Hill napisał(a): Widzę, że jesteś obeznany w temacie, to dobrze, bo ja dopiero od niedawna się tym interesuję, więc będę wiedziała kogo w razie czego zamęczać pytaniamiSpoko, lubię o takich tematach rozmawiać
Cytat:A co sądzisz o świadomości/obserwatorze? Masz jakąś swoją koncepcję, czy raczej taką wziętą z advaity?Żeby coś sądzić, muszę się trochę skupić, hmm...Generalnie jestem zwolennikiem odprężenia w świadomości / jako świadomość. Koncepty tego nie uchwycą, ale można na to wskazać. O odpoczywaniu jako świadomość fajnie mówi Adyashanti: https://www.youtube.com/watch?v=gFo0FWyx...-Medytacja
Wyjaśnia on też właśnie różnicę między świadomością a obserwatorem. Możemy rozróżnić zresztą consciousness i awareness. Consciousness kojarzy mi się z pewnego rodzaju tożsamością - z procesami psychicznymi zachodzącymi w danej osobie (tzw. strumień świadomości). Awareness (niektórzy tłumaczą jako uważność) natomiast z samym czystym polem, w którym zachodzą różnego rodzaju subiektywnie doświadczane zjawiska.
Zgadzam się co do tego, że obserwację wykonuje wewnętrzna osoba (świadomy duch) - dla niektórych to będzie właśnie ego. Jeśli mogę wykonać jakąś wolicjonalną akcję, to mamy tutaj wybór i tożsamość - jakiś byt, który wybiera. Obserwator jest kimś/czymś zanurzonym w świadomości. Lub też może jest jej wyrazem, dynamicznym aspektem (skłaniałbym się do tego).
W moim postrzeganiu/podejściu świadomość jest głównie polem, w którym wszystko się wydarza, ale także "wciela się" w osobę/ego/obserwatora/dokonującego wyborów. Stykałem się z różnymi konceptami, bardzo długo siedziałem w advaicie; przymierzałem je i dopasowywałem do siebie do swojego doświadczenia, w zasadzie tak aby jak najbardziej mi się zgadzały i abym czuł się z nimi jak najlepiej. I tak to mi teraz się układa.
Hill napisał(a): To może jednak lepiej ograniczyć się do medytacjiMoże, choć zwolenników drogi psychodelicznej też znajdziesz ^^ Można sobie wyważyć swoją drogę na podstawie oszacowania możliwych ryzyk i korzyści oraz tego, w którym miejscu znajdujemy się w życiu (co "mamy jeszcze do stracenia" w naszym odczuciu). Jeśli nam wszystko całkiem dobrze działa, to psychodelik potencjalnie może zamieszać. Jeśli jednak chcielibyśmy coś poprawić, to możemy dobierać łagodne środki, a psychodelik trzymać na liście w ostateczności. Ale ktoś może powiedzieć, że ono może przynieść wiele dobra i szkoda go odkładać na później. Sądzę, że może różnie wpłynąć w zależności od osoby i okoliczności. Tonący brzytwy się chwyta, ale też nie ma moim zdaniem co iść za pierwszym impulsem do ulgi - zamiast tego można pozwolić sobie poczuć swój ból. Może wtedy coś lepszego się wyklaruje. Można się zastanowić w szczególności czy rozpad ego/osobowości to jest to, co w danym momencie w życiu chcemy osiągnąć.
Generalnie jestem zwolennikiem tego by zbadać z jakiej energii / z jakiego uczucia/odczucia/emocji pochodzi dany impuls, dana chęć - także w przypadku wzięcia psychodelika. By nasze decyzje były zgodne z nami, naszymi wartościami. Choć, jak mówiłem, możemy na przykład w książce "Czy psychodeliki zbawią świat?" przeczytać o terapiach prowadzonych (pod kontrolą lekarzy) za pomocą psychodelików (LSD, psylocybiny i MDMA).
Hill napisał(a): Też uważam, że te efekty mogą być podobne sądząc po opisach, ale tu np. trafiłam na wywiad z Marcinem Fabjańskim i twierdzi, że to nie to samo, ale może jemu nie chodziło o to akurat doświadczenie rozpuszczania się ego, a o takie jak ta latająca truskawka.Też różne psychodeliki działają trochę inaczej. LSD działa bardziej na umysł. Kolega opisywał, że (oprócz rozpadu ego) to jest tak jakby ktoś podłączył super-komputer i się fajnie w głowie układa. Psylocybina bardziej na uwolnienie zablokowanych emocji i przetworzenie ich. MDMA podobnie, na połączenie się ze swoimi emocjami/uczuciami.
Mówi o tym w ok. 25 minucie, tam gdzie pisze "doświadczenia podczas medytacji"
Eckhart Tolle, tzw oświecony, był pytany czy jego doświadczenie jest takie jak po LSD. Więc wziął, by porównać stan po LSD z medytacyjną obecnością. I choć były pewne podobieństwa, to mówił, że miał poczucie jakby po LSD to było trochę "przemocowe" (violent) i zauważył głównie że mu się wyostrzyły zmysły. Wziął ogólnie chyba 2 razy. I zalecał żeby jednak nie polegać na nich, lecz iść drogą medytacji. Dalai Lama wypowiadał się podobnie.
Choć oczywiście można się spotkać z innym podejściem na przykład u Aldousa Huxleya ("Drzwi percepcji") ^^
Kolega generalnie bardzo sobie chwalił efekty swoich paru podróży po LSD. Ocenia, że bardzo pozytywnie wpłynęły na niego i jego życie. Jako, że go znam, mogę potwierdzić, że znakomicie sobie radzi w życiu jest bardzo pogodny, pozytywny ma mocną osobowość i świetne nastawienie do życia.
Z drugiej strony, mam też innego kolegę, który brał LSD i pamiętam (bo dawno z nim nie miałem już kontaktu), że on z kolei nie najlepiej sobie radził. Ale on chyba brał też zwykłe narkotyki, szukał haju. No i jeszcze jedna osoba mi przychodzi do głowy, której też się podobno pogorszyło po LSD, ale możliwe że towar był zanieczyszczony jakimiś zwykłymi narkotykami.
Także różnie z tym bywa. Na pewno jeśli już, to trzeba by mieć psychodeliki z zaufanego źródła, by nie były zanieczyszczone. I warto zadbać o odpowiednie warunki początkowe i nastawienie. I też wiele może zależeć od psychiki konkretnej osoby. Idealnie byłoby o to wszystko zadbać pod kontrolą specjalistów. Są takie ośrodki, choć nie wiem czy już w Polsce.
May all beings be free.
May all beings be at ease.
May all beings be happy
May all beings be at ease.
May all beings be happy

