Osiris napisał(a): To niczym się nie różni od wprowadzanego paradygmatu wciskania na siłę postaci i zachowań zupełnie oderwanych od rzeczywistości przefiltrowanych przez prawicowe poglądy na współczesność, czego doświadczaliśmy przez całe sto lat kina.
Tak, tak. Jakieś przykłady?
Cytat:Bo chyba nie uważasz na przykład, stereotypowego przedstawiania postaci kobiecych, męskich czy mniejszości jakie mieliśmy do tej pory zawsze za realistyczne i sensowne? Zawsze tak było tylko, że jak wciskane zachowania i konstrukty społeczne odpowiadają Twoim poglądom, to wtedy tego nie zauważasz i przyjmujesz za rozsądne.
Jak mam niby zauważać coś czego nigdy nie było? Chaplin koronnym przykładem. Kino było oazą wolności twórczej i fabularne filmy nawet w czasach najostrzejszej cenzury nie miały za zadanie niczego narzucać, bo można było stowrzyć film poważny i godzący w układ sił, ale w taki sposób, żeby cenzura to puściła i jeszcze środki dołożyła. Ekranizacja Paradyzji Zajdla jednym z koronnych przykładów. Taki Dyktator to kolejny. Twierdzisz, że istniał jakiś prawicowy zalew wymaganych powszechnie stereotypów to to udowodnij. Masz sto lat materiałów, na pewno się uda XD
Cytat:Znowu, przyjmujesz bezpodstawnie, że filmy produkowane w Hollywood do tej pory nie wciskały współczesności wszędzie gdzie popadnie, w sensie stereotypów w danym czasie przyjmowanych jako obiektywna rzeczywistość.
Bo nie wciskały. Paradoks polega na tym, że mogli przedstawić świat otaczający bez lokowania jakiegoś zestawu randomowych prawicowych poglądów. I gra tu pierwsze skrzypce jeden prosty myk. Mianowicie pieniądze. Filmy a nawet kamery i taśmy były do niedawna niebotycznie drogie. Montaż to był koszmar. Gaże aktorów to fury kasy. Wniosek? Produkcja słabizny propagandowej była skrajnie nieopłacalna na rynku. Liczyła się przedstawiana opowieść i sposób jej przedstawienia.
Cytat:Wyjaśniony dość dobrze - w przypadku członków Akademii przyznającej Oscary nie tak dawno mieliśmy do czynienia z sytuacją, gdzie średnia wieku głosujących wynosiła 62 lata, 94 procent było białych, 77 procent mężczyzn, 2 procent czarnych. Oczywiste jest, że taka grupa będzie promować takie dzieła które odpowiadają ich własnym poglądom, kulturze w której się wychowali itd. Jeśli nie zmienisz tych proporcji, to w jaki inny sposób osiągniesz bardziej obiektywny ogląd twórczości filmowej?
Jestem w 75% Polakiem, w 15% Niemcem i gdzieś w 10% Wołochem czyli takim rumuńskim góralem. Niechybny to znak, że promuję produkcje TVP, w wolnym czasie zachwycam się ZDF a jak już mi się całkiem nudzi to oglądam pasjami rumuńskie seriale? Problem polega na tym, że jak się patrzy na ludzi przez pryzmat koloru skóry, pochodzenia i rodzaju genitaliów to wychodzi taka masa oderwanych od rzeczywistości projekcji, że nawet nie bardzo jest do czego się odnieść. Ludzkość od dekad żyje w zglobalizowanym świecie Netflixa, McDonalda i Ikei a mając możliwości płynące z internetu wszystko się ze sobą miesza i podlaski Murzyn może być rozpoznawalnym Instagramerem. Widać, że lewica w osądach się kieruje uprzedzeniami... Jak inaczej rozumieć, że skoro ktoś jest biały i hetero to na bank trzeba go infantylnie uświadamiać?
Cytat:No jak to nie był must have, przecież wątek dobrego policjanta, wyklętego zbrodniarza czy prawilnej żony, to połowa amerykańskiej kinematografii.
