Mustafa Mond napisał(a):Hmm, już wiem, gdzie leży nasze wzajemne niezrozumienie. Ja po prostu inaczej rozumiem cierpienie.Nonkonformista napisał(a):Jakbyś był chory i potrzebowałbyś 10 milionów złotych na operację ratującą Twe życie od wielu lat bólu i na koniec śmierci, to Donald Trump mógłby sprzedać swe ferrari ze złota i za zarobione z tej sprzedaży pieniądze uratować Twe życie. Trump wtedy troszeczkę cierpiałby, bo lubił to ferrari podziwiać raz na miesiąc, ale i tak ma jeszcze takie samo, ale z platyny, a poza tym woli jachty niż auta, więc cierpienie istniałoby, choć nie jakieś duże i długie. Istniałoby w skali mikroskopijnej, gdzieś płytko w nim.Mustafa Mond napisał(a): @NonkonformistaW jaki sposób czyjeś cierpienie miałoby mnie uszczęśliwić? Nie rozumiem tej koncepcji.
Spoko, odzinoko.
Jest jeszcze jedna sprawa. Na pewno, jeżeli istniałaby możliwość, żeby ktoś kosztem sekundy swego małego cierpienia zapewnił Ci ogromnie szczęśliwe życie, chciałbyś, by wspomniany ktoś poświęcił swoją sekundę dla ziszczenia masy Twych ogromnie szczęśliwych lat. Zatem znów wychodzi, że nieraz jednak warto wybrać własne cierpienie kosztem braku cierpienia własnego.

Ma ono dla mnie wymiar cielesny: nie wiem... - boli mnie głowa, co innego, jestem w taki czy inny sposób niepełnosprawny. Ale pozbycie się złotego ferrari...? Czy można tutaj pisać o cierpieniu? To pewnie jakaś nieprzyjemność, dość duża, ale czy on, pozbywając się tego samochodu, naprawdę cierpi...?
"Nic nie jest potężniejsze od wiedzy; królowie władają ludźmi, lecz uczeni są władcami królów".

