bert04 napisał(a): A może Vanatowi chodziło o "solidarny"?
Tak, oczywiście masz rację, powinienem napisać solidarny. Sprawiedliwym lub uczciwym byłby system, w którym za szkody płaci ten który je uczynił a nie wszyscy.
Niestety swoje komentarze pisze szybko i "na żywca" gdy mam wolna chwilkę, więc nie są to dopieszczone teksty. Dzięki za zwrócenie uwagi.
bert04 napisał(a): 3: chwilowo mamy pełną konkurencję rynkową, tyle że nie całkiem uczciwą, gdyż niektóre kraje ponoszą nadproporcjonalnie koszty za zanieczyszczenia innych krajów (wywóz śmieci i spalanie ich, przykładowo)Ja nie rozpatrywałem tego w kontekście międzynarodowym. W ramach danego państwa także jedni korzystają na tym, że mogą szkodzić środowisku będącemu własnością wszystkich.
4: Kwintesencją solidarności jest zdanie "Mocniejsze ramiona udźwigną więcej, niż słabsze". Solidarny podział kosztów oznacza, że bogatsze kraje dokładają się więcej, niż kraje biedniejsze.
W tym wypadku to nie bogatsi solidarnie ze słabszymi ponoszą koszty środowiskowe, ale jest odwrotnie - to słabsi solidarnie z silniejszymi ponoszą koszty środowiskowe, zaś zyski nie są dzielone solidarnie. W konsekwencji bogaci będą mogli odgrodzić się od skutków zniszczenia środowiska a biedni będą musieli w nim żyć.
bert04 napisał(a): 5: Reglamentacja nie jest ani solidarna ani sprawiedliwa. Może łagodzić pewne doraźne lub stałe braki, jednakże im dłużej trwa tym mocniej owocuje patologiami (jeden przykład podałem)Nie wiem skąd przyszło ci do głowy, że reglamentacja może być celem dla kogokolwiek.
6: Reglamentacja jest CELEM komunizmu, bywa też OWOCEM kryzysu. PRL nie było państwem komunistycznym (mimo takich słownych i pisemnych deklaracji), reglamentacja była tu wprowadzana w wyniku kryzysów właśnie.
Reglamentacja może być jedynie narzędziem realizacji innych celów (sprawiedliwości, równości, spokoju społecznego itp). Jak sam zauważyłeś nie jest to środek zbyt skuteczny, więc każdy system polityczny/ekonomiczny, jeśli tylko może to go unika.
bert04 napisał(a): Jeżeli "ekologizm" obrał sobie za CEL reglamentację niektórych kluczowych dóbr strategicznych, to upodabnia się do komunizmu właśnie. I historia tamtego systemu powinna dać do myślenia tym, którzy upatrują w "równym i sprawiedliwym (?) podziale własności" lekarstwa na całe zło."Ekologizm" tak jak "klimatyzm" to byty nieistniejące, ponieważ nie ma żadnego spójnego zespołu poglądów, który łączyłby wszystkie, czy choćby większość osób nawołujących do ochrony środowiska naturalnego.
Pisanie więc, że "ekologizm", "ekologiści" czy "klimatyści" czegoś chcą, czegoś nie chcą, czy coś tam uważają, to bajdurzenie. Żebyś cokolwiek na temat poglądów jakiejś grupy osób mógł powiedzieć to musisz ją zdefiniować a potem takie poglądy w owej grupie zbadać.
"Ekologiści" czy "klimatyści" to obelga wymyślona przez ideologicznych przeciwników ochrony środowiska i mimo wielu próśb nigdy nie usłyszałem definicji tych pojęć. To co wypisuje Pilaster to nie definicja tylko jakiś bełkot, do którego co chwila dodaje nowe warunki (przed chwilą dopisał że warunkiem koniecznym by być "klimatystą" jest nie odróżnianie logarytmu od algorytmu... żałosne)
Tak więc ekologizm nie ma na celu reglamentacji czegokolwiek, choć niektóre osoby myślące nad metodami skutecznej ochrony środowiska mogą rozpatrywać czasową reglamentację takiego czy innego dobra jako skuteczny środek osiągania celów jakim jest ochrona środowiska.
bert04 napisał(a): Ekologizm chce wprowadzenia stałej dystrybucji. A przynajmniej tak długotrwałej, aż jakiś system uczciwego (??) podziału kosztów zostanie politycznie przepchany. Tylko po co? Jeżeli dystrybucja będzie funkcjonować, to żadem podział kosztów nie będzie potrzebny, jeżeli nie będzie funkcjonować, to żaden podział kosztów nie zostanie przepchany.
To JA napisałem o konieczności osiągnięcia sytuacji, w której czyniący szkody zapłaci za ich usunięcie. To mój pogląd, a nie "ekologistów" czy "klimatystów" bo nic takiego jak "ekologiści" ect. nie istnieje (a ja nie reprezentuje żadnej grupy, lobby czy środowiska, ani niczyich poglądów poza moimi własnymi)
Ja nie chce stałej reglamentacji. Ja nie chce nawet czasowej reglamentacji. Ja dopuszczam możliwość użycia takiego narzędzia w pewnych okolicznościach, gdyby okazało się najskuteczniejsze. Nie różnie się w tym od żadnej rozsądnej osoby planującej jakąkolwiek politykę, bo każdy kto nie ma mózgu przepuszczonego przez ideologiczną maszynkę do mięsa, przyjmuje taką możliwość w pewnych sytuacjach.
bert04 napisał(a): Może jednak lepiej zacząć od strony uczciwej(!), i stopniowo urealniać koszty środowiskowe do poziomu realnego? Przez to mechanizmy rynku (a nie - czarnego rynku) zaczną wspierać zmiany nawet bez spec-ustaw i spec-nakazów, tylko w celu optymalizacji kosztów.Podzielam ten pogląd w pełni. Tak należy robić.
Niestety działania takie wchodzą w kolizję z interesami podmiotów, które na darmowym korzystaniu ze wspólnego środowiska zbudowały swój model biznesowy i nie zamierzają zacząć za to płacić.
Mają na usługach różnych troli w ideologicznych okularach, którzy straszą, ze gdyby urealnić koszty środowiskowe to wtedy:
pilaster napisał(a): na 3/4 powierzchni kraju zamknięte rezerwaty, tamtejszych mieszkańców eksterminuje, a do pozostałych, jak będa próbowac tam wejść, będzie się strzelać (tak chroniła środowisko III Rzesza w puszczy białowieskiej), to i tak wkrótce decydentom którzy dostaną taką władze "ochrona przyrody" się znudzi i będą dbać tlyko o własną wygodę i interes.Powinien to pisać w formie żółtych napisów...