kilwater napisał(a): W buddyzmie fajne jest, nie wiem jak to nazwać, stopniowanie celu? Nie trzeba od razu mierzyć w zbawianie wszystkich istot od cierpienia i takie tam. Pierwszy stopień jest dla normalnych, zapracowanych ludzi- to nauka koncentracji, wyciszenie pierdolnika jaki mamy w głowie. Taka higiena umysłowa. I to dobra rzecz jest, myślę. Ktoś chce więcej, proszę bardzo. Ale spiny nie ma.Otóż to! Żadnych zbawicieli, ty sam nim jesteś dla siebie /w hinajanie/ lub pomagasz osiągnąć nirwanę innym, sam się od niej powstrzymując /zostajesz na poziomie bodhisatwy/ w mahajanie. Żadnej koncepcji grzechu itd. itp., ale jest za to karma. Uwalniasz się od cierpienia, a nie jakoś tam hołubisz cierpienie, co niewątpliwie ma miejsce w zachodnim chrześcijaństwie /katolicyzm/, za co też lubię buddyzm.
"Nic nie jest potężniejsze od wiedzy; królowie władają ludźmi, lecz uczeni są władcami królów".

