Gościu, krótko: żaden monoteizm nie był potrzebny, żeby w nauce empirycznej pojawił się dyktat wyników badań, które się rozprzestrzeniały, na ich bazie rodziły się naukowe społeczności, a wygrywał i "obowiązywał" paradygmat najbardziej obiecującego z projektów badawczych, co zrodziło nieco mylne wyobrażenie o jedności nauki. Tyle.
W ogóle to jest ciekawe, że jakaś laurka Ci wyszła na cześć greckich filozofów przyrody, którymi ja niby gardzę, a mi od początku chodzi jedynie o to, że teza Orlińskiego opiera się na porównaniu z dupy spekulatywnej różnorodności do względnej jedności naukowej, między którymi miał niby pośredniczyć monoteizm- tylko nie bardzo wiadomo, po jaką cholerę ten monoteizm... Nawet te różne filozofie i światopoglądy greckie opierały się na przekonaniach ich twórców i wyznawców, że prawda jest jedna i to oni ją posiadają. W to się nawet wpisują sceptycy, którzy mówili po prostu "nie wiemy" (bo nie wiedzieli, tylko mogli spekulować), a wizja Orlińskiego robi z Greków jakiś naród sofistów, którzy chyba jako jedyni się na tle tego dążenia do jednej prawdy rzeczywiście wybijali. A to, że sobie półmityczny Tales coś tam policzył, to nie znaczy, że między tym jego liczeniem a jego "wszystko z wody" zachodzi jakaś ciągłość. Bo niby jaka? Nie bez powodu w kontekście nauki mówi się o naturalizmie METODOLOGICZNYM. Nie trzeba być naturalistą, żeby prowadzić eksperymenty i formułować hipotezy i prawa, które opisują reguły zachodzenia zjawisk, a nie są żadną wielką narracją na temat tego, z czego świat cały się składa i wszystko w nim wynika i jaka zasada ogólna nim rządzi zawsze i wszędy od samego początku. Zresztą można racjonalnie wnioskować, że to praktyczna efektywność takiego behawioryzmu przyrody inspirowała te spekulatywne narracje kosmologiczne, a nie odwrotnie. To odwrotne przejście zresztą jest zupełnie nieprzekonujące. A badania naukowe naprawdę nie potrzebują inspiracji w postaci spekulatywnych, kosmologicznych narracji, tylko inspirują się wzajemnie swoimi wynikami (skutecznością przewidywań) i praktyką, która do nich doprowadziła.
Reszta to bajania. To nie tak, że do naturalizmu metodologicznego dochodzi się od naturalizmu światopoglądowego. To siły nadnaturalne stopniowo ustępują przed wynikami konkretnych poznawczych przedsięwzięć, gdy te produkują wyniki. Bozia luk się stopniowo usuwa wraz z wypełnianiem luk tym, co praktyczne.
ps.
Ten "drugi" to miał być Kopernik zainspirowany Arystarchem. ;]
pps.
Ja byłbym jednak zainteresowany bardzo jakimś potwierdzeniem powielanych przez Ciebie dyrdymałów o wielkiej roli chrześcijańskiego monoteizmu w rozwoju nauki (dokładnie w wersji, którą przypisujesz Orlińskiemu), bo takie arbitralne postawienie kilku kropek w tej łączącej je narracji jest jednak cokolwiek nieprzekonujące.
W ogóle to jest ciekawe, że jakaś laurka Ci wyszła na cześć greckich filozofów przyrody, którymi ja niby gardzę, a mi od początku chodzi jedynie o to, że teza Orlińskiego opiera się na porównaniu z dupy spekulatywnej różnorodności do względnej jedności naukowej, między którymi miał niby pośredniczyć monoteizm- tylko nie bardzo wiadomo, po jaką cholerę ten monoteizm... Nawet te różne filozofie i światopoglądy greckie opierały się na przekonaniach ich twórców i wyznawców, że prawda jest jedna i to oni ją posiadają. W to się nawet wpisują sceptycy, którzy mówili po prostu "nie wiemy" (bo nie wiedzieli, tylko mogli spekulować), a wizja Orlińskiego robi z Greków jakiś naród sofistów, którzy chyba jako jedyni się na tle tego dążenia do jednej prawdy rzeczywiście wybijali. A to, że sobie półmityczny Tales coś tam policzył, to nie znaczy, że między tym jego liczeniem a jego "wszystko z wody" zachodzi jakaś ciągłość. Bo niby jaka? Nie bez powodu w kontekście nauki mówi się o naturalizmie METODOLOGICZNYM. Nie trzeba być naturalistą, żeby prowadzić eksperymenty i formułować hipotezy i prawa, które opisują reguły zachodzenia zjawisk, a nie są żadną wielką narracją na temat tego, z czego świat cały się składa i wszystko w nim wynika i jaka zasada ogólna nim rządzi zawsze i wszędy od samego początku. Zresztą można racjonalnie wnioskować, że to praktyczna efektywność takiego behawioryzmu przyrody inspirowała te spekulatywne narracje kosmologiczne, a nie odwrotnie. To odwrotne przejście zresztą jest zupełnie nieprzekonujące. A badania naukowe naprawdę nie potrzebują inspiracji w postaci spekulatywnych, kosmologicznych narracji, tylko inspirują się wzajemnie swoimi wynikami (skutecznością przewidywań) i praktyką, która do nich doprowadziła.
Reszta to bajania. To nie tak, że do naturalizmu metodologicznego dochodzi się od naturalizmu światopoglądowego. To siły nadnaturalne stopniowo ustępują przed wynikami konkretnych poznawczych przedsięwzięć, gdy te produkują wyniki. Bozia luk się stopniowo usuwa wraz z wypełnianiem luk tym, co praktyczne.
ps.
Ten "drugi" to miał być Kopernik zainspirowany Arystarchem. ;]
pps.
bert04 napisał(a): Twoich dyrdymałów
Ja byłbym jednak zainteresowany bardzo jakimś potwierdzeniem powielanych przez Ciebie dyrdymałów o wielkiej roli chrześcijańskiego monoteizmu w rozwoju nauki (dokładnie w wersji, którą przypisujesz Orlińskiemu), bo takie arbitralne postawienie kilku kropek w tej łączącej je narracji jest jednak cokolwiek nieprzekonujące.
All cognizing aims at "delivering a grip on the patterns that matter for the interactions that matter"
(Wszelkie poznanie ma na celu "uchwycenie wzorców mających znaczenie dla interakcji mających znaczenie")
Andy Clark
Moje miejsce na FB:
https://www.facebook.com/Postmoralno%C5%...1700366315
(Wszelkie poznanie ma na celu "uchwycenie wzorców mających znaczenie dla interakcji mających znaczenie")
Andy Clark
Moje miejsce na FB:
https://www.facebook.com/Postmoralno%C5%...1700366315

