Polska wieś w PRLu, to był na dzisiejsze standardy prawdziwy skansen.
Ja jeszcze pamiętam strzechy, wozy drabiniaste, kieraty konne, sławojki, błoto, pancerne krowy, babcie na przypiecku, bose dzieci z gilami do pasa - ogólnie swojski bród i ubóstwo.
Trzeba pamiętać, że dopiero w latach 70. rolników objęto jakimś systemem emerytalnym, do tego czasu mogli liczyć jedynie na wycug (kto jeszcze pamięta o co chodzi).
Mój ojciec, jako jeden z szefów ówczesnego urzędu skarbowego zajmował się m.in. ustalaniem budżetu Łodzi i województwa.
I udało mu się wygospodarować jakieś fundusze na program, który był jego idee fix - przynajmniej jeden telefon w każdej wsi, gdzie był sołtys.
Szło to, jak po grudzie, trzeba było iść po linii partyjnej i nieźle kombinować ale w końcu się udało.
Do końca życia mój ojciec uważał to za swoje największe osiągnięcie życiowe.
Takie czasy.
Ja jeszcze pamiętam strzechy, wozy drabiniaste, kieraty konne, sławojki, błoto, pancerne krowy, babcie na przypiecku, bose dzieci z gilami do pasa - ogólnie swojski bród i ubóstwo.
Trzeba pamiętać, że dopiero w latach 70. rolników objęto jakimś systemem emerytalnym, do tego czasu mogli liczyć jedynie na wycug (kto jeszcze pamięta o co chodzi).
Mój ojciec, jako jeden z szefów ówczesnego urzędu skarbowego zajmował się m.in. ustalaniem budżetu Łodzi i województwa.
I udało mu się wygospodarować jakieś fundusze na program, który był jego idee fix - przynajmniej jeden telefon w każdej wsi, gdzie był sołtys.
Szło to, jak po grudzie, trzeba było iść po linii partyjnej i nieźle kombinować ale w końcu się udało.
Do końca życia mój ojciec uważał to za swoje największe osiągnięcie życiowe.
Takie czasy.
A nas Łódź urzekła szara - łódzki kurz i dym.

