Disclaimer, będę kląć, mój Tourette jeszcze mi nie przeszedł, a forum ostatnio mnie wkurwia, tak technicznie jak i treściowo. Przepraszać będę później, być może.
Pozwolę sobie streścić. Nie istnieją obiektywne granice, według których oceniasz filmy. Robisz to na podstawie psychologizacji reżyserów, ich zamiarów i chęci. W filmie, w którym jedymy "mocnym" elemente historycznym jest spalenie Atlanty dopatrujesz się dzieła historycznego. W dokumentacji o Kleopatrze (patrz niżej) już najwidoczniej nie. Bardzo uznaniowy to suwak, bardzo wygodny.
No pewnie, takie ultra-chrześcijańskie państwo jak Egipt to z pewnością dobry przykład na potwierdzenie Twojej tezy. Mogłeś pozostać przy Dzeusie lub innych blackwashingowanych postaciach, ale wybrałeś sobie sam pole.
https://www.rmf24.pl/kultura/news-egipt-...rp_state=1
A co powiesz na to, że rudych też prześladowano? Oczywiście, nie z taką zaciętością i intensywnością jak murzynów, żydów czy cyganów. Ale to, że Ania była ciągnięta za rude włosy było doświadczeniem wielu rudzielców. Dziś trudno to sobie wyobrazić, ale znam opowieści rodzinne z przeszłości, co niektórym trauma została, farbują włosy do dziś.
Dziś trudno sobie to wyobrazić, nawet trzeba specjalnie tłumaczyć, że to kiedyś mogło być powodem do prześladowań, skoro dziś kobiety specjalnie farbują się na rudo (także wspomniana Afrodyta, wiadomo, ruda, bo to sexy). Dziś trzeba widzowi przedstawić dzisiejsze problemy, więc dawaj, murzynów, lesbijki, kogo tam jeszcze mamy na agendzie. To nawet zrozumiałe, produkujemy dla dzisiejszego widza, ale w pewnym momencie przekraczamy granicę do 1670 i do uświadamiania chłopów na temat globalnego ocieplenia.
No w pewnym sensie, w zdrowym rozumieniu tego słowa "feminizm". A nie w mniej zdrowym rozumieniu jako "akcjonizm feministyczny". Do tego drugiego gatunku wrzucam ludzi, którzy muszą każdy film interpretować pod względem uciskania osób bez chromosomu Y, dla których centralną wypowiedzią filmu Alien jest mansplaining, a reszta to otoczka.
Ach przestań o tym gównie dla masochistów chcących się upajać widokiem upokarzania kobiet, jakoby w zaszczytnym celu uświadamiania sobie tego i owego, a sumie tylko chodzi o brandzlowanie się przemocą. Lars von Trier to cyniczny producent horrorów dla ludzi czytających Krytykę Polityczną, poza estetyką nic nie różni jego dzieło od Piły.
EDIT: Cofam napisane wyżej słowa, pomerdały mi się dzieła Larsa v.T., odnosiłem się do innego filmiszcza.
A tu masz przykład na to, jak gówniane filmy atakuje się za "woke-culture". To co wyżej opisuje zefciu. Cała seria Craiga zaczęła bombastycznie, żeby z filmu na film zjeżdżać w dół. W Skyfall byłajuż tylko wydmuszką, przepiękne zdjęcia i muzyka, ale nie zastanawiaj się nad treścią, bo zacznie boleć. Potem już nie dało się maskować. Danie kobiety to tylko symboliczne postawienie "kropki nad i" nad dekonstrukcją całej franczyzy tak, żeby już nic z niej nie zostało. Furtyna zapada, tusz.
Wyżej pisałeś jakieś pierdoły o tym, że "historyczny / niehistoryczny". A tutaj podajesz po raz fafnasty serial w zamiarze historyczny. Produkowany jako fabularyzowany dokument, czyli z jeszcze większymi pretensjami do historyczności historycznej, niż przykładowo filmy z Zośką Loren. I w tym filmie ostatnia królowa i faraon egiptu, której greckie pochodzenie dynastii jest znane, która to dynastia dla zachowania hellenistyczności posuwała się do kazirodztwa, jest przedstawiana na wzór faraonów nubijskich.
