Ja bym zwrócił uwagę jeszcze na jeden aspekt.
To o czym jest ten wątek można podpiąć pod socjologiczne pojęcie „anomii”.
Coś w tym jest.
Istnieje coś takiego, jak granica akceptacji dla szeroko pojętej nowości i przemian społecznych.
Nawet jeżeli uznajemy się za postępowych, jesteśmy mniejszymi lub większymi konserwatystami wychowanymi w pewnym systemie imprintowanym w dzieciństwie.
I nasza zdolność do akceptowania zmian jest jakoś ograniczona.
A dzisiejsze czasy charakteryzują się tym, że niby żyjemy w czasach pokoju i stagnacji, ale z drugiej strony nasza świadomość jest ciągle przeorywana przez kolejne fale kulturowej rewolucji.
Teraz doszła jeszcze eko, AI i mamy komplet - nasz świat (a szczególnie mój) kompletnie nie przypomina tego, który wyssaliśmy.
Nie dziwię się tym, którzy popadają w wycofanie, negację lub alkoholizm.
To o czym jest ten wątek można podpiąć pod socjologiczne pojęcie „anomii”.
Cytat:Anomia (gr. a- = „bez”, nomos = „prawo”) – niespójność wewnątrz systemu aksjonormatywnego[1], poczucie niepewności i bezcelowości w społeczeństwie w wyniku nagłych zmian społecznych i załamania się porządku społecznego. W takiej sytuacji nie ma pewności, jakie reguły powinny być przestrzegane, ponieważ dotychczas obowiązujące normy nie pasują do nowej rzeczywistości, a nowe nie są jeszcze ukształtowane. Prowadzi to do wzrostu liczby zachowań o charakterze dewiacyjnym i przestępczym[2][3].
Pojęcie, ukute przez Josepha Glanvilla[4], wprowadzone zostało do socjologii przez Émile’a Durkheima. Wykazał on jej wpływ na rodzaj zachowań samobójczych, określanych przez niego jako samobójstwa anomiczne, popełniane w sytuacji braku regulacji[3]. Później koncepcję anomii rozwinął Robert K. Merton, dla którego zjawisko to wiązało się z presją społeczeństwa na jednostkę. Jednostki społeczne nie mają możliwości zrealizowania społecznie narzucanych celów bądź uzyskania społecznie uznawanych wartości za pomocą społecznie akceptowanych środków, co prowadzi do pojawiania się w społeczeństwie zachowań dewiacyjnych, takich jak bunt, wycofanie, innowacja lub rytualizm[5].
Coś w tym jest.
Istnieje coś takiego, jak granica akceptacji dla szeroko pojętej nowości i przemian społecznych.
Nawet jeżeli uznajemy się za postępowych, jesteśmy mniejszymi lub większymi konserwatystami wychowanymi w pewnym systemie imprintowanym w dzieciństwie.
I nasza zdolność do akceptowania zmian jest jakoś ograniczona.
A dzisiejsze czasy charakteryzują się tym, że niby żyjemy w czasach pokoju i stagnacji, ale z drugiej strony nasza świadomość jest ciągle przeorywana przez kolejne fale kulturowej rewolucji.
Teraz doszła jeszcze eko, AI i mamy komplet - nasz świat (a szczególnie mój) kompletnie nie przypomina tego, który wyssaliśmy.
Nie dziwię się tym, którzy popadają w wycofanie, negację lub alkoholizm.
A nas Łódź urzekła szara - łódzki kurz i dym.

