Iselin napisał(a): Otóż panie z Avonlea, które pięć minut wcześniej były tradycyjnymi, pruderyjnymi gosposiami nagle robią jakieś zebranie, na którym zachwycają się feminizmem i pouczają Marylę, że jest ważny.To jest akurat pułapka prezentyzmu. Ale z drugiej strony — jakiś poziom prezentyzmu jest potrzebny, bo jeśli go nie ma, to odbiorcy dzieła trudno jest identyfikować się z bohaterami. Ostatnio czytałem sobie opowiadania o Admirale Hornblowerze opublikowane w latach 50, a opowiadające o XIX wieku. I o ile sceny pościgów fajne, to dramat głównego bohatera, który czuje się źle, bo żeby uratować pokój w Europie skłamał swojemu wrogowi jakoś nie budzą empatii.
Tutaj się rodzi problem — jak przedstawić pozytywnego bohatera żyjącego np. w rzeczywistości, gdzie niewolnictwo jest normą? Rozwiązania proste są dwa — albo nie mówimy o niewolnictwo w ogóle, albo robimy z naszego bohateraz XXI wiecznego akademika, który wie, że niewolnictwo jest be. Ale każde z tych rozwiązań jakoś zabija imersję.
