Baptiste napisał(a):bert04 napisał(a): Mam zresztą tezę, że podstawą psychologiczną homofibii męskiej jest właśnie to, strach przed byciem zgwałconym, molestowanym albo przynajmniej pożądliwie postrzeganym przez jakiegoś innego faceta. Homofobia jako strach mężczyzn przed męską agresją na poziomie, o którym sami wiedzą, że powoduje najgorsze efekty. Męska homofobia to takie spojrzenie w lustro i odraza przed tym, co się tam widzi.Mnie ta teza nie przekonuje. Homoseksualiści pojawiający się w żartach, satyrze czy też będący obiektem jakiś wulgarnych komentarzy to przede wszystkim osoby przyjmujące rolę pasywną, w domyśle odrzucający tradycyjną, samczą i władczą rolę mężczyzny. Ci niegroźni pod kątem ryzyka wybuchu agresji, gwałtu. I ten motyw ma miejsce od tysiącleci, także w czasach i miejscach gdzie homoseksualizm nie był tabu. Do tego stopnia, że w wielu tradycyjnych społecznościach takie osoby jeśli już mogły znaleźć swoje miejsce w społeczności to w kobiecym przybraniu (Hijra, itp.) Myślę, że takie odrzucenie męskiego pierwiastka było bardziej akceptowalne, ponieważ bądź co bądź utrzymywało ustalony status - podział na ruchających mężczyzn i kobiety.
Być może mamy jakąś różnicę postrzegania, ale w Polsce tzw. homobusy mają slogany "Stop pedofilii". Popularne w Polsce jest zrównywanie pedofilii, pederastii i ogólnie, pedalstwa. Pogarda dla "pasywnych" nie różni się wiele od pogardy dla kobiet, pardon, głupich blondynek, ogólnie wpisuje się w kulturę gwałtu, victimblamingu i kultu wyższości męskiej agresji. Jednakże ja nie piszę o kwestii pogardy a o kwestii fobii. Nie od dziś wiadomo, że homoseksualizm kobiecy nigdy nie był nawet w ułamku tak mocno obiektem homofobii, jak homoseksualizm męski. I to niezależnie od tego, czy dana lesbijka była "na dole" czy "u góry". Istnieje coś więcej, niż tylko pogarda dla słabości, którą opisujesz wyżej. to strach przed agresją.
Kiedyś dawno temu jeden kolega ze studiów na balu przebierańców założył damską perukę i jakąś kieckę. Największym szokiem dla niego było to, że ktoś go klepnął w tyłek. Niby mała rzecz, można powiedzieć znikoma. Niby jeszcze parę dekad temu normalna w Polsce, nawet parlamentarzyści klepali po tyłkach kobiety. A jednak. Stereotypowy homofob, który usłyszy, że nauczyciel jest pedałem, nie boi się tego, że ten pedał w jakiś darkroomach daje dupy innym facetom. On boi się, że ten pedał będzie dupczył jego synka. Jakby już nie starczyło księży i ministrantów.
Cytat:Jako prawak zastanawiałem się dlaczego mój poziom tolerancji (takie czyste odczucia) wobec LGBT jest zdecydowanie większy dla "T" aniżej "G". Tak sobie myślę, że może to mieć jakiś związek z tym powyżej.
No to ciekawa kombinacja. Pozwolę się dopytać, pod T rozumiesz transwestytów czy transseksów? Bo właśnie mam wrażenie, że tolerancja wobec facetów w sukienkach jest nieco wyższa od tolerancji wobec gejów. Ale tolerancja wobec facetów, którzy uważają się za kobiety - niższa. Ale mogę się mylić, zresztą różnie z tym bywa.
Cytat:Nie, ja uważam, że jeden jest bardziej realny i łatwiejszy w realizacji (w naszych, aktualnych, polskich warunkach, bo przecież nie amerykańskich) aniżeli ten drugi. To nie kwestia złego i dobrego.
W Polskich warunkach? Zadna agresja żadnych wrogich środowisk nie jest wystarczająco silna, żeby uzasadnić. A wiadomo, że po ewentualnej secesji Ziobryści walczyliby z Morawieckimi. A Tuskowcy ze Schetynowcami i Budkowcami. Jeżeli czynnikiem jednoczącym jest wspólny wróg, jego brak doprowadzi do dalszego rozdrobnienia z podobnym stopniem wrogości, jaki mamy teraz. Przecież tak wyłoniły się PO i PiS, na ruinach ruchu solidarnościowego, jak postkomuna okazała się słaba, obie partie poszły osobno, mimo nominalnie wspólnych korzeni.
EDIT TO ADD:
@Adeptus
Przeniesiony cytat z wątku równoległego o bezkrzyżnej Warszawie:
Adeptus napisał(a): "I tak się musisz cieszyć, że nie jesteś rasistą, mizoginem, czy homofobem. Bo gdybyś był, to w myśli ideologii Adeptusa byłbyś jeszcze dyskryminowany przez sam fakt istnienia osób o innym wyglądzie, kobiet i LGBT-ów"
Oczywiście. Podobnie jak osoby nie lubiące mnie są dyskryminowane przez sam fakt mojego istnienia.
https://ateista.pl/showthread.php?tid=15...#pid785409
Powyżej napisałeś coś podobnego w tym temacie. Cytuję: "KAŻDA kultura/religia kogoś rani". Koniec cytatu.
Tak więc sedno Twojej argumentacji jest, mniej więcej, takie:
- Dyskryminacja jest stanem powszechnym, nie istnieje taki pogląd, kultura, religia czy orientacja, która by nie dyskryminowała jakiejś innej osoby lub grupy
- Tolerancja jest z natury rzeczy aberracją, dajemy taką definicję, w której każdy sprzeciw wobec każdego zjawiska jest brakiem tejże tolerancji
- Wniosek jest taki, że należy tolerować dyskryminację.
Przyznaję, że jest w tym pewna spójność poglądowa. Poza jednym, słowo "tolerancja" zostało przez Ciebie zredukowane jak wyżej, brak sprzeciwu. Ja natomiast podałem Ci inną argumentację:
- Tolerancja należy się rzeczom, które nie można zmienić bez stosowania przemocy. Patrz, liberalizm, wolność pięści i nosa. Tak więc im bardziej dana cecha jest częścią natury osoby, tym bardziej należy ją tolerować.
- Dyskryminacja nie jest cechą immanentną, jest natomiast pochodną łamania nadrzędnej zasady liberalizmu. Twoja religia zakazuje jedzenia mięsa? Fajnie, żrzyj trawę, smacznego. Ale od zawartości mojego talerza się odfajkuj.
- W definicji tolerancji opartej na idei liberalizmu teza "nie ma tolerancji dla nietolerancji" jest poprawna.
Wszystko ma swój czas
i jest wyznaczona godzina
na wszystkie sprawy pod niebem
Koh 3:1-8 (edycje własne)
i jest wyznaczona godzina
na wszystkie sprawy pod niebem
Spoiler!

