Ponieważ podniesiono na tym forum marginalnie temat "autonomicznych jednostek", więc postanowiłem rozwinąć temat, i rozprawić się z tym zabobonem stojąc na stanowisku reakcjonizmu.
Czym jest tzw. "jednostka" będąca przedmiotem indywidualizmu stanowiącego kamień węgielny liberalizmu; jednostka, której przysługuje jedyna prawdziwa wolność czy też która z natury jest i być powinna wolna od wszystkiego, ponieważ tylko ona miałaby być realna?
Ta jednostka, to czysta abstrakcja. W rzeczywistości, w której rzekomo tylko ona miałaby istnieć i funkcjonować, jej nie znajdziemy. W rzeczywistości znajdujemy zawsze ludzi, konkretnych ludzi, jednych mądrzejszych innych głupszych, mężnych i tchórzliwych, zapobiegliwych i niezapobiegliwych, honorowych i podstępnych, wiernych i zdradzieckich, panujących nad sobą i niepanujących nad sobą, itd. Te konkretne różnice sprawiają ze ludzie różnią się między sobą, a różniąc się są też nierówni. Mądry, mężny i panujący nad sobą, nie będzie nigdy równy komuś, kto posiada cechy dokładnie odwrotne. Indywidualistów to jednak nie interesuje. Dla indywidualistów przede wszystkim istnieje jednostka, TYLKO jedna jednostka, skopiowana w milionach egzemplarzy. Ta jednostka, w swej abstrakcyjnej naturze wolna od wszystkiego, istniejąca w próżni, miałaby być czymś, co istnieje rzeczywiście, co jest pierwotne względem każdej wspólnoty i państwa. Jednocześnie jednak, ta abstrakcyjna jednostka miałaby mieć prymat nad człowiekiem konkretnym, ponieważ jednostka nie jest ani mądra ani głupia, nie ma żadnych cech, jakości, ani cnót i wad, posiada tylko jeden przymiot: jest wolna. A zatem, ta wolność jednostki musi być jednakowa w każdym z jej masowych egzemplarzy, żaden z nich nie może być mniej lub bardziej wolny od innego. Nad tą wolnością ma czuwać państwo, które istnieje jedynie w tym celu: ma zagwarantować równą wolność wszystkich egzemplarzy. Indywidualista jest zatem egalitarystą, ponieważ głosi jednakową równość wszystkich jednostek (egzemplarzy), i dąży do tego, by państwo o egalitarnym ustroju tej równości broniło. Indywidualista WIE że ludzie nie są de facto równi, ponieważ jednak widzi w nich przede wszystkim abstrakcyjne jednostki, to i de jure równymi być powinni. Innymi słowy, ludzie nie są równi, a jednak powinni być równymi - jest to skrupulatnie realizowane.
Ostatecznie owa jednostka liberałów okazuje się być niczym innym jak "nowym człowiekiem", projektem człowieka wyemancypowanego, człowieka wykorzenionego, człowieka "realizującego się", ponieważ jednak realizować się ów człowiek-jednostka może podług potencjalnie nieskończonej listy wzorów i recept jednako wartościowanych, bo żadna recepta nie może obiektywnie górować nad innymi ponieważ byłoby to "atakiem na wolność jednostki", to i owo "realizowanie się" i "korzystanie z wolności" jest niczym innym jak pospolitym rozbestwieniem i zbydleniem. Więc znowu dochodzimy do wniosku Nietzschego: liberalizm to nic innego jak zbydlenie stada.
