żeniec napisał(a):A to wiadomo, że pakują i ćwiczą też inteligentni ludzie. W końcu Sokrates chyba pakował i chwalił tężyznę fizyczną. Do głowy przychodzi mi też Testoviron i... mój młodszy brat.Mustafa Mond napisał(a): Siłownie i kluby sportowe? Raczej nie ciągnie mnie do sportowców, tylko do intelektualistów (choć, rzecz jasna, bycie sportowym świrkiem nie wyklucza intelektu - idzie o statystyki przeciętnych jednostek).Mam doświadczenie z siłowniami, a w zasadzie siłownią, bo chodziłem do takiej "niewypindrzonej". Chociaż większość populacji tam, to byli kibole i koksy, to była też nadreprezentacja dziwnych i inteligentnych indywiduów. Warto spróbować, bo a nuż a widelec? Nie wiem jak jest w bardziej mainstreamowych siłowniach. Jak byłem kilka razy, to miałem wrażenie, że jest tam więcej ludzi, którzy siedzą ze słuchawkami w uszach, ograniczają interakcje do minimum i przez większość czasu okupują ławeczkę do wyciskania na klatę scrollując smartphone'a.
Choć w sumie ciężko byłoby mi kogoś zagadać w siłowni. Moja wstydliwa niezręczność doprowadziłaby pewnie do tekstów typu "cześć, też tu... ćwiczysz?" lub "tak, ćwiczymy, bo zdrowe jest... zdrowe, tak". No i jednak jest mała szansa, że jakiś zagadany akurat do mnie, by pasował.
Kiedyś na siłownię wziął mnie współlokator, ale on miał kuratora nad sobą i nieironicznie jarał się mafiozami, więc to słabe klimaty były.
żeniec napisał(a): W nomenklaturze randkowania tzw. warm approach jest chyba najlepszy, czyli wchodzenie w interakcje gdy ma się naturalne do nich powody z powodu okoliczności, np. w liceum/na studiach będąc w jednej grupie. Członkowanie w tej samej organizacji pod to podpada, a jest jeszcze ten plus, że stanowi od razu preselekcję.Ja akurat nie mam problemu z relacjami z Internetu. Oszczędzają dużo zachodu. Można iść do internetów i rzec wszem i wobec:
Przez Internety może i można przesiać tysiące profili, ale czy właśnie nie jest to definicja powierzchowności? Jak dogłębnie można je przeanalizować, jeśli ma się taki przerób? No i w takich miejscach (portale randkowe) też jest preselekcja, ale nie taka, jakiej byś pewnie chciał, na co sam już zwróciłeś uwagę (seksy i fetysze, a nie "normalne" związki).
"Jestem taki i owaki. Chcę tego i tamtego. Moim głównym celem jest związek, ale i przyjaźnią lub koleżeństwem nigdy nie pogardzę. Nie chcę seksu bez zobowiązań".
Dziwię się, że tak mało osób daje w internetach bardziej rozbudowane opisy siebie i swych celów. Moje profile nigdy nie były powierzchowne. Mam pretensje do bycia pisarzem i jestem skłonny do introspekcji, więc z łatwością opisywałem swe główne pasje, cele, tendencje charakteru itd.. W rozmowie też wyłuszczałem różne sprawy. Nie wiem. Może jestem jakoś szczególnie otwarty do "wiwisekcji" własnej.
żeniec napisał(a): EDIT: Dodając do bert04owego, że studia to dobry rynek matrymonialny - pewien profesor na UWr na otwarciu semestru miał zwyczaj mówić, że wie, że chłopaki przyszli tu po to, by wymigać się od wojska, a dziewczyny, by znaleźć męża, a jego zadaniem jest odfiltrować tych, co przyszli studiować matematykę ;-)A to akurat studia skończyłem kilka miesięcy temu. No i na nich gadałem prawie wyłącznie z dwójką przyjaciół, z którymi porozumiewam się w dużej mierze za pomocą abstrakcyjnych memów. Są hetero, wiadomo. Jeden z nich zauroczył się koleżanką z klasy, ale nie miał odwagi zagadać nigdy. Duchy z "Dziadów" go teraz mogą prześladować.
bert04 napisał(a):Tu chyba chodziło o coś innego. Po prostu miałem w sobie romantyczne potrzeby i moje wnętrze szukało kogoś, na kim może zogniskować uwagę. A że wokół było słabo, to uczepiałem się emocjonalnie kogoś, kto dawał jakiekolwiek, nawet liche, nadzieje na dobry związek. Te zauroczenia bywały nawet bardzo mocne, ale szybko mijały, gdy znajdowałem nowy "obiekt westchnień" lub, gdy stary mnie jakoś szczególnie rozczarował, albo zniknął z mego pola uwagi na dłużej. Raz się uczepiłem faceta, który ogółem był jakiś wrażliwy, artystyczny i intelektualny, ale w relacjach romantycznych był płytkim głupcem, który w kobietach szukał głównie zgrabnego ciała, bladej skóry i blond włosów, więc pakował się w głupie relacje.Mustafa Mond napisał(a): Już odpowiadam.
Szukam związku prawie wyłącznie przez Internet. Dwa razy miałem małe zauroczenia w realu co do facetów, którzy wysyłali sprzeczne sygnały, ale, koniec końców, okazywali się heteroseksualni, a ja się tylko łudziłem.
A może jeszcze byli heteroseksualni?
