zefciu napisał(a): Nie mam pojęcia. Choć jakąś wskazówką jest pytanie, czy gdyby zrobić film w ogóle o niebiałych ludziach — przedstawić jakieś wydarzenie z prekolumbijskiej Ameryki, ze starożytnych Chin, czy opowiedzieć o podbojach Zulusów, to czy białasy by na taki film poszły.
To jest dość proste pytanie - tak, poszłyby, bo już to robią. Przykład to np. Apocalypto. Ani jednego białasa (oprócz końcowej sceny z zacumowanymi w zatoce statkami Europejczyków). Film zebrał niezłe recenzje i swoje zarobił.
Są też mocne filmy niehistoryczne z elementami baśniowymi, ale osadzone w jakiś historycznych, chińskich realiach. Mam tu na myśli trzy produkcje, które bardzo dobrze trafiły do białasów. Osobiście uwielbiam je za klimat i stronę wizualną, a mianowicie: "Przyczajony tygrys, ukryty smok", "Dom latających sztyletów" oraz "Hero".
Chińczycy masowo produkują wiele typowych filmów historycznych, ale niestety sporo z nich pomimo dobrego budżetu trąci kiczem, źle przekazanym patosem, itp. Dlatego też nie odnoszą takich międzynarodowych sukcesów jak powyższe obrazy.
Jakby się tak zastanowić to trochę tego jest (oprócz Afryki, ale to stosunkowo łatwo wyjaśnić). I nawet jeśli jakieś białasy się w filmie pojawiają to wyłącznie jako tło, związane z daną epoką historyczną. Gdyby ich wyciąć to niczego to by obrazowi nie ujęło. Takim filmem są moim zdaniem "Wyznania Gejszy". Tutaj trzeba zaznaczyć jednak, że reżyserem był białas i za Japonki robiły w filmie Chinki i Malezyjka
Japończycy mają pełne prawo do protestowania.Bardzo lubię kino typowo białe, typowe żółte, typowo brązowe, itd. Dlatego, że jest dla mnie autentyczne i stanowi prawdziwy wyraz różnorodności. I tak a propos - właśnie jestem po seansie irańskiego "Smaku wiśni".
"Łatwo jest mówić o Polsce trudniej dla niej pracować jeszcze trudniej umierać a najtrudniej cierpieć"
NN
NN
