DziadBorowy napisał(a): To jest kwestia nie zamieszkania ale ogólnej wiedzy i wrażliwości. Większość ludzi jednak odruchowo ocenia według tego co widzi we własnym otoczeniu i nie potrafi zrozumieć problemów osób, które żyją w warunkach diametralnie innych. PO tym już kiedyś rozmawialiśmy. Wrażliwość też ulega różnym trendom. Na przykład w polskich środowiskach z kręgów lewicy tożsamościowo-obyczajowej wypada interesować się problemami uchodźców i czy LGBT, ale już problemy ludzi biedniejszych często są ignorowane, zwłaszcza jeśli ci ludzie nie mają odpowiednio "fajnych" poglądów.
Osiris napisał(a): akiś odsetek procenta takimi rzeczami się przejmuje natomiast do tej kategorii wrzucani są teraz ludzie którzy zwracają po prostu uwagę na różne problemy. Prymitywna ale od zawsze skuteczna metoda aby zneutralizować drugą stronę politycznego dyskursu, przez rozszerzenie kategorii i ośmieszenie ich.Prymitywna, ale niestety dość szeroko rozpowszechniona.
zefciu napisał(a): Jeśli zatem łołkizm nie jest synonimem lewicowości, to gdzie różnica?Ogólnie w przypierdalaniu się do wszystkiego. Większość ludzi o lewicowych poglądach jednak nie reaguje histerią na to, że ktoś ma inne poglądy, a nawet te poglądy wyraża albo że te poglądy są reprezentowane w jakimś książce czy filmie ani nie domaga się wywalenia kogoś z pracy za poglądy. Ani nie wymyśla, że zjedzenie sałatki przy grubej osobie to fatfobia.
bert04 napisał(a): Dr. Quinn to dla mnie podobne sub-genre femiwesternu, w którym stereotypy są przedstawione plakatywnie zgodnie z aktualną linią poprawności politycznej. Być może nie raziło tak mocno, bo ówczesne standardy p.c. nie były tak odjechane jak dziś, gdyby ten serial powstał w naszych czasach, musiałby zawierać motyw Brockeback Mountain, najlepiej między indiańskimi wodzami (zakładam, że tam nie było, oglądałem tylko okazyjnie).No właśnie serial zawierał ten motyw. Tylko nie między indiańskimi wodzami. W jednym z odcinków pojawił się Walt Whitman, który być może rzeczywiście był gejem. Z tego, co pamiętam, z jakiegoś jego wiersza czy listu wynikało, że jest pisany raczej do faceta niż babki i Michaela tłumaczyła Brianowi, że czasami ludzie kochają kogoś tej samej płci.
bert04 napisał(a): Akcja Ani jest w Kanadzie. Książka została napisana 100 lat po zakazie niewolnictwa w Imperium Brytyjskim a 40 lat po wojnie secesyjnej i zakazie tegoż w USA. Na Wyspie Swiętego Edwarda niewolnictwo jest tak samo "normą" jak, nie wiem, w dzisiejszej Polsce konflikty po I wojnie swiatowej, plebiscyt na Sląsku, konflikty między legionistami Piłsudskiego a błękitną armią Hallera. Owszem, można jakoś wtrynić problemy rasowe w to dzieło, wszystko można, ale nie twierdźmy, że robimy to ze względu na przemilczanie tego palącego i aktualnego problemu w oryginale książkowym. Równie dobrze moglibyśmy wtryniać problemy Majów w Meksyku, te nawet w 1905 były bardziej aktualne.Właśnie na tym polega problem, że tam wszystko jest WTRYNIONE. Nawet tego nieszczęsnego Gilberta musieli wysłać na Trynidad. A zaczęli dobrze, bo od poruszenia problemu francuskojęzycznych najemników, którzy na ówczesnej kanadyjskiej prowincji byli taka grupą o niższym statusie.
zefciu napisał(a): Nie było takiego pojęcia. Natomiast zjawisko ostracyzmu społecznego dla osób głoszących poglądy nieakceptowane istnieje od kiedy istnieją społeczeństwa ludzkie. To że kiedyś ostracyzm (lub nawet przemoc) groziła za głoszenie poglądów na temat bozi, a dzisiaj grozi za postulowanie eksterminacji osób transpłciowych to rzeczywiście zmiana (czy na lepszy czy gorsze to każdy sam ocenia zależnie od poziomu swojego łołkizmu).Tyle że to nie jest prawda. Ostracyzm grozi też za powiedzenie, że istnieją dwie płcie albo głosowanie na PiS.
- Myślałem, że ty nie znasz lęku.
- Mylisz się. Lęku nie zna tylko głupiec.
- A co robi wojownik, kiedy czuje strach?
- Pokonuje go. To jest w każdej bitwie nasz pierwszy martwy wróg.
- Mylisz się. Lęku nie zna tylko głupiec.
- A co robi wojownik, kiedy czuje strach?
- Pokonuje go. To jest w każdej bitwie nasz pierwszy martwy wróg.