Ta a druga to chyba wątek złego gliniarza, zbrodniarza wybranego do władzy i żon wyekshibicjonowanych oraz postępowych XD
Cytat:Opowieść to jedno a odtwarzanie powszechnie przyjętych w społeczeństwie stereotypów aby zaspokoić zapotrzebowania widzów, to drugie. Westerny to klasyczny przykład - powielane bezmyślnie motywy szlachetnego dzikusa i białego wybawcy stworzyły w oczach odbiorców obraz Dzikiego Zachodu nie mający nic wspólnego z rzeczywistością.
O czym mowa... Westerny jako jedne z pierwszych zaczęły pokazywać brudne i mało szlachetne oblicza białych. Większość rewolwerowców to bandyci i tak byli przedstawiani od samego początku. Mit szlachetnego dzikusa to zaś XIX wieczna kalka misjonarskiej propagandy, która miała za zadanie uczłowieczyć inne, agresywne nacje, aby nie traktować ich w sposób podobny jaki Niemcy traktowali Żydów. Przypomnę tylko, że Indianie zostali zamknięci w śmiesznie małych rezerwatach...
Cytat:Różnica jest taka, że to wtedy mieliśmy do czynienia z nachalną propagandą i poprawnością polityczną a dzisiaj w niektórych przypadkach z nieudolnym wprowadzeniem wątku mniejszości.
No tak. Bo w czasach gdy stworzenie filmu to było piekielnie drogie wyzwanie to oczywiście na siłę wciskano wszędzie proponowaną wizję społeczeństwa i tego co mają myśleć. Taki Dyktator czy Paradyzja koronnym przykładem XD
Sofeicz napisał(a): Tylko, że czym to się różni od sytuacji z poprzednich dekad w przemyśle filmowym?
Może tym, że kiedyś, żeby pozyskać środki to musiała się obronić fabuła?
Cytat:Bzdura, dzisiaj w zasadzie możesz sobie obejrzeć każdy film, wystarczy znaleźć odpowiednią platformę. Kiedyś było wręcz odwrotnie gdyż wytwórnie bały się utraty zysków z powodu potencjalnego zakazu dystrybucji i wobec tego wątki nie pasujące do ówcześnie panującej powszechnie poprawności politycznej, były wycinane czy omijane.
No tak. Taka Paradyzja, Rozmowy Kontrolowane czy Miś to są dzieła zupełnie bezprecedensowe. A może chodzi o rynek amerykański? No to takie Gwiezdne Wojny, Forest Gump czy Good Morning Vietnam pewnie nie zaistniały... A wszystkie te filmy były ryzykownymi akcjami co, do których istniało zagrożenie bojkotem czy plajtą.
Cytat:Podaj chociaż jedną postać z "Władcy", którą można jednocześnie określić jako złą i ficzycznie atrakcyjną. Potencjane wyjątki tylko potwierdzają regułę. Przecież u Tolkiena brzydota i zło to wręcz synonimy.
Przecież przykłady ignorujesz. Byli już Melkor, Annatar czy Smaug i inne smoki. Mogę dołożyć Haradrimmów czy Czarnych Numenorejczyków. Jako całe grupy społeczne. Ale czy to coś zmieni?
DziadBorowy napisał(a): A nie jest przypadkiem tak, że wraz z pojawieniem się serwisów streamingowych ogólnie wzrosła liczba kiepskich produkcji bo tu liczy się nie tyle jakość a ilość.
No nie bardzo. Pulpy, opery mydlane i inne takie są z reguły złe z powodu formatu jaki przyjęły. To jest rozrywka najniższych lotów i najtańsza. I tego jest najwięcej w serwisach. Politpoprawność zaś to ten komponent, którego dowalenie do dowolnej produkcji zamienia ją w żenującą pogadankę propagandową.
Cytat:Takie uniwersum gwiezdnych wojen to 6 filmów przez 30 lat. A potem jak się otworzył worek to ciężko w ogóle zliczyć co tam się pojawiło. Taka masówka musi odbijać się na jakości. I czy nie jest przypadkiem tak, że ogólnym zalewie szajsu najbardziej obrywają filmy politycznie poprawne - bo po pierwsze mamy modę na marudzenie na polityczną poprawność, po drugie takie produkcje najbardziej rzucają się w oczy?
