Parę dni temu na śfini jeden forumowicz wrzucił ten film w ramach dyskusji o samowywrotności relatywizmu:
Jak do tej pory wzbraniałam się przed jakimś absolutyzowaniem zasady niesprzeczności. Kto mnie trochę zdążył zgłębić wie, że nie pogardzę dobrym paradoksem. Nie ukrywałam też nigdy, że logikę postrzegam jako swego rodzaju ograniczenie.
Jednak ten film mnie natchnął wątpliwościami. Zasada niesprzeczności okazuje się mieć dużo szersze zastosowanie niż myślałam.
Czy prawda w sensie logicznym jest tożsama z prawdą w sensie epistemologicznym, ontologicznym? Gdzie jest jej granica?
Zajawka:
1. Prawda nie istnieje
2. Nikt nie zna prawdy
3. Każda prawda jest względna
4. Należy we wszystko wątpić
Wszystkie te twierdzenia wyżej są wewnętrznie sprzeczne. Czy możemy stwierdzić, że są po prostu bełkotem w sensie epistemologicznym i ontologicznym?
Jak do tej pory wzbraniałam się przed jakimś absolutyzowaniem zasady niesprzeczności. Kto mnie trochę zdążył zgłębić wie, że nie pogardzę dobrym paradoksem. Nie ukrywałam też nigdy, że logikę postrzegam jako swego rodzaju ograniczenie.
Jednak ten film mnie natchnął wątpliwościami. Zasada niesprzeczności okazuje się mieć dużo szersze zastosowanie niż myślałam.
Czy prawda w sensie logicznym jest tożsama z prawdą w sensie epistemologicznym, ontologicznym? Gdzie jest jej granica?
Zajawka:
1. Prawda nie istnieje
2. Nikt nie zna prawdy
3. Każda prawda jest względna
4. Należy we wszystko wątpić
Wszystkie te twierdzenia wyżej są wewnętrznie sprzeczne. Czy możemy stwierdzić, że są po prostu bełkotem w sensie epistemologicznym i ontologicznym?