... I przyszedł do mnie ON - Śmierć. I Śmierć dotknął Mnie - Kostucha - wysuszony szkielet odziany w czarny (czarny jak sumienie faszysty), poszarpany i spleśniały płaszcz. W mocarnej, szkieletnej dłoni dzierżył ostrą jak brzytwa kosę i łagodnie uśmiechając się do Mnie spróchniałymi zębami wypowiedział zgrzytliwym głosem te oto słowa, mówiąc:
Ś: oddawaj świnkę morską, teraz. Od tej chwili JA chcę się nią zaopiekować. Twój czas przeminął, miałeś go dość..... Teraz Moja kolej.
I Śmierć złowieszczo wbił we mnie swój pusty wzrok. I spojrzał na mnie swymi martwymi, wypełnionymi Szeolem oczyma, które nigdy nie oglądały Światłości, po czym dodał:
Ś: A teraz, oddawaj...
Wkurwiony na maksa, bez namysłu odparowałem:
Teista: O nie, nie oddam, bo Jej czas jeszcze nie zakończył się. Wracaj tam, skąd żeś wypełzł, kreaturo. Wracaj w Otchłań, gdzie Twoje miejsce, mam Cię w dupie.
Uśmiech Śmierci zamienił się nagle w przeszywający duszę schizofreniczny, lodowato upiorny rechot - przerażający śmiech. Poczułem w nozdrzach Jego oddech nasycony fetorem zgnilizny, rozpadu i wszechobecnej entropii ... a wtedy Śmierć wypowiedział te słowa i tak skrzekliwie do mnie rzekł, mówiąc:
Ś: A skąd Ty to wszystko wiesz, Ty marny robaku? Jak śmiesz przeciwstawiać się Mojej woli, jak śmiesz przeciwstawiać się MNIE???
T: Bo mam w sobie Nadzieję, a Ta każe mi walczyć z Tobą do "ostatniego oddechu, do ostatniej kropli krwi". Spadaj!
Ś: Rozumiem Twoje bezpłodne nadzieje, marnoto. Każdy jeden się "stawia". Ale sam przecież dobrze wiesz, że i tak, w końcu, po Nią przyjdę i zabiorę Ci Ją, i to niedługo, a potem zabiorę i samego Ciebie. Zagrajmy więc teraz w "Chińczyka" i ten kto wygra 3 razy - zaopiekuje świnką morską na następny, nieustalony interwał czasowy - albo Ty, albo Ja.
Wygrałem 3 X. Świnka od 3 dni samodzielnie pobiera pokarm z miski. Samodzielnie utrzymuje wagę w okolicach 720 gramów. Normalnie waży 760. Powróciły typowe reakcje na bodziec. Jest zdrowa, zadowolona, wesoła. Wygrałem - pokonałem Śmierć. Dziś rano waży 753 gramy, czyli do fizjologicznej wagi (dla tego, konkretnego osobnika) brakuje około 10 gramów. WYGRAŁEM. Jeszcze nie muszę żegnać się z przyjacielem, choć było blisko.
Coś Wam teraz muszę wytłumaczyć. Jestem bezsprzecznie uznanym Rodzinnym Mistrzem Gry w Chińczyka. Zawsze wygrywam. Wczoraj przeprowadziliśmy rodzinne zawody i w 6 rozgrywkach wygrałem 6 x z rzędu. W siódmym rozdaniu zająłem drugie miejsce, bo (wściekła) reszta umówiła się, że muszą mnie wykończyć...... i wykończyli. Ale ze Śmiercią wygrałem 3 x, i to i tylko to się liczy.
Pozdrawiam...
Ś: oddawaj świnkę morską, teraz. Od tej chwili JA chcę się nią zaopiekować. Twój czas przeminął, miałeś go dość..... Teraz Moja kolej.
I Śmierć złowieszczo wbił we mnie swój pusty wzrok. I spojrzał na mnie swymi martwymi, wypełnionymi Szeolem oczyma, które nigdy nie oglądały Światłości, po czym dodał:
Ś: A teraz, oddawaj...
Wkurwiony na maksa, bez namysłu odparowałem:
Teista: O nie, nie oddam, bo Jej czas jeszcze nie zakończył się. Wracaj tam, skąd żeś wypełzł, kreaturo. Wracaj w Otchłań, gdzie Twoje miejsce, mam Cię w dupie.
Uśmiech Śmierci zamienił się nagle w przeszywający duszę schizofreniczny, lodowato upiorny rechot - przerażający śmiech. Poczułem w nozdrzach Jego oddech nasycony fetorem zgnilizny, rozpadu i wszechobecnej entropii ... a wtedy Śmierć wypowiedział te słowa i tak skrzekliwie do mnie rzekł, mówiąc:
Ś: A skąd Ty to wszystko wiesz, Ty marny robaku? Jak śmiesz przeciwstawiać się Mojej woli, jak śmiesz przeciwstawiać się MNIE???
T: Bo mam w sobie Nadzieję, a Ta każe mi walczyć z Tobą do "ostatniego oddechu, do ostatniej kropli krwi". Spadaj!
Ś: Rozumiem Twoje bezpłodne nadzieje, marnoto. Każdy jeden się "stawia". Ale sam przecież dobrze wiesz, że i tak, w końcu, po Nią przyjdę i zabiorę Ci Ją, i to niedługo, a potem zabiorę i samego Ciebie. Zagrajmy więc teraz w "Chińczyka" i ten kto wygra 3 razy - zaopiekuje świnką morską na następny, nieustalony interwał czasowy - albo Ty, albo Ja.
Wygrałem 3 X. Świnka od 3 dni samodzielnie pobiera pokarm z miski. Samodzielnie utrzymuje wagę w okolicach 720 gramów. Normalnie waży 760. Powróciły typowe reakcje na bodziec. Jest zdrowa, zadowolona, wesoła. Wygrałem - pokonałem Śmierć. Dziś rano waży 753 gramy, czyli do fizjologicznej wagi (dla tego, konkretnego osobnika) brakuje około 10 gramów. WYGRAŁEM. Jeszcze nie muszę żegnać się z przyjacielem, choć było blisko.
Coś Wam teraz muszę wytłumaczyć. Jestem bezsprzecznie uznanym Rodzinnym Mistrzem Gry w Chińczyka. Zawsze wygrywam. Wczoraj przeprowadziliśmy rodzinne zawody i w 6 rozgrywkach wygrałem 6 x z rzędu. W siódmym rozdaniu zająłem drugie miejsce, bo (wściekła) reszta umówiła się, że muszą mnie wykończyć...... i wykończyli. Ale ze Śmiercią wygrałem 3 x, i to i tylko to się liczy.
Pozdrawiam...
Śpieszmy się czytać posty, tak szybko są kasowane....
Nie piszę o tym zbyt często lecz piszę o tym raz na zawsze... a jestem tak jak delfin łagodny i mocny i nie zawsze powrócę, nigdy nie wiadomo mówiac o miłosci czy pierwsza jest ostatnią czy ostatnia pierwszą
Nie piszę o tym zbyt często lecz piszę o tym raz na zawsze... a jestem tak jak delfin łagodny i mocny i nie zawsze powrócę, nigdy nie wiadomo mówiac o miłosci czy pierwsza jest ostatnią czy ostatnia pierwszą