To forum używa ciasteczek.
To forum używa ciasteczek do przechowywania informacji o Twoim zalogowaniu jeśli jesteś zarejestrowanym użytkownikiem, albo o ostatniej wizycie jeśli nie jesteś. Ciasteczka są małymi plikami tekstowymi przechowywanymi na Twoim komputerze; ciasteczka ustawiane przez to forum mogą być wykorzystywane wyłącznie przez nie i nie stanowią zagrożenia bezpieczeństwa. Ciasteczka na tym forum śledzą również przeczytane przez Ciebie tematy i kiedy ostatnio je odwiedzałeś/odwiedzałaś. Proszę, potwierdź czy chcesz pozwolić na przechowywanie ciasteczek.

Niezależnie od Twojego wyboru, na Twoim komputerze zostanie ustawione ciasteczko aby nie wyświetlać Ci ponownie tego pytania. Będziesz mógł/mogła zmienić swój wybór w dowolnym momencie używając linka w stopce strony.

Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Bóg stwarza świat z chaosu - moja interpretacja
#21
Puszczyk napisał(a): Mam wrażenie, że atakujesz jakąś bardzo tanią wersję naturalizmu, albo raczej jego karykaturę. Wg słownika PWN jest to bowiem kierunek filozoficzny tłumaczący całość zjawisk zachodzących w świecie działaniem praw przyrody. Czyli raczej wyjaśnianie niż doświadczanie świata - w końcu kto doświadcza tych reakcji chemicznych zamiast staromodnej miłości? No i naturalizm nie pociąga za sobą postrzegania siebie jako nic niewartą kupę flaków. Ale jeśli jednak dostrzegasz jakieś niespójności pomiędzy moimi deklaracjami a praktyką, to bardzo bym prosił o ich wykazanie. Na koniec dodam, że ludzie mają tendencję do nieświadomego przeskakiwania pomiędzy tymi różnymi poziomami opisu rzeczywistości, a w podobnych dyskusjach powinien być kładziony szczególny nacisk na potrzebę ostrożności w tej materii.

Ja niczego nie atakuje, tylko zwracam uwage na to, ze naturalizm jako czysto intelektualny pogląd na to jak działa świat, nie ma żadnego praktycznego znaczenia na sposób doświadczania świata przez człowieka, co w swojej wypowiedzi podkreślasz. Dlatego mnie taki naturalizm w tym temacie nie interesuje. Podobnie jak mnie nie interesuje ateizm, który polega na tym, ze się deklaruje wbrak wiary w Boga, ale postępuje tak, jakby Bóg istniał.

Moja wypowiedź była odpowiedzią na wypowiedź Lamparta, który deklaruje, że jego naturalizm pociąga za sobą redukcję tego subiektywnego ludzkiego doświadczenia, wyłączając poczucie celowości, sensowności pewnych zdarzeń w życiu, wpisywanie swojego życia w jakąś narrację, mit. I dopiero tak pojmowany naturalizm stosowany mocno zubaża życie wewnętrzne człowieka.
Odpowiedz
#22
towarzyski.pelikan napisał(a): Moja wypowiedź była odpowiedzią na wypowiedź Lamparta, który deklaruje, że jego naturalizm pociąga za sobą redukcję tego subiektywnego ludzkiego doświadczenia, wyłączając poczucie celowości, sensowności pewnych zdarzeń w życiu, wpisywanie swojego życia w jakąś narrację, mit. I dopiero tak pojmowany naturalizm stosowany mocno zubaża życie wewnętrzne człowieka.

Niech będzie, tylko w takim wypadku używasz trochę niefortunnego języka, który sugeruje że piszesz raczej o naturalizmie jako takim. No i to, że postrzega się pewne zjawiska i zdarzenia jako pozbawione jakiegoś inherentnego celu albo sensu ciągle nie musi ujmować im wartości dla jednostki, która ich doświadcza. Człowiek, który uważa swoją sytuację za wypadkową jakichś bezcelowych zdarzeń ciągle może doceniać ją na poziomie kategorii ludzkich, w których na codzień się obraca. Może spróbuję odpowiedzieć na pytanie zawarte w otwierającym poście.

towarzyski.pelikan napisał(a): Teraz pytanie, czy ten wymiar duchowy, który można porównać do tego filmu fabularnego, jest w mniejszym stopniu prawdziwy, rzeczywisty niż ten wymiar materialny? Jeśli uznać, że świadomość (rozumność) jest tak naprawdę kluczową składową natury człowieka, to czy aby z naszej ludzkiej perspektywy ten wymiar duchowy nie jest właśnie bardziej rzeczywisty, skoro nasza psychika narzucając nam takie kreowanie sensu z bezsensu, jest pryzmatem, poprzez który doświadczamy świata?

To chyba zależy od przyjętej definicji prawdy albo rzeczywistości, ale wypowiem się za siebie. Jeśli na przykład przyjmuję pogląd, że Wszechświat fizyczny istnieje w jakimś obiektywnym sensie, to jeśli chcę go opisać możliwie najlepiej, to staram się abstrahować od ludzkich doświadczeń, który jego obraz mogą deformować. W tym sensie wymiar materialny jest bardziej "prawdziwy", bo jest bardziej uniwersalnym i obiektywnym opisem rzeczywistości niż ten duchowy. Natomiast ciągle mogę uważać, że w obiektywnym Wszechświecie obiektywnie istnieją w umysłach ludzkich doświadczenia, które choć ten bardziej uniwersalny obraz rzeczywistości zniekształcają, to jednak dla samych zainteresowanych (nawet takich o poglądach naturalistycznych) ciągle mogą mieć wartość i stanowić kluczową składową ich natury. Moim zdaniem to się nie wyklucza, a większa uniwersalność pewnego rodzaju opisu nie pociąga za sobą jego istotności dla jednostki, która świat postrzega na codzień w zupełnie innych kategoriach niż na przykład materia, energia albo czasoprzestrzeń.

towarzyski.pelikan napisał(a): Podobnie jak mnie nie interesuje ateizm, który polega na tym, ze się deklaruje wbrak wiary w Boga, ale postępuje tak, jakby Bóg istniał.

No i znowu nie wiem czy piszesz o stanowistku ateistycznym w ogóle, czy tylko o jakiejś jego wypaczonej formie, gdzie osoba pomimo deklaracji braku wiary w Boga modli się do niego wieczorami w zamkniętym pokoju albo składa mu przebłagalne ofiary ze zwierząt. Napisz może lepiej w czym zachowanie takiego konsekwentnego ateisty miałoby się w codziennym życiu przejawiać, co to w ogóle znaczy postępować jakby Bóg nie istniał (albo istniał). Mam tylko nadzieję, że nie masz na myśli zbyt niskiego odsetka morderców, gwałcicieli albo innych przestępców wśród zadeklarowanych ateistów.
Odpowiedz
#23
Pelikan

A dlaczego twierdzisz, że uciekam w wymiar duchowy bo nie redukuje miłości do chemii?

Uważam że określenie książki tuszem i papierem nie ujmuje jej istoty. To jest tylko substrat.
Tak samo uważam że procesy chemiczne są jedynie substratem miłości. Wcale nie oznacza to, że postuluje wymiary duchowe. Czy ozna
cza bo sam już nie wiem? ;d

Btw. wierze w rodzaj połączenia umysłow szczególnie silnego np. między bliźniakami czy ogólnie osobami bliskimi. Uważam jednak, że nie łamie to praw fizyki - nie jest to ponadnaturalne.

Większość naturalistów nie wierzy chyba w takie rzeczy, ale tak jak napisałem naturalista nie musi wierzyć w to samo co inny naturalista. Naturalista niekoniecznie związany jest konsensusem naukowym.

Edit: zapomniałem to:

Cytat:A po co ludziom tożsamość grupowa? Przecież sam instynkt stadny ma genezę ewolucyjną.

Ok, tylko nie widzę jak to się wyklucza z tym co stwierdził Zizek. geneza przedstawionego przez niego podejścia jest ewolucyjna no i ok, jednak to nie musi przeczyć temu co stwierdził, a jeśli przeczy to ja tego nie widzę.

Puszczyk

No w moim przypadku poglądy mają jednak wpływ na przeżywanie świata.
Jak przypomnę sobie siebie z czasów magicznego myślenia to o jeny Oczko


[Obrazek: telepathy-dream-meaning.jpg]
Odpowiedz
#24
towarzyski.pelikan napisał(a): Gdyby tak każdy z nas tak od dziś zaczął nagrywać swoje życie jak leci i miał je odtworzyć za x lat bez żadnych efektów specjalnych, montażu, cięć tobyśmy zdechli z nudów. Wyszłaby kaszana pozbawiona fabuły. Natomiast gdybyśmy nagrywali tak nasze życie i potem po x latach mieli pokazać, ale po rozumnej obróbce, już ze świadomością końcowego rezultatu, wówczas mielibyśmy materiał na ciekawe dzieło filmowe. Moglibyśmy się pobawić retrospekcjami, podkreślić symboliczne sceny, wyciąć sceny zbędne, które nic nie wnoszą do fabuły, wszystko doprawić dobrym soundtrackiem.

Teraz pytanie, czy ten wymiar duchowy, który można porównać do tego filmu fabularnego, jest w mniejszym stopniu prawdziwy, rzeczywisty niż ten wymiar materialny? Jeśli uznać, że świadomość (rozumność) jest tak naprawdę kluczową składową natury człowieka, to czy aby z naszej ludzkiej perspektywy ten wymiar duchowy nie jest właśnie bardziej rzeczywisty, skoro nasza psychika narzucając nam takie kreowanie sensu z bezsensu, jest pryzmatem, poprzez który doświadczamy świata?

Narzucanie sensu wszechświatowi jest naturalną potrzebą człowieka i nie wolno jej lekceważyć ani zbywać jako jakiejś "frywolności". Brak takiej umiejętności to choroba psychiczna. Każdy człowiek na podstawie znanych sobie faktów buduje (albo po prostu kopiuje od innych) jakąś mitologię, która pozwala mu się po świecie poruszać z poczuciem względnego bezpieczeństwa.

Uważałbym jednak z próbami nadawania takiej mitologii wartości logicznej. Jeśli coś nazywamy "prawdziwym" to znaczy, że chcielibyśmy aby inni to uznawali. Jakoś im to narzucić, jeśli nie siłą, to mocą naszego wspaniałego intelektu. No i jeśli ktoś głosi bzdury podając je za fakty naukowe to oczywiście nie mamy wyjścia, bo przez deklarację "to są fakty" ten człowiek rzuca rękawicę i niemęsko byłoby wyzwanie odrzucić. Ale do swojej mitologii każdy ma prawo, dopóki nie nazywa jej nauką. Jest ona "prawdziwa" tylko w takim sensie, jak ubranie jest "ładne" - może się podobać jego użytkownikowi albo jakiejś liczbie innych osób, ale to nie znaczy, że ma jakaś obiektywna cechę ładności.
Odpowiedz
#25
Cytat:może się podobać jego użytkownikowi albo jakiejś liczbie innych osób, ale to nie znaczy, że ma jakaś obiektywna cechę ładności.

Dokładnie. A to czym dokładnie jest gust do tych ''ubrań'', nazywa się tendencją trzonową, niezbadaną głębiej.

Lampart mi w tym pomógł, aby to wyjawić na światło.
Odpowiedz
#26
Nie jestem taki pewny czy piękno jest tylko subiektywne.
Przypuszczam, że obiektywne piękno w jakiś sposób łączy się z fraktalami, proporcjami, symetriami.

Genialni artyści potrafią je rozpoznać,skomponować i wyrazić w natchnieniu. Nic dziwnego, że roślinki lepiej rosną, a zwierzęta się uspokajają przy odpowiedniej muzyce.

Odpowiedz
#27
No Arystokles uważał, że ci artyści biorą je z idei piękna.
Odpowiedz
#28
Puszczyk napisał(a): To chyba zależy od przyjętej definicji prawdy albo rzeczywistości, ale wypowiem się za siebie. Jeśli na przykład przyjmuję pogląd, że Wszechświat fizyczny istnieje w jakimś obiektywnym sensie, to jeśli chcę go opisać możliwie najlepiej, to staram się abstrahować od ludzkich doświadczeń, który jego obraz mogą deformować. W tym sensie wymiar materialny jest bardziej "prawdziwy", bo jest bardziej uniwersalnym i obiektywnym opisem rzeczywistości niż ten duchowy. Natomiast ciągle mogę uważać, że w obiektywnym Wszechświecie obiektywnie istnieją w umysłach ludzkich doświadczenia, które choć ten bardziej uniwersalny obraz rzeczywistości zniekształcają, to jednak dla samych zainteresowanych (nawet takich o poglądach naturalistycznych) ciągle mogą mieć wartość i stanowić kluczową składową ich natury. Moim zdaniem to się nie wyklucza, a większa uniwersalność pewnego rodzaju opisu nie pociąga za sobą jego istotności dla jednostki, która świat postrzega na codzień w zupełnie innych kategoriach niż na przykład materia, energia albo czasoprzestrzeń.
Są osoby, dla których to się nie wyklucza, a więc mają dystans do tego podejścia naukowego, ale jest cała masa osób, które biorą to naukowe poznanie a jedyne słuszne i ja się wcale temu nie dziwię - ciężko jest to pogodzić w ramach jednej rzeczywistości. Jednocześnie uważać, że coś jest stekiem bzdur, iluzjami mózgu i te bzdury brać na serio. Taka postawa środka wymaga akceptacji dualistycznej wizji świata - przekonania o tym, że ten duchowy świat się rządzi innymi prawami. W przeciwnym razie, jak będzie się naciskać na JEDNORODNĄ rzeczywistość, człowiek pozostaje zagubiony - albo zaczyna negować wiję świata postulowaną przez naukę, albo religię - któraś musi być fałszywa.

Cytat:No i znowu nie wiem czy piszesz o stanowistku ateistycznym w ogóle, czy tylko o jakiejś jego wypaczonej formie, gdzie osoba pomimo deklaracji braku wiary w Boga modli się do niego wieczorami w zamkniętym pokoju albo składa mu przebłagalne ofiary ze zwierząt. Napisz może lepiej w czym zachowanie takiego konsekwentnego ateisty miałoby się w codziennym życiu przejawiać, co to w ogóle znaczy postępować jakby Bóg nie istniał (albo istniał). Mam tylko nadzieję, że nie masz na myśli zbyt niskiego odsetka morderców, gwałcicieli albo innych przestępców wśród zadeklarowanych ateistów.
Konsekwentny ateista np. nie wierzy w żadne absolutne dobro i zło, przyrodzoną godność człowieka etc, dla niego cały tej wymiar etyczny ma znaczenie czysto pragmatyczne, umowne. Dla ateisty nie ma żadnych trwałych, nieprzekraczalnych fundamentów, obiektywnych wartości.
Większość osób deklarujących się jako ateiści, nie spełnia moich kryteriów ateizmu.

Lampart napisał(a): Pelikan

A dlaczego twierdzisz, że uciekam w wymiar duchowy bo nie redukuje miłości do chemii?

Uważam że określenie książki tuszem i papierem nie ujmuje jej istoty. To jest tylko substrat.
Tak samo uważam że procesy chemiczne są jedynie substratem miłości. Wcale nie oznacza to, że postuluje wymiary duchowe. Czy ozna
cza bo sam już nie wiem? ;d

Btw. wierze w rodzaj połączenia umysłow szczególnie silnego np. między bliźniakami czy ogólnie osobami bliskimi. Uważam jednak, że nie łamie to praw fizyki - nie jest to ponadnaturalne.
Nadnaturalizm nie polega na tym, że dany fenomen łamie prawa fizyki, tylko na tym, że przekracza istotowo fizyczność. Książka materialnie to tusz i papier, a przecież duchowo jest to historia, fabuła, sens etc.

Cytat:Ok, tylko nie widzę jak to się wyklucza z tym co stwierdził Zizek. geneza przedstawionego przez niego podejścia jest ewolucyjna no i ok, jednak to nie musi przeczyć temu co stwierdził, a jeśli przeczy to ja tego nie widzę.
Nie odpowiadałam na słowa Zizka, tylko intencję (być może nie samego Zizka, tylko Twoją, bo to Ty się na niego w jakimś celu powołujesz). To zabrzmiało jak wytknięcie ludziom słabości, że wolą już uwierzyć w reptylian niż w przypadek. Jednak to wcale nie musi świadczyć o słabości, tylko przeciwnie - o sile, ewolucyjnej przewadze. Jeśli się np. założy, że za zło na świecie odpowiada bezrozumny przypadek, to nie ma się żadnej motywacji, żeby się mu przeciwstawić.

ZaKotem napisał(a): Narzucanie sensu wszechświatowi jest naturalną potrzebą człowieka i nie wolno jej lekceważyć ani zbywać jako jakiejś "frywolności". Brak takiej umiejętności to choroba psychiczna. Każdy człowiek na podstawie znanych sobie faktów buduje (albo po prostu kopiuje od innych) jakąś mitologię, która pozwala mu się po świecie poruszać z poczuciem względnego bezpieczeństwa.

Uważałbym jednak z próbami nadawania takiej mitologii wartości logicznej. Jeśli coś nazywamy "prawdziwym" to znaczy, że chcielibyśmy aby inni to uznawali. Jakoś im to narzucić, jeśli nie siłą, to mocą naszego wspaniałego intelektu. No i jeśli ktoś głosi bzdury podając je za fakty naukowe to oczywiście nie mamy wyjścia, bo przez deklarację "to są fakty" ten człowiek rzuca rękawicę i niemęsko byłoby wyzwanie odrzucić. Ale do swojej mitologii każdy ma prawo, dopóki nie nazywa jej nauką. Jest ona "prawdziwa" tylko w takim sensie, jak ubranie jest "ładne" - może się podobać jego użytkownikowi albo jakiejś liczbie innych osób, ale to nie znaczy, że ma jakaś obiektywna cechę ładności.

Nikt nie chce być samotnym bohaterem swojej mitologii. Żeby mit się kręcił, potrzeba wspólnoty podtrzymującej ten mit. Wyobraźmy sobie mężczyznę, który uwierzył w mit dżentelmenów i dam, a żyję w otoczeniu mamwyjebańców i kobiet lekkich obyczajów. W jaki sposób ma realizować swoje dżentelmeństwo? Co najwyżej może się zamknąć na cztery spusty w domu i pisać historie oparte na jego micie.

Potrzeba narzucenia innym swojego mitu jest tak naturalna jak potrzeba mitologizowania w ogóle. Miarą prawdziwości mitu jest bowiem jego rozpowszechnienie, a więc - stopień zobiektywizowania.
Odpowiedz
#29
Pelikan
Cytat:duchowo jest to historia, fabuła, sens etc

No jak to jest już wymiar duchowy.

Cytat: To zabrzmiało jak wytknięcie ludziom słabości

Owszem. Samooszukiwanie się jest oznaką słabości.

Może to mieć jakieś funkcje adaptacyjne, ale i tak silniejszy jest ten, kto potrafi żyć bez albo z minimalną liczbą mechanizmów obronnych.

Racjonaliści też dostrzegają wzorce, nie zganiają wszystkiego na przypadek, są po prostu bardziej ostrożni i krytyczni w postulowaniu związków przyczynowo-skutkowych.
Odpowiedz
#30
Lampart napisał(a): Owszem. Samooszukiwanie się jest oznaką słabości.

Może to mieć jakieś funkcje adaptacyjne, ale i tak silniejszy jest ten, kto potrafi żyć bez albo z minimalną liczbą mechanizmów obronnych.

Racjonaliści też dostrzegają wzorce, nie zganiają wszystkiego na przypadek, są po prostu bardziej ostrożni i krytyczni w postulowaniu związków przyczynowo-skutkowych.
Wg mnie w życiu trzeba tak robić, żeby się nie narobić, a zarobić. Mechanizm obronny do rozwiązanie ekonomiczne, na skróty. Można to porównać do chodzenia. Robimy to automatycznie. Kiedyś się nauczyliśmy chodzić i tak się już kręci. Nie musimy myśleć, stawiając kroki. Ten automatyzm jak i wszystkie inne tego typu szalenie nam ułatwiają życie. Osoba która pozbywa się mechanizmów obronnych jest jak człowiek, który pozbywa się automatyzmu chodzenia. Taki ktoś zawsze będzie w tyle. Zanim dojdzie tam gdzie ja (o ile dojdzie), ja już będę na drugim krańcu świata.

Sama umiejętność rozpoznawania mechanizmów adaptacyjnych może być bardzo pomocna, kiedy padamy ich ofiarą, przestają nam służyć, a zaczynają szkodzić (wpadamy w paranoje etc.), jednak głupotą byłoby się ich całkowicie pozbywać i robić sobie tym samym pod górkę. Bo w imię czego? W czym ma przejawiać się  ta rzekoma siła "zapierdalacza" dla zasady?
Odpowiedz
#31
Wrażliwość na wiedzę o wiedzy.

Salut.

Istnieć ma granica preferencji, a nie rozpierdolony wskaźnik hamulców.
Odpowiedz
#32
towarzyski.pelikan napisał(a): Nikt nie chce być samotnym bohaterem swojej mitologii. Żeby mit się kręcił, potrzeba wspólnoty podtrzymującej ten mit. Wyobraźmy sobie mężczyznę, który uwierzył w mit dżentelmenów i dam, a żyję w otoczeniu mamwyjebańców i kobiet lekkich obyczajów. W jaki sposób ma realizować swoje dżentelmeństwo? Co najwyżej może się zamknąć na cztery spusty w domu i pisać historie oparte na jego micie.
Oczywiście, człowiek to zwierzę społeczne. Ale właśnie dzisiaj to banalnie proste, choćby nawet ktoś wierzył w krasnoludki ujeżdżające smoki, to wystarczy że wpisze w jakimś pejsbuku "wierzę w krasnoludki ujeżdżające smoki" i okaże się że na świecie jest już 43297 ludzi wierzących w krasnoludki ujeżdżające smoki i właśnie wyszła książka o jeździectwie krasnoludków. Dzięki globalizacji każdy może sobie znaleźć towarzystwo podzielające jego poglądy. Coś takiego w XX wieku było możliwe tylko dla bogatej elyty mogącej sobie pozwolić na dowolne przeprowadzki i zmiany towarzystwa - a przed XX wiekiem i dla tych nie, bo nie starczało środków transportu. To technologia umożliwia pluralizm światopoglądowy, który kiedyś był utopią nie do osiągnięcia, właśnie dlatego, że nikt nie chce żyć w swojej prawdzie sam. Dlatego nie będzie już wielkich religii ani świeckich ideologii, a istniejące podzielą się na odłamy jak protestanci. Żeby wrócić do jedności mentalnej wielkich obszarów geograficznych, trzeba by ludziom zabrać nie tylko internet, ale samoloty i samochody.

Co może przyciągać cię do wzorów teokratyczno-monarchistycznej Korei Północnej albo pewnych ultraradykałów ekologistycznych.
Odpowiedz
#33
Pelikan,
ale ganianie reptilianów, to raczej przypomina chocholi taniec lub lunatykowanie niż chodzenie.
żeby gdzieś zajść, to trzeba znać kierunek i się trochę orientować w dzisiejszym świecie, dobierać właściwe drogowskazy, a nie czytać z fusów. Ludzkości jest zalewana ogromem śmieciowych informacji. Człowiek umiejący dobrze je selekcjonować, jest skuteczniejszy.
Odpowiedz
#34
ZaKotem napisał(a): Oczywiście, człowiek to zwierzę społeczne. Ale właśnie dzisiaj to banalnie proste, choćby nawet ktoś wierzył w krasnoludki ujeżdżające smoki, to wystarczy że wpisze w jakimś pejsbuku "wierzę w krasnoludki ujeżdżające smoki" i okaże się że na świecie jest już 43297 ludzi wierzących w krasnoludki ujeżdżające smoki i właśnie wyszła książka o jeździectwie krasnoludków. Dzięki globalizacji każdy może sobie znaleźć towarzystwo podzielające jego poglądy. Coś takiego w XX wieku było możliwe tylko dla bogatej elyty mogącej sobie pozwolić na dowolne przeprowadzki i zmiany towarzystwa - a przed XX wiekiem i dla tych nie, bo nie starczało środków transportu. To technologia umożliwia pluralizm światopoglądowy, który kiedyś był utopią nie do osiągnięcia, właśnie dlatego, że nikt nie chce żyć w swojej prawdzie sam. Dlatego nie będzie już wielkich religii ani świeckich ideologii, a istniejące podzielą się na odłamy jak protestanci. Żeby wrócić do jedności mentalnej wielkich obszarów geograficznych, trzeba by ludziom zabrać nie tylko internet, ale samoloty i samochody.
Pluralizm światopoglądowy odbiera znaczenie poszczególnym konkurencyjnym względem siebie światopoglądom. W takim układzie nie może chodzić o prawdę (która jeśli ma być traktowana poważnie - jest jedna), a jedynie o preferencję. Każdy ma prawo oszukiwać się na swój własny sposób i szukać sobie podobnie preferujących, żeby nie było smutno. Dodatkowo, preferowany światopogląd po krótkim czasie zaczyna już uwierać, nudzi się jak długo noszone ubranie, aż żal nie wymienić na coś świeżego. Ostatecznie, to i to ubranie, żadne nie jest bardziej ubraniem niż inne.

Tęsknie do czasów, których z autopsji raczej nie znam (może w jakimś maciupeńkim wymiarze), kiedy wszyscy jedli ten sam chleb, pili to samo mleko, myli głowę tym samym szamponem, oglądali te same filmy i czytali te same książki. Kiedy człowiek nie był zniewolony koniecznością dokonywania wyborów z pierdyliona możliwych opcji, nie mając żadnego drogowskazu poza zachętą do eksperymentowania, szukania czegoś najbardziej dla siebie na 5 minut. 

To dlatego tak wielu młodych ludzi przechodzi kryzys, kiedy kończy szkołę/studia. Póki człowiek się uczy, to ma dość jasno wytyczony szlak, owszem coś tam wybiera, albo jego rodzice wybierają, ale schemat jest ten sam. Musisz chodzić do szkoły, odrabiać lekcje, pisać sprawdziany, zdawać egzaminy. Kiedy to się kończy i człowiek zostaje wyzwolony na dobre z systemu edukacji, wszystko się sypie. Trzeba wybrać robotę, nie jest to wcale oczywiste jaką, a nawet jeśli jest, to na chwilę. Za chwilę trzeba będzie zmienić stanowisko, miejsce pracy, może nawet branżę. Wszystko jest tymczasowe, przyszłość jedną wielką niewiadomą. Człowiek całe życie szuka siebie - kogoś, kto w ogóle nie istnieje, bo tożsamość jest płynna. Pozostaje tylko jedno - żyć chwilą, jak zwierzę.

Lampart napisał(a): Pelikan,
ale ganianie reptilianów, to raczej przypomina chocholi taniec lub lunatykowanie niż chodzenie.
żeby gdzieś zajść, to trzeba znać kierunek i się trochę orientować w dzisiejszym świecie, dobierać właściwe drogowskazy, a nie czytać z fusów. Ludzkości jest zalewana ogromem śmieciowych informacji. Człowiek umiejący dobrze je selekcjonować, jest skuteczniejszy.

A skąd Kowalski ma wiedzieć, co jest śmieciowe, co jest właściwym drogowskazem, kiedy nawet w nauce współistnieją sprzeczne nawzajem teorie, nie mówiąc o wiedzy potocznej? Nic dziwnego, że człowiek próbuje ten chaos przezwyciężyć, szukając jasnych ścieżek, gdzie wiadomo co jest dobre, a co złe, kto jest swój, a kto jest wróg.
Odpowiedz
#35
Pelikan
Cytat:A skąd Kowalski ma wiedzieć, co jest śmieciowe, co jest właściwym drogowskazem, kiedy nawet w nauce współistnieją sprzeczne nawzajem teorie, nie mówiąc o wiedzy potocznej? Nic dziwnego, że człowiek próbuje ten chaos przezwyciężyć, szukając jasnych ścieżek, gdzie wiadomo co jest dobre, a co złe, kto jest swój, a kto jest wróg.

No lekko nie jest, ale ja się nie poddam.
Odpowiedz
#36
towarzyski.pelikan napisał(a): Pluralizm światopoglądowy odbiera znaczenie poszczególnym konkurencyjnym względem siebie światopoglądom. W takim układzie nie może chodzić o prawdę (która jeśli ma być traktowana poważnie - jest jedna), a jedynie o preferencję. Każdy ma prawo oszukiwać się na swój własny sposób i szukać sobie podobnie preferujących, żeby nie było smutno. Dodatkowo, preferowany światopogląd po krótkim czasie zaczyna już uwierać, nudzi się jak długo noszone ubranie, aż żal nie wymienić na coś świeżego. Ostatecznie, to i to ubranie, żadne nie jest bardziej ubraniem niż inne.
No nie wiem, ja tam lubię nosić stare ciuchy dopóki całkiem się nie podrą. A też nie mam jakiegoś strasznie oryginalnego stylu, lubię wyglądać jak przeciętniak (dzięki temu reptilianie nie zwracają na mnie uwagi). Ale właśnie dlatego, że ubranie to tylko ubranie, sam wyglądając jak przeciętniak nie krytykuję ludzi, którzy noszą dziurawe rurki czy kolczyki w cycku, albo coś dla mnie równie bez sensu. Widać im z tym dobrze, więc jest super.
Cytat:Tęsknie do czasów, których z autopsji raczej nie znam (może w jakimś maciupeńkim wymiarze), kiedy wszyscy jedli ten sam chleb, pili to samo mleko, myli głowę tym samym szamponem, oglądali te same filmy i czytali te same książki. Kiedy człowiek nie był zniewolony koniecznością dokonywania wyborów z pierdyliona możliwych opcji, nie mając żadnego drogowskazu poza zachętą do eksperymentowania, szukania czegoś najbardziej dla siebie na 5 minut. 
To nawet zrozumiałe. Ale ta zmiana wynika z naturalnego porządku rzeczy. Panująca ideologia to ta, która pasuje do panującej ekonomii. Konserwatysta godny tego miana nie powinien wszak dążyć do rewolucji, tylko zaakceptować obiektywny stan rzeczy i do niego się dostosować. Zawracanie Wisły kijem to nie konserwatyzm, ale reakcjonizm.
Cytat:To dlatego tak wielu młodych ludzi przechodzi kryzys, kiedy kończy szkołę/studia. Póki człowiek się uczy, to ma dość jasno wytyczony szlak, owszem coś tam wybiera, albo jego rodzice wybierają, ale schemat jest ten sam. Musisz chodzić do szkoły, odrabiać lekcje, pisać sprawdziany, zdawać egzaminy. Kiedy to się kończy i człowiek zostaje wyzwolony na dobre z systemu edukacji, wszystko się sypie. Trzeba wybrać robotę, nie jest to wcale oczywiste jaką, a nawet jeśli jest, to na chwilę. Za chwilę trzeba będzie zmienić stanowisko, miejsce pracy, może nawet branżę. Wszystko jest tymczasowe, przyszłość jedną wielką niewiadomą. Człowiek całe życie szuka siebie - kogoś, kto w ogóle nie istnieje, bo tożsamość jest płynna. Pozostaje tylko jedno - żyć chwilą, jak zwierzę.

Człowiek nigdy nie przestał być zwierzęciem. Ale zwierzę zwierzęciu nierówne. Można być takim zwierzakiem jak panda i całe życie wpieprzać tylko pędy bambusa, utożsamiając życie z wpieprzaniem pędów bambusa, czterdzieści kilo dziennie, albo można być niedźwiedziem brunatnym i żywić się jagodami, miodem, rybami, ptasimi jajami, dzikami, gryzoniami, ślimakami, dżdżownicami, resztkami ze śmietnika, nasionami, sarnami, orzechami i pędami drzewek. Może być nawet i bambus.

Nie jest jednak tak źle, abyśmy sami musieli określać swoją tożsamość. Nadal mamy ludzi od tego! Nic się nie zmieniło od starożytności - nadal to otoczenie decyduje, kim jesteśmy. Tylko posługuje się nieco innymi kryteriami. Pan Mnietek nie jest przez somsiadów oceniany według tego, czy jest kierowcą szambiarki, czy chirurgiem, ale według tego, czy jest człowiekiem życzliwym, czy bucem. I na nic pokrzykiwania "ja, proszę państwa, jestem Tym i Owym, więc traktujcie mnie tak czy siak", bo to właśnie sposób na to, aby zostać mianowanym bucem. To od naszego zachowania zależy, kim jesteśmy. A przynajmniej takie są tendencje, bo pewne nałogi z dawnych czasów siłą bezwładności jeszcze się utrzymują. W nowej rzeczywistości nie ma panów ani chłopów, nie ma Żyda ani Greka, tylko bracia w fiskusie.
Odpowiedz
#37
ZaKotem napisał(a): To nawet zrozumiałe. Ale ta zmiana wynika z naturalnego porządku rzeczy. Panująca ideologia to ta, która pasuje do panującej ekonomii. Konserwatysta godny tego miana nie powinien wszak dążyć do rewolucji, tylko zaakceptować obiektywny stan rzeczy i do niego się dostosować. Zawracanie Wisły kijem to nie konserwatyzm, ale reakcjonizm
Ja wcale nie popieram rewolucyjnego reakcjonizmu, ponieważ zdaję sobie sprawę, że "szlachetne zdrowie, nikt się nie dowie, jako smakujesz, aż się zepsujesz". Jestem świadoma, że ta zepsuta teraźniejszość nadaje właśnie wartość przeszłości, ona jej przydaje urody swoją szkaradnością. 
Człowiek z natury nie docenia tego, co ma na bieżąco. Jak jest młody nadzieję pokłada w przyszłości. Dzieci nie mogą się doczekać, aż dorosną i życie będzie lekkie i przyjemne. A kiedy jest stary, całą nadzieję pokłada w przeszłości, żyje wspomnieniem życia lekkiego i przyjemnego, więc paradoksalnie - dziecięce marzenie zostaje w końcu spełnione. Dziecko ląduje w upragnionym raju, ale okazuje się, że tym rajem jest wspomnienie swojego własnego dzieciństwa, tego piekła, z którego tak chciało się wydostać. I tak samo jest z przeszłością historyczną. To do czego tęsknimy wcale by nas nie uszczęśliwiało, gdybyśmy mieli to przeżywać na żywo. W przeciwnym razie, nigdy byśmy nie chcieli tych historycznych stanów przezywciężać. Wyzwalać się. Nam tam było naprawdę chujowo, bo taka też jest natura teraźniejszości. Przyszłe pokolenia będą zazdrościć nam, w jakich wspaniałych czasach żyjemy. A wspaniałe czasy to tylko te, które są minione, bo taka jest natura przeszłości.

Cytat:Nie jest jednak tak źle, abyśmy sami musieli określać swoją tożsamość. Nadal mamy ludzi od tego! Nic się nie zmieniło od starożytności - nadal to otoczenie decyduje, kim jesteśmy. Tylko posługuje się nieco innymi kryteriami. Pan Mnietek nie jest przez somsiadów oceniany według tego, czy jest kierowcą szambiarki, czy chirurgiem, ale według tego, czy jest człowiekiem życzliwym, czy bucem. I na nic pokrzykiwania "ja, proszę państwa, jestem Tym i Owym, więc traktujcie mnie tak czy siak", bo to właśnie sposób na to, aby zostać mianowanym bucem. To od naszego zachowania zależy, kim jesteśmy. A przynajmniej takie są tendencje, bo pewne nałogi z dawnych czasów siłą bezwładności jeszcze się utrzymują. W nowej rzeczywistości nie ma panów ani chłopów, nie ma Żyda ani Greka, tylko bracia w fiskusie.
Innymi słowy, dzisiaj o tym, jak jesteśmy odbierani przez innych,  decydują pozory, a nie fakty. Musisz dobrze grać swoją rolę sympatycznej osóbki, dostosowując się do otoczenia jak kameleon, wtedy będziesz lubiany i ceniony. Nikogo nie interesuje Twoja wewnętrzna wartość (jakim jesteś człowiekiem), tylko zewnętrzna reputacja. To jest przepis na doskonale życzliwego sukinsyna  Płacz
Świetnie to zostało oddane w serialu Black Mirrior, odcinek "Nosedive".  Jak ktoś nie widział, to polecam. Nie tylko ten odcinek, ale cały serial, jeg genialny, choć porażająco smutny.
Odpowiedz
#38
Ja to jednak tak nie patrzę na to. Internet to coś wspaniałego. Fora, wiedza, książki, filmiki jakie chcesz, muzyka jaka chcesz, wygoda w znalezieniu czegoś i zdobyciu. Nie ma w tym nic przytłaczającego.
Dużo patologii lansuje się na swojej patologii. Jedynie to jest smutne.
Odpowiedz
#39
Lampart napisał(a): Ja to jednak tak nie patrzę na to. Internet to coś wspaniałego. Fora, wiedza, książki, filmiki jakie chcesz, muzyka jaka chcesz, wygoda w znalezieniu czegoś i zdobyciu. Nie ma w tym nic przytłaczającego.
Dużo patologii lansuje się na swojej patologii. Jedynie to jest smutne.

Właśnie ta łatwość dostępu wszystko psuje. Weźmy takiego GPS-a. Teraz człowiek, jak gdzieś jedzie w podróż, wyrusza na wycieczkę, to od razu włącza sobie jakieś aplikacje z nawigacją (minimalizuje ryzyko pobłądzenia). Jak chce coś poczytać, to nie bierze pierwszej lepszej książki z brzegu czy nie wałkuje po raz 30 tej samej książki, bo już przeczytał wszystkie pozycje w bibliotece, tylko najpierw robi research, rejestruje się na jakichś portalach z rekomendacjami, żeby algorytm mu wyszukał adekwatne pozycje, co minimalizuje ryzyko pobłądzenia. 

A jak zostało wspomiane kilka postów wstecz, ewolucja (rozwój) opiera się na mutacjach (błędach), czyli można powiedzieć - na ryzyku. Człowiek, który nigdy nie ryzykuje, tylko trzyma się bezpiecznej strefy komfortu, co prawda nie wyląduje na manowcach, ale z drugiej strony - nigdy nie dorośnie, niczego nie sprawdzi na własnej skórze. To banał, ale człowiek się uczy na błędach, powiedziałabym nawet - że dojrzewa, szlachetnieje na błędach, ponieważ to co jest błędem z punktu widzenia wczorajszego ja, może być jedną z najlepszych rzeczy, które człowieka spotkały z punktu widzenia przyszłego ja. Człowiek powinien siebie samego zaskakiwać, a dzisiejsza łatwość dostępu bardzo rozleniwia i spłyca. Im większe oparcie człowiek ma w świecie, tym mniejsze w samym sobie. Gdyby odłączyć przeciętnemu człowiekowi wychowanemu w epoce cyfrowej Internet, to odbierze to jako życiową tragedię, bo będzie musiał się zmierzyć z własną miałkością, pustką, płycizną. Całe myślenie, zgłębianie pozostawił światu, samemu nie wykształcając odpowiednich narzędzi. Poziom intelgencji człowieka się obniża wraz z ze wzrostem inteligencji urządzeń smart.
Odpowiedz
#40
Mnie się nie obniża bo ściągnąłem sobie aplikacje trening mózgu na androida.
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości