Iselin napisał(a): Nazwiesz to pewnie teorią spiskową, ale tak, uważam, że jest bardzo możliwe, że wywołanie inby było przewidziane.Ale zupełnie nie uważam tego za teorię spiskową. Natomiast tak — osoby, które np. w czasach segregacji rasowej w USA praktykowały obywatelskie nieposłuszeństwo i bezczelnie lazły tam gdzie im nie było wolno też były świadome, że wywołają tym „inbę”. Osoby LGBT które dzisiaj ośmielają się być widoczne też zapewne zdają sobie sprawę, że o tę ich widoczność toczy się „inba”.
zefciu napisał(a): Nie wiem, o jakim symbolu i nawiązaniu teraz piszesz.O fresku „Ostatnia Wieczerza”, który mógł być inspiracją do określonego ustawienia postaci na początku przedstawienia.
Cytat:Grupa sparodiowała wydarzenie, którego elementem było ustanowienie Najświętszego Sakramentu, a jedna z osób udawała Jezusa.O nie nie nie. Nie było tam przecież żadnego elementu, który by bezpośrednio świadczył o tym, że mamy do czynienia z Ostatnią Wieczerzą z Biblii*. Jedyny element jaki pozwalał powiązać ten spektakl ze sceną biblijną to było właśnie użycie podobnej dynamiki, jak na słynnym obrazie przedstawiającym tę scenę. Gdyby nie ten obraz, to podobieństwo by się ograniczało do „ludzie są za stołem”.
*nawet jakbyśmy mieli, to oczywiście nadal nie byłoby to nic zdrożnego, bo Biblia jest tak samo współnym dziedzictwem chrześcijan i organizatorów otwarcia, jak fresk Leonarda
Cytat:I nawet jeśli się tego nie czuje, wypadałoby to uszanować, zwłaszcza na tego typu imprezie.No właśnie. Wypadałoby to uszanować i nie umieszczać podludzi w tym kontekście. Wypadałoby uszanować, że my sobie zawłaszczyliśmy to sacrum i Wam od naszego sacrum wara, bo to my jesteśmy prawdziwymi dziedzicami zachodniej kultury, a Wy jesteście jakimś wynaturzeniem.
Zauważ, że powtarzanie przez Ciebie haseł o tym, że „należało uszanować” to jest petitio principii. Bo ja nie argumentuję, że nie należało uszanować, tylko że teza iż dokonano jakiegoś aktu obrazy się nie broni.
Cytat:Kiedy moja przyjaciółka katoliczka czuje się czymś urażona czy zaniepokojona czymś, co nie akurat nie rusza, staram się albo to zrozumieć albo nie komentowaćI tutaj wchodzimy na grunty delikatne. Bo jestem w stanie sobie wyobrazić, że mój znajomy jest czymś oburzony, czym ja się nie oburzam. Np. zdekapitowanymi arystokratami śpiewającymi Ah! ça ira!. I staram się to zrozumieć, bo ludzie mają różne wrażliwości. Ale nie umiem sobie wyobrazić sytuacji, gdy mój znajomy jest kimś oburzony i ja staję po stronie tego oburzenia i proszę ładnie innego mojego znajomego, żeby łaskawie założył worek na głowę, bo trzeba uszanować uczucia osoby, którą brzydzi jego morda. Czułbym się wtedy skrajnie nielojalny.