No ale SW nie jest kiepskie przez Uniwersum i fabułę jako taką tylko przez dosmaczenie fabuły politpoprawnością, która sprawia, że rozwiązania fabularne i postaci stają się nierealne w mechanice świata przedstawionego. Fabuła przestaje mieć spójność i sens ma za to wymowę propagandową. To jest tak wkurwiające jak reklamy w Polsacie.
Cytat:Osobiście pewnie bym był w stanie łyknąć z przyjemnością film w którym powiedzmy Karol Wielki jest Murzynem, pod warunkiem, że fabuła byłaby dobra a film przyzwoity
Fabuła historyczna, w której postać historyczna nie jest częścią realizmu historycznego nie może być dobra. To jest wewnętrznie sprzeczne. Jeżeli byłoby to alternatywna historia czy fantasy to można by oko przymknąć, ale oddawanie historii poprzez ahistoryczne rozwiązania sprawia, że brak jest filmowi spójności. To jest ten casus czarnego Hitlera. Przez takie komponowanie historii robi się gnioty.
Cytat:Problem w tym, że zdecydowana większość takich filmów jest po prostu kiepska i nadal byłaby kiepska, nawet gdyby żadnych wątków politycznie poprawnych by tam nie było. Przykładem jest tu ostatni sezon "Fargo". Bardzo średnio mi się podobał, ale nie dlatego, że był tam silnie zaakcentowany wątek feministyczny, ale dlatego, że ten wątek był źle napisany a serial wyraźnie odstawał jakością od wcześniejszych części.
Ale do ogólnej kiepścizny dowala się politpoprawność, żeby zamknąć usta niedowiarkom, to znaczy tfu, niewiernym. Politpoprawność to Nowe Szaty Króla.
Cytat:Być może w tym, że przedstawione zostały one w sposób XXI wieczny a nie XIX wieczny a sceny z ich udziałem były po prostu wrzucone w ten sposób, że nie pasowały do fabuły i widz widział, że to jest wrzutka. Problem polityczno poprawnych wątków jest taki, że często wyglądają one jak po prostu lokowanie produktu. Jak oglądasz serial i nagle główni bohaterowie przy śniadaniu wyjmują pudełko płatków kukurydzianych Nestle i przez kolejne 5 minut zachwycają sie jakie te płatki są zajebiste to widz będzie miał jednak zgrzyt![]()
Problem z politpoprawnością jest taki sam jak z lewicą. Oni ni cholery nie kumają, że przeszłość to nie jest teraźniejszość tylko z głupszymi prawakami, z których można się śmiać. W humanistyce widać masę artykułów czy nawet prac, w których to udowadniane jest jak zwrot "kochany mój" pisany do przyjaciela, albo zdjęcie jak się dwie niespokrewnione kobiety trzymają za ręce to niezbity dowód na gender, queer i cholera wie co jeszcze. A prawda jest taka, że wielowiekowy uzus był taki, że ludzie z uprzejmości czy sympatii takie rzeczy robili i były one normą tak powszechną, że aż oczywistą.
Cytat:Jeżeli mamy na przykład film o średniowieczu to spokojnie można tam umieścić wątek miłości gejowskiej i to się może trzymać kupy. Ale jak ci homoseksualni bohaterowie nagle zaczną mówić coś o równouprawnieniu, ślubach dla osób homo i krucjacie gejowskiej na Jerozolimę to film od razu się posypie![]()
Ale nie muszą mówić nic. Wystarczy, że będą się zachowywać jak nastolatki w lunaparku albo w sposób egzaltowany i przerysowany na modłę geja-stylisty z XXI wieku i już jest cringe.
Cytat:Tylko znowuż - tego typu produkcje para-historyczne nawet bez wątków politycznej poprawności bardzo często zawierają masę wątków które są totalnie ahistoryczne lub wrzucone na siłę. Ale przeciętny widz jest już do tego przyzwyczajony i nie rzuca mu się to w oczy jak ahistoryczne wątki politypoprawnościowe.
No tak, ale wtedy to nam wychodzą Flintstonowie, albo Goście, Goście czy Obłędny Rycerz. Coś w rodzaju pastiszu dla Amerykanów. I na to można machnąć ręką, bo tylko skrajni idioci rzucają kamieniami w dinozaury. Prawdziwy problem to próba symulowania XXI wieku pod przykrywką historyczności na poważnie. To tworzy zakłamany obraz przeszłości. A skoro można zmieniać przeszłość, to można zmieniać fakty, a jak można zmieniać fakty, to jaka ta przeszłość jest? To nie ma służyć jakiejś tam sprawie czy słuszności tylko zdobyciu monopolu na prawdę. I tu tkwi problem. Orwell myślał, że trzeba historię i jej nośniki niszczyć i utrudniać dostęp. A przecież można wręcz narozrzucać dookoła podręczników, tabel i dat, można dać powszechny dostęp do archwiów. A i tak praktycznie nikt z tego nie skorzysta. Świadomość społeczeństw budują symbole i łatwość przyswajania medium. Można się śmiać z Flintstonów i ich doniosłej roli opiniotwórczej, ale wystarczy wyobrazić sobie sukces produkcji, która na poważnie pokazuje, że jedna grupa powinna podlegać woli drugiej z powodu urojonych krzywd jakich pierwsza grupa zaznała. Niech sobie zaistnieje taka teoria. Przecież nic złego nie może się stać. Prawda? Prawda?
Cytat: Mamy tu przywołaną przez Lubmera Xenę Wojowniczą Księżniczkę. Przecież to był szajs taki sam jak spora część obecnych politycznie poprawnych gniotów - ale jakoś się to sprzedawało. I nie tylko dlatego, że "wówczas tak się kręciło" bo były przecież "poważne seriale" jak chociażby Robin z Sherwood z 1984
Przecież to było dobre kino pulpowe. Literatura pulpowa stworzyła współczesne fantasy, Xena z Herculesem to był początek dla zaistnienia Supernatural czy z Archiwum X.
zefciu napisał(a):kmat napisał(a): Feministyczne fantasy to jedno z większych nieszczęść.No nie wiem. W ramach uzupełniania braków edukacyjnych czytam sobie właśnie Ziemiomorze i mimo że jest to coś, co z pewnością można nazwać „feministycznym fantasy” (potwierdzenie można znaleźć w posłowiach autorki), to jednak jest to naprawdę dobra literatura.
Wydaje mi się, że z tym „krytykowaniem łołkizmu w sztuce” jest jak z „krytykowaniem nadmiaru efektów specjalnych”. Jak dzieło jest gówniane, to ludziom zaczynają przeszkadzać pewne rzeczy, które normalnie by nie przeszkadzały (a nawet świadczyły o jakości).
Nie no. Le Guin czy Andre Norton to akurat bardzo przyzwoite fantasy. J.K. Rowling też. Niemniej jak wszędzie problemem famifantasy jest worldbuilding. Jest jakaś wewnętrzna spójność potrzebna, jakaś "prawdziwość" emocji i motywacji, głębokość przeżyć czy rozpoznawalność schematów myślowych. O ile heroic fantasy z chłopem może mieć wymiar Conana czy Miecza Prawdy i nie ma znaczenia, który muskuł się napręża na której stronie, żeby całość miała wymiar odczuwany jako autentyczny dla świata przedstawionego, o tyle już chłop-geniusz musi mieć całą płaszczyznę zależności, żeby bzdury nie wyszły. Femifantasy próbuje nie robić nic dla uautentycznienia bohaterki. Masa kobiecej fantastyki to bezpruderyjna podróż w odmęty orgiastycznych rozkazów domin-bohaterek, które przez szykany złego goblina mafiozy, który ukradł jej kanapki a była na prawdę, bardzo głodna, więc najpierw zeszły na drogę występku a potem plądrowały pludry wszystkiego co na drzewo nie spieprza. Łącznie z upokorzeniem goblina mafiozy i symbolicznym z nim seksem. W polskiej fantastyce chyba jedyna postać femifantasy, która jest świetnie napisana to Achaja. Dziady Polskiej Fantastyki robią lepszą literaturę nie dlatego, że wiedzą lepiej jak być kobietą, ale wiedzą jak budować światy i motywacje.
Sebastian Flak