Czy może twierdzisz, że to przypadek i nie ma nic wspólnego z amerykańską widownią, której czarna część twierdzi, że Kleopatra murzynką była i już? Wiem, ameryka to taki specyficzny kraj, ale jeszcze nikt nie wyprodukował filmu o płaskiej ziemi (poza ekranizacjami Prachetta). Choć może powinienem podkreślić "jeszcze"
A Schindlera grał Irlandczyk a nie rodowity Niemiec, podobnie jak Brunera grał Polak w pewnym znanym serialu, to tak na marginesie. Spotkałem się kiedyś z tym argumentem wobec "najbardziej antyislamskiego filmu wszechczasów", czyli Delta Force. Kamieniem obrazy było to, że wrednych muzułmanów grali tam hindusi. Natomiast to, że film oparty był na faktycznych wydarzeniach, i zwłaszcza sceny tortur i zabójstw odpowiadały relacjom z lotu 847 widocznie były bzdetami bez znaczenia.
To zresztą typowe dla łołkkulturowców, przypieprzanie się do aktorów grających. Podczas gdy to nie o kolor skóry lub posiadanie penisa chodzi, a o wiarygodność postaci. Jeżeli Krystyna Feldman gra Nikifora, to potrafi ona wiarygodnie grać faceta. Jeżeli Placido Domingo gra Otella (postać nie-historyczna, ale kojarzona etnicznie), to wystarczy blackfacing, ten, charakteryzacja i spoko. Ale to było w 1986, dziś by nie przeszło. A riserczując do tematu dowiedziałem się, że główny aktor Przeminęło z Wiatrem, tak, Clark Gable, miał częściowo murzyńskie pochodzenie. I nawet w tym filmie w tamtych czasach to przeszło.
Dziś łołkkulturowcy potrafią przypieprzyć się do czarnej aktorki dlatego, że nie urodziła się w jednym kraju tylko w innym. Bo kuźwa dla widza zamiast gry aktorskiej i wiarygodnym przedstawieniu postaci ważniejszy jest certyfikat urodzenia. Więc, potwórzę mój standardowy tekst, weź nie pierdol, że przypieprzanie się o pochodzenie to domena alt-rajtu. Przykładów w drugiej strony mamy wystarczająco dużo. Może to projekcje, może to mirroring, ale istnieje.
Co ty się do Rambo przypieprzyłeś? W tym filmie faceci zabijają facetów, ratują facetów i kłócą się z facetami i tak dalej. W Rambo II jest kobiet sztuk dwie, jedna kurewka a druga - uważaj - wojowniczka, która musi ratować Rambo dupę, jak ten jest uwięziony. A "ratowaną blondynką" w dwójce i trójce są amerykańscy żołnierze (i paru mudżachedinów), z czego jeden to już łysiejący i siwy. W Rambo IV dopiero pojawia się klasyczna "blondynka do ratowania", owszem, emocjonalny token fabuły, reszta to znowu faceci, faceci, faceci (piątki nie oglądałem, tam chyba jakaś córka się pojawia, nie wiem). Gdyby iść za Twoimi tezami o westernach, to kobiety w całym cyklu są tak rzadkie jak indianie w Westernach. Cykl Rambo to kawał męskiego kina, sam testosteron, estrogenu jak na lekarstwo. Jeżeli to ma kształtować publiczność, to nie wiem jak, chyba przez absencję kobiet.
Osiris napisał(a): Dla mnie granica zależy od samego twórcy. Jeśli mamy do czynienia z luźną adaptacją (jak w przypadku "Ania, nie Anna"), to niezbyt przeszkadzają mi dodatkowe wątki czy zmiany. W "Przeminęło z Wiatrem" widać intencję twórców przedstawienia świata w rzeczywistości historycznej (co nie znaczy, że im się udało) a działania bohaterów bardziej splatają się z ówczesnymi wydarzeniami. Ridley Scott jest tutaj ciekawym przykładem - jego filmy są na bakier z historią ale niektóre całkiem dobre, jak Gladiator. Tyle, że raczej nie chciał stworzyć dzieła wiernego źródłom więc dla mnie jest ok.
