Lost poległ właśnie pod ciężarem tych zagadek. Sukces miał charakter wybuchu supernowej - mocny pik popularności, a potem totalny zjazd i rzesza fanów z wielkim wtf na twarzach. Po prawdzie boję się że z Wieśkiem może być podobnie. Jakieś monolity, jakaś nowa koniunkcja - a przecież nikt chyba nie ma złudzeń, że scenarzyści piszą to na kolanie.
Mówiąc prościej propedegnacja deglomeratywna załamuje się w punkcie adekwatnej symbiozy tejże wizji.