Oczywiście człowiek konkretny nie jest żadna jednostką, byłoby czymś upokarzającym nazywać go w ten sposób, a upośledzonym widzieć go takim. Człowiek konkretny nie istnieje w próżni, ani sam nie jest próżnią pełną "wolności". Posiada z jednej strony punkty zaczepienia w otaczającym go świecie (rodzina, społeczeństwo, status, zajęcie, narodowość, rasa, itd.), jak i cechy, dobre i złe, w swoim wnętrzu, które to cechy dzięki wychowaniu i wpływom autorytetu mają zostać odpowiednio poszeregowane, zharmonizowane, bądź odpowiednio dokształcone. Liberalna jednostka, będąca tego człowieka jaskrawym zaprzeczeniem, ma tylko jeden przymiot, którego istnienie akcentuje ideologia liberalna a o którym już wspomnieliśmy: jest wolna. Ta jej wolność, wyrażająca się w rzekomo własnej wolnej woli ma być sama dla siebie wychowawcą i autorytetem, ponieważ poddanie jej z zewnątrz jakiemukolwiek konkretnemu naciskowi musi zostać odebrane jako "atak na jej suwerenność i samosterowność". Oczywiście to wszystko są bzdury. Jedynym efektem ideologii liberalnej i indywidualistycznej jest to, że zniszczona zostaje wszelka naturalna więź i hierarchia pomiędzy ludźmi, jak i zerwanie z tradycyjnymi drogowskazami będącymi dla człowieka punktami do których mógł się odnieść w codziennym życiu. Resztą, "wolną wolą" tejże wyemancypowanej czyli zatomizowanej jednostki, zajmują się już przeróżne pozostające w cieniu indywidua, zawodowo zajmujące się praniem mózgów i sianiem propagandy, wpływaniem na afekty i emocje których funkcjonowania owa jednostka nie jest w stanie zrozumieć, tak, by ostatecznie owe atomy społeczne dokonywały takich wyborów jakich się od nich żąda, pozostawiając im jednako w pustych łbach złudzenie "autonomiczności", "suwerenności" i "wolnej woli". Tak funkcjonuje wszak demokracja, będąca w praktyce jedynym ustrojem kompatybilnym z ideologią liberalną i indywidualistyczną (nie zaobserwowano innego).
Nic dziwnego że liberalizm ze swoim indywidualizmem prowadzi do społecznego atomizmu i rozbicia - świat liberała nie jest światem ludzi zakorzenionych w tradycji, narodzie, społeczeństwie organicznym itd., ale światem swobodnie wędrujących jednostek-atomów nad którymi w praktyce władze mają mroczne afekty, medialne siły propagandy, anonimowe elity władzy wolne od wszelkiej odpowiedzialności, ale zgarniające wszelkie profity. Całe życie w nowoczesnej rzeczywistości okazuje się być przeniknięte reklamą, walką o opinie i głosy, demagogią, fałszem, kłamstwem, przesadą, chamstwem, lubieżnością, służalstwem, pochlebstwem.
Rozważmy teraz tzw. "wolność" liberalną, będąca najwyższą wartością liberała. Jak napisał swego czasu katolicki reakcjonista Nicolas Gomez Davila, "jako najwyższy ideał wolność jest pierwszym krokiem do ostatecznego nihilizmu." Ta najwyżej wartościowana wolność nie tylko jest krokiem w kierunku nihilizmu: ona sama w sobie jest nihilizmem. Wolność o której wypowiedziano tyle wielkich słów i napisano tyle poematów, dzieł, i romantycznych pieśni, kiedy zostaje doprowadzona do skrajności, tj. kiedy staje się wartością nie mająca na względzie niczego prócz samej siebie, ukazuje swoje drugie oblicze, widzimy jej dno, a nie tylko powierzchnię, która wcześniej raz się pojawiała a innym razem znikała. Widzimy drugie oblicze wolności, i okazuje się że jest nim wielkie NIHIL, nic, nicość, nihilizm. Zachodzi heraklitejska enantiodromia - wartość zamienia się w swoje przeciwieństwo. Dopóki wolności się nie posiadało, dopóki trzeba było o nią walczyć, wolność była wartością pozytywną (dodatkowo zawsze była to wolność ku czemuś, wolnością nazywano np. kultywowanie narodowych zwyczajów kiedy zwyczaje te zagrożone były unicestwieniem ze strony okupanta, inna natomiast byłaby w tym miejscu wolność od czegoś, ponieważ taka wolność negatywna byłaby jednocześnie wolnością od okupanta, jak i od owych przykładowych zwyczajów narodowych - wolność skierowana ku niczemu, tj. ku rozbestwieniu). Jednak wolność osiągnięta, wolność która posiada odpowiednie warunki i czas, siłą konsekwencji nie może przestać wyzwalać (tj. obracać w nicość, relatywizować, przewartościowywać), aż nie zostanie już nic, zupełne nic, a wolność zamieni się w nihilizm, zupełny, absolutny nihilizm. I taka też jest natura wolności liberalnej - jej esencją jest nihilizm, jest próżnią, właściwością abstrakcyjnego, nieistniejącego w rzeczywistości bytu jakim jest "indywiduum".