Pozwolę sobie streścić. Nie istnieją obiektywne granice, według których oceniasz filmy. Robisz to na podstawie psychologizacji reżyserów, ich zamiarów i chęci. W filmie, w którym jedymy "mocnym" elemente historycznym jest spalenie Atlanty dopatrujesz się dzieła historycznego. W dokumentacji o Kleopatrze (patrz niżej) już najwidoczniej nie. Bardzo uznaniowy to suwak, bardzo wygodny.
Cytat:Sam fakt, że setkom milionów chrześcijan zupełnie nie przeszkadza przedstawianie Jezusa jako białego blondyna a jednocześnie niektórzy z nich dostają kociokwiku na widok Kleopatry o ciemniejszej karnacji prowadzi do wniosku, że tutaj nie chodzi o historyczną wierność a o uprzedzenia.
No pewnie, takie ultra-chrześcijańskie państwo jak Egipt to z pewnością dobry przykład na potwierdzenie Twojej tezy. Mogłeś pozostać przy Dzeusie lub innych blackwashingowanych postaciach, ale wybrałeś sobie sam pole.
https://www.rmf24.pl/kultura/news-egipt-...rp_state=1
Cytat:Przecież Jacksonowi się jakoś udałoTutaj chodzi o to, że z jakiegoś powodu karnacja skóry wywołuje większy oddzwięk niż kolor włosów.
A co powiesz na to, że rudych też prześladowano? Oczywiście, nie z taką zaciętością i intensywnością jak murzynów, żydów czy cyganów. Ale to, że Ania była ciągnięta za rude włosy było doświadczeniem wielu rudzielców. Dziś trudno to sobie wyobrazić, ale znam opowieści rodzinne z przeszłości, co niektórym trauma została, farbują włosy do dziś.
Dziś trudno sobie to wyobrazić, nawet trzeba specjalnie tłumaczyć, że to kiedyś mogło być powodem do prześladowań, skoro dziś kobiety specjalnie farbują się na rudo (także wspomniana Afrodyta, wiadomo, ruda, bo to sexy). Dziś trzeba widzowi przedstawić dzisiejsze problemy, więc dawaj, murzynów, lesbijki, kogo tam jeszcze mamy na agendzie. To nawet zrozumiałe, produkujemy dla dzisiejszego widza, ale w pewnym momencie przekraczamy granicę do 1670 i do uświadamiania chłopów na temat globalnego ocieplenia.
Cytat:Rzecz w tym, że Ripley nie jest typowym stereotypowym przedstawieniem kobiety, w zasadzie jego przeciwieństwiem więc siłą rzeczy będzie wykonywać czynności tradycyjnie uznawane za męskie. Przecież o to biega w feminizmie albo czegoś tu nie rozumiem
No w pewnym sensie, w zdrowym rozumieniu tego słowa "feminizm". A nie w mniej zdrowym rozumieniu jako "akcjonizm feministyczny". Do tego drugiego gatunku wrzucam ludzi, którzy muszą każdy film interpretować pod względem uciskania osób bez chromosomu Y, dla których centralną wypowiedzią filmu Alien jest mansplaining, a reszta to otoczka.
Cytat:Większość odpowiada za obowiązujące trendy w globalnej kinematografii a co jakiś czas pojawia się perełka lub dwie które przesuwają je w nowym kierunku. Jeśli filmy Arniego, Stallone'a czy Van Damma oraz ich wielu naśladowców były tak popularne w latach 90-tych, to było to odzwierciedlenie panującej w tamtym czasie popytu na tego typu twórczość i w pewnym stopniu poglądów widowni. Co z tego, że Lars von Tier nakręcił w 2000 r. "Tańcząc w ciemnościach" skoro większość ludzi tego nie widziała gdyż poszła do kina na "Gladiatora" czy "X-menów".
