To forum używa ciasteczek.
To forum używa ciasteczek do przechowywania informacji o Twoim zalogowaniu jeśli jesteś zarejestrowanym użytkownikiem, albo o ostatniej wizycie jeśli nie jesteś. Ciasteczka są małymi plikami tekstowymi przechowywanymi na Twoim komputerze; ciasteczka ustawiane przez to forum mogą być wykorzystywane wyłącznie przez nie i nie stanowią zagrożenia bezpieczeństwa. Ciasteczka na tym forum śledzą również przeczytane przez Ciebie tematy i kiedy ostatnio je odwiedzałeś/odwiedzałaś. Proszę, potwierdź czy chcesz pozwolić na przechowywanie ciasteczek.

Niezależnie od Twojego wyboru, na Twoim komputerze zostanie ustawione ciasteczko aby nie wyświetlać Ci ponownie tego pytania. Będziesz mógł/mogła zmienić swój wybór w dowolnym momencie używając linka w stopce strony.

Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Poprawność polityczna coraz bradziej terroryzuje!
Iselin napisał(a): Pewna część mężczyzn mówi, że ma problem z gejami jako takimi, bo widok dwóch mężczyzn trzymających się za ręce albo całujących wywołuje u nich duży dyskomfort. Część z tej części uważa jednak, że to ich problem, a nie powód, żeby ktoś nie trzymał się za ręce na ulicy.

To też może być istotny czynnik, który sprawia, że na poziomie odczuć mam inne postrzeganie gejów, a inne transseksualnych kobiet. W przypadku osoby przyjmującej hormony i korzystającej z osiągnięć medycyny estetycznej obrazek „mężczyzna+transseksualna kobieta” jest jakiś taki swojski i nie burzący przyjętego wzorca pary dwojga ludzi. Także od strony estetycznej nie wywołuje jakiś grymasów.
"Łatwo jest mówić o Polsce trudniej dla niej pracować jeszcze trudniej umierać a najtrudniej cierpieć"
NN
Odpowiedz
Baptiste napisał(a): W przypadku osoby przyjmującej hormony i korzystającej z osiągnięć medycyny estetycznej obrazek „mężczyzna+transseksualna kobieta” jest jakiś taki swojski i nie burzący przyjętego wzorca pary dwojga ludzi. Także od strony estetycznej nie wywołuje jakiś grymasów.
W ogóle w wielu krajach właśnie tak to postrzegano od dziesięcioleci. W Polsce przecież już od dawna istnieje możliwość zmiany urzędowej płci w stosunku do tej przypisanej w dzieciństwie (choć prawnie pokracznie, bo pozywa się rodziców). Narracja „geje spoko, ale transy be”, czy jej wyjątkowo obłudna forma „musimy ograniczyć prawo transów, żeby bronić lesbijki” pojawiła się stosunkowo niedawno.
Odpowiedz
Baptiste napisał(a): Bert poruszył tematykę nie jakiejś ogólnej większości, ale ludzi, którzy mogą się obawiać jakiegoś geja w szkole. To raczej właśnie ta grupa świadoma, która dostrzega, że treści jakie sami przedstawiają dziecku w domu mogą się znacznie różnić od treści wykładanych przez aktywistę z organizacji LGBT.


Jeżeli już to ta grupa nie jest świadoma tylko skrajnie wystraszona różnymi przejaskrawionymi przykładami zaczerpniętymi od populistycznych polityków oraz z Internetu. Pomijam już to, że treści przekazywane przez aktywistę pewnie często będą znacznie rozsądniejsze niż to co oni sami przekazują w domu, bo rozumiem, że to wciąż drażliwy temat, to przecież nie jest tak, że ci aktywiści mają szeroko otwarte drzwi do przeciętnej polskiej szkoły. Jest raczej tak, że organizacja czegoś tak banalnego jak Tęczowy Piątek, który w zasadzie ma uświadamiać dorastającej młodzieży, że nie każdemu chłopcu podobają się dziewczynki a nie każdej dziewczynce chłopcy powoduje, że szkoła może mieć różnego rodzaju problemy. Nie znalazłem żadnych badań czego konkretnie boi się ta rzekomo świadoma grupa, ale z takich zwykłych luźnych rozmów przy grillu wyłania się obraz, że to czego się obawiają krąży mniej więcej wokół lęków, że jak w szkole opowie się o homoseksualizmie to jeszcze w jakiś dziwny sposób sprawi, że dzieci tymi homoseksualistami zostaną.
"Wkrótce Europa przekona się, i to boleśnie, co to są polskie fobie, psychozy oraz historyczne bóle fantomowe"
Odpowiedz
A co jeśli wam powiem, że w Disneyu za zatrudnienie "różnorodnego" dostaje się bonus pieniężny? Dodatkowo jak jesteś "rożnorodnym" to masz priorytet i kwalifikacje schodzą na dalszy plan.

[Obrazek: s5akcEy.jpeg]
Odpowiedz
Hans Żydenstein napisał(a): A co jeśli wam powiem
No właśnie w tym problem że nic. Bo to jest wątek o rzekomym terrorze politycznej poprawności, a nie o tym, że w Disneyu dążą niezdarnie do różnorodności w zatrudnieniu. No chyba, że umiesz wyjaśnić, jak się ma jedno do drugiego.
Odpowiedz
zefciu napisał(a):
Fanuel napisał(a): Nie no, absurdalne to jest widzenie w Disneyu rasizmu. Stereotyp = rasizm. A rasizm to umniejszanie człowieczeństwa jakiejś grupie. I koło się zamyka. Coraz szerszy krąg zachowań i stereotypów zostaje włączony do puli rasizmu. I mamy już absurd goniący absurd.
Absurd — you keep using that word. I don’t think it means what you think it means.

A prawda jest taka, że ta bitewka kulturowa nas nawet nie dotyczy. Bo my nie mieliśmy rasowo umotywowanego niewolnictwa. I nie mieliśmy elementów kulturowych z tym związanych. Więc prawdą jest, że dla nas jest zupełnie niezrozumiałym spór na temat obecności blackface w starych dziełach.

Prawda jest taka, że pozycje i rozumienie jakie miały społeczeństwo wobec działań jakie podejmowały, były różne i dzisiaj są niezrozumiałe, bo nikt nie ma ochoty stawiać się na poziomie kulturowym niderlandzkiego chłopa z XVI wieku. Wygodne za to jest robienie z kultury ludowej przejawów rasizmu zgodnego ze współczesnym jego pojmowaniem i trybem włączania wszystkich zachowań kojarzących się z zachowaniem współczesnych rasistów. Czarny Piotruś, Diabły kolędujące czy nawet jasełka, wszystko to komuś się skojarzyło z rasizmem a więc rasizmem jest. A dlaczego? Bo przecież czarna twarz i prymitywny ubiór to oznaki pogardy a przynajmniej tak się kojarzą.

Cytat:Debaty o historii nie ma, bo nie ma komu debatować.
Raczej — debata ta jest jednostronna. Pokazuje to reakcja na „Pańszczyznę” Janickiego, która doczekała się głośnego sprzeciwu, ale żadnej merytorycznej polemiki.[/quote]

Taaaa. Janickiego od lat nazywają pseudohistorykiem i jadą po jego wybiórczości i narracji.

https://sigillumauthenticum.pl/kamila-ja...acheckiej/

Cytat:Sigillum Authenticum
Poczytaj
Artykuły
Recenzje
Wywiady
Infografiki
Posłuchaj
Facebook page opens in new window
Twitter page opens in new window
Instagram page opens in new window
YouTube page opens in new window
Kamila Janickiego apologia niewolnictwa

Jednym z najgorętszych tematów w polskiej publicystyce historycznej ostatnich miesięcy jest szeroko rozumiany zwrot ludowy, często nazywany również ludowym nurtem w humanistyce lub ludową historią Polski. Przedmiotem powstających w tym obszarze artykułów i książek jest historia naszego kraju, prezentowana z perspektywy chłopów jako warstwy społecznej. Narracja wokół “nowych” dziejów ludowych tworzona jest z sugestią dokonującego się na naszych oczach przełomu w polskiej historiografii, polegającego na rewizji obrazu funkcjonowania społeczeństwa i gospodarki w dawnej Rzeczpospolitej Obojga Narodów. Czy rzeczywiście mamy do czynienia z punktem zwrotnym w myśleniu o naszej historii?

Fenomen ludowej historii Polski polega na tym, że jego najważniejsze założenia opierają się na truizmach. Ludowi historycy przedstawiają powszechne znane już w historiografii fakty jako swoistą nowość. Jednym z fundamentów tego nurtu jest przypomnienie, że znakomita większość społeczeństwa polskiego ma chłopskie pochodzenie. Dlatego też należy przestać patrzeć na historię z perspektywy wielkiej polityki czy dworów szlacheckich. I jest to interesująca alternatywa, z którą zresztą w pełni się zgadzam.

Problem polega jednak na tym, że autorzy piszący w duchu ludowej historii w swojej narracji popadają w skrajność. Po pierwsze, nie przeprowadzają badań opierających się na nowych, nieznanych wcześniej źródłach historycznych. Po drugie, interpretują dotychczasowe, zazwyczaj szczątkowe, badania, jak się im podoba. Po trzecie, bazują często na przebrzmiałej literaturze przedmiotu. Po czwarte, przyjmują założenie, że jeśli nawet historia chłopów została napisana, to została napisana z perspektywy warstw uprzywilejowanych. Ponadto twierdzą przy okazji, że historycy nie badają źródeł dotyczących warstw chłopskich, a jeśli już badają, to nie kierują się w swych badaniach emocjami i empatią w stosunku do uciskanych. Nic więc dziwnego, że ludowa historia w takim wydaniu doczekała się w internecie wdzięcznej nazwy chłopomania (ludomania).

Jednym z najbardziej jaskrawych przykładów retoryki chłopomańskiej jest publikacja Kamila Janickiego pt. Pańszczyzna. Prawdziwa historia polskiego niewolnictwa, wydana nakładem Wydawnictwa Poznańskiego w sierpniu tego roku. Autor książki to znany “specjalista” od ciekawostek historycznych. Stworzył i redagował takie portale historyczne, jak: Ciekawostki Historyczne, Wielka Historia. Teksty, które ukazują się na tych stronach promowane są przy pomocy krzykliwych haseł, hiperboli, clickbaitów, a ich autorzy często uciekają się do nadinterpretacji wydarzeń historycznych. Kilka lat temu pisałem o konkretnych nadużyciach i filozofii popularyzowania historii przez K. Janickiego (ZOBACZ). W swoich dotychczasowych publikacjach K. Janicki również dał się poznać bardziej od strony science-fiction niż science.

W moim odczuciu Pańszczyzna jest napisana w niebywale stronniczy sposób. Zastanawiam się nawet, czy komuś z redakcji Wydawnictwa Poznańskiego nie zapaliła się podczas lektury tekstu czerwona lampka z dyskretnym komunikatem: Panie Kamilu, ale naprawdę tak było? Skąd to Pan wziął? A może przypis? Główną tezą autora jest to, że chłopi w dawnej Rzeczpospolitej byli niewolnikami szlachty. W książce nie znajdziemy ani cienia wątpliwości, że tak właśnie było. Autor nie definiuje jednak w sposób dostatecznie jasny, na czym jego zdaniem polega niewolnictwo. Na tylnej okładce książki możemy przeczytać:

Odpowiedź jest więcej niż oczywista. Tak określał kmieci każdy, kto mówił o nich: chłopi pańszczyźniani, a w domyśle: niewolnicy. [podkreślenie moje – AW].

Wysłuchałem z zainteresowaniem spotkania autorskiego, zorganizowanego przez Instytut Reportażu (ZOBACZ), podczas którego dowiedziałem się, że dla K. Janickiego kwintesencją niewolnictwa jest fakt, że chłop nie mógł opuścić wsi. W wywiadzie pada opinia autora:

Nie możemy mówić o wolności, jeśli człowiek nie ma prawa zmienić swojego bytu. (minuta 15.02)

Tymczasem na naszych ziemiach przed wiekami inaczej rozumiano wolność. Wiązała się ona z możliwością uczestnictwa w życiu publicznym państwa. W niektórych wypowiedziach z epoki chłopi byli nazywani niewolnikami, ale czy faktycznie nimi byli? Problem w tej materii jest złożony. Musimy odróżnić niewolnictwo od poddaństwa, które było podstawą funkcjonowania systemu gospodarczego Rzeczpospolitej. Chłop dzierżawił ziemię od właściciela, a nakładana pańszczyzna była formą zapłaty za użytkowanie ziemi. Nie był też całkowicie zależny od szlachty, bo o ile rzeczywiście istniał zapis o zakazie opuszczania wsi przez chłopa, to należy pamiętać, że wieś bez zgody Pana mógł co roku opuścić jeden syn kmieci. Szlachta nie mieszała się również do zawieranych związków małżeńskich między chłopami, z wyjątkiem sytuacji, kiedy jeden z potencjalnych małżonków był obcym poddanym. Z poddaństwa można było się również wykupić. Zdarzały się przypadki, w których chłop był wykorzystywany i działa mu się krzywda. Żaden historyk temu nie przeczy. Jednak w narracji K. Janickiego przykłady patologicznych zachowań szlachty są generalizowane do twierdzeń ogólnych. Autor zdaje się nie zauważać, że chłopi nie byli jednorodną grupą społeczną na całej szerokości i długości terytorium Rzeczpospolitej. Przywiązywanie chłopa do ziemi było długim i skomplikowanych procesem. Mówiąc w dużym skrócie: niewolnik był narzędziem bez żadnych praw, a chłop jako poddany miał osobowość prawną z ograniczoną wolnością osobistą. Zagadnienie to jest na tyle złożone, że wymaga omówienia w osobnym tekście (niebawem). W tym miejscu dodam jedynie, że myślenie K. Janickiego jest ahistoryczne.

Ponadto autor nie przeprowadził własnych badań na konkretnych źródłach. A wybór w tym względzie jest przecież szeroki: akta stanu cywilnego, parafialne księgi metrykalne, sądowe księgi wiejskie, inwentarze folwarczne, księgi poborowe czy księgi kryminalne. K. Janicki analizował więc te przekazy, które już funkcjonują w obiegu naukowym, a resztę danych zaczerpnął z bogatej literatury przedmiotu. Zaznaczam, że nie jest to błąd w sztuce, jednak pokazuje to, że mamy do czynienia nie z opracowaniem naukowym, czy nawet popularnonaukowym, lecz z pracą wybitnie publicystyczną. Wróćmy jeszcze na chwilę do opisu z tylnej części okładki:

Kamil Janicki sprawnie rozprawia się z wizją dawnej, sielankowej wsi polskiej. Według niego radości prowincjonalnego życia były zarezerwowane dla dziedzica i zarządcy jego majątku. Dla chłopów zostawała marna egzystencja bez perspektyw na przyszłość, a jedyna rzecz, jaką mogli uczynić w takiej sytuacji, to po prostu zbiec.

Zastanawiam się, w którym miejscu w polskiej historiografii (zarówno naukowej, jak i popularnonaukowej) życie chłopów przedstawiane jest jako “wiejska sielanka”? Literatura przedmiotu, którą przecież K. Janicki przytacza na kartach swojej książki temu najzwyczajniej świecie przeczy. Zasadne wydaje się zatem postawienie zadziornego pytania, czy Kamil Janicki nie walczy przypadkiem z wyobrażeniami na temat pańszczyzny, które sam sobie stworzył?

Kluczem do zrozumienia intencji K. Janickiego jest używany przez niego w książce styl i język wypowiedzi. Podczas lektury zastanawiałem się niejednokrotnie, czy przypadkiem zamiast książki nie kupiłem bieżącego numeru kolorowego tabloidu. Mimo, że temat jest ważny, a zjawisko popularności ludowej historii traktuję z powagą, nie mogłem powstrzymać się od prychania, gdy na zmianę czytałem o upodleniu, o zezwierzęceniu, o rozboju, o bezwzględnych specjalistach od zarządzania folwarkami, o niewolnikach pańszczyzny, o pazernych dziedzicach, o biciu polskim sposobem, o procesie zaciskania pętli, o szlacheckich ekspertach od wyzysku, albo o tym jak szlachta inwigilowała i ogłupiała poddanych? lub jak szlachta dla własnej korzyści rozpijała chłopów? Uważam, że autor, używając takiego języka, uzyska efekt odwrotny do zamierzonego. Nie wspomnę już o tym, że niektóre z tych określeń są nieadekwatne do opisywanych zjawisk. To po prostu ośmieszanie analizowanego zagadnienia. Łatwo jest tworzyć wyobrażenia o emocjach ludzi sprzed wieków, które nie są obecnie uchwytne i których to wyobrażeń nie da się zweryfikować. Ale czy to jest adekwatne i potrzebne?

Powtórzę raz jeszcze: styl pisarski autora jest nie do zniesienia. Niejednokrotnie można odnieść wrażenie, że K. Janicki niektórych ze swoich tez nie musi argumentować i źródłowo udowadniać. Do zilustrowania stopnia infantylności i grafomanii niech posłuży kilka wyjątkowo smacznych fragmentów z jego książki.

Oto fragment, opisujący jeden z epizodów potopu szwedzkiego:

Polacy boleśnie zapamiętali straszny los Warszawy, która trzy razy przechodziła z rąk do rąk i trzy razy była plądrowana. Z oburzeniem opowiadano też o szwedzkich wybrykach w dawnej stolicy kraju. Dowódca wrogiej armii osobiście zdarł drogocenne blachy z ołtarza Świętego Stanisława na Wawelu. Jakby tego było mało, kazał wyrywać srebrne gwoździe z trumny zmarłego przed niespełna dekadą króla Władysława IV Wazy. Był to akt barbarzyństwa, nawet świętokradztwa. Nic dziwnego, że historycy chętnie do niego wracają. Zapominają jednak przy okazji wspomnieć, że monarcha mimo wszystko tych gwoździ już nie potrzebował – w przeciwieństwie do milionów prostych i zapomnianych przez historię Polaków, których ograbiono z ostatnich skrawków żelaza, ostatnich przedmiotów codziennej potrzeby. (s. 76-78)

W zaledwie jednym akapicie autor pomieścił kilka wydarzeń i zakończył brawurowym stwierdzeniem, że grabienie trumny budzi oburzenie, ale ograbianie chłopów, to już nie. W taki sposób można udowodnić wiele krzywd wyrządzonym w historii, nie tylko chłopom, pytanie jednak, co to ma wspólnego z niewolnictwem chłopa? Janicki tworzy również sztuczne białe plamy dotyczące udziału kobiet w pańszczyźnie:

Choć wątek ten niemal nie jest wspominany przez historyków i dzisiejszych publicystów, pańszczyzna dotykała kobiet tak samo jak mężczyzn. (s. 140)

W jakich obszarach niedola kobiet pańszczyzny jest w takim razie pomijana w historiografii? Czy to przypadkiem nie jest tak, że fakt, że kobiety również uczestniczyły w odrabianiu pańszczyzny, jest oczywisty? Idąc za tym tokiem rozumowania uznać by można, że niemal w każdym obszarze badawczym polskiej historiografii temat kobiet jest całkowicie pomijany. Zresztą, nie trzeba być specjalistą w dziedzinie historii gospodarczej, by sprawdzić, że autor po prostu się myli. Dziwnym trafem pominął chociażby cenne artykuły Tomasza Wiślicza: Od pieszczot do uderzeń. Dotyk w komunikacji interpersonalnej na wsi staropolskiej, Fabrykacja nierządnicy, czyli o ofiarach względnej swobody seksualnej na polskiej wsi przedrozbiorowej, Wiejskie zaloty w Polsce XVII-XVIII wieku. Sposoby doboru partnera seksualnego i kryteria atrakcyjności w środowisku chłopskim Rzeczypospolitej w okresie „przedetnograficznym” czy Kobieta i przemoc wśrodowisku plebejskim w Rzeczypospolitej czasów saskich. Sporo na temat kobiet w strukturze feudalnej pisali ostatnio Mateusz Wyżga (Homo movens. Moblilność chłopów w mikroregionie krakowskim w XVI-XVIII wieku) czy Jaśmina Korczak-Siedlecka (Przemoc i honor w życiu społecznym wsi na Mierzei Wiślanej w XVI–XVII wieku).

Pomimo badań prowadzonych w tym temacie wciąż bardzo trudno stwierdzić, ile średnio pili polscy chłopi pańszczyźniani. Odtworzone statystyki okazują się zaskakująco niskie. Wynika z nich, że w Wielkopolsce mieszkaniec wsi wlewał w siebie pod koniec epoki tylko 3,67 litra gorzałki rocznie. W Ordynacji Zamojskiej nawet mniej, bo 3,11 litra. Podobnie w dobrach łowickich należących do prymasa Polski – 3 litry. Wyraźnie wybijają się tylko ziemie ruskie. Na Podolu pito do 7,2 litra na rok.

Liczby pochodzą przede wszystkim z dokumentów podatkowych – w dobie oświecenia próbowano bowiem obłożyć produkcję alkoholu taksą. Szlachta miała interes w tym, by zaniżać dane. Rzeczywiste spożycie z pewnością okazywało się większe, może nawet dwukrotnie. To wciąż daje jednak sumę ograniczoną. Przyjmijmy, że na nowożytnej wsi wypijano zwykle 5-6 litrów wódki rocznie, a więc do 2 litrów czystego spirytusu. Dla porównania obecnie na jednego Polaka przypada aż 3,3 litra spirytusu (dane z 2018 roku). (s.253-254)

Tutaj mamy próbę podpierania swojej tezy nie tylko gdybologią, ale również… domniemaniem fałszowania danych przez szlachtę. Na jakiej podstawie tak sądzi autor? Jaki cel ma porównywanie spożycia alkoholu przez nowożytnych chłopów do współczesnych Polaków? Czy nie lepiej pokazać skalę spożycia wódki na podstawie innych państw z epoki, o której pisze?

Gdyby Polska XVII i XVIII stulecia miała konstytucję, jej głównym celem byłoby wykluczenie większości populacji z praw i podmiotowości. Obywatelami byli tylko nobilitowani, kilka procent ogółu. Przeważającej części mieszkańców kraju nie uznawano nawet za pełnoprawnych ludzi, a tym bardziej Polaków. Konstytucja 3 maja, przyjęta w 1791 roku, ale w praktyce nigdy niewprowadzona w życie, utrzymywała nierówności i dyskryminację. Pierwsza ustawa zasadnicza nie znosiła pańszczyzny, nie podważyła reguł feudalnego poddaństwa, nie zapewniła chłopom żadnej faktycznej, instytucjonalnej ochrony, a tym bardziej praw politycznych. Miliony Polaków wywieszających co roku biało-czerwone flagi w dniu 3 maja fetują dokument, który tylko potwierdzał, że ich przodkowie to niewolnicy. (s. 259)

Kolejny przykład gdybologii stosowanej. Zdaniem autora, świętując uchwalenie konstytucji 3 maja, świętujemy de facto usankcjonowanie niewolnictwa chłopów. Rzeczywiście ustawa zasadnicza nie dawała chłopom wolności osobistej. Gwarantowała jednak chłopom opiekę prawną państwa. Warto pamiętać również, że konstytucja inaczej podchodziła do chłopów zbiegłych z Rzeczpospolitej i nowych osadników. Gwarantowano im wolność osobistą, swobodę miejsca zamieszkania i swobodę wyboru zawodu. Można dyskutować, w jaki sposób zniesienie poddaństwa wpłynęłoby na ogólną reformę i wydolność państwa, ale z pewnością nie świętujemy co roku rocznicy potwierdzenia niewolnictwa chłopów.

I dalej. Do zarzutów wobec autora musimy zaliczyć również prezentyzm, który w książce przybiera wręcz formę kabaretową:

Wincenty Witos, działacz ludowy i premier Drugiej Rzeczpospolitej, stwierdził stanowczo na kartach wspomnień, że nawet w latach jego młodości, u schyłku XIX stulecia, „o świadomości narodowej nie mogło być [na wsi] prawie żadnej mowy. Chłopi w swojej masie bali się Polski niesłychanie, wierząc, że z jej powrotem przyjdzie na pewno pańszczyzna i najgorsza szlachecka niewola.

Wielu specjalistów, badających systemy niewolnicze Ameryki, Azji Wschodniej i rejonu śródziemnomorskiego zwracało uwagę, że totalne podporządkowanie warstwy ludności zawsze wymagało wykazania rzekomo wrodzonych i niezaprzeczalnych różnic między panem a poddanym. Gdyby było to możliwe, sięgano po argumenty biologiczne, rasowe. „Jeśli jednak niewolnik nie miał innego koloru skóry, przypisywano mu przynajmniej podrzędny charakter” – komentował doktor Herbert Leventer. – „Twierdzono, że jest głupi, leniwy, pijany, opanowany seksualną żądzą, niemoralny”. Tak robiono również nad Wisłą. Zachowało się prawdziwe zatrzęsienie nowożytnych tekstów, których autorzy dowodzili, że wszyscy chłopi są z natury krnąbrni, nieszczerzy chytrzy, skłonni do złego. Wiele takich cech wyliczał chociażby Jakub Kazimierz Haur. Stanowiły one dla niego argument za brutalnością, bo przecież „gdyby w groźbie, w prac i w posłuszeństwie” chłopów nie trzymano, ci „prędko by” do reszty zdziczeli”.

Polscy szlachcice posuwali się jednak znacznie dalej. I choć naukowcy wolą nie odnosić nowoczesnych terminów społecznych do realiów nowożytnych, to jednak trudno pozbyć się wrażenia, że w Rzeczpospolitej promowano teorie rasistowskie w najgorszym rozumieniu. [podkreślenie i kolor moje – AW] Szeroko rozpowszechnione było przekonanie o nienaruszalnym, boskim porządku rzeczy. Każdy chłop rodził się – jak stwierdził jezuita Tomasz Młodzianowski w XVII stuleciu – „do cepu i do sierpa”. Każdy szlachcic przychodził na świat po to, by czerpać korzyści z jego pracy. Jak wyjaśniał inny, anonimowy duchowny, sam Bóg podzielił synów Adama i Ewy, wyznaczając, którzy mają być po wsze czasy królami i hetmanami, a którzy – wyrobnikami. Uwolnienie poddanego naruszało wolę niebios. Ograniczenie wyzysku było sprzeczne z biblijnym zamysłem. Znając te opinie, trudno się dziwić Wacławowi Potockiemu, który pisał, że „Matka Boska płacze rzewnymi łzami”, ilekroć ze związku szlachcica i chłopki rodzi się dziecko, a „krew szlachecka marnie ginie w chłopskiej jusze”. Nie była to jego fanaberia, ale pogląd całej warstwy. (s. 259-261).

Badanie staropolskich tekstów to jedno, ale co mówią na ten temat źródła gospodarcze? Łatwo jest zebrać opinie potwierdzające naszą tezę. To tak, jakby stwierdzić, że wszyscy szlachcice uważali, że Polacy mówili w raju w języku polskim, bowiem tak napisał Wojciech Dembołecki. Istnieją również przekazy mówiące o tym, że według polskiej szlachty ich litewscy odpowiednicy są niewolnikami tamtejszych magnatów. Czy zatem szlachta litewska była zniewolona? Literatura tamtego czasu pełna jest różnych, dziwnych z naszej perspektywy, poglądów. Robienie jednak ze szlachty rasistów to gruba przesada. Odniesione „wrażenie” nie może nam przysłaniać realiów epoki, które były diametralnie inne, niż czasy nam współczesne. Do pracy dołączona jest co prawda pokaźna bibliografia i pojawiają się przypisy. Pytanie brzmi jednak, czy zadaniem książki popularnonaukowej jest to, aby czytelnik musiał weryfikować każdy przypis i zastanawiać się, w którym miejscu zaczyna się pogląd wyrażony w literaturze, a kiedy pojawia się jego własna opinia.

Podsumowując, w publikacji nie ma nawet próby zmierzenia się z możliwą krytyką tezy o niewolnictwie chłopów pańszczyźnianych, zaś Kamil Janicki wykorzystuje popularny i nośny temat, by błysnąć na forum odważną tezą, której jednak nie potrafi przedstawić w sposób obiektywny. To książka dla osób przekonanych. Czytelnik, który będzie szukał wyważonych argumentów, może się rozczarować. Poniekąd K. Janicki sam zachowuje się jak Pan na folwarku. Swoich odbiorców traktuje jak chłopów pańszczyźnianych. Tylko zamiast bicia, poniżania i pojenia wódą pod przymusem, robi nam wodę z mózgu, podaje nam „prawdę objawioną” na temat chłopów. Śmieje się z nas. Śmieje się też pewnie ze mnie, że komuś się chce demaskować jego narrację. Bo ma świadomość, że żadnej szkody mu to nie wyrządzi. Garbowana przez lata skóra chłopa wszak wszystko zniesie*.

PS Ostatnie zdanie nawiązuje do śmiałej tezy Janickiego, zaprezentowanej w zakończeniu dzieła:

Wstręt do pracy, nieufność wobec wszelkiej władzy, podejrzliwość względem sąsiadów, skłonność do donosicielstwa, kombinatorstwo, bezradne rozkładanie rąk i „biadolenie”, pogarda szefów względem podwładnych, przekonanie, że drobna kradzież z firmy albo urzędu jest w pełni uzasadniona, przyzwyczajenie do łapownictwa… Wszystko to, co zwykle wrzucamy do jednego worka z etykietą „dziedzictwo PRL” ma w rzeczywistości znacznie głębsze korzenie. Polski eksperyment z socjalizmem trwał czterdzieści kilka lat. System pańszczyźniany – 400. Czy należy się więc dziwić, że wciąż tkwimy w okowach folwarcznej mentalności?

A polecam gorąco całość. Janicki to przykład kogoś kto wśród historyków nie jest traktowany jako historyk a przynajmniej nie jako ktoś poważny. Bo on polemiki nie podejmuje. On objawia i za każdym razem jest ten sam zestaw zarzutów. To nie tak, że on tego nie wie, to jest tak, że to co robi postawione w uczciwy sposób da plamę, ba mozaikę szarości zupełnie nie sprzedawalną, przewidywalną i nudną.

Cytat:Podobnie jest zresztą w US-iech, gdzie trumpiści wymyślają absurdalne narracje o tym, że konfederatom nie chodziło o niewolnictwo.

To w usiech też twarzą narracji o edukacji historycznej niewolnictwa jest gość, który nie jest nawet poważnie traktowany jako historyk, bo wymyśla sobie tezy, pomija źródła, nie robi uczciwej kwerendy, nie robi przypisów i nie chce mi się powtarzać całej litanii z przytoczonej recenzji, bo to bez sensu. Bądźmy poważni. Trumpisci chcą według współczesnych kanonow wybielić sumienia. Co jest znamienne w ogóle. Rasista, taki prawdziwy, z pierwszej połowy XX wieku, jak patafil np. nie udawałby że niewolnictwo jest jakieś złe czy nie o to chodziło. Srał by na to. Podobnie dzisiaj lewicowi publicyści. Tam nikt nie udaje że prawdy szuka. Tam jest narracja i mają ją łykać przekonani.

Cytat:Naprawdę? Po tym, jak narzekałeś na brak debaty, przyznajesz, że argumentem dla Ciebie jest to, że streamer nagrał coś, co ludzie chcieli usłyszeć i dlatego zrobił karierę.

Argumentem jest dla mnie, że rozpoznawalna osoba wskazuje, że Polska jest dla niej krajem bardziej przyjaznym i otwartym bo doświadczenia z tego samego okresu z Norwegii są odmienne. Gość debatę rozpoczął.

Cytat:No właśnie. Więc skoro targetują klienta zróżnicowanego, to najlepszy dowód na to, że inaczej się nie da. Klient widocznie jest rzeczywiście zróżnicowany.

Nie, menu ma być uboższe, żeby zamiast karty dań był fastfood kulturowy. Koszty niskie, oczekiwania niskie, zróżnicowanie fabularne niskie a zyski duże, stałe bo z braku laku najbiedniejsi igrzyska do chleba dokupią. Wszystko wpieprzyć w blender i jak tym gęsiom w klatkach rurę w przełyk wsadzić i unieruchomić - to kwintesencja polityki korpo. Ma być jak największa grupa odbiorców, sensu nie musi być wcale, mają być emocje, reklama i sprzedaż. A co jeśli fabuła może określać wąską grupę docelową, która już jest w tej papce po szyje? No to źle. Trzeba fabułę zmienić tak, żeby w wiosce Inuitów był przynajmniej jeden Murzyn i pół Kanadyjczyka...
Sebastian Flak
Odpowiedz
Fanuel napisał(a): bo nikt nie ma ochoty stawiać się na poziomie kulturowym niderlandzkiego chłopa z XVI wieku.
Ponieważ nie istnieje obecnie w Niderlandach żadna grupa społeczna, która jest dyskryminowana, a której genezą jest pochodzenie od chłopów w XVI wieku. Natomiast w USA już istnieje taka grupa, której genezą jest pochodzenie od niewolników w XVIII i XIX wieku. Zatem w Twojej analogii brakuje najistotniejszego elementu.

Cytat:Wygodne za to jest robienie z kultury ludowej przejawów rasizmu zgodnego ze współczesnym jego pojmowaniem i trybem włączania wszystkich zachowań kojarzących się z zachowaniem współczesnych rasistów. Czarny Piotruś, Diabły kolędujące czy nawet jasełka, wszystko to komuś się skojarzyło z rasizmem a więc rasizmem jest. A dlaczego? Bo przecież czarna twarz i prymitywny ubiór to oznaki pogardy a przynajmniej tak się kojarzą.
Ale ja nie mówiłem nic o Czarnym Piotrusiu, czy o diabłach kolędujących. Mówiłem o blackface w USA. A blackface w USA jest zjawiskiem ściśle powiązanym z rasistowsko umotywowanym niewolnictwem. Czy tego chcesz, czy nie.

Cytat:Taaaa. Janickiego od lat nazywają pseudohistorykiem i jadą po jego wybiórczości i narracji.
No właśnie. Zamiast podjąć merytoczną polemikę — stosują ad hominem. O tym właśnie piszę.
Odpowiedz
Baptiste napisał(a): Większość osób raczej obawia się aktywistów (a nie geja jako takiego) - członków Lambdy, KPH i szeregu innych tym podobnych stowarzyszeń. Są to jakieś konkretne organizacje z rzeczywistym z parciem na szkoły i konkretne osoby. Ot coś w stylu niegdysiejszego "antyfaceta" z UWr.

No to jeszcze gorzej. Opisz mi proszę, jaki realny scenariusz zagrożenia wynikałby z tego, że jakiś "antyfacet z UWr" lub inny hudefak by się w szkołach panoszył. Boją się, że wiatr podwieje kieckę i wszyscy zobaczą jego jajca? Czy na serio w szkołach, w których nauczyciele miewają zakładane śmietniki na łeb, taki "antyfacet" nie wystawiałby się na celownik? Co konkretnie grozi polskim dzieciom w takich przypadkach, nie mogę na serio zdobyć się na jakiś realistyczny scenariusz w temacie. Dla mnie te obawy oparte są tylko na emocjonalnym triggerze "łapy przecz od NASZYCH dzieci", bez nawet homeopatycznych dawek racjonalności.

Cytat:Jak wspomniałem wcześniej, moje spostrzeżenia dotyczą stricte sfery mimowolnych odczuć, emocji.
Przenosząc się na grunt społeczno-polityczny ja także widzę pewne zagrożenia. Społeczne ramy, nie mówiąc już o prawnych paragrafach i urzędniczych rubryczkach wymagają pewnego uporządkowania, a nie płynności i uznaniowości, która sprawia, że żaba nogę podstawia gdy konia kują.
Chirurgiczne ucinanie geniataliów to jednak co innego niż hormony i silikonowe piersi. To radykalny i nieodwracalny zabieg. W istocie okaleczenie. W mojej ocenie stawianie jakiejś osoby przed takim ultimatum (ucinasz albo my ci odpowiedniego kwitu nie wystawimy) jest jednak okrutne. Stąd myślę, że dla takich osób niekiedy lepszym rozwiązaniem może być po prostu rezygnacja z jakiejś części tego kobiecego świata (np. sportu) aniżeli podejmowanie trudnych decyzji pod wpływem presji.

No to nawet rozumiem, dlatego jestem otwarty na dyskuję. Wydaje mi się, że obecna sytuacja jest nadal dynamiczna i w sportach kwestie nadal są w ruchu. Ale sporty to dla mnie taka osobna kategoria, tu jak pisał wyżej zefciu czasem nawet biologiczne (?) kobiety wypadają przez nowe kryteria dzielenia według czegoś-tam.

Problemem uznania wyższości tożsamości płciowej nad biologiczną, czy to "urodzoną" czy też "zmajstrowaną" jest jej podatność na nadużycia. Owszem, zdeterminowanego oszusta nic nie powstrzyma, ale może utrudnić historie jak poniżej:

https://www.salon24.pl/newsroom/1374576,...e_vignette

Historia nieco jak z "Poszukiwany, poszukiwana", tyle że bez humoru. Widzę trochę w tym pokłosie naszych bezkompromisowych czasów. Albo jedno ekstremum, albo drugie. Albo nie uznajemy zmiany tożsamości płciowej, albo dajemy najniższe możliwie poprzeczki, bo a nuż widelec jakiś NB czy inny trans poczuje się niedostatecznie reprezentowany. Nie mam nic przeciwko tym sprawom, w którym tego typu postępowanie zmniejsza "poziom seksizmu w społeczeństwie", przykładowo podawanie płci przy podaniach o pracę, w niektórych krajach zabronione jest dodawanie fotografii nawet. Tu NB / trans / diverse wpisują się w trend do likwidacji różnic płciowych. Niemniej są pola, w których segregacja według płci ma za zadanie chronienie kobiet. Czy to przed nieuczciwą (?) konkurencją w pracy czy w sporcie. Czy też przed molestowaniem i innymi atakami seksualnymi. Od toalet po więzienia. Tu "niskie poprzeczki" wzbudzają moje obawy, i nie tylko moje. Nawet nie będąc kobietą, ani biologicznie ani tożsamościowo. I według mnie te obawy mają więcej realistycznych i drastycznych scenariuszy, częściowo już potwierdzonych przez rzeczywistość, niż obawy przed nalotami antyfacetów w kieckach (?) w szkołach.

Cytat:Napisz proszę jak brzmi moja teoria, jakie są jej założenia, bo mam wrażenie, że wszystko to co napisałeś nijak nie kłóci się z moim podejściem. Podejściem, które docenia polityke wspierającą taką organizację państw (ich granic i polityki migracyjnej), która zapewnia jak najmniej możliwych linii podziału. Niektóre linie współistnieją z innymi, a niektóre nie. Niekiedy jest to tylko lub aż odmienna narodowość, a nie dodatkowo pochodzenie etniczne czy religia. I podobnie jak z Serbią i Chorwacją, współcześnie powinni się odseparować Katalończycy i Kurdowie. Niewykluczone, że w przyszłości pojawią się jakieś inne linie, jeszcze nam nieznane, a stare stracą na znaczeniu.

Napisałeś, cytuję: "Miałem na myśli skład etniczny. Łatwiej jest zapobiegać zmianie niż zmienić stan istniejący. To ostatnie może być wręcz niemożliwe w przypadku gdy ten skład nie ma jakiejś historycznej genezy i nie jest tą genezą ograniczony geograficznie. Dlatego w Sudanie można było oddzielić czarnych chrześcijan od nieczarnych muzułmanów". Co jest bzdurną teorią, gdyż stawia znak wyższości biologii nad kulturą. Moja teoria jest taka, że kultura jest ważniejsza do biologii. A tożsamość od etniczności. Etniczność jest pochodną biologii, na różnych internetowych portalach możesz wysyłać swoje DNA i sprawdzić etnię w procentach do iluś tam tysięcy lat wstecz, kiedy jakieś mongolskie hordy nie atakowały tych terenów zajętych przez potomków plemion germańskich, słowiańskich, celtyckich, i jakiegoś zbłąkanego w te tereny wikinga.

Rzeczywistość jest taka, że mamy wiele przykładów nieomal identycznych etni zwalczających się do krwi. Serbia i Chorwacja nawet język wspólny dzielą. Turcja przez całe wieki islamizowała przymusowo ludy bałkańskie, dzisiejsi Turcy etnicznie mają więcej z Greków i Bułgarów, niż ze stepowych przodków seldżuckich i osmańskich. A Palestyńczycy? Etnicznie są bliżej żydów czasów Jezusa niż Izraelczycy tam mieszkający.

Oczywiście tożsamość może mieć więzi z etnią, mogę się nawet zgodzić, że wywiera wielki wpływ. Ale nie zapominajmy o języku, odkrytym w XIX wieku jako główny nośnik tożsamości. Nie zapominajmy o religii, która też stawała się nadrzędna nad wszystkie inne różnice, w zależności od czasu, o którym mówimy. Nie zapominajmy o tym, że przed czasami masowego niewolnictwa z Afryki kolor skóry był co najwyżej ciekawostką, dodającą egzotyki w sławnej sztuce o zazdrosnym małżonku. Tożsamość według koloru skóry nie ma nic naturalnego, została ukształtowana przez stulecie imperializmu i niewolnictwa.
Wszystko ma swój czas
i jest wyznaczona godzina
na wszystkie sprawy pod niebem
Spoiler!
Koh 3:1-8 (edycje własne)
Odpowiedz
zefciu napisał(a): No właśnie. Zamiast podjąć merytoczną polemikę — stosują ad hominem. O tym właśnie piszę.
Przecież pod tym zdaniem, które cytujesz, Fanuel przytoczył merytoryczną polemikę na kilka stron.

Na Janickiego nabrałam się kiedyś osobiście, kiedy udostępniłam jego sensacyjny w tonie artykuł o małpie na drzwiach gnieźnieńskich, gdzie owa małpa potraktowana była jako ewenement, na który w dodatku zwrócono uwagę dopiero w roku 1997. Znajome osoby, w tym jedna historyczka sztuki, od razu zwróciły uwagę na błędy w tym artykule. Małpa była motywem występującym w sztuce w chrześcijańskim kręgu kulturowym od II w n.e., ta na drzwiach gnieźnieńskich została opisana już w 1956 roku w kanoniczny dziele na temat owych drzwi, którego Janicki ewidentnie nie zna. Po obserwacji twórczości mam wrażenie. że pisze dużo, pod publiczkę na różne modne tematy, ale nie zgłębia ich jakoś szczególnie.
- Myślałem, że ty nie znasz lęku.
- Mylisz się. Lęku nie zna tylko głupiec.
- A co robi wojownik, kiedy czuje strach?
- Pokonuje go. To jest w każdej bitwie nasz pierwszy martwy wróg.
Odpowiedz
Baptiste napisał(a): Bert poruszył tematykę nie jakiejś ogólnej większości, ale ludzi, którzy mogą się obawiać jakiegoś geja w szkole. To raczej właśnie ta grupa świadoma, która dostrzega, że treści jakie sami przedstawiają dziecku w domu mogą się znacznie różnić od treści wykładanych przez aktywistę z organizacji LGBT.

No ale gdzie konkretnie widzisz jakieś zło w tym, że jest ta różnica treści? I nie pisz, że ta różnica to "eLGjeBeTe to zło, pedalstko i pedofilia", bo wtedy przesuwasz homofobię o jedno pole dalej. To był było coś w stylu "Rodzice nie są homofobami, oni tylko nie chcą, żeby dziecku serwować treści niezgodne z ich homofobicznym wychowaniem". Taka sublimowana homofobia z czasów dont-ask-dont-tell.

Ayla Mustafa napisał(a): Za późno, Hansie. Disney już zrobił film o osobie drag/crossdressującej:

[Obrazek: images-4.jpg]

Oczko

Polacy nie gęsi, swoje crossdressingi mają:

[Obrazek: 81OIDJsg4lL._SL1500_.jpg]
Wszystko ma swój czas
i jest wyznaczona godzina
na wszystkie sprawy pod niebem
Spoiler!
Koh 3:1-8 (edycje własne)
Odpowiedz
Iselin napisał(a): Przecież pod tym zdaniem, które cytujesz, Fanuel przytoczył merytoryczną polemikę na kilka stron.
Ja w tej polemice widzę kilka merytorycznych zdań na krzyż. A reszta to jazda personalna.

Nie mam tutaj zamiaru bronić warsztatu Janickiego, bo nie znam się na tematyce historii. Po prostu zwracam uwagę, że jego dość umiarkowane stwierdzenie „późna pańszczyzna miała znamiona niewolnictwa” spotyka się z bardzo emocjonalną reakcją.
Odpowiedz
@bert04

I jeszcze "Zmiennicy":
[Obrazek: MV5-BMj-Q3-Mm-Nl-M2-Qt-ZTkx-Yi00-ODBm-LT...-Iy-V1.jpg]
Duży uśmiech
"I sent you lilies now I want back those flowers"
Odpowiedz
bert04 napisał(a):Co konkretnie grozi polskim dzieciom w takich przypadkach, nie mogę na serio zdobyć się na jakiś realistyczny scenariusz w temacie.
Grozi im dowiedzenie się, że dzieci jednak nie przynosi bocian /nie wiem, jakim cudem zimą też, gdy bocianów nie ma - jakoś tego nikt mi do tej pory tego nie wytłumaczył Oczko ani tym bardziej nie znajduje się ich w kapuście /swoją drogą - widział ktoś dziecko w kapuście? - nie wiem, skąd takie brednie się biorą. To znaczy wiem, od tych, którzy wstydzą się powiedzieć dziecku, że powstało nie z żadnej tam kapusty, czy że bocian je przyniósł, ale /toż to okropna seksualizacja!/ tatuś włożył mamie pisiorka w muszelkę albo że dziecko po prostu urosło w brzuszku/. Rzetelna wiedza na temat ludzkiej seksualności jest 'seksualizacją dzieci i be', opowiadanie kościelnych dyrdymałów na temat tejże seksualności jest za to w porządku...

Dla Hansa to szok, że facet się za kobietę przebiera. To dopiero jest szok, Hansie:

"Nic nie jest potężniejsze od wiedzy; królowie władają ludźmi, lecz uczeni są władcami królów".
Odpowiedz
Na biologii w szkole już od dawna nie opowiadają o bocianach. Co najmniej od 35 lat.
- Myślałem, że ty nie znasz lęku.
- Mylisz się. Lęku nie zna tylko głupiec.
- A co robi wojownik, kiedy czuje strach?
- Pokonuje go. To jest w każdej bitwie nasz pierwszy martwy wróg.
Odpowiedz
Iselin napisał(a): Na biologii w szkole już od dawna nie opowiadają o bocianach. Co najmniej od 35 lat.

Chwała im za to w takim razie.
To mówią prawdę? Toż to seksualizacja dzieci! Oczko
"Nic nie jest potężniejsze od wiedzy; królowie władają ludźmi, lecz uczeni są władcami królów".
Odpowiedz
Bynajmniej nie jest dla mnie szokiem, że chłop za babę się przebiera. To jest stała zagrywka w nieśmiesznych polskich kabaretach.

Natomiast jeżeli chodzi o seksualizację dzieci, to oczywiście. Masz tutaj od 10:30 jak wygląda interakcja tych drag queen z dziećmi : https://twitter.com/JamesOKeefeIII/statu...8158850201
Odpowiedz
Hans Żydenstein napisał(a): Masz tutaj od 10:30 jak wygląda interakcja tych drag queen z dziećmi
No na przykład jest wspomniane, że czytają dzieciom książki. A potem jest wyciągany z tego wniosek, że dzieci są w wyniku tego czytania książek bardziej podatne na nadużycia seksualne. Jak ten wniosek jest wyciągany — to pozostawiono jako łatwe zadanie dla oglądającego. Niestety ja jestem za głupi, żeby to zrozumieć, więc może Ty mi wyjaśnisz.
Odpowiedz
Nonkonformista napisał(a): Rzetelna wiedza na temat ludzkiej seksualności jest 'seksualizacją dzieci i be', opowiadanie kościelnych dyrdymałów na temat tejże seksualności jest za to w porządku...

Tu muszę złamać kopię dla Kościoła. Za moich czasów najbardziej solidne informacje w kwestii seksualności były właśnie na katechezach. Przygotowanie do bierzmowania, konkretnie. Oczywiście wszysto polane wielką ilością sosu ideologicznego, czyli tylko w małżeństwie, tylko naturalne metody, gumka i pigułka to zło, aborcja to zbrodnia. A inne opcje niż damsko-męskie nie istniały.

Ale należy zauważyć, że w szkołach nie mówiono NIC, nawet w krótkim czasie, w którym nauczyciele biologii byli zmuszeni parę godzin temu poświęcić. Było parę slajdów, było trochę medycznego slangu, dużo pieczenia buraków i chichotań na równo przez uczniów i nauczycieli, i tyle. Czasy się zmieniają, bert wyjechał do Niemiec, dzieci tu chodziły do szkoły? I co? I jajco, musiałem przeprowadzać "rozmowę uświadamiającą" sam (to znaczy, musieliśmy sami), gdyż tutaj ani szkoła ani Kościoły nie robią w tej gestii NIC. Poza jakimiś slajdami i jakimś chichotaniem, oczywiście tylko w szkołach. Tak, też byłem w szoku, zakładałem - błędnie - że na tym Zgniłym Zachodzie ćwiczenia teorii (ale nie praktyki) są wpisane w program nauczania. Ale tak nie jest.

Oczywiście pozostaje pytanie, czy informacja zakrapiana katolickim ideolo jest lepsza niż brak. Uważam, że tak, lepiej jak się informuje o pewnych podstawowych sprawach w niezbyt łatwym temacie, nawet jeżeli jest to obarczone zakazami i nakazami. To przynajmniej zmusza do myślenia i konfrontacji z tematem ponad to, co przekazuje ulica. Albo dziś - internet. Jak to się kiedyś mówiło, lepiej mieć stary rower niż nie mieć nowego porszaka.
Wszystko ma swój czas
i jest wyznaczona godzina
na wszystkie sprawy pod niebem
Spoiler!
Koh 3:1-8 (edycje własne)
Odpowiedz
Co do cenzury - spróbujcie na Xwitterze napisać słowo "cisgender'. Post z takim słowem jest po chwili blokowany. Dlaczego? Dlatego, że Musk ma trans-córkę, której nie akceptuje. Musk ubzdurał sobie, że lewackie spiski prowadzą mu dziecko do zgonu, więc wspiera teraz prawactwo (w tym rosję), by zwalczać "dżenderyzm".

Musk pieprzy od rzeczy, uznając siebie za obrońcę wolności słowa...
"I sent you lilies now I want back those flowers"
Odpowiedz
W sumie to liczne płodzenie dzieci przez Muska w ostatnim czasie może być jego sposobem na radzenie sobie z bólem "utraty dziecka" (córka zerwała z nim kontakt). Im więcej ma dzieci, tym mniejszą część z uwagi poświęca "dziecku zbuntowanemu".
"I sent you lilies now I want back those flowers"
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości