To forum używa ciasteczek.
To forum używa ciasteczek do przechowywania informacji o Twoim zalogowaniu jeśli jesteś zarejestrowanym użytkownikiem, albo o ostatniej wizycie jeśli nie jesteś. Ciasteczka są małymi plikami tekstowymi przechowywanymi na Twoim komputerze; ciasteczka ustawiane przez to forum mogą być wykorzystywane wyłącznie przez nie i nie stanowią zagrożenia bezpieczeństwa. Ciasteczka na tym forum śledzą również przeczytane przez Ciebie tematy i kiedy ostatnio je odwiedzałeś/odwiedzałaś. Proszę, potwierdź czy chcesz pozwolić na przechowywanie ciasteczek.

Niezależnie od Twojego wyboru, na Twoim komputerze zostanie ustawione ciasteczko aby nie wyświetlać Ci ponownie tego pytania. Będziesz mógł/mogła zmienić swój wybór w dowolnym momencie używając linka w stopce strony.

Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Dziki kraj?
#1
Od kiedy sięgnę pamięcią, to w różnych dyskusjach, połajankach i 'nocnych Polaków rozmowach', na trzeźwo i nie, pojawiały się zawsze obowiązkowe frazy odnośnie Najjaśniejszej:

Fraza pierwsza - "Dziki kraj"
Fraza druga - "Chory kraj"
Fraza trzecia - "Sto lat za murzynami".

Ponieważ nie cierpię polskiego przyrodzonego samoużalania się i biadolenia, z reguły gwałtownie protestowalem, udowadniając, że to kraj mniej więcej taki sam, jak większość, ani wybitny, ani dziadowski.
Ot przeciętna europejska.

Właściwie, to mam wypracowaną wlasną definicję 'dzikości" Polski (jakaś niekonsekwencja?).
Polska będzie dotąd dzika, dopóki:
a) ludzie będą łazić po drogach i szosach w dzień i w nocy, czego nie zaobserwowałem nigdzie indziej w Europie
b) jesienią na skraju każdego lasu będą koczować tłumy sprzedawców grzybów i innego runa (też nieznany nigdzie obyczaj).

Ale na poważnie, to ostatnio zacząłem się głębiej zastanawiać, jak to jest z naszą 'dzikością'?
Z jednej strony mozolnie ale bogacimy się nadrabiając historyczne zaległości, przejawiając przy tym niejakie predyspozyje do inicjatywy, organizacji i obywatelskości.
Z drugiej zaś osuwamy się w nieznośny nepotyzm, kałmuctwo, kolesiostwo, chamstwo, szczujstwo i lekceważenie prawa.

Mam tu niejaki dysonans poznawczy, bo jestem jednocześnie przedmiotem i podmiotem obserwacji, a to utrudnia bycie obiektywnym.
Nie będę tu wyliczał czym wg mnie powinien być kraj 'niedziki', pewnie się od was dowiem.
Tym bardziej, że sporo jest na forum osób mających okazję do porównań z innymi krajami.

Liczę na oświecenie - to jak to jest z tą naszą 'dzikością'?
A nas Łódź urzekła szara - łódzki kurz i dym.
Odpowiedz
#2
Nie chcę wchodzić tutaj za bardzo w politykę, ale objawem dzikości może być to, że niektóre afery, które teoretycznie powinny zmieść rząd zbytnio mu nie zaszkodziły. Z drugiej strony wcale nie musi być to przejawem akceptacji społecznej dla określonych zjawisk, a kalkulacji konkretnych osób, że opłaca się je jednak zignorować. Ciężko stwierdzić, czy jako Polacy w jakiś sposób jesteśmy bardziej dzicy niż tzw. Europa. Bardzo często bowiem takie opinie bazują na stereotypach. Tymczasem większość ludzi, których poznałem w Anglii bez problemów po nauczeniu języka można by przenieść do Polski i świetnie by się tu odnaleźli, a moja żona była w szoku  z jakim luzem podchodzą mieszkańcy Berlina do przechodzenia przez jezdnię na czerwonym świetle.

No i dodatkowo nie można pominąć różnic pomiędzy samymi Polakami. Sam dostrzegam dużą, choć ciężką do określenia różnicę pomiędzy mieszkańcami powiedzmy wielkomiejskiej robotniczej Łodzi a mieszkańcami mojej małopolski z tym ich drobnomieszczańskim, przefiltrowanym przez pryzmat ludowej religijności zawistno-naiwnym spojrzeniem na świat.

Wiem, że ostatnio coraz niechętniej podchodzę do tej całej polskości, ale nie jestem pewien czy to jakiś głębszy proces czy też zwyczajna reakcja obronna na nachalnie lansowany jej model. Jak jeszcze z 5 lat temu nie wyobrażałem sobie powiedzmy długotrwałej emigracji to obecnie to państwo i ludzie ze swym postrzeganiem świata, na tyle mnie wkurwiają, że wykluczyć czegoś takiego nie mogę, bo coraz mniej postrzegam Polskę, jako mój kraj z którym się identyfikuję. Ale to może ja dziczeję a nie Polacy Duży uśmiech
"Wkrótce Europa przekona się, i to boleśnie, co to są polskie fobie, psychozy oraz historyczne bóle fantomowe"
Odpowiedz
#3
Zależy, z kim się porównamy. Zwykle, kiedy jestem w jakimś innym kraju, widzę, rzeczy, które podobają mi się bardziej niż w Polsce i takie, które podobają mi się mniej. Podobają mi się na przykład niektóre rozwiązania socjalne w Niemczech, ale bardzo nie podoba mi się nagminne odwoływanie pociągów i brak możliwości płacenia kartą w wielu miejscach oraz trudności ze znalezieniem bankomatu. Francuzi z kolei niemiło zaskoczyli mnie higieną, a raczej jej brakiem przy sprzedawaniu żywności, a ich niechęć do angielskiego jest już przysłowiowa.

Polskie społeczeństwo za to wydaje mi się często bardzo dzikie w porównaniu z norweskim (chociaż niektóre aspekty dotyczą ogólnie różnic między społeczeństwami Europy Zachodniej i Północnej a społeczeństwami postkomunistycznymi.

Nie ma krajów idealnych, ale jednak dość dużo mówi to, czy jakieś zachowania są akceptowane lub lekceważone, czy ogolnie potępiane. Czasami muszę na przykład tłumaczyć klientom, że niekoniecznie należy sie chwalić pracą na czarno w CV, które będzie przetłumaczone na norweski. Ogólnioe jesteśmy zepsutym społeczeństwem, jeśli chodzi o brak poszanowania prawa i akceptację takiego braku poszanowania u innych. Polityków nawet nie ma sensu wymieniać, bo to nie dyskusja o polityce, a dotyczy to każdej liczącej się partii i jej zwolenników.

Moim zdaniem jesteśmy też dzicy w porównaniu z Norwegią, jeśli chodzi o stosunek do kobiet i niepełnosprawnych. I debatę publiczną.
- Myślałem, że ty nie znasz lęku.
- Mylisz się. Lęku nie zna tylko głupiec.
- A co robi wojownik, kiedy czuje strach?
- Pokonuje go. To jest w każdej bitwie nasz pierwszy martwy wróg.
Odpowiedz
#4
Ludzie prawdziwie dzicy nie uważają się za dzikich. Ktoś, kto swój kraj uważa za dziki, chce go w jakiś sposób ulepszyć poprzez naśladowanie tych, których uważa na bardziej cywilizowanych pod jakimś względem. To jest dobry znak, bo uznanie swojej dzikości jest warunkiem postępu cywilizacyjnego. Polak, który narzeka na dzikość Polski, oczywiście mocno przesadza, są kraje znacznie dziksze, i to dość blisko. Jeśli jednak porównujemy Polskę z elitą - Szwajcarią, Danią, Japonią - to lepiej to o nas świadczy, niż gdybyśmy tylko z zadowoleniem stwierdzili, że obiektywnie to jesteśmy sto lat przed Nigerem. To ludzie, którzy mówią o uczeniu Francuzów jedzenia widelcem, są dzicy, bo wywyższanie się jest właśnie oznaką dzikości. Człowiek cywilizowany powie raczej "lżyjcie nas, myśmy dzicy kolonizatorzy" (i pogratuluje sobie własnej kultury i skromności) a dziki będzie wolał "rispekt as! rispekt dla naszej wysokiej kultury, okurwieńce!"
Odpowiedz
#5
Sofeicz napisał(a): porównań z innymi krajami.

Liczę na oświecenie - to jak to jest z tą naszą 'dzikością'?

Normalnie. Każde społeczeństwo rządzi się według zasad wypracowanych na kanwie historycznych zaszłości. U nas zasady są proste. Rządzi bezperspektywiczny egozim. Polacy jako tacy nie potrafią współpracować i budować. U nas ma być wódz co myśli za wszystkich. I to przenosimy na wszystkie obszary życia. Widział ktoś w Europie taką dyrektoriozę, ministeriozę i manageriozę jak u nas? To nawet nie jest biurokracja, to jest stanowiskokracja. Tylko u nas z "zawodu mąż jest dyrektorem". I jest to powód do chluby. Nie osiągnięcia a stanowiska. Jak żeś nieco ponad motłochem to żeś Pan.

DziadBorowy napisał(a): . Ale to może ja dziczeję a nie Polacy Duży uśmiech

Myślę, że wątpię. Mam to samo. Ja się w Polsce i pośród rodaków nie potrafię odnaleźć i czuć jak swój. Jest grupa znajomych z pracy czy studiów, która fajny klimat tworzy. Ale wpaść w meandry społecznych relacji to wpaść jak śliwka w gówno. Lepperioza. Grona idiotów udajacych cwaniaków sterowana przez cwaniaków udających idiotów. Jedna wielka gra jak w tragikomedii.

Iselin napisał(a): Nie ma krajów idealnych, ale jednak dość dużo mówi to, czy jakieś zachowania są akceptowane lub lekceważone, czy ogolnie potępiane. Czasami muszę na przykład tłumaczyć klientom, że niekoniecznie należy sie chwalić pracą na czarno w CV, które będzie przetłumaczone na norweski.


Tutaj widać różnicę w poziomie zaufania do prawa stanowionego. Nie ma co się oszukiwać. Żaden Polak nie wierzy, że prawo ustanowiono dla jego dobra. A Norweg zdaje się takie założenie przyjmuje a priori. U nas praca na czarno to pokaz obrotności, w Norwegii to pokaz szkodzenia wszystkim uczciwym ludziom.



Cytat:
Ogólnioe jesteśmy zepsutym społeczeństwem, jeśli chodzi o brak poszanowania prawa i akceptację takiego braku poszanowania u innych. Polityków  nawet nie ma sensu wymieniać, bo to nie dyskusja o polityce, a dotyczy to każdej liczącej się partii i jej zwolenników.

Moim zdaniem jesteśmy też dzicy w porównaniu z Norwegią, jeśli chodzi o stosunek do kobiet i niepełnosprawnych. I debatę publiczną.

A dlaczego tak jest? Ponieważ nie ma świadomości zysków z przestrzegania prawa. I po prawdzie to wcale mnie to nie dziwi. Ludzie u nas nie znają prawa i nie rozumieją ni w ząb co to państwo od nich chce. Przepisy i kodeksy to odpowiednik zaklęć i almanachów alchemicznych. Ludzie nawet nie tykają prostych spraw, które sami mogliby załatwić, bo boją się, że zamienią się w żaby albo wściekłe kuny. I w takim wypadku wypadkową stosunków międzyludzkich jest pozycja i znajomości ^_^ A słabszy to przedmiot, to po kij go dobrze traktować skoro "grówny" nam nie jest?
Sebastian Flak
Odpowiedz
#6
Iselin napisał(a): Francuzi z kolei niemiło zaskoczyli mnie higieną, a raczej jej brakiem przy sprzedawaniu żywności,
Zeby tylko przy sprzedawaniu żywności.

Cytat:a ich niechęć do angielskiego jest już przysłowiowa.
W Paryżu posługując się francuskim niewiele zyskujesz. No chyba że już na poziomie akademickim.

Cytat:Polskie społeczeństwo za to wydaje mi się często bardzo dzikie w porównaniu z norweskim (chociaż niektóre aspekty dotyczą ogólnie różnic między społeczeństwami Europy Zachodniej i Północnej a społeczeństwami postkomunistycznymi.

Dlatego Polacy, jak chcą się dowartościować, wchodzą na stronki "Tymczasem w Rosji". Z jednej strony, żeby obśmiać. Z drugiej strony, bo zbyt dobrze pamiętamy czasy, kiedy takie fotografie i u nas można było strzelić.

Cytat:Ogólnioe jesteśmy zepsutym społeczeństwem, jeśli chodzi o brak poszanowania prawa i akceptację takiego braku poszanowania u innych.

W tym i w wielu innych sprawach jesteśmy podobni do społeczeństwa włoskiego. Jeżeli zgłaszanie przekroczeń prawa jest traktowane jako donosicielstwo, kolaboranctwo, delatorstwo i kapusiostwo, to może jeszcze nie jest sycylijska omerta, ale już blisko.
Wszystko ma swój czas
i jest wyznaczona godzina
na wszystkie sprawy pod niebem
Spoiler!
Koh 3:1-8 (edycje własne)
Odpowiedz
#7
Gawain napisał(a): Myślę, że wątpię. Mam to samo. Ja się w Polsce i pośród rodaków nie potrafię odnaleźć i czuć jak swój. Jest grupa znajomych z pracy czy studiów, która fajny klimat tworzy. Ale wpaść w meandry społecznych relacji to wpaść jak śliwka w gówno. Lepperioza. Grona idiotów udajacych cwaniaków sterowana przez cwaniaków udających idiotów. Jedna wielka gra jak w tragikomedii.


O właśnie. Poza znajomymi z okresu studiów (i o dziwo liceum), z którymi jednak coraz ciężej o kontakt, z przeciętnym Polakiem  (z nielicznymi wyjątkami) poznanym później w pracy czy w życiu codziennym nie mam praktycznie żadnej płaszczyzny wspólnej. Kiedyś podśmiechiwałem się z takiego stereotypu cebulaka, co to w niedziele rano do kościoła, do południa grill, kiełbaska, piwo i Sławomir z głośnika a wieczorem kabarety na Polsacie - teraz wydaje mi się, że to raczej norma.  A jak już trafi mi się dyskusja na jakieś poważniejsze tematy (znaczy bez przesady - żadna tam fizyka kwantowa, coś takiego powiedzmy jak tu na ateiście wałkujemy) to dostaję realnej depresji po zapoznaniu się z postrzeganiem świata całego tego towarzystwa bo wychodzą takie kwiatki, że "Szybcy i wściekli" to całkiem ambitne kino a "przy nadziei" oznacza, że kobieta chce zajść w ciążę. I zaznaczam, że to są raczej ludzie aspirujący do klasy średniej a nie żadna tam patologia. 

Nie wiem czy pasuje to do dzikości - bo podobne wrażenia miałem po pewnym czasie w kontaktach z ludźmi poznanymi w Anglii, zwłaszcza gdy minął urok nowości - z tą różnicą, że oni opowiadając głupoty nie uważali się za pępek świata, który zjadł wszystkie rozumy, co  u nas jest powszechne. Jakaś taka dziwna potrzeba dowartościowania się za wszelką cenę.
"Wkrótce Europa przekona się, i to boleśnie, co to są polskie fobie, psychozy oraz historyczne bóle fantomowe"
Odpowiedz
#8
To akurat jest zupełnie inny temat, w każdym kraju mógłbyś mieć problemy w kontakcie z ludźmi z podobnymi zainteresowaniami, jeżeli głównie widujesz jakieś losowe osoby
Odpowiedz
#9
Wiem.  Choć tu nie chodzi o zainteresowania a raczej o ogólną tępotę. Dlatego  jednak zwracam uwagę na tą ostatnią cechę o której wspomniałem, którą zauważyłem u Polaków a nie dostrzegłem u Angoli.

A jak już przy porównaniach jesteśmy to różnicę dostrzegłem też w religijności. Tam w zasadzie każdy uważał to za swoją prywatną sprawę, u nas (przynajmniej dostrzegam to w małopolsce) religijność jest sprawą publiczną (rozwalają mnie dyskusje w pracy co kto na pokutę podczas spowiedzi dostał, pytania do którego kościoła chodzę i zdziwienie, gdy odpowiem, że nie chodzę) oraz bardzo często kolejnym powodem do uznania się za lepszego od innych. Co ciekawe jeszcze kilka lat temu tego nie dostrzegałem, może z wiekiem człowiek traci tolerancję na takie sprawy. Dla mnie takie ludowe, bardzo nachalne podejście do kwestii związanych z wiarą to też pewien element dzikości może być.
"Wkrótce Europa przekona się, i to boleśnie, co to są polskie fobie, psychozy oraz historyczne bóle fantomowe"
Odpowiedz
#10
To jest ludowe, nachalne podejście do kwestii związanych ze sprawami prywatnymi ogólnie.
- Myślałem, że ty nie znasz lęku.
- Mylisz się. Lęku nie zna tylko głupiec.
- A co robi wojownik, kiedy czuje strach?
- Pokonuje go. To jest w każdej bitwie nasz pierwszy martwy wróg.
Odpowiedz
#11
DziadBorowy napisał(a): Wiem. Choć tu nie chodzi o zainteresowania a raczej o ogólną tępotę.

No tak, ogólnie mi chodziło po prostu o ludzi z innej bajki.
Odpowiedz
#12
Iselin napisał(a): To jest ludowe, nachalne podejście do kwestii związanych ze sprawami prywatnymi ogólnie.

Racja.

"Nie masz dzieci? A czemu? A ty masz tylko jedno, młoda jeszcze to może jakieś drugie byście zmajstrowali? A to auto to za gotówkę czy na kredyt kupiliście? To ile w tej nowej pracy konkretnie zarabiasz?" itp itd.

I to wszystko w kręgu, w którym poziom znajomości absolutnie nie uprawnia do zadawania takich pytań.
"Wkrótce Europa przekona się, i to boleśnie, co to są polskie fobie, psychozy oraz historyczne bóle fantomowe"
Odpowiedz
#13
DziadBorowy napisał(a): O właśnie. Poza znajomymi z okresu studiów (i o dziwo liceum), z którymi jednak coraz ciężej o kontakt, z przeciętnym Polakiem  (z nielicznymi wyjątkami) poznanym później w pracy czy w życiu codziennym nie mam praktycznie żadnej płaszczyzny wspólnej.

Najstraszniejsze jest to, że to taki jakby komunikacyjny mur. Niedawno dowiedziałem się, że tak jak ja mówię to nikt nie mówi i dlatego jestem dziwny. A serio nie wypowiadam się jakoś bardziej skomplikowanie niż tutaj. Wręcz przeciwnie nawet.

Cytat:Kiedyś podśmiechiwałem się z takiego stereotypu cebulaka, co to w niedziele rano do kościoła, do południa grill, kiełbaska, piwo i Sławomir z głośnika a wieczorem kabarety na Polsacie - teraz wydaje mi się, że to raczej norma.  A jak już trafi mi się dyskusja na jakieś poważniejsze tematy (znaczy bez przesady - żadna tam fizyka kwantowa, coś takiego powiedzmy jak tu na ateiście wałkujemy) to dostaję realnej depresji po zapoznaniu się z postrzeganiem świata całego tego towarzystwa bo wychodzą takie kwiatki, że "Szybcy i wściekli" to całkiem ambitne kino a "przy nadziei" oznacza, że kobieta chce zajść w ciążę. I zaznaczam, że to są raczej ludzie aspirujący do klasy średniej a nie żadna tam patologia. 


Nietzscheańscy ludzie ostatni :-D

Cytat:Nie wiem czy pasuje to do dzikości - bo podobne wrażenia miałem po pewnym czasie w kontaktach z ludźmi poznanymi w Anglii, zwłaszcza gdy minął urok nowości - z tą różnicą, że oni opowiadając głupoty nie uważali się za pępek świata, który zjadł wszystkie rozumy, co  u nas jest powszechne. Jakaś taka dziwna potrzeba dowartościowania się za wszelką cenę.

Otóż to. Inni muszą być gorsi, bo inaczej to ja będę najgorszy. Skąd to się bierze? Nie wiem. Wiem, że żyć się nie da w takim otoczeniu. Najgorszym co może się przeciętnemu Polakowi przytrafić to sukces rodaka. Wszyscy mają być "grówni". Oczywiście My jesteśmy "grówniejsi", Ten Lepszy Sort itd. Wszyscy się na wszystkim znają i są nieomylni. Na wszelki wypadek mają albo same sukcesy, albo nic nie potrafią na wszelki wypadek i "nie mieli: szczęścia, znajomości, głowy do nauki, pieniędzy..." Realizowanie i tak ad infinitum. Przy czym nie przeszkadza to w wiedzeniu wszystkiego o wszystkich i wszystkim.

DziadBorowy napisał(a): Wiem.  Choć tu nie chodzi o zainteresowania a raczej o ogólną tępotę. Dlatego  jednak zwracam uwagę na tą ostatnią cechę o której wspomniałem, którą zauważyłem u Polaków a nie dostrzegłem u Angoli.

A jak już przy porównaniach jesteśmy to różnicę dostrzegłem też w religijności. Tam w zasadzie każdy uważał to za swoją prywatną sprawę, u nas (przynajmniej dostrzegam to w małopolsce) religijność jest sprawą publiczną (rozwalają mnie dyskusje w pracy co kto na pokutę podczas spowiedzi dostał, pytania do którego kościoła chodzę i zdziwienie, gdy odpowiem, że nie chodzę) oraz bardzo często kolejnym powodem do uznania się za lepszego od innych. Co ciekawe jeszcze kilka lat temu tego nie dostrzegałem, może z wiekiem człowiek traci tolerancję na takie sprawy. Dla mnie takie ludowe, bardzo nachalne podejście do kwestii związanych z wiarą to też pewien element dzikości może być.

A mnie to nie raziło kiedyś u osób starych, mocno po 90, które same były religijne i to tak uczciwie i solidnie. Takie podejście budowało taką atmosferę "domową", taką wspólnotowość i było swoistym wyrazem troski, tak jakby chcieli przekazać co według nich jest najcenniejsze. Bo w innych wypadkach odnosilem wrażenie, że mi po prostu chcą cwaniak chomąto założyć i grać na uczuciach a sami mieli w dupie nakazy i przykazy. Liczyła się warstwa rytualna i tyle. Na całe lata mnie to odrzuciło od Kościoła.

Iselin napisał(a): To jest ludowe, nachalne podejście do kwestii związanych ze sprawami prywatnymi ogólnie.

Nie wiem czy to aby na pewno ludowe. Pilnowanie swojego nosa i obejścia było mile widziane. Ciocie Basie raczej wręcz odwrotnie. To chyba wynik tego, że tą prostą ludowość to u nas ostro wypleniono i zastąpiono kolektywistyczną wizją człowieka sowieckiego. Widzę kolosalną różnicę w zachowaniu pokoleń przedwojennych i powojennych. Może to wynik małej próby i zmian charektorologicznych związanych ze starością. A może i nie.
Sebastian Flak
Odpowiedz
#14
Iselin napisał(a): Ogólnioe jesteśmy zepsutym społeczeństwem, jeśli chodzi o brak poszanowania prawa i akceptację takiego braku poszanowania u innych.

Głupie prawo ustanowione przez debili utrudnia życie, a każdy chce prostego życia bez biurokratycznego pierdu-pierdu. Więc czemu niby powinno się szanować prawo? Na weselu powinienem może wezwać urząd skarbowy, żeby skontrolował i rozliczył młodą parę z otrzymanych prezentów i pieniędzy? A może powinienem donieść na ludzi, którzy chcą sobie na spokojnie jarać trawkę? Walić to całe skostniałe prawo w dupę po same jaja.
---
Najpewniejszą oznaką pogodnej duszy jest zdolność śmiania się z samego siebie. Większości ludzi taki śmiech sprawia ból.

Nietzsche
---
Polska trwa i trwa mać
Odpowiedz
#15
lumberjack napisał(a): Głupie prawo ustanowione przez debili utrudnia życie, a każdy chce prostego życia bez biurokratycznego pierdu-pierdu. Więc czemu niby powinno się szanować prawo? Na weselu powinienem może wezwać urząd skarbowy, żeby skontrolował i rozliczył młodą parę z otrzymanych prezentów i pieniędzy? A może powinienem donieść na ludzi, którzy chcą sobie na spokojnie jarać trawkę? Walić to całe skostniałe prawo w dupę po same jaja.

No właśnie to się zaczyna od np. takich głupich czerwonych świateł, na których masz czekać nawet jeżeli tylko wiatr hula w pobliżu. Przepis durny, więc ludzie łamią, czasami dostaną mandat jak policjant wyskoczy z krzaków.

Z tego co wiem, to w Norwegii sobie możesz przechodzić na czerwonych, a niby takie państwo opiekuńcze
Odpowiedz
#16
W GB światła też są w sumie niezobowiązującą sugestią.
Mówiąc prościej propedegnacja deglomeratywna załamuje się w punkcie adekwatnej symbiozy tejże wizji.
Odpowiedz
#17
W Norwegii można przechodzić na czerwonym, jeśli nic nie jedzie. Poza tym na przejściu pieszy ma pierwszeństwo już w momencie, keidy stanie i będzie przymierzał się do przejścia. Czasami prowadzi to do nieporozumień, kiedy ktoś przypadkiem stanie koło pasów, ale kierowcy nie są tak nerwowi i nie robią z tego powodu wielkich historii.
- Myślałem, że ty nie znasz lęku.
- Mylisz się. Lęku nie zna tylko głupiec.
- A co robi wojownik, kiedy czuje strach?
- Pokonuje go. To jest w każdej bitwie nasz pierwszy martwy wróg.
Odpowiedz
#18
Sofeicz napisał(a): Mam tu niejaki dysonans poznawczy, bo jestem jednocześnie przedmiotem i podmiotem obserwacji, a to utrudnia bycie obiektywnym.
No i właśnie dlatego lepiej sugerować się opiniami obcokrajowców na swój temat, a oceniać ich, nie siebie.
Z tym że ten obiektywizm może przejawiać się na dwa sposoby; albo patrzymy na swój kraj/naród przez różowe okulary, albo jesteśmy dla siebie surowi aż do przesady - i z obiema postawami spotykam się u Polaków regularnie.
Odpowiedz
#19
Dziki kraj - taki w którym żądzą układy i ukladziki na każdym kroku, taki w którym opłaca się być nieuczciwym, popelniac przestepstwa i nie ma tolerancji, wzajemnego szacunku, kultury.
Odpowiedz
#20
Sofeicz napisał(a): Z drugiej zaś osuwamy się w nieznośny nepotyzm, kałmuctwo, kolesiostwo, chamstwo, szczujstwo i lekceważenie prawa.
Z doświadczenia przebywania w kraju zachodnim zauważam, że powyższe cechy wcale nie są obce Anglosasom. Natomiast co w moim odczuciu różni oba narody, i co może być jednym z atrybutów określających "stadium zdziczenia", to umiejętność zachowania się w danej sytuacji i swoboda komunikacji międzyludzkiej. Ma się wrażenie, że Brytyjczycy mają ten swój "small talk" w paluszku i w połączeniu z niewymuszoną uprzejmością sprawia to dobre wrażenie. A przynajmniej na początku, gdyż po jakimś czasie okazuje się, że mamy do czynienia z dobrą grą aktorską (oczy nigdy nie kłamią), chociaż, nawet tracąc kontrolę nad emocjami w stresującej sytuacji, reakcją nie będzie głośno wypowiedziane, soczyste "Fuck!" a raczej pod nosem wymruczane "Shit". Nijak się ma to do starego, dobrego poskiego: " Kurrrwaaa, ja pieerrdoolę!!!", z odpowiednio proporcjonalnym do powagi sytuacji rozwarciem jamy ustnej. Z kolei zauważalne często u Polaków zjawisko "bycia głośnym", nie ustępuje niczym przedstawicielom brytyjskiej kultury murzyńskiej (co jest w moim odczuciu pozytywnym elementem tegoż folkloru). Rozważając znaną mądrość ludową: "jesteśmy sto lat za Murzynami" trzeba stwierdzić stanowczo zdecydowane NIE - przynajmniej jeśli chodzi akcentowanie swojej obecności sygnałami dźwiękowymi.
Siła spokoju, opanowanie, autokontrola, luz, wyciszenie, racjonalna uwaga, spokojny głos - Brytyjczycy bez dwóch zdań przewyższają nasze rozemocjonane (z punktu widzenia anglosaskiego ucha) trajkotanie. Tak też naiwnie myślałem do momentu, kiedy to pewnego pięknego dnia, jeden z kolegów w pracy (ten z tych zawsze pozytywnych) ni stąd ni zowąd, będąc zapewne w momencie emocjonalnego roztargnienia, chwycił znienacka leżącą obok, Bogu ducha winną mysz komputerową i rozstrzaskał brutalnie w drobny mak. Do dziś słyszę echo powtarzających się raz po raz uderzeń o ścianę. "Stadium zdziczenia" level 10 został osiągnięty i od tego dnia już nic nie było takie samo.
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości