To forum używa ciasteczek.
To forum używa ciasteczek do przechowywania informacji o Twoim zalogowaniu jeśli jesteś zarejestrowanym użytkownikiem, albo o ostatniej wizycie jeśli nie jesteś. Ciasteczka są małymi plikami tekstowymi przechowywanymi na Twoim komputerze; ciasteczka ustawiane przez to forum mogą być wykorzystywane wyłącznie przez nie i nie stanowią zagrożenia bezpieczeństwa. Ciasteczka na tym forum śledzą również przeczytane przez Ciebie tematy i kiedy ostatnio je odwiedzałeś/odwiedzałaś. Proszę, potwierdź czy chcesz pozwolić na przechowywanie ciasteczek.

Niezależnie od Twojego wyboru, na Twoim komputerze zostanie ustawione ciasteczko aby nie wyświetlać Ci ponownie tego pytania. Będziesz mógł/mogła zmienić swój wybór w dowolnym momencie używając linka w stopce strony.

Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Pytania do agnostyków?
#61
Lampart napisał(a): On ma zaburzenie obsesyjno-kompulsywne.
Buddyzm dobrze na to działa o ile to jest ten naturalistyczny buddyzm. Wszystko jest zmienne i uwarunkowane, taki przekaz jest jak balsam na zaburzenia obsesyjno-kompulsywne bazujące na złudzeniach absolutyzmów.

Twierdzi, ze ma. Z opisu to mi bardziej przypomina po prostu duży temperament. Ja mam wrażenie, że ostatnio jest moda na to, zeby z wszystkiego co ludzkie robić zaburzenie. I niestety popularność buddyzmu nie pomaga. W swietle buddyzmu to min. 90% mieszkańców Zachodu jest zaburzona/chora psychicznie.
Odpowiedz
#62
ZaKotem kompulsywne opieranie się kompulsjom powoduje wzmożenie obsesji - wszędzie są wywoływane po to by się im opierać, powoduje to ogromne napięcie, czujność a często sposób opierania się im staje się również rytualny - podmiana rytuału na drugi albo co gorsze mutacja/dołożenie kolejnego. Idealną sytuacją jest odpuszczenie, ale nie kompulsywne, nie metodyczne, tylko takie szczere, ale to bardzo trudne bez leków.

Towarzyski Pelikan być może ludzie nadużywają różnych jednostek chorobowych ale akurat ocd nie jest sexi to bardzo usztywniające i ograniczające schematy. Jest też bardzo specyficzne.
Swoją drogą nawał bodźców, informacji (często sprzecznych) zgiełk, uzależnienia, narkotyki, stres powodują, że faktycznie jest tych zaburzeń sporo.
W buddyjskim ujęciu wielu ludzi jest zaburzonych ale na zasadzie małpiego, pomieszanego umysłu goniącego za złudzeniami to jeszcze nie jest implikowane komuś zaburzeń takich medycznych.
Odpowiedz
#63
towarzyski.pelikan napisał(a): Twierdzi, ze ma. Z opisu to mi bardziej przypomina po prostu duży temperament. Ja mam wrażenie, że ostatnio jest moda na to, zeby z wszystkiego co ludzkie robić zaburzenie. I niestety popularność buddyzmu nie pomaga. W swietle buddyzmu to min. 90% mieszkańców Zachodu jest zaburzona/chora psychicznie.
Bo też każdy jakieś tam zaburzenie ma, co nie czyni nas wcale chorymi. Obecnie w psychiatrii upowszechnia się pogląd, żeby ludzi z zaburzeniami nie traktować z miejsca jako pacjentów, nie "naprawiać" ich sposobami medycznymi, przynajmniej kiedy nie stanowią dla nikogo zagrożenia. Przede wszystkim takie osoby powinny mieć wsparcie środowiska, a wtedy zaburzenie nie przekształca się w autentyczną chorobę, czyli cierpienie. Oczywiście "wsparcie" to nie jakaś granicząca z pogardą litościwość, "o mój biedny, taki jesteś inny i chory, mam nadzieję że wyzdrowiejesz i będziesz normalny jak my, porządni ludzie, a jak nie, to z litości będziemy udawać, że się od nas nie różnisz". To zaakceptowanie jego dziwności i przekonanie jego samego, że bez "leczenia" może swoje zaburzenie opanować tak, żeby nie warczało i nie gryzło ludzi (w tym i jego samego), jednocześnie pozostając częścią jego osobowości.
Odpowiedz
#64
ZaKotem napisał(a): Bo też każdy jakieś tam zaburzenie ma, co nie czyni nas wcale chorymi. Obecnie w psychiatrii upowszechnia się pogląd, żeby ludzi z zaburzeniami nie traktować z miejsca jako pacjentów, nie "naprawiać" ich sposobami medycznymi, przynajmniej kiedy nie stanowią dla nikogo zagrożenia. Przede wszystkim takie osoby powinny mieć wsparcie środowiska, a wtedy zaburzenie nie przekształca się w autentyczną chorobę, czyli cierpienie. Oczywiście "wsparcie" to nie jakaś granicząca z pogardą litościwość, "o mój biedny, taki jesteś inny i chory, mam nadzieję że wyzdrowiejesz i będziesz normalny jak my, porządni ludzie, a jak nie, to z litości będziemy udawać, że się od nas nie różnisz". To zaakceptowanie jego dziwności i przekonanie jego samego, że bez "leczenia" może swoje zaburzenie opanować tak, żeby nie warczało i nie gryzło ludzi (w tym i jego samego), jednocześnie pozostając częścią jego osobowości.
Ładnie Kotku. Zgadzam się.

Niepokoją mnie pewne osobniki na forach internetowych i reszcie Internetu, które potrafia po jednej wypowiedzi człowieka wysyłać do psychiatry, co zwykle oznacza - faszerowanie się chemią. To jest niepoważne.

Człowiek najpierw powinien spróbować sam się ogarniąć metodami naturalnymi, a nie biec do psychiatry, bo tak najłatwiej. Wziąć tabsę i zmienic się w warzywo  Płacz

https://www.youtube.com/watch?v=4IWF14YeBXk

Take the pill that makes you weaker
Take the pill that makes you sick
Take the pill or you'll be sorry
Take this bloody pill and make it quick

Take the pill that kills your sex drive
Take the pill that makes you cry
Take the pill that burns your insides
Take the pill that makes you want to die
(...)
Take the pill that keeps you quiet
Take the pill that keeps you blind
Take the pill that wipes your memory
Take the pill that's fucking with your mind
Odpowiedz
#65
Warto tu rozróżnić sytuacje, leki czasem są wskazane, potrzebne, czasem nie. Zaburzenia są różne, czasem lekkie i przejściowe, a czasem zatruwają życie, są nieznośne, ocd, należy do tej drugiej grupy.
Odpowiedz
#66
towarzyski.pelikan napisał(a): Twierdzi, ze ma.
Gwoli ścisłości, powtórzę jeszcze raz:

"ma to u mnie pewne cechy bardziej osobowości anankastycznej niż zaburzeń obsesyjno-kompulsyjnych...ale może to obecna klasyfikacja leży i kwiczy, bo moim zdaniem to jest coś pośrodku"

Niestety nie udało mi się znaleźć jednostki, która by była czymś takim właśnie "pośrodku"...mam w sobie Osobowość Obsesyjno-Kompulsyjną, ale nie jestem nią, choć prawie. Gdy byłem dzieckiem, ja i ta Osobowość Obsesyjno-Kompulsyjna stanowiliśmy niemal jedność. Obecnie mam do niej większy dystans, ale to jest dla mnie coś dużo bardziej fundamentalnego niż zwykłe irracjonalne, absudralne Zaburzenia Obsesyjno-Kompulsyjne...

To jest trochę tak jakbym miał w sobie jakąś fałszywą osobowość, taką introjekcyjną, trochę jak takiego pasożyta (niczym w Spider-manie 3, tym starym), trochę coś w rodzaju opętania. To nie jest mój prawdziwy "temperament", to jest "przymusowa osobowość"...

Do tego odnajduję się w pojęciu "neurastenii", ale tym przytoczonym w książce "integracja Psychiczna" ( Anna A. Terruwe, Conrad W. Baars) - niestety nie mam jej pod ręką, więc nie mogę przytoczyć. Generalnie chodzi o genetyczne uwarunkowanie układu nerwowego, powodujące nadwrażliwość, łatwe załamywanie się niepowodzeniami, itp. Takie cechy od dziecka.

Niektórzy sugerowali, że to może być Zespół Aspergera...(?)