Podziemna walka liberalizmu z każdą formą "zbiorowej tożsamości" trwa bezustannie, ponieważ świat totalnie liberalny, "wyzwolony", wypełniony musi być "stuprocentowymi" jednostkami, i dopóki to nie nastąpi, możemy liczyć na serie kolejnych "wyzwoleń" i rozdrobnień. Doskonale ukazuje tą kondycję współczesnego człowieka zachodu amerykański autor Collin Cleary, pisząc że "We believe that we can free ourselves from history, from culture, from biology, even from the limits of time and space. We deny heredity, natural inequality, upper limits on physical and mental development, ethnic and national characters, and even the difference between the sexes. We want to “have it all” and be all, or anything. But, of course, this really amounts to being nothing at all. And that really is our goal: the apotheosis of the Western spirit. To be absolutely free of all limits and all otherness; to be free of anything not chosen by the autonomous self. To be free, in fact, of identity." Czysta, nieskażona poza czy ponad-indywidualnymi koncepcjami i i instytucjami jednostka, to jednostka zawieszona w próżni, sama w końcu będąca próżnią, w przeciwieństwie do człowieka nieliberalnego, który wypełniony jest ponad-indywidualną tożsamością, i to na kilku poziomach, i jako taki uczestniczy w świecie będącym podporą dla jego osobowości. Tej zależności brakuje w przypadku liberalnego "nowego człowieka", który uznając się przede wszystkim za wyzwoloną z wszelkiej ponad-indywidualnej tożsamości jednostkę doprowadza do wymazania osobowości, i zastąpienie jej trywialnymi i banalnymi pragnieniami i niejasnymi tęsknotami nie mającymi żadnej żywej styczności z czymkolwiek nadającym im powagi, ostrości, i klarowności, ponieważ będącymi wyrazem jego indywidualnej wolności (czyli pustki), i niczego więcej. Żeby to lepiej zobrazować, użyje następującego przykładu: w porządku liberalnym różnica pomiędzy człowiekiem uważającym się za Polaka, patriotę, a człowiekiem uważającym sie za wampira który wieczorem wychodzi na miasto by posiedzieć w smętnych barach z innymi "gotyckimi wampirami", nie ma żadnego jakościowego wymiaru, ponieważ obie postawy stanowią jedynie indywidualne preferencje, nie mające żadnego ponad-indywidualnego uzasadnienia ani oparcia, poza fikcyjnym (człowiek bawiący się w "wampira" podstawy swojej symulacji odnajduje u Brama Stokera, a człowiek bawiący się w "polaka patriotę" w innych "fikcjach", przy czym żaden z nich nie może uznawać swojej zabawy za mającą ponad-indywidualne znaczenie, ponieważ taka tożsamość prowadzi do "nieliberalnych" nadużyć, tj. prób narzucenia jej innym, bądź walki z innymi). Wrogiem liberała i indywidualisty będzie zatem każdy kto posiada osobowość.
I tutaj dochodzimy do pojęcia konserwatyzmu. Liberalizm i indywidualizm są ideologiami rozwiniętymi na ciele dawnego Stanu Trzeciego, i zachowują wiele wartości, zmodyfikowanych już współcześnie, odpowiednich dla tego stanu, takich jak utylitarny produktywizm, konsumpcjonizm, pojęcie własności prywatnej (które różni się od pojęcia własności właściwego konserwatyzmu), i przede wszystkim wolności wyrażonej w postulatach tegoż liberalizmu i indywidualizmu. Pojęcia takie jak "mistyka, asceza, heroizm" (Bartyzel), hierarchia, osobowość, państwo organiczne, metafizyka, Tradycja, wolności konkretne, to wszystko w ramach liberalizmu zostaje zupełnie zapomniane i zmarginalizowane, zaś rzekomy mariaż konserwatyzmu z ideami liberalnymi widoczny jest jedynie w kontekście anglosaskiego umiarkowanego konserwatyzmu ewolucjonistycznego (Burke, Tocqueville), którego zupełnym przeciwieństwem jest radykalny konserwatyzm reakcyjny (reakcjonizm), tradycjonalistyczny, kontrrewolucyjny będący w równym stopniu wrogo nastawiony tak do idei liberalnych, jak socjalistycznych, jako idei zrodzonych przez Oświecenie i Rewolucję. Konserwatyzm, z wyjątkiem obecnego kształtu zachowawczej myśli ewolucjonizmu Burke'a "konserwującego" zastane status quo, nie może w żaden sposób łączyć się z liberalizmem, i jest wewnętrznie anty-indywidualistyczny. Należy podkreślić jednak (bo krety mogą nie pojąć) że konserwatyzm-reakcjonizm jest w jednakim stopniu anty-indywidualistyczny, jak anty-kolektywistyczny, ponieważ projekt "człowieka-jednostki" w wydaniu liberalnym, jest cegiełką kolektywu w wydaniu socjalistycznym i komunistycznym. Nie ma pomiędzy tymi projektami żadnych jakościowych różnic.