Te sprzeczne sygnały, o których pisałem, były raczej pewnymi podobieństwami do mnie, które nabierały mnie na zasadzie:
"No jeżeli jest tu i tu podobny do mnie, a ja nie jestem hetero, to on też może nie być".
Te sprzeczne sygnały mogły być też ich sposobami, by otrzymywać ode mnie troskliwą uwagę. Albo czasem nawet jakimiś desperacjami...
bert04 napisał(a):Mustafa Mond napisał(a): Lepiej sobie nie robić takich nadziei za bardzo.
Moja okolica to duże, postępowe polskie miasto. Miałem na studiach kilku znajomych gejów, ale nie pasowałem do nich w ogóle.
Studia to chyba najlepsza aukcja matrymonialna, najszerszy wybór i najwięcej kontaktów. Ale może to jeszcze nie był odpowiedni wiek?
No właśnie ja na studiach zrobiłem kontaktów bardzo mało, ale za to są one bardzo silne. Zawsze pakowałem się w projekty z dwoma przyjaciółmi. Takie papużki-nierozłączki na studiach. Klasyczne drużynowe trio jak z "Harry'ego Pottera" czy "Blok Ekipy". Tak mało zwracałem uwagi na innych, że nie nauczyłem się do końca studiów imion wszystkich koleżanek z klasy.
bert04 napisał(a):Mustafa Mond napisał(a): Dyskoteki z tęczą? Hmm... Ja ogółem nie jestem dyskotekowy. Nie moje klimaty. Na żywo bardziej wstydzę się zagadywać. No i nie słyszałem o takich miejscach. Są gejkluby, ale tam chodzi głównie o sam seks.
W dyskotekach hetero też sporo kręci się wokół seksu, ale znam jeden bardzo trwały związek który się od poznania na parkiecie zaczął.
Parkiet nie jest dla mnie. Zawsze podpierałem ściany na dyskotekach szkolnych lub na nie nie przychodziłem. Już śpiewanie (które mi wychodzi nawet) kosztuje mnie dużo wstydu, ale tańczenie to już za dużo. Litości.
bert04 napisał(a):Mustafa Mond napisał(a): Siłownie i kluby sportowe? Raczej nie ciągnie mnie do sportowców, tylko do intelektualistów (choć, rzecz jasna, bycie sportowym świrkiem nie wyklucza intelektu - idzie o statystyki przeciętnych jednostek). Poza tym prawie wszyscy geje, jakich znam, ma awersję np. do piłki nożnej (ja nie mam). (...)
No właśnie, to znasz już jednego, który nie ma awersji. Zresztą bardziej chodziło mi o jakieś koła Yogi, treningu fitness, może jakieś wschodnie sztuki walki. Być może szansa na spotkanie tam geja, który nie wypełnia stereotypów, są tam większe?
Są pewnie jeszcze jakieś, nie wiem, kółka malarskie czy muzyczne, może tam prędzej trafisz na faceta, który nie tylko względem sztuki odbiega od stereotypu. Sorry, jeżeli sam pojechałem stereotypem.
No z piłkarzy to chyba Cristiano Ronaldo i Adrien Rabiot nie są hetero, ale takich jest mało i tak.
Yoga, fitness, sztuki walki... Nie wiem. Wolny czas spędzam raczej na rozmyślaniach, internetach, spacerach w pojedynkę i rozmowach z bliskimi. Takie przedsięwzięcia trochę nie pasują do mojego trybu domyślnego, ale pomyślę nad nimi.
bert04 napisał(a): No to właśnie znajdujesz się w tym samym dylemacie co incele (co to nie mogą znaleźć żadnej laski) czy kobiety "po przejściach" (które dziwią się, że wszyscy faceci to świnie, ale dziwnym trafem nadal szukają ich tylko w barach i dyskotekach - tak, napisałem "dyskotekach"). Nie chcesz zmienić taktyki szukania partnera w życiu a będziesz dalej marudził nad tego nieskutecznością. No niestety, dopóki polskie portale randkowe dla gejów nie wyjdą poza tinderowe sex-spotkania, twoją jedyną szansą jest właśnie rozszerzenie tych płytkich znajomości. Jeżeli nie, to nadal będziesz rybakiem, który narzeka, że w Bałtyku nie pływają szczupaki. Kurde, idź nad jezioro i tam czekaj z wędką. Najlepiej nad wiele jezior.Racja.
Einstein rzekł, że:
„Tylko głupiec robi wciąż to samo i oczekuje innych rezultatów".
bert04 napisał(a):Tak. Jakieś grupki na Facebooku mogą być. Dobry pomysł.Mustafa Mond napisał(a): Biedroń i Śmiszek (dobra para, z tego co widzę) poznali się chyba w jakiejś organizacji społecznej przeciw homofobii. Może to dobry trop. W końcu w takich organizacjach siedzą aktywiści, którzy chcą pomagać innym ludziom, a nie tylko wzmacniać orgazmy somą z "nowego wspaniałego świata". Może tam kiedyś zajdę. Sporo takich facetów też może siedzieć w Lewicy i troszkę jeszcze w KO. Ale z drugiej strony nie wytrzymałbym przy takim Dawidzie Dobrogowskim, który nawalałby, że "libki" jak Macron mu homofobią życie zniszczyły.
Być może w internetach są jakieś grupy wsparcia LGBT, gdzie przynajmniej mógłbyś poznać jakichś sensownych gejów, dla których istnieją też inne ważne sprawy oprócz seksu właśnie. Nawet jak tam nie znajdziesz, to może dzięki temu, tym "płytkim kontaktom" znajdziesz jakiś kontakt głęboki?