geranium napisał(a): Piszesz zatem Hill o doświadczeniach związanych z istnieniem świata nadprzyrodzonego. Takich, które mają prowadzić do wiary w jego istnienie?
W pewnym sensie tak, tyle, że nie chodzi tu o wiarę w jakiś konkretny zestaw narzuconych wierzeń teologicznych, mimo, że ludzie po takich doświadczeniach mogą się zamykać w religii i jakiś system wierzeń sobie narzucać i pewnie najczęściej tak robią, ale nie jest to regułą. Widzę to tak, że takie doświadczenia mogły prowadzić do tworzenia różnych form religijności, obrzędów, wierzeń, bo były próbą przełożenia tych doświadczeń na ludzki język i ludzkie rozumowanie w zależności od czasów i poziomu intelektualnego ludzi. W artykule, który wyżej udostępniłam o "przebłysku", który wszystko zmienia, jest taki cytat: Joe Vitale w książce Przebudź się nazywa satori „zetknięciem z Boskim Duchem” i tak myślę, że właśnie to "zetknięcie" prowadziło ludzi do potrzeby tworzenia różnych form religijności, była to reakcja na takie doświadczenie.
Ciekawe poglądy w tym temacie miał Anthony de Mello, który łączył religie Wschodu z chrześcijaństwem
https://pl.wikipedia.org/wiki/Anthony_de_Mello
Oprócz wiary, rozwój duchowy przekłada się na realne życie "tu i teraz" i tutaj znalazłam taką ciekawą historię opisaną przez niego, która pokazuje, że człowiek uduchowiony może być szczęśliwy i spokojny będąc nawet w bardzo trudnym położeniu. Porównajmy tą historię z historią wielu ludzi żyjących współcześnie w krajach wysokorozwiniętych, którzy są zdrowi, mają zaspokojone wszystkie potrzeby potrzebne do życia, a mimo to nie zawsze są szczęśliwi. Gdzie jest ta recepta na szczęście?
"Odkryłem coś, co wywróciło moje życie do góry nogami. To zrewolucjonizowało moje życie. Stałem się nowym człowiekiem. Tym właśnie się z wami podzielę. Później, gdy już to odkryłem, znalazłem to we wszystkich najważniejszych pismach religijnych i byłem zdumiony. To znaczy, czytałem Pismo Święte od lat, ale go nie rozpoznawałem. To było tuż przed moimi oczami, a ja tego nie widziałem. Żałowałem, że nie znalazłem tego, kiedy byłem znacznie młodszy. Och, jaką różnicę by to zrobiło. To był rikszarz, którego poznałam w Kalkucie, imieniem Ramchandra, który otworzył mi oczy. Zrozum, że zarabianie na życie ciągnięciem rikszy to okropna egzystencja; to wyczerpująca praca, a życie kierowcy od momentu rozpoczęcia ciągnięcia rikszy wynosi zaledwie dziesięć do dwunastu lat. Ponadto Ramchandra miał gruźlicę, w tym czasie zorganizowana siatka przestępcza prowadziła nielegalną działalność związaną z eksportem szkieletów i żerowała na zubożałych rikszarzach ze względu na ich krótką żywotność. Kupili szkielet mężczyzny, gdy jeszcze żył, za równowartość 10 dolarów. W chwili śmierci jednego z tych kierowców bandyci rzucali się na ciało, zabierali je i rozkładali w wyniku jakiegoś okropnego procesu, aż mieli szkielet do sprzedania na czarnym rynku. Ramchandra miał żonę, dzieci i całą nędzę, nędzę i choroby związane ze skrajną biedą, więc sprzedał swój szkielet, aby utrzymać rodzinę. Nigdy byś nie pomyślał, że znajdziesz szczęście w życiu tego mężczyzny, a jednak wszystko było z nim w porządku. Wydawało się, że nic go nie zaniepokoiło. Wydawało się, że nic go nie zdenerwowało. Zapytałem go więc: „Dlaczego nie jesteś zdenerwowany?”
"O czym?" powiedział: „Twoja przyszłość, przyszłość twoich dzieci”. Powiedział po prostu, że robi wszystko, co w jego mocy, a reszta jest w rękach Boga. „Ale co z twoją chorobą? Zapytałem: To powoduje cierpienie, prawda?” „Trochę” – powiedziała Ramchandra – „ale muszę brać życie takim, jakie jest”. Ani razu nie widziałem go w złym humorze, a gdy go bliżej poznałem, zdałem sobie sprawę, że mam do czynienia z mistykiem. Zdałem sobie sprawę, że jestem w obecności życia. To było właśnie tam. On był żywy. Dla porównania, byłem martwy. Pamiętacie te piękne słowa Jezusa? Spójrz na ptaki powietrzne. Spójrz na kwiaty na polu. Nie mają chwili niepokoju o przyszłość. Życie Ramchandry ucieleśniało te słowa. Rozumiał piękno i piękno tego doświadczenia, które nazywamy ludzką egzystencją. Choć Ramchandra był wyjątkowo biedny, żył jak król. Tak, więcej pieniędzy by się przydało, ale nie potrzebował ich, żeby żyć sercem. Widziałem, że życie duchowe jak król lub królowa oznacza, że nie znasz żadnego niepokoju, żadnego wewnętrznego konfliktu, żadnych napięć, żadnych presji, żadnych zmartwień ani bólu serca. Dopóki nie zdołamy wyjść poza te reakcje, nasze życie pozostanie bałaganem. Widzenie tego u Ramchandry i innych zrewolucjonizowało moje życie. Stałem się nowym człowiekiem. Oto, czym się z wami podzielę: odkryciem króla i królowej, po co wszyscy się urodziliśmy."
https://www.demellospirituality.com/meet-tony/
W wyżej podanym artykule pada taka wypowiedź buddystki i skojarzyło mi się to z przesłaniem ewangelicznym, więc wrzucę takie porównanie
"– Czym jest satori? – pytam Marię Monetę-Malewską, psychoterapeutkę i ekspertkę od leczenia uzależnień, a także mniszkę z buddyjskiej tradycji Rinzai Zen. Zaznaczam, że proszę o jak najbardziej praktyczne wytłumaczenie.
– Ma być praktycznie? Proszę bardzo. Niech pan sobie wyobrazi, że żyje pan w pokoju z zamalowanymi oknami i nie ma pan najmniejszego pojęcia, iż poza tym pokojem może znajdować się wielka przestrzeń, inny świat. Pukając w okno, w końcu odłupuje pan maleńki kawałek farby. Satori jest właśnie tym momentem – wyjaśnia.
– Tego się nie da opowiedzieć. Otworzyła mi się świadomość na coś, o czym do tej pory nie wiedziałam i o czym nie miałam pojęcia. Nigdy wcześniej czegoś takiego nie doświadczyłam. To było doświadczenie jedności, innego widzenia świata, ludzi – wspomina.
Maria Moneta-Malewska podkreśla, że satori może przybliżyć nas do odpowiedzi na tak zwane wielkie pytania: kim jestem, dlaczego się urodziłam/urodziłem, jak działa świat. Przekonuje, że odpowiedzi na te pytania nie pozna się inaczej niż przez wewnętrzne poszukiwania."
A teraz Jezus

«Zaprawdę, zaprawdę, powiadam ci, jeśli się ktoś nie narodzi powtórnie, nie może ujrzeć królestwa Bożego».
