberjack napisał(a): Kiedyś byłem za buddyzmem, ale on jest właśnie tchórzowski. Egoistyczny, nihilistyczny i hmm... nieprawidłowy.Z buddyzmem jest jak z każdą inną filozofią życiową czy religią. Nie należy patrzeć na nie zero-jedynkowo. Przecież żaden (lub niewielu) chrześcijanin nie przykłada się do jezusowego postulatu o nadstawianiu drugiego policzka i nie zachowuje się, jakby rzeczywiście od jego zachowania zależało wejście do nieba. Buddyzm w dzisiejszej rzeczywistości, zawalonej pracoholizmem, mediami społecznościowymi i nadmiarem bodźców może dać tą chwilową odskocznię. Może pokazać inny punkt widzenia i spojrzenie z dystansu na życie. Nie trzeba od razu przestrzegać szlachetnej ośmiostopniowej ścieżki czy innych starożytnych zasad

Cytat:Ta ucieczka od cierpienia... jest w tym trochę racji ale nie każde cierpienie jest złe, nie każde jest straszne, a nawet straszne cierpienie i jakieś doświadczenie może wyjść na dobre (trywialne, ale prawdziwie życiowe nietzscheańskie "co mnie nie zabije, to mnie wzmocni").
Dla mnie "co mnie nie zabije, to mnie wzmocni" jest bez sensu. Można oczywiście zaadoptować się do pewnego poziomu bólu (fizycznego czy mentalnego) i to uczyni nas odporniejszymi ale traumatyczne przeżycia wcale większości ludzi nie hartują. Wręcz przeciwnie; przeżycie ciężkiej choroby, która rzutuje na resztę życia, PTSD u żołnierzy (ciekawe ilu jest silniejszych po horrorze, jaki widzieli na wojnie) czy śmierć bliskiej osoby wcale nie czyli ludzi silniejszymi. Nietzsche sam pewnie chciał w to wierzyć, mając poważne problemy z zdrowiem fizycznym a później depresję ale to tak nie działa. Część osób jest po prostu mocna bez względu na przeżycia z tym związane i te rzadkie przypadki, kiedy komuś nieszczęście odmieniło życie, tworzą fałszywy obraz rzeczywistości.
Cytat:Nie wiem po co ludzie z Zachodu brną w jakieś buddyzmy mając pod nosem "swojskie" dobre pomysły na styl życia.Może dlatego, że kapitalistyczny wyścig szczurów w którym uczestniczą prowadzi ich do niezadowolenia z życia.

