kmat napisał(a): Koniec Valyrii był taki, że pieprznął im jakiś ichni odpowiednik Yellowstone. Żadne tam wojny smoczych lordów, tylko tektonika płyt.
Pieprznął czy nie pieprznął, zapomniałeś, że to pieprznięcie miało swoje przyczyny. O wojnach smoczych wspomniano w serialu. Czy w książce ten motyw też był, nie pamiętam, trochę czasu minęło jak czytałem. W serialu Viserys wspomina o wizjach, które jego przodkowie mieli, zanim opuścili Valyrię, żeby zamieszkać na smoczej skale. W serialu w pewnym momencie Viserys ostrzega przed wojną domową IIRC, że już raz smoki walczyły ze smokami i że to miało doprowadzić do zagłady. W oryginalnych książkach wspomnany jest motyw, że Ludzie Bez Twarzy, których geneza sięga niewolników w Valyrii, przyczynili się do ich zagłady, ale to tylko aluzja bez szczegółów. A GRR Martin w World of Ice and Fire dołącza też dalsze spekulacje o magicznym rodowodzie kataklizmu,
https://westeros.pl/rozkwit-i-zaglada-ja...c-valyrii/
https://awoiaf.westeros.org/index.php/Do...7D.7D.7D-3
Cytat:bert04 napisał(a): Tak więc wystarczy, że jeden ród nie przykładał tak wielkiej wagi do czystości krwi i już mamy teoretyczną możliwość. Czy to przez związki z Naatki, czy z Letniakami czy z jakimś innym narodem o ciemnej karnacji.Tylko po cholerę. W najbliższym otoczeniu mieli Westerosów i ludzi z Wolnych Miast, w tym Lyseńczyków, którzy zachowali mocno valyriańską urodę. Naathi czy Letniacy nie bardzo ingerowali w politykę tych obszarów, zresztą zasadniczo trafiali tam jako niewolnicy. Dlatego np. negroidalni Nieskalani są czymś spodziewanym. Velaryonowie nie. Zresztą ta dyskusja jest trochę od czapy, bo serialowi Velaryonowie są w pierwszym pokoleniu całkowicie negroidalni, a nie jakaś siódma woda po kisielu. Co nie ma w świecie przedstawionym żadnego sensu.
Wszystko to niby racja, ale jest jeszcze druga strona. Tagaryenowie nie byli żadnym tam najpotężniejszym rodem w Valyrii, ich znaczenie było raczej takie, że wysyłano ich na podboje jakichś dalekich skał na zadupiu (a Westeros wtedy było zadupiem), podczas gdy ważni lordowie spierali się o złote kalesony. A mimo to wśród trzech rodów ocalałych z zagłady byli oni jeszcze najbardziej znaczący. Tak więc można spokojnie założyć, że dwa pomniejsze rody, które razem z nimi na doczepkę się uratowały, były jeszcze mniejsze w hierarchii. Być może nawet - wyrzutkowie. W każdym razie pasuje to do narracji, że te dwa mniejsze rody nie musiały odpowiadać stereotypowi Valyrianów, mogły być wręcz "klientami" Tagaryanów właśnie przez ich odmienność, logika się trzyma.
Porównam to też do zjawiska dryfu genetycznego, jeżeli ze sporej populacji w wynika nagłego kataklizmu ocaleje mała liczba osobników, statystyczne rozłożenie genomów nie odpowiada populacji poprzedniej, rzadkie osobniki mogą być nagle nadreprezentowane tylko przez to, że były poza sferą katastrofy w dniu X. Wszystko to co napisałeś "spodziewaniu się" tego czy śmego jest więc słuszne, ale dla naszego przypadku wystarczy, że taka odmiana będzie w granicach prawdopodobieństwa. A nadal tak jest.
To, że autorzy serialu naginają narrację do inkludowania murzynów, to oczywiście też racja i zgoda. Tyle że dla mnie to "tylko" naginanie, a nie przeginanie, jak raczyłeś wyrazić.
Wszystko ma swój czas
i jest wyznaczona godzina
na wszystkie sprawy pod niebem
Koh 3:1-8 (edycje własne)
i jest wyznaczona godzina
na wszystkie sprawy pod niebem
Spoiler!