Ach przestań o tym gównie dla masochistów chcących się upajać widokiem upokarzania kobiet, jakoby w zaszczytnym celu uświadamiania sobie tego i owego, a sumie tylko chodzi o brandzlowanie się przemocą. Lars von Trier to cyniczny producent horrorów dla ludzi czytających Krytykę Polityczną, poza estetyką nic nie różni jego dzieło od Piły.
EDIT: Cofam napisane wyżej słowa, pomerdały mi się dzieła Larsa v.T., odnosiłem się do innego filmiszcza.
Cytat:Ostatnio jest tego mniej ale masz serię fimów "Taken" z Liamem Neesonem, filmy Jasona Stathama (Transportery i inne takie) czy seria "Szybcy i wściekli" chociaż ta ostatnia odbiega trochę od tego modelu ponieważ kobiety partycypują w "ratowaniu". No i James Bond. Wystarczy przypomnieć sobie jaka gównoburza wybuchła gdy przez chwilę w ostatnim filmie agentem 007 została kobieta.
A tu masz przykład na to, jak gówniane filmy atakuje się za "woke-culture". To co wyżej opisuje zefciu. Cała seria Craiga zaczęła bombastycznie, żeby z filmu na film zjeżdżać w dół. W Skyfall byłajuż tylko wydmuszką, przepiękne zdjęcia i muzyka, ale nie zastanawiaj się nad treścią, bo zacznie boleć. Potem już nie dało się maskować. Danie kobiety to tylko symboliczne postawienie "kropki nad i" nad dekonstrukcją całej franczyzy tak, żeby już nic z niej nie zostało. Furtyna zapada, tusz.
Cytat:Jeśli użycie tego elementu kulturowego jest ok, to tak samo "zawłaszczenie" Kleopatry w netflixowym serialu również nie powinno stanowić problemu. A jak było, wszyscy wiemy
Wyżej pisałeś jakieś pierdoły o tym, że "historyczny / niehistoryczny". A tutaj podajesz po raz fafnasty serial w zamiarze historyczny. Produkowany jako fabularyzowany dokument, czyli z jeszcze większymi pretensjami do historyczności historycznej, niż przykładowo filmy z Zośką Loren. I w tym filmie ostatnia królowa i faraon egiptu, której greckie pochodzenie dynastii jest znane, która to dynastia dla zachowania hellenistyczności posuwała się do kazirodztwa, jest przedstawiana na wzór faraonów nubijskich.
Czy może twierdzisz, że to przypadek i nie ma nic wspólnego z amerykańską widownią, której czarna część twierdzi, że Kleopatra murzynką była i już? Wiem, ameryka to taki specyficzny kraj, ale jeszcze nikt nie wyprodukował filmu o płaskiej ziemi (poza ekranizacjami Prachetta). Choć może powinienem podkreślić "jeszcze"
Cytat:Rasizmu pewnie nie ale jednak jest to propagandowy sposób przedstawienia legendy o osadnikach amerykańskich. Indianie są w tle jeśli w ogóle są, a przecież to oni pierwotnie osiedlili się na tych terenach. Jest w ogóle jakiś znany film, w którym głównym bohaterem byłby rdzenny Amerykanin? Przychodzi mi do głowy jedynie "Winnetou". Tylko szkoda, że grał go Francuz
A Schindlera grał Irlandczyk a nie rodowity Niemiec, podobnie jak Brunera grał Polak w pewnym znanym serialu, to tak na marginesie. Spotkałem się kiedyś z tym argumentem wobec "najbardziej antyislamskiego filmu wszechczasów", czyli Delta Force. Kamieniem obrazy było to, że wrednych muzułmanów grali tam hindusi. Natomiast to, że film oparty był na faktycznych wydarzeniach, i zwłaszcza sceny tortur i zabójstw odpowiadały relacjom z lotu 847 widocznie były bzdetami bez znaczenia.
