lumberjack napisał(a): Albo jestem jebnięty albo po prostu nie ma żadnych większych różnic między jednym a drugim procederem oprócz tego, że:
- twórcy filmów są szybciej i bardziej stratni, bo ich film może zostać obejrzany w krótszym czasie przez większą liczbę ludzi
- państwo przyzwala na biblioteki jednocześnie nie wiadomo czemu ścigając piratów internetowych
Nie wiem, czy świadomie, ale podążasz śladami Ziemkiewicza - tak, tego Ziemkiewicza - który kiedyś w latach 90 popełnił tekst o tym, że ludzie pożyczający jego książki od kolegów to złodzieje. Niestety nie umiem tego znaleźć w sieci, bo to było w epoce przedinternetowej. On był wtedy pisarzem. No więc jeśli ktoś mówi Ziemkiewiczem, to z opcji
Cytat:Albo jestem jebnięty albohmm, hmm

No dobra, żarty na bok. Różnica między korzystaniem z biblioteki gminnej a piraceniem jest taka, że skorzystanie z biblioteki jest bardziej pracochłonne niż kupienie książki w księgarni, a spiracenie - mniej. Dlatego jeśli kogoś stać na książkę, będzie raczej wolał ją kupić, niż pożyczyć. W przypadku piractwa - niekoniecznie, toteż gdyby piractwo było legalne, ściągaliby wszyscy. Toteż biblioteki praktycznie nie szkodzą wydawnictwom ani autorom - a raczej pomagają, rozwijając czytelnictwo i zwiększając popyt na książki, a piraci - bardziej jednak szkodzą, nawet jeśli analogiczny efekt pozytywny też występuje.