Gdyby katolicyzm był prawdą, to zadziałałby na mnie terapeutycznie. A przynajmniej by nie zaszkodził.
A zaszkodził.
Natomiast w takich rzeczach jak psychologia i duchowość wschodu odnalazłem wsparcie, ukojenie i - może przede wszystkim -zrozumienie.
W katolicyzmie zawsze czułem się obco, niezrozumiany, to wszystko było dla mnie tak naprawdę sztuczne, ale miałem poczucie, że muszę się podporządkować.
Narracja psychologii i duchowości wschodu lepiej opisuje moją głębię niż ta (względnie) powierzchowna, chrześcijańska (i mówię to mimo iż sięgam po książki chrześcijańskiej psychologii, ze względnie głębokim wglądem), nie mówiąc już o prymitywnej wersji katolicyzmu, w którą zostałem zindoktrynowany, wepchnięty w introjekcje.

Gdyby katolicyzm był prawdą, to odnalazłbym w nim przynajmniej zrozumienie dla siebie większe niż w psychologii czy duchowości wschodu.
A przynajmniej tak to widzę...

Lampart napisał(a): Idealną sytuacją jest odpuszczenie, ale nie kompulsywne, nie metodyczne, tylko takie szczere, ale to bardzo trudne bez leków.
A najlepsze jest takie, które dzieje się automatycznie, pod wpływem napotkanych treści. Następuje wówczas u mnie przeskok świadomości i bardziej się rozluźniam. Doświadczyłem czegoś takiego co najmniej kilka razy, generalnie głównie dzięki takiemu kanałowi na youtubie:

https://www.youtube.com/channel/UC3hjR4X...-nQadTVs-Q

No i ostatnio doświadczyłem na nieco mniejszą skalę podobnego zjawiska dzięki ZaKotem Uśmiech
Bo tak trafnie opisał moje motywy, sprawił że je sobie lepiej uświadomiłem i inaczej na niej spojrzałem. Przestałem potępiać w sobie pewne rzeczy, zaakceptowałem je, odciążyłem w ten sposób RAM i nastąpił u mnie przeskok (w większym stopniu na pozycję obserwatora) i rozluźnienie. Thx Uśmiech

Później jednak następuje pewien regres i przymus, by zmusić się do nadmiernego analizowania, wrócenia na stare tory, wewnętrznego usztywnienia się, itp. (nie wiem jak to lepiej opisać). Mam do wyboru, by podporządkować się temu przymusowi lub nie.
May all beings be free.
May all beings be at ease.
May all beings be happy
Odpowiedz
#67
Cytat:- jesteś nie tyle osobą, co świadomą obecnością,

- osoby mają swoje przekonania,
- świadome obecności prawdopodobnie nie mają swoich przekonań,
- obserwujesz w sobie byty energetyczne,
- byty energetyczne wierzą lub nie wierzą,
- masz w sobie byt teistyczny,
- byt teistyczny ma qualia teistyczne,
- masz w sobie byt ateistyczny,
- byt teistyczny ma qualia ateistyczne,
- byt teistyczny jest przyjemniejszy niż byt ateistyczny,
- oba te byty postrzegasz jako byty infantylne,
- nie utożsamiasz się z żadnym z tych dwóch bytów.

Joker, zrobisz mi takie myślniki dla terminu filozof?
Odpowiedz
#68
ZaKotem napisał(a): O to właśnie chodzi. Wtedy z obu stron będziesz wygrany. Załóżmy że kompulsywnie zajadam słodycze, ale jednocześnie wykształciłem sobie moralność "postu" tak silną, że potrzeba postu również jest kompulsywna. W takim wypadku
- jeśli zjem ciastko, to jednocześnie podążam za swoim instynktem jedzenia ciastek, ale zwalczam swoją obsesyjną potrzebę ascezy
- jeśli nie zjadam ciastka, wtedy zwalczam potrzebę słodyczy, ale podążam za potrzebą postu, żebym się poczuł lepszy moralnie.
W każdym przypadku, cokolwiek bym nie robił, jednocześnie jestem kompulsywny i antykompulsywny, zachowuję się instynktownie i powtrzymuję się od czegoś.