To zresztą typowe dla łołkkulturowców, przypieprzanie się do aktorów grających. Podczas gdy to nie o kolor skóry lub posiadanie penisa chodzi, a o wiarygodność postaci. Jeżeli Krystyna Feldman gra Nikifora, to potrafi ona wiarygodnie grać faceta. Jeżeli Placido Domingo gra Otella (postać nie-historyczna, ale kojarzona etnicznie), to wystarczy blackfacing, ten, charakteryzacja i spoko. Ale to było w 1986, dziś by nie przeszło. A riserczując do tematu dowiedziałem się, że główny aktor Przeminęło z Wiatrem, tak, Clark Gable, miał częściowo murzyńskie pochodzenie. I nawet w tym filmie w tamtych czasach to przeszło.
Dziś łołkkulturowcy potrafią przypieprzyć się do czarnej aktorki dlatego, że nie urodziła się w jednym kraju tylko w innym. Bo kuźwa dla widza zamiast gry aktorskiej i wiarygodnym przedstawieniu postaci ważniejszy jest certyfikat urodzenia. Więc, potwórzę mój standardowy tekst, weź nie pierdol, że przypieprzanie się o pochodzenie to domena alt-rajtu. Przykładów w drugiej strony mamy wystarczająco dużo. Może to projekcje, może to mirroring, ale istnieje.
Cytat:Cytat:Póki co nie zauważyłem, żebyś podał jakiś film sztuk jeden. Ciągle argumentujesz z pozycji, że większość filmów jest taka-a-siaka, wiedzą to wszyscy więc to prawda. I tak, dla obalenia argumentacji wystarczą nawet nie dwa a jeden przykład, jeżeli jest wystarczająco znaczący. Nie jakiś film direct-to-DVD, jakiś Steven Segal lub Michael Dudikoff dorabiający do emerytuey, ale dzieło oglądane po dziś dzień, będące częścią kultury, które się cytuje i do którego się odnosi.Przecież nie w tym rzecz. Mowa jest nie o dzisiejszych czasach a właśnie o poprzednich dekadach. Jeśli spojrzymy na box office z tamtych lat, to powinno dać nam jakiś ogląd tego, co ludzie uważali za fajne a co za tym idzie, nie będące w dużej sprzeczności z ich poglądami. Znowu przykłady z USA ale dają one ogląd na cały świat zachodni w dość dużym stopniu. Chyba można się zgodzić, że "Rambo" miał większy wpływ na globalną świadomość społeczną niż "Paradyzja"?
Co ty się do Rambo przypieprzyłeś? W tym filmie faceci zabijają facetów, ratują facetów i kłócą się z facetami i tak dalej. W Rambo II jest kobiet sztuk dwie, jedna kurewka a druga - uważaj - wojowniczka, która musi ratować Rambo dupę, jak ten jest uwięziony. A "ratowaną blondynką" w dwójce i trójce są amerykańscy żołnierze (i paru mudżachedinów), z czego jeden to już łysiejący i siwy. W Rambo IV dopiero pojawia się klasyczna "blondynka do ratowania", owszem, emocjonalny token fabuły, reszta to znowu faceci, faceci, faceci (piątki nie oglądałem, tam chyba jakaś córka się pojawia, nie wiem). Gdyby iść za Twoimi tezami o westernach, to kobiety w całym cyklu są tak rzadkie jak indianie w Westernach. Cykl Rambo to kawał męskiego kina, sam testosteron, estrogenu jak na lekarstwo. Jeżeli to ma kształtować publiczność, to nie wiem jak, chyba przez absencję kobiet.
Wszystko ma swój czas
i jest wyznaczona godzina
na wszystkie sprawy pod niebem
Koh 3:1-8 (edycje własne)
i jest wyznaczona godzina
na wszystkie sprawy pod niebem
Spoiler!


Tutaj chodzi o to, że z jakiegoś powodu karnacja skóry wywołuje większy oddzwięk niż kolor włosów.