W analizie przytoczonej przez Baptiste zabrakło mi jednego, w moim mniemaniu wcale nie takiego błahego czynnika - presji na rolę idealnego rodzica. Dotyczy to głównie rodziców, którzy już dziecko mają, dlatego nie leży to zapewne w TOP-ce problemów, bo te - jak wiemy - generują głównie bezdzietni. Niemniej wiele matek i ojców jest tak wykończonych ciągłym "stróżowaniem" nad rozwojem swojego dziecka, że kolejnego im się po prostu odechciewa. W tym momencie włącza się klasyczne januszowe: "panie, kiedyś to było", ale akurat jest w tym sporo racji, bo wedle obecnych standardów roczniki z mojego i wcześniejszych pokoleń powinny ulec samozagładzie. Powinniśmy utonąć, porozbijać sobie łby, zostać porwani albo umrzeć z powodu niedożywienia/nieprawidłowego żywienia. Nie wspominam również o tym, że powinniśmy wyrosnąć na ostatnich tumanów, bo przecież nie uczęszczaliśmy na szereg zajęć pozalekcyjnych z końmi, szachami, tańcami, karate oraz językiem angielskim, fińskim i mandaryńskim na czele. Nie twierdzę, że czasy mojego dzieciństwa były wzorem wychowawczym, ba - w wielu przypadkach wajcha szła w drugą stronę rodząc sporo patologii, ale mimo wszystko przeżyliśmy bez tego parasola i mamy się dobrze. W mojej opinii wychowanie dziecka w tych czasach wiąże się ze znacznie większym stresem i psychicznym wypaleniem, co część ludzi od perspektywy rodzicielstwa po prostu odstrasza, a tym, którzy już to przeszli, nierzadko brakuje już sił i chęci by bawić się w to ponownie.
A słowem ogólnego komentarza, to ludzkość sama dąży do samoograniczenia. Jesteśmy jedynym gatunkiem na tej planecie, który pokonał biologię - nie tylko w kontekście zapobiegania rozmnażaniu się, ale i wykorzystywaniu świata w sposób, w jaki żaden gatunek dotychczas tego nie robił. Taka jest najwidoczniej cena zbyt rozwiniętego mózgu. Być może kiedyś homo sapiens sapiens skurczy się do rozmiarów garstki cyberpunkowych "panów" i rozrzuconych gdzieniegdzie gromad żyjących w harmonii z przyrodą niczym Fremeni z Arrakis. Mokry sen mizantropów spod herbu Lumbera, do których i mi coraz bliżej, jeśli mam być szczery. Ziemia bez nas doskonale sobie poradzi, my bez niej - wprost przeciwnie.
A słowem ogólnego komentarza, to ludzkość sama dąży do samoograniczenia. Jesteśmy jedynym gatunkiem na tej planecie, który pokonał biologię - nie tylko w kontekście zapobiegania rozmnażaniu się, ale i wykorzystywaniu świata w sposób, w jaki żaden gatunek dotychczas tego nie robił. Taka jest najwidoczniej cena zbyt rozwiniętego mózgu. Być może kiedyś homo sapiens sapiens skurczy się do rozmiarów garstki cyberpunkowych "panów" i rozrzuconych gdzieniegdzie gromad żyjących w harmonii z przyrodą niczym Fremeni z Arrakis. Mokry sen mizantropów spod herbu Lumbera, do których i mi coraz bliżej, jeśli mam być szczery. Ziemia bez nas doskonale sobie poradzi, my bez niej - wprost przeciwnie.
"Gdzie kończy się logika, tam zaczyna się administracja".
Nie cierpię administracji.
Jestem absolwentem administracji.
Chcę zmieniać administrację.
Nie cierpię administracji.
Jestem absolwentem administracji.
Chcę zmieniać administrację.

