Exeter, odpowiem Ci jutro, ale dziękuję za przyznanie, że kobiety też rywalizują między sobą.
Rozmawiamy o naszych wrodzonych skłonnościach (które rozwinęły się w większości przed powstaniem cywilizacji). A z perspektywy ewolucyjnej, życie człowieka zdolnego do reprodukcji zawsze jest więcej warte niż śmierć. Dlatego szansa na rozpropagowanie genów musi być większa niż szansa zgonu.
Taka jest jednak wtedy, gdy są wysokie szanse na przetrwanie albo rozmnożenie. Zatem wycięcie konkurencyjnej społeczności musi zwiększać szanse na przetrwanie bardziej niż na śmierć lub poważne okaleczenie. Twój przykład tutaj mógłby pasować, ale problem w tym, że przedstawiłeś ten stan beznadziei, w którym wszyscy są na granicy przetrwania jako stan permanentny. Gdyby jednak tak było, wtedy skłonność do wyrzynania innych grup również byłaby permanentna albo przynajmniej dominująca. A wcale nie mamy dominującej skłonności do zabijania innych grup ludzi. Zawsze czytałem, że plemiona pierwotne zwykle były nastawione pokojowo i entuzjastycznie wobec przybyszów. Musieli więc mordować się rzadko.
Gospodarki oparte o niewolnictwo to nie takie same demokracje, co dziś. Oni cały czas musieli napadać na innych, aby pozyskiwać niewolników. Kluczowe było podbijanie kolejnych terenów, których ilość była ograniczona i nierzadko trzeba było o nie konkurować. W normalnej gospodarce nie ma to sensu.
To prawda. Samice nie napadają grupowo na innych. Ale, jak już podaliśmy przykłady z historii, wielokrotnie wysyłały na wojny poddanych.
kmat napisał(a): Dziś już nie jest. Ale w społeczeństwach preindustrialnych, gdzie gros populacji żył tak naprawdę na granicy biologicznego przetrwania, nawet obarczona ryzykiem przemoc mogła być atrakcyjną strategią. W sytuacji, gdy człowiek nie wie, czy w ciągu roku nie zejdzie z głodu, na zapalenie wyrostka, czy zadźgany w jakimś zaułku dla paru groszy, życie, w tym własne, po prostu nie jest wiele warte.
Rozmawiamy o naszych wrodzonych skłonnościach (które rozwinęły się w większości przed powstaniem cywilizacji). A z perspektywy ewolucyjnej, życie człowieka zdolnego do reprodukcji zawsze jest więcej warte niż śmierć. Dlatego szansa na rozpropagowanie genów musi być większa niż szansa zgonu.
Taka jest jednak wtedy, gdy są wysokie szanse na przetrwanie albo rozmnożenie. Zatem wycięcie konkurencyjnej społeczności musi zwiększać szanse na przetrwanie bardziej niż na śmierć lub poważne okaleczenie. Twój przykład tutaj mógłby pasować, ale problem w tym, że przedstawiłeś ten stan beznadziei, w którym wszyscy są na granicy przetrwania jako stan permanentny. Gdyby jednak tak było, wtedy skłonność do wyrzynania innych grup również byłaby permanentna albo przynajmniej dominująca. A wcale nie mamy dominującej skłonności do zabijania innych grup ludzi. Zawsze czytałem, że plemiona pierwotne zwykle były nastawione pokojowo i entuzjastycznie wobec przybyszów. Musieli więc mordować się rzadko.
Cytat:Tu nie chodzi o demokrację, a po prostu dobrobyt. Za dużo jest do stracenia a za mało do zyskania. Jak Rzym się prał z Kartaginą, to oba państwa były całkiem demokratyczne, jak na owe czasy. A co jest szczególnie istotne - to obywatele podejmowali decyzje o wypowiedzeniu wojny. Ci sami obywatele, którzy stanowili trzon armii i na tych wojnach ginęli.
Gospodarki oparte o niewolnictwo to nie takie same demokracje, co dziś. Oni cały czas musieli napadać na innych, aby pozyskiwać niewolników. Kluczowe było podbijanie kolejnych terenów, których ilość była ograniczona i nierzadko trzeba było o nie konkurować. W normalnej gospodarce nie ma to sensu.
Cytat:Co do przykładów ze świata zwierząt. U bliskich krewnych, szympansów, samice nie biorą udziału w międzystadnych konfliktach. Ale bez oporów potrafią zabić dziecko innej samicy z własnego stada.
To prawda. Samice nie napadają grupowo na innych. Ale, jak już podaliśmy przykłady z historii, wielokrotnie wysyłały na wojny poddanych.
Non ridere, non lugere, neque detestari, sed intelligere.

