Hej, kiedyś popełniłem takie dziełko: 'Przez lupę'. Takie tam moje przemyślenia. Wrzucam i wam do zastanowienia:
Lubię siebie. Tak. Nawet kocham. Kocham mój kartoflowy nos, moje krzywe palce u rąk – zwłaszcza wskazujący, przytrzaśnięty przez kogoś w dzieciństwie, moją wrażliwość na piękno i nietolerancję głupoty, seksizmu, szowinizmu i wszelkich innych izmów tak ważnych dla niektórych, że są w stanie oddać za nie życie. Czy może być coś mniej rozsądnego? Oddawać życie, jakby to mogło coś zmienić. Cokolwiek mówią wszelkiej maści humaniści – w tym i ja sam od czasu do czasu, bo inaczej sobie nie wyobrażam – człowiek zawsze będzie najbardziej godną pogardy i lekceważenia kreaturą, na którą pewnie Bóg – jeśli jest – spluwa z obrzydzeniem, a niektórzy nazywają to deszczem. I ta istota godna pogardy decyduje o czyimś życiu lub śmierci, ustanawia prawa. Tak, ale i tworzy. I wtedy z łachudry staje się bogiem, kimś, bez kogo to wszystko pogrążyłoby się w jeszcze większym smutku i bezsensie, jest tropicielem gwiazd, poszukiwaczem zaginionych pereł, kimś, kto sprzeciwia się jałowej egzystencji „byle do jutra”, zapisywaczem snów, kimś, kto nie godzi się na tu i teraz, na rzeczywistość ograniczoną czasem i przestrzenią, jest buntownikiem, szaleńcem, czegoś szuka i gdy to już ma, przemienia w formę, nadaje mu kształt, oswaja. I jest zachłanny, i wciąż szuka odpowiedzi.
Lubię siebie. Tak. Nawet kocham. Kocham mój kartoflowy nos, moje krzywe palce u rąk – zwłaszcza wskazujący, przytrzaśnięty przez kogoś w dzieciństwie, moją wrażliwość na piękno i nietolerancję głupoty, seksizmu, szowinizmu i wszelkich innych izmów tak ważnych dla niektórych, że są w stanie oddać za nie życie. Czy może być coś mniej rozsądnego? Oddawać życie, jakby to mogło coś zmienić. Cokolwiek mówią wszelkiej maści humaniści – w tym i ja sam od czasu do czasu, bo inaczej sobie nie wyobrażam – człowiek zawsze będzie najbardziej godną pogardy i lekceważenia kreaturą, na którą pewnie Bóg – jeśli jest – spluwa z obrzydzeniem, a niektórzy nazywają to deszczem. I ta istota godna pogardy decyduje o czyimś życiu lub śmierci, ustanawia prawa. Tak, ale i tworzy. I wtedy z łachudry staje się bogiem, kimś, bez kogo to wszystko pogrążyłoby się w jeszcze większym smutku i bezsensie, jest tropicielem gwiazd, poszukiwaczem zaginionych pereł, kimś, kto sprzeciwia się jałowej egzystencji „byle do jutra”, zapisywaczem snów, kimś, kto nie godzi się na tu i teraz, na rzeczywistość ograniczoną czasem i przestrzenią, jest buntownikiem, szaleńcem, czegoś szuka i gdy to już ma, przemienia w formę, nadaje mu kształt, oswaja. I jest zachłanny, i wciąż szuka odpowiedzi.
"Nic nie jest potężniejsze od wiedzy; królowie władają ludźmi, lecz uczeni są władcami królów".

