Ja to widzę tak:
Wszelkie działania, wszelkie decyzje, wszelkie drogi życiowe...każde rozważania...wszystko zaczyna się od jednego. Jest to albo ruch od umysłu do wolności, albo od wolności do umysłu. Można albo osiąść jako czysta świadomość i kierować się "wewnętrzną" inspiracją/radością, tym, co czujemy jako naturalny przepływ, albo - kierując się de facto lękiem lub jakimiś innymi przynaglającymi nas "popędami", zachłannościami, chciwościami - pogrążać się w umyśle, w jego snach...to trochę tak jakbyśmy szukali wyjścia ze snu poprzez pogrążanie się jeszcze bardziej we śnie...a umysł jest w tym bardzo zwodniczy...niczym postać szatana...to dlatego mówi się, żeby nie wchodzić z nim w żadne dyskusje, bo wtedy on zawsze wygra...
I teraz tak::
1) Osiadanie jako czysta świadomość, przynosi pozytywne, dobre owoce. Spokój, błogość, radość, rozluźnienie, wolność. Wówczas "Bóg jest na pierwszym miejscu", a umysł na dalszym, działa kreatywnie, twórczo, radośnie, pozytywnie, dobrze, inspirująco. Moim zdaniem jest to dobro.
2) Pogrążanie się w umyśle przynosi złe owoce. Frustracja, lęk, niepokój, fiksacja, obsesja, agresja, wrogość, "moja racja jest mojsza niż Twojsza!", itd. Wówczas czynimy z umysłu bożka, co jest wbrew duchowo rozumianemu pierwszemu (a więc i najważniejszemu) przykazaniu. Także jeśli chodzi o pierwsze przykazanie miłości. A bez spełniania pierwszego przykazania miłości, trudno i mówić o drugim. Moim zdaniem to jest zło = grzech = nieświadomość.
Scenariusze możliwe są 3:
1) Bóg jest zły. Wówczas wynagradza za zło i karze za dobro. Jest to absurdalne, ale wszystko jest przecież teoretycznie możliwe. Teoretycznie Bóg może być szatanem. Jest to wbrew zdrowemu rozsądkowi, wbrew uczuciom, wbrew wszystkiemu co dobre, ale czysto teoretycznie zapewne podświadomie dopuszczamy taką możliwość, zwłaszcza jeśli jesteśmy religijni.
2) Bóg jest dobry. Wówczas przygarnia nas wszystkich bez wyjątku, a to jedynie my możemy się od niego oddalić, jeśli taka jest nasza (głupia moim zdaniem) wola. Nie poprzez nieprzestrzeganie "dogmatów", lecz poprzez pogrążanie się w umyśle, czynieniu go bożkiem, kierowaniu się lękiem i tak dalej. To ma dla mnie więcej sensu.
3) Bóg jest obojętny (lub nie istnieje). Wówczas i tak lepiej jest zaufać dobrym owocom, bo sami tworzymy własne doświadczenie.
Jeśli uwzględnimy wszystkie 3 przypadki, to mamy po 1/3 szans na każdą możliwość. 2/3 przemawia za kierowaniem się dobrem.
Jeśli uwzględnimy tylko 2 pierwsze przypadki, to mamy po 50% na każdą możliwość, wówczas jednak wciąż lepiej jest wybrać dobro, bo się je lepiej odczuwa (kryterium numer 2).
Wszelkie działania, wszelkie decyzje, wszelkie drogi życiowe...każde rozważania...wszystko zaczyna się od jednego. Jest to albo ruch od umysłu do wolności, albo od wolności do umysłu. Można albo osiąść jako czysta świadomość i kierować się "wewnętrzną" inspiracją/radością, tym, co czujemy jako naturalny przepływ, albo - kierując się de facto lękiem lub jakimiś innymi przynaglającymi nas "popędami", zachłannościami, chciwościami - pogrążać się w umyśle, w jego snach...to trochę tak jakbyśmy szukali wyjścia ze snu poprzez pogrążanie się jeszcze bardziej we śnie...a umysł jest w tym bardzo zwodniczy...niczym postać szatana...to dlatego mówi się, żeby nie wchodzić z nim w żadne dyskusje, bo wtedy on zawsze wygra...
I teraz tak::
1) Osiadanie jako czysta świadomość, przynosi pozytywne, dobre owoce. Spokój, błogość, radość, rozluźnienie, wolność. Wówczas "Bóg jest na pierwszym miejscu", a umysł na dalszym, działa kreatywnie, twórczo, radośnie, pozytywnie, dobrze, inspirująco. Moim zdaniem jest to dobro.
2) Pogrążanie się w umyśle przynosi złe owoce. Frustracja, lęk, niepokój, fiksacja, obsesja, agresja, wrogość, "moja racja jest mojsza niż Twojsza!", itd. Wówczas czynimy z umysłu bożka, co jest wbrew duchowo rozumianemu pierwszemu (a więc i najważniejszemu) przykazaniu. Także jeśli chodzi o pierwsze przykazanie miłości. A bez spełniania pierwszego przykazania miłości, trudno i mówić o drugim. Moim zdaniem to jest zło = grzech = nieświadomość.
Scenariusze możliwe są 3:
1) Bóg jest zły. Wówczas wynagradza za zło i karze za dobro. Jest to absurdalne, ale wszystko jest przecież teoretycznie możliwe. Teoretycznie Bóg może być szatanem. Jest to wbrew zdrowemu rozsądkowi, wbrew uczuciom, wbrew wszystkiemu co dobre, ale czysto teoretycznie zapewne podświadomie dopuszczamy taką możliwość, zwłaszcza jeśli jesteśmy religijni.
2) Bóg jest dobry. Wówczas przygarnia nas wszystkich bez wyjątku, a to jedynie my możemy się od niego oddalić, jeśli taka jest nasza (głupia moim zdaniem) wola. Nie poprzez nieprzestrzeganie "dogmatów", lecz poprzez pogrążanie się w umyśle, czynieniu go bożkiem, kierowaniu się lękiem i tak dalej. To ma dla mnie więcej sensu.
3) Bóg jest obojętny (lub nie istnieje). Wówczas i tak lepiej jest zaufać dobrym owocom, bo sami tworzymy własne doświadczenie.
Jeśli uwzględnimy wszystkie 3 przypadki, to mamy po 1/3 szans na każdą możliwość. 2/3 przemawia za kierowaniem się dobrem.
Jeśli uwzględnimy tylko 2 pierwsze przypadki, to mamy po 50% na każdą możliwość, wówczas jednak wciąż lepiej jest wybrać dobro, bo się je lepiej odczuwa (kryterium numer 2).
May all beings be free.
May all beings be at ease.
May all beings be happy
May all beings be at ease.
May all beings be happy