Neuro napisał(a): Jeśli patrzymy na to od zewnętrznej strony, to nie bardzo widzę, czemu miałoby tak być.
Podałem konkretny przykład. Przejeżdżasz koło wypadku nie zatrzymując się. Ponieważ widziałeś wypadek i zdajesz sobie sprawę z tego, że mogą tam umrzeć ludzie, masz odpowiedzialność za ich los.
Cytat:Jedyne rozumienie tego jakie widzę jako sensowne, dotyczy sytuacji, w której rodzi się w nas dobra chęć (będącą z nami w harmonii), inspiracja do czegoś dobrego, a my za tym nie idziemy - wtedy to można uznać za nieoptymalne.
To byłaby "etyka chęci". Jeżeli chcemy pomóc rannym w wypadku a tego nie robimy, mamy odpowiedzialność, a jak nam to wisi i dynda, nie mamy. Tyle że to nie jest opis odpowiedzialności a opis tego, co potocznie określamy jako wyrzuty sumienia. W tej "etyce chęci" osoba z wyrzutami sumienia miałaby odpowiedzialność za ewentulaną śmierć osób w wypadku, a osoba bez takowych - nie miałaby.
Cytat:Czy rzeczywiście byłby to błąd równy podjęciu negatywnej akcji?
Powyżej rozpatrywałem wartość czynu i nie-czynu, niezależnie od tego, czy konkretny czyn ma jeszcze jakiś atrybut moralny, negatywny lub nie. Zatrzymanie samochodu na poboczu jest moralnie neutralne, zatrzymanie z piskiem opon na drodze - już nie. Jak wyżej pisałem, kiedyś uznawałem, że ten atrybut moralny jest ważniejszy od efektów, więc w sytuacjach negatywnych akcji jesteśmy skazani na niedziałnie.
Cytat:Tak bym jednak raczej nie przyjął. Mam poczucie mniejszego ciężaru gatunkowego w takiej kwestii. Z 'moralnego' punktu widzenia widziałbym tutaj jedynie co najwyżej problem nie wybrania czegoś dobrego, inspirowanego.
"Moralność indywidualna" nie jest moralnością, a przynajmniej nie w ujęciu Kanta. Każda moralność rozbija się o nadrzędną zasadę, czy moja zasada działania (lub nie-działania) może być nadrzędną zasadą dla wszyskich ludzi. A nie tylko - na poprawę mojego samopoczucia.
Cytat:Dla mnie jednak sformułowanie "konsekwencje nie-działania" jawi się jako coś nielogicznego. Jeśli nie ma działania, to nie ma właśnie konsekwencji.
Jeżeli widzisz, że dziecko koło ciebie biegnie na ulicę pełną samochodów za piłeczką, nie-działanie będzie miało konsekwencje.
Cytat:Postrzegam takie sformułowanie jako semantyczne nadużycie. Rozumiem, że ktoś to może potraktować jako skrót myślowy, ale kiedy chcemy zbadać dokładnie sprawę, to w mojej ocenie takimi skrótami myślowymi łatwo sytuację zaciemnić. A gdy ją rozjaśnimy, to może się okazać, że jednak w praktyce trudno mówić o czymś takim jak "konsekwencje nie-działania".
Mam nadzieję, że dwa przykłady powyższe rozjaśniły kwestię. Bo co to za etyka, która na konkretnych przykładach się nie sprawdza?
Cytat:Swoją drogą, to jeden z głównych problemów jakie miałem z nauką katolicką - własnie takie semantyczne nadużycia, zaciemniające w moim odbiorze sytuację.