Czym jest tzw. "jednostka" będąca przedmiotem indywidualizmu stanowiącego kamień węgielny liberalizmu; jednostka, której przysługuje jedyna prawdziwa wolność czy też która z natury jest i być powinna wolna od wszystkiego, ponieważ tylko ona miałaby być realna?
Ta jednostka, to czysta abstrakcja. W rzeczywistości, w której rzekomo tylko ona miałaby istnieć i funkcjonować, jej nie znajdziemy. W rzeczywistości znajdujemy zawsze ludzi, konkretnych ludzi, jednych mądrzejszych innych głupszych, mężnych i tchórzliwych, zapobiegliwych i niezapobiegliwych, honorowych i podstępnych, wiernych i zdradzieckich, panujących nad sobą i niepanujących nad sobą, itd. Te konkretne różnice sprawiają ze ludzie różnią się między sobą, a różniąc się są też nierówni. Mądry, mężny i panujący nad sobą, nie będzie nigdy równy komuś, kto posiada cechy dokładnie odwrotne. Indywidualistów to jednak nie interesuje. Dla indywidualistów przede wszystkim istnieje jednostka, TYLKO jedna jednostka, skopiowana w milionach egzemplarzy. Ta jednostka, w swej abstrakcyjnej naturze wolna od wszystkiego, istniejąca w próżni, miałaby być czymś, co istnieje rzeczywiście, co jest pierwotne względem każdej wspólnoty i państwa. Jednocześnie jednak, ta abstrakcyjna jednostka miałaby mieć prymat nad człowiekiem konkretnym, ponieważ jednostka nie jest ani mądra ani głupia, nie ma żadnych cech, jakości, ani cnót i wad, posiada tylko jeden przymiot: jest wolna. A zatem, ta wolność jednostki musi być jednakowa w każdym z jej masowych egzemplarzy, żaden z nich nie może być mniej lub bardziej wolny od innego. Nad tą wolnością ma czuwać państwo, które istnieje jedynie w tym celu: ma zagwarantować równą wolność wszystkich egzemplarzy. Indywidualista jest zatem egalitarystą, ponieważ głosi jednakową równość wszystkich jednostek (egzemplarzy), i dąży do tego, by państwo o egalitarnym ustroju tej równości broniło. Indywidualista WIE że ludzie nie są de facto równi, ponieważ jednak widzi w nich przede wszystkim abstrakcyjne jednostki, to i de jure równymi być powinni. Innymi słowy, ludzie nie są równi, a jednak powinni być równymi - jest to skrupulatnie realizowane.
Ostatecznie owa jednostka liberałów okazuje się być niczym innym jak "nowym człowiekiem", projektem człowieka wyemancypowanego, człowieka wykorzenionego, człowieka "realizującego się", ponieważ jednak realizować się ów człowiek-jednostka może podług potencjalnie nieskończonej listy wzorów i recept jednako wartościowanych, bo żadna recepta nie może obiektywnie górować nad innymi ponieważ byłoby to "atakiem na wolność jednostki", to i owo "realizowanie się" i "korzystanie z wolności" jest niczym innym jak pospolitym rozbestwieniem i zbydleniem. Więc znowu dochodzimy do wniosku Nietzschego: liberalizm to nic innego jak zbydlenie stada.
Oczywiście człowiek konkretny nie jest żadna jednostką, byłoby czymś upokarzającym nazywać go w ten sposób, a upośledzonym widzieć go takim. Człowiek konkretny nie istnieje w próżni, ani sam nie jest próżnią pełną "wolności". Posiada z jednej strony punkty zaczepienia w otaczającym go świecie (rodzina, społeczeństwo, status, zajęcie, narodowość, rