Ogólnie realia były takie, że ciemnoskórzy władcy jasnoskórych mogli się zdarzać, ale nie byli zbyt prawdopodobni. Po prostu najlepsze warunki dla rozwoju cywilizacji były w klimacie podzwrotnikowym na młodej geologii. A tam dominują odcienie śniade i oliwkowe. Po drugie ciemnoskórzy zwykle byli od tego obszaru oddzieleni jakąś pustynią. Więc zwykle nie mieli ani know-how do podboju, ani nawet sensownego dostępu. Wyjątki to w zasadzie tylko Egipt, Arabia (trafił się podbój etiopski) i Indie (ale chyba nigdy drawidyjski podbój północy się nie zdarzył).
Mówiąc prościej propedegnacja deglomeratywna załamuje się w punkcie adekwatnej symbiozy tejże wizji.


