Neuro napisał(a): Kiedy nic nie działa, zwłaszcza jeśli nie możesz się skupić, to może pozostaje odpuścić, niech się dzieje co chce. Można też spróbować bezpośrednio poczuć (zamiast przeżywać je przez filtr myślenia) swoje dolegliwości jak najdokładniej, jak najmocniej (jeśli jest taka chęć/inspiracja). Oczywiście jeśli jest Tobie bliskie chrześcijaństwo to możesz też oddać swoje dolegliwości Bogu lub Jezusowi. Można też prosić Boga o pomoc. Wszystko co jest dobre i działa warto moim zdaniem próbować. Wliczając w to zmianę diety i trybu życia. Generalnie podczas dolegliwości fizycznych też można dodatkowo się dobijać cierpieniem psychicznym (związanym z przechodzeniem przez dolegliwości).
Mam świadomość, że myśli mogą potęgować cierpienie również związane z bólem fizycznym, więc staram się do tego tematu podchodzić świadomie i pracować nad myślami, raz się udaje, innym razem nie, ale przynajmniej jeśli chodzi o myśli, to wiem co robić (np. zasady 3 principles Sydneya Banksa i uświadamianie sobie przepływających myśli) i wiem, że jest to kwestia dłuższego praktykowania, żeby nauczyć się nad tym panować. Natomiast gorzej jest z pojawiającymi się emocjalmi, bo tu już sprawa nie jest taka prosta, mam nadwrażliwość sensoryczną, bardzo niski próg bólowy i u mnie różne dolegliwości z tym związane, od razu idą w parze z negatywnymi emocjami, a to się przekłada na relacje z innymi i ogólnie utrudnione funkcjonowanie. No i jak pisałam, medytacja w takim stanie mi zupełnie nie wychodzi, jedyne co wtedy robię, to staram się przetrwać i nikomu nie zrobić krzywdy
Być może to też kwestia wygórowanych oczekiwań w tym temacie, bo z jednej strony widzę postęp w zakresie tego co można określić jako buddyjskie 4 szlachetne prawdy, czyli taki bardziej mentalny i zmianę postrzegania rzeczywistości w stosunku do tego co było wcześniej, a nie widzę zwiększającej się odporności psychicznej w przypadku bólu fizycznego. A słyszałam takie historie i czytałam również, że na skutek praktyk medytacyjnych i w tym temacie ludziom się poprawiało, o tu np. o tym pisze http://sasana.wikidot.com/postawa-buddyjska-a-bol
No ale raczej nie mam tu innego wyjścia niż pozostawić to tak jak jest, tam gdzie można pracować nad poprawą sfery psychofizycznej to poprawiać, a tam gdzie nic nie da się zrobić, to pozostawić bez takich oczekiwań.
Neuro napisał(a): To są niuanse, szczegóły i każdy może to opisywać trochę inaczej. Jeśli Nitya tak mówiła, to brzmi to tak jakby nie czyniła tutaj rozróżnienia między świadomością a obserwatorem, jednak z tego co kojarzę ona opisywała to tak, że w tej świadomości wszystko się pojawia, także wszelkie szukanie, praktykowanie, itd. Jeśli ktoś ją o coś pytał, to ona widziała w tym "uwarunkowanie które pyta". Odnośnie świadka można się spotkać z różnymi definicjami (np. u Osho świadek to jest bodajże połączenie obserwatora z obserwowanym). To są wskazówki, ważne na co wskazują![]()
Zdaje się, że priorytetem Nityi jest wskazywanie na tę świadomość, w której wszystko się wydarza.
O ile dobrze ją zrozumiałam, to ona to przedstawia tak jak w advaicie https://pl.wikipedia.org/wiki/Adwajtawedanta, tylko bez tej otoczki religijnej i nazw typu Brahman, Atman itp., natomiast przekaz ogólny jest według mnie podobny. I tutaj obserwatorem-świadkiem-świadomością jest jaźń-atman, który jest jednocześnie wyższą świadomością - Brahmanem i jest z nim połączony, albo inaczej, jest jego emanacją. Atman jest tą naszą rzeczywistą częścią, istniejącą realnie, trwałą, nieśmiertelną, myślę, że w buddyźmie można ją określić jako "Natura Buddy", a ego jest tylko iluzją umysłu, czymś nieistniejącym realnie. Dlatego nie bardzo zrozumiałam łączenie obserwatora - świadomości z ego w podanym filmie, ale być może to kwestia różnych koncepcji w tym temacie, albo bardziej zaawansowanego i rozwiniętego przekazu u współczesnych "oświeconych" w stosunku do prostego przekazu religijnego advaity.
Neuro napisał(a): Może tak bycOdnoszę wrażenie że dla niej "Zobacz, kropka jest na kartce! Zobacz tę kartkę!" to już samo w sobie jest tak uwalniające, że reszta schodzi na dalszy plan.
Chyba dlatego zrozumienie tego co mówi przyszło mi łatwo, na zasadzie takiego odkrycia, olśnienia w stylu "wow!"
, a gdy zdarzało mi się trafiać na podobne informacje, ale pisane w sposób o wiele trudniejszy i bardziej zagmatwany, to zupełnie to do mnie nie docierało i nie wiedziałam o co chodzi. I chyba nie tylko ja tak mam, bo jak czytałam komentarze pod niektórymi książkami np. pod książką bodajże Eckharta Tolle, gdzie babka wkleiła jakiś trudny do zrozumienia cytat i miała podobnie, zupełnie nie wiedziała o czym on tam pisze i ja też nie miałabym zielonego pojęcia o co tam chodziło, gdybym właśnie wcześniej tego nie załapała słuchając przekazu Nityi. Tutaj pewnie u każdego będzie inaczej, do jednego dotrze taki przekaz, a do kogoś innego inny.
