Ogólnie po wczorajszych konwencjach największym zaskoczeniem dla mnie jest ta prowadzona przez PIS. Tam na prawdę nie było żadnych konkretów, trochę ogólnej retoryki, trochę banałów i odgrzewanych kotletów, łaskawe stwierdzenie, że "kobieta w ciąży też ma prawo do życia" okraszone przypomnieniem obiecanych już wcześniej kwestii socjalnych. Słabo, widać, że PIS ma problem ze zdefiniowaniem swojego programu. PIS zaczyna przypominać PO z 2015 i 2019.
Lewica obiecała 35-godzinny tydzień pracy, 35 dni urlopu, 100 procent płatnego na L4, zakaz bezpłatnych staży, 20-procentowa podwyżka w budżetówce, odsetki karne za wypłatę wypłacaną z opóźnieniem i takie tam. Trochę mało i mocno lewicowo - ale zawsze coś. Pozytywnie zaskoczyła mnie PO. Rzucili trochę obietnic gospodarczych takich jak obniżka podatków, kasowy VAT (duży plus), prawo do urlopu wypoczynkowego dla mikroprzedsiębiorców (zawieszenie składek na czas urlopu) , L4 płatne przez ZUS od pierwszego dnia i co mnie szczególnie ucieszyło zapowiedź likwidacji podatku Belki, co być może choć trochę pomoże w zredukowaniu lawinowej utraty wartości oszczędności z powodu inflacji. Fundusz stablizacyjny dla rolników to też dobry pomysł - tam faktycznie jedna duża faktura za którą odbiorca nie zapłaci może położyć na łopatki całe gospodarstwo - bo jak nie masz kasy to nie zasiejesz i nie nawieziesz w terminie. Zerowy VAT na transport publiczny - fajny pomysł. Sporo z tych 100 konkretów to były zapchajdziury bez większego znaczenia, ale sporo też to realne pomysły. Było trochę konkretnych propozycji dla określonych branż - np branży "beauty" czy też polskiego przemysłu drzewnego.
Trzecia droga chyba zaraz po PIS najsłabiej. Dwie niedziele handlowe w miesiącu i akademik za złotówkę - to trochę mało aby budować na tym kampanię.
To czego mi brakło to nikt jasno nie określił skąd na to zamierza wziąć kasę. Tusk co prawda zauważył, że niskie zaufanie do Polskiego rządu wywindowało koszt obsługi długu z 2 do 5% co przekłada się do 50 mld rocznie ale to nie jest przecież tak, że rentowność naszych obligacji magicznie spadnie na drugi dzień po odsunięciu PIS od władzy.
Lewica obiecała 35-godzinny tydzień pracy, 35 dni urlopu, 100 procent płatnego na L4, zakaz bezpłatnych staży, 20-procentowa podwyżka w budżetówce, odsetki karne za wypłatę wypłacaną z opóźnieniem i takie tam. Trochę mało i mocno lewicowo - ale zawsze coś. Pozytywnie zaskoczyła mnie PO. Rzucili trochę obietnic gospodarczych takich jak obniżka podatków, kasowy VAT (duży plus), prawo do urlopu wypoczynkowego dla mikroprzedsiębiorców (zawieszenie składek na czas urlopu) , L4 płatne przez ZUS od pierwszego dnia i co mnie szczególnie ucieszyło zapowiedź likwidacji podatku Belki, co być może choć trochę pomoże w zredukowaniu lawinowej utraty wartości oszczędności z powodu inflacji. Fundusz stablizacyjny dla rolników to też dobry pomysł - tam faktycznie jedna duża faktura za którą odbiorca nie zapłaci może położyć na łopatki całe gospodarstwo - bo jak nie masz kasy to nie zasiejesz i nie nawieziesz w terminie. Zerowy VAT na transport publiczny - fajny pomysł. Sporo z tych 100 konkretów to były zapchajdziury bez większego znaczenia, ale sporo też to realne pomysły. Było trochę konkretnych propozycji dla określonych branż - np branży "beauty" czy też polskiego przemysłu drzewnego.
Trzecia droga chyba zaraz po PIS najsłabiej. Dwie niedziele handlowe w miesiącu i akademik za złotówkę - to trochę mało aby budować na tym kampanię.
To czego mi brakło to nikt jasno nie określił skąd na to zamierza wziąć kasę. Tusk co prawda zauważył, że niskie zaufanie do Polskiego rządu wywindowało koszt obsługi długu z 2 do 5% co przekłada się do 50 mld rocznie ale to nie jest przecież tak, że rentowność naszych obligacji magicznie spadnie na drugi dzień po odsunięciu PIS od władzy.
"Wkrótce Europa przekona się, i to boleśnie, co to są polskie fobie, psychozy oraz historyczne bóle fantomowe"

