bert04 napisał(a): Tu przynajmniej czarny seksowny Jezus był dodatkiem do całkiem dobrej muzyki, a nie zamiennikiem treści, ale mechanizm podobny.Ano tak to działa.
bert04 napisał(a): Ech kmat kmat... czy ty zapominasz, jaka posucha była filmowo w kwestii fantasy?Coś tam było. Xena, Przygody Merlina, Władca Zwierząt, ileś Robin Hoodów. Tylko większość z tego to pulpa albo po prostu paździerz.
bert04 napisał(a): A w fantasy to się nie da, tu trzeba prawdziwych mieczy, prawdziwych zamków, prawdziwych smoków.Z tym radzono sobie w prosty sposób - robiono po taniości.
bert04 napisał(a): A wtedy zstąpił Władca Pierścieni i odmienił oblicze ... kina, chciałem powiedzieć, kina.Tak, to był przełom.
bert04 napisał(a): Odwrotnie do filmów, w książce bohaterowie nie wracają do krainy mlekiem i miodem płynącej, ale muszą podjąć jeszcze tę ostatnią walkę z siłami, które już uważali za pokonane. I autor pokazuje, baśniowo i metaforycznie, że wojna niszczy każdy teren, nawet ten nieobjęty bezpośrednimi działaniami. Szelm kto myśli, że tutaj też absolutnie nie brał pierwowzorów z powojennych doświadczeń.Wpływ doświadczeń wojennych na legendarium jest oczywisty. I pewnie dlatego tolkienowskie opisy wojny są bardzo dobre. On po prostu wiedział o czym pisze.
bert04 napisał(a): Takie arcydzieło powstało z tego pulpu. A ekranizacje Avalonu lub Ziemiomorza, well, nijakie takie, bezjajeczne.Tyż. Adaptacji Ziemiomorza widziałem dwie. Pierwsza Hllmarku to paździerz dla nastolatków. Druga, anime, to była jakaś masturbacja reżysera. A swoją drogą Ziemiomorze to bardzo dobry materiał na kino postępowe. W końcu tam biali są źli

bert04 napisał(a): W tym sensie Games of Thrones jest serialem do rzyci. Możemy jednak się umówić, że niektóre seriale oceniamy w całości a inne rozdzielamy na sezony? Bo inaczej to niewiele nam zostanie.Tylko jaki procent sezonów GOT był dobry, a jaki Lost? Choć owszem, tu są bardzo wyraźne analogie.
bert04 napisał(a): I dobrze się stało. Serial którego nie potrzebował absolutnie nikt. Jedyną zaletą jest to samo, co jest jedyną zaletą StarWars_7-9. Po ich oglądnięciu nagle ekranizacja Hobbita (lub StarWars_1-3) zaczynają wydawać się całkiem przyzwoite i sensowne.Czy ja wiem, czy to zaleta..
zefciu napisał(a): No nie wiem. W ramach uzupełniania braków edukacyjnych czytam sobie właśnie Ziemiomorze i mimo że jest to coś, co z pewnością można nazwać „feministycznym fantasy” (potwierdzenie można znaleźć w posłowiach autorki), to jednak jest to naprawdę dobra literatura.Zależy. Z Ziemiomorza bardzo dobre są tylko trzy pierwsze części, kiedy LeGuin jeszcze nie waliła agitpropem między oczy. Potem jest albo średnio, albo kiepsko. Takie Tehannu to była tragedia. Książka literalnie o niczym. Pewien powrót do dawnej formy widać dopiero w Innym Wietrze, ale to ciągle nie to.
zefciu napisał(a): Jak dzieło jest gówniane, to ludziom zaczynają przeszkadzać pewne rzeczy, które normalnie by nie przeszkadzały (a nawet świadczyły o jakości).A to tyż.
Fanuel napisał(a): Byli już Melkor, Annatar czy Smaug i inne smoki. Mogę dołożyć Haradrimmów czy Czarnych Numenorejczyków. Jako całe grupy społeczne.U Tolkiena faktycznie zło jest zwykle na końcu dnia brzydkie. Chyba jedyny wyjątek to Saruman, w końcu typ pięknego starca. Natomiast bardzo dużo jest brzydkiego dobra. Gimli czy Sam to przecież nie są protagoniści 300 twarzy Greya.
Fanuel napisał(a): Problem z politpoprawnością jest taki sam jak z lewicą.To nie jest problem z politpopem czy lewicą jako takimi. Problem jest z bolszewickim wzmożeniem, które robi z tego autoparodię. Zestaw jedynie słusznych poglądów od sztancy i zero refleksji nad tym.
Fanuel napisał(a): Nie no. Le Guin czy Andre Norton to akurat bardzo przyzwoite fantasy.Do czasu. O LeGuin pisałem wyżej. Co do Andre Norton - to było ciekawe na początku. Potem to już tylko pisanie w kółko tej samej książki. Ze Świata Czarownic warto przeczytać w sumie dwa pierwsze tomy. No może jeszcze kolejne trzy. Potem szkoda czasu i zdrowia.
Mówiąc prościej propedegnacja deglomeratywna załamuje się w punkcie adekwatnej symbiozy tejże wizji.

