Ludzie mogą mieć horyzonty wynikające z wykształcenia, ale mogą jednocześnie nie mieć horyzontów wynikających z obycia z ludźmi w innej sytuacji i o innych poglądach niż oni sami. Na przykład wielu wykształconym ludziom trudno czasami zrozumieć, że dla osób na prowincji czy nawet wielodzietnych z miast samochód to nie śmierdząca fanaberia, tylko niezbędny środek dotarcia do pracy i lekarza. Tak samo narzekają, że niewykształceni ludzie nie potrafią docenić korzyści płynących z imigracji, a brak im horyzontów, żeby uświadomić sobie, że inne oblicza imigracji widzi się jako pracownik umysłowy mieszkający w lepszej dzielnicy, a inne jako osoba, która zmuszona jest mieszkać w jednej z dzielnic zamieszkanych przez całkiem innych imigrantów niż lekarze, piekarze i naukowcy, a nie ma pieniędzy, żeby się przeprowadzić. Jakoś podejrzanie często horyzontami nazywa się też doświadczenia zdobyte podczas zagranicznych podróży, nawet jeśli ograniczają się one do zwiedzania typowych atrakcji turystycznych, poznawania hoteli i restauracji bez głębszego zainteresowania miejscowym społeczeństwem, a umiejętność komunikowania się z ludźmi z tego samego kraju, ale pod różnymi względami innymi, do owych horyzontów rzadziej się zalicza. Nawiasem mówiąc, na uniwersytetach też chleją, chociaż może inne trunki, ale droższy i bardziej fikuśny trunek nie oznacza, że nie jest to chlanie.
- Myślałem, że ty nie znasz lęku.
- Mylisz się. Lęku nie zna tylko głupiec.
- A co robi wojownik, kiedy czuje strach?
- Pokonuje go. To jest w każdej bitwie nasz pierwszy martwy wróg.
- Mylisz się. Lęku nie zna tylko głupiec.
- A co robi wojownik, kiedy czuje strach?
- Pokonuje go. To jest w każdej bitwie nasz pierwszy martwy wróg.