Posługuję się katolickimi pojęciami z dwóch powodów, po pierwsze towarzyszyły mi przez większość życia, po drugie na nich opierałem też moje podejście do konkretnie kwestii aborcji. Jednym z powodów mojej "wewnętrznej apostazji" jest właśnie to, że ta katolicka nauka jest pełna wewnętrznych sprzeczności w tym stylu. Na pierwszej stronie ustala nadrzędne zasady postępowania. A na stronie 90-tej prezentuje wykładnię, która te nadrzędne zasady ignoruje, gdyż gdzieś-tam ktoś-tam kiedyś-tam powiedział, że kwestia X jest dobra a Y zła. I teraz naginamy semantykę tak, żeby zaciemnić ową sprzeczność. Najczęściej, choć nie wyłącznie, w sprawach około-seksualnych, jak homoseskualizm, aborcja i tak dalej.
Cytat:Właśnie jakoś nie do końca mnie przekonuje mówienie tutaj o odpowiedzialności - właściwie za co? Co najwyżej może możemy mówić o odpowiedzialności wobec poruszeń własnego serca. Ludzkiego prawa bym oczywiście w to nie mieszał, bo nieraz opiera się ono po prostu na przesłankach utylitarnych (lub ludzkich emocji).
Nie wiem, co masz na myśli względem "odpowiedzialności wobec poruszeń własnego serca". Wygląda mi to na jakieś górnolotne opisanie moralności w stylu "zło jest to, po czym się źle czujesz, dobre jest to, po czym się dobrze czujesz". Nie pierwszy raz stykam się z tego typu opisem moralności, nazywam ją "moralność indywidualna" dla własnych potrzeb, nawet nie wiem, czy istnieje jakieś oficjalne określenie tego. Z powodów wymienionych wyżej nie uznaję tego za moralność, dla mnie różnica między moralnością a nie-moralnością to Kant.
Ale nawet jeżeli by uznać, że tego typu "odpowiedzialność wobec poruszeń własnego serca" jest zasadą moralną, to jak chcesz z tego wyprowadza jakiekolwiek zasady wobec aborcji? Dla ciebie to zło, bo się potem źle czujesz, dla innego dobro, bo się dobrze czuje, czemu uważasz, że masz prawo innym bronić dostępu do szczęścia na ich sposób? Bo twoje poruszenia serca są ważniejsze niż poruszenia serca innych ludzi, bezpośredni z tą kwestią związanych?
Cytat:Nie bardzo widzę logiczny powód, dla którego miałoby faktycznie tak być. Ja wiem, że różni demagodzy w przestrzeni publicznej posługiwali się nieraz tego typu wypowiedziami (na przykład Magdalena Środa w wyborach prezydenckich 2010 r. "Brak udziału w wyborach to głos na Jarosława Kaczyńskiego"). I na poziomie emocjonalnym pewnie tego typu wypowiedzi mogą osiągać nieraz efekt perswazji. Jednak z logicznego punktu widzenia to dla mnie za słaby powód.
Ależ przecież akurat z logicznego punktu widzenia to jak najbardziej prawidłowy tok myślenia, udowodniony na wielką skalę w wyborach prezydenckich w USA w 2016. Cała kampania prowadzona przez Cambridge analytica miała dwa cele:
- zachęcić zwolenników Trumpa do głosowania.
- zniechęcić zwolenników Cliton do głosowania.
Tylko tyle, nic argumentacji, nic przekonywania Demokratów, że lepiej głosować na Republikanina. Tylko zachęcanie jednych, zniechęcanie drugich, a wszystko przy udziale inteligentego analizowania preferencji wyborczych i docelowego używania reklam facebooka. I starczyło, każdy głos nie-oddany na Clinton był na wagę złota i zdecydował o wygranej konkurenta.
W polskich realiach ta zasada może nie zawsze się sprawdza, ale w przypadku PiS zasadniczo tak, gdyż ta partia sama pozbawiła się zdolności koalicyjnych (poza kręgiem ZP), więc każdy głos na innego kandydata jest głosem przeciw tej partii. Proste jak budowa cepa.
Wszystko ma swój czas
i jest wyznaczona godzina
na wszystkie sprawy pod niebem
Koh 3:1-8 (edycje własne)
i jest wyznaczona godzina
na wszystkie sprawy pod niebem
Spoiler!