Haha, czytam sobie to znowu i dochodzę do wniosku że o to chodzi właśnie w zen ("Droga do Zen", Alan Watts).
To zaś mi przypomina wypowiedź Eckharta Tolle (może Ci się spodoba): "Mieszkałem z wieloma mistrzami Zen. Wszyscy byli kotami." (Eckhart Tolle - "Straznicy Istnienia") Szczęśliwy
May all beings be free.
May all beings be at ease.
May all beings be happy
Odpowiedz
#69
Rodica napisał(a): Agnostycyzm nie jest stanem przejściowym tylko celem. Agnostycyzm daje możliwość bycia elastycznym i żywym a wynika to z życia w wewnętrznej sprzeczności. Zarówno teizm jak i ateizm to postawy martwe i ślepe. Teista nigdy nie zwątpi a ateista nigdy nie uwierzy w żaden cud.
Nie byłbym taki radykalny, że teizm / ateizm są zawsze ślepe, bo również mogą być żywe i refleksyjne.
Natomiast agnostycyzm, jeśli nie jest konformizmem, może być przejawem otwartości na poznanie, gotowości, by dać się zaskoczyć.
Odpowiedz
#70
Czuciowcy mogą sprawdzać:

Strzałka Zadeklaruję się jako teista - będę czuł się w taki sposób
Strzałka Zadeklaruję się jako ateista - będę czuł się w taki sposób

Mogą stwierdzić: nie podobają mi się skutki ani jednego, ani drugiego, więc pozostaję przy agnostycyzmie.
May all beings be free.
May all beings be at ease.
May all beings be happy
Odpowiedz
#71
KaFu:
Cytat:Nie byłbym taki radykalny, że teizm / ateizm są zawsze ślepe, bo również mogą być żywe i refleksyjne.
W dłuższej perspektywie prowadzą do nikąd. Czlowiek z natury, wierzy w jakąś opatrzność, jakąś.
Nie rodzi się zadeklarowanym ateistą, tylko przestaje wierzyć , bo wydaje mu się, że nauka wszystko jest w stanie wyjaśnić. Nie jest w stanie, ponieważ  nawet najdokładniejsze analizy matematyczne nigdy nie wyeliminują zjawisk nieprzewidzianych.
I nie rodzi się, wierząc w konkretne bostwo i dogmaty, bo trzeba mu to latami wkładać do glowy, od dziecka, a potem wyrasta ktoś, kto nie może zrozumieć, dlaczego nie można wymagać od ludzi praktykowania moralności absolutnej.
Rozsadziło mi antenę.
Odpowiedz
#72
Duszę mają wszyscy bez względu na ostrożność. Nie wszystkie są obdarzone pamięcią o rzeczach pozanaukowych, pozaziemskich. To kwestia pamięci, widocznie ateistom nie podoba się nic ponad Ziemię, taka natura ateistów, a natury się nie przekręca. 

Oczywiście mowa tu o ateistach wyższego stopnia.
Odpowiedz
#73
legend napisał(a): Oczywiście mowa tu o ateistach wyższego stopnia.

Mam nadzieję, że pijesz do mnie, bo jestem ateistą 7 stopnia.
Ale w sumie nie wiem, czy to źle czy dobrze?
A nas Łódź urzekła szara - łódzki kurz i dym.
Odpowiedz
#74
Jak najbardziej miałem pozytywne intencje. Ciekawi mnie silny ateizm bo wszystko co pozacielesne jest niewidzialne, chamsko wręcz ukryte. Taki poważniejszy ateista jest jak dla mnie o wiele wyżej w poziomie poznawania niż ktoś kto wierzy, a nie bada nic.. ślepa wiara to lipa. Oczywiście ateista nie bada czegoś na siłę co jest naturalne. A zatem jest bardziej naturalny. To paradoks. Paradoks na plus dla ateistów.
Odpowiedz
#75
legend napisał(a): Jak najbardziej miałem pozytywne intencje. Ciekawi mnie silny ateizm bo wszystko co pozacielesne jest niewidzialne, chamsko wręcz ukryte. Taki poważniejszy ateista jest jak dla mnie o wiele wyżej w poziomie poznawania niż ktoś kto wierzy, a nie bada nic.. ślepa wiara to lipa. Oczywiście ateista nie bada czegoś na siłę co jest naturalne. A zatem jest bardziej naturalny. To paradoks. Paradoks na plus dla ateistów.
Nie boisz się  ruszać  starego wątku? Zdezorientowany
„W okopach nie ma ateistów” – to nie jest argument przeciwko ateizmowi; to argument przeciwko okopom…...
Autor: James Morrow
Odpowiedz
#76
Nie ma starych, ani nowych rzeczy.
Odpowiedz
#77
legend napisał(a): Ciekawi mnie silny ateizm bo wszystko co pozacielesne jest niewidzialne, chamsko wręcz ukryte.
Pytanie, jaka jest w ogóle różnica między „silnym ateizmem” a agnostycyzmem wzbogaconym o Brzytwę Ockhama. Generalnie bowiem ludzie nie zastanawiają się nad istnieniem bytów, które nijak nie oddziałują na obserwowaną rzeczywistość. Jeśli zatem „nie da się stwierdzić, czy istnieje Bóg”, to nie ma żadnych podstaw, aby w tego Boga wierzyć. Tak samo, jak nie ma sensu roztrząsać istnienia hipotetycznej cząstki molekularnej, która nie oddziałuje w żaden sposób i nie da się jej wykryć.

Nieuczciwość intelektualna wielu deistów polega tutaj na tym, że Bóg czasem „dokonuje wielkich rzeczy” — wskrzesza z martwych, czy kształtuje sytuację polityczną na Bliskim Wschodzie, a czasem jest „bytem samym w sobie”, którego nie sposób zweryfikować.
Tress byłaby doskonałą filozofką. W istocie, Tress odkryła już, że filozofia nie jest tak wartościowa, jak jej się wcześniej wydawało. Coś, co większości wielkich filozofów zajmuje przynajmniej trzy dekady.

— Brandon Sanderson
Odpowiedz
#78
Dla medium spirytystycznego z kolei bólem może być małość transcendentnych rzeczy doznawanych na codzień. Moje OOBE jak czy jak to się  nazywa, trwało dwa lata i ucichło. Gdy jest cisza, nie ma boga. Być może są lepsi ode mnie i mają OOBE całe życie. Ja jestem zadowolony, bo jestem deterministą, prawie ścisłym bo właśnie na szczęście nieobsesyjnym. Każdy ma mieć tyle OOBE ile ma. Gdy jest cisza,  nie ma boga, ja nie lubię wierzyć, ja chcę wiedzieć. Pamięcią sięgam jak Bóg był  obecny w moim życiu, więc wiem, że on istnieje, ale to jest byt pozaludzki. Bóg nie może kochać ludzi bo Go tu nie ma, jak masz OOBE to się zjawia. Koniec owijania w bawełnę, czuję, że to samo,  bądź bardzo podobne, głosił Platon.
Odpowiedz
#79
zefciu napisał(a): Generalnie bowiem ludzie nie zastanawiają się nad istnieniem bytów, które nijak nie oddziałują na obserwowaną rzeczywistość. Jeśli zatem „nie da się stwierdzić, czy istnieje Bóg”, to nie ma żadnych podstaw, aby w tego Boga wierzyć. Tak samo, jak nie ma sensu roztrząsać istnienia hipotetycznej cząstki molekularnej, która nie oddziałuje w żaden sposób i nie da się jej wykryć.
Ciekawe, bo to co piszesz odnosi się prawie bez zmian do poszukiwania różnych symetrii w fizyce.
Tam to się nazywa Parametr U, który dokładnie to robi (to znaczy nic nie robi).

Być może bogiem można nazwać jakąś symetrię generalną?
A nas Łódź urzekła szara - łódzki kurz i dym.
Odpowiedz
#80
Sofeicz napisał(a): Ciekawe, bo to co piszesz odnosi się prawie bez zmian do poszukiwania różnych symetrii w fizyce.
Tam to się nazywa Parametr U, który dokładnie to robi (to znaczy nic nie robi).
istnieją jednak powody, aby uznawać, iż takie symetrie istnieją. To nie jest przypadek analogiczny do agnostycyzmu.

Cytat:Być może bogiem można nazwać jakąś symetrię generalną?
Moją lewą skarpetkę można nazwać bogiem. Tylko po co?
Tress byłaby doskonałą filozofką. W istocie, Tress odkryła już, że filozofia nie jest tak wartościowa, jak jej się wcześniej wydawało. Coś, co większości wielkich filozofów zajmuje przynajmniej trzy dekady.

— Brandon Sanderson
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 2 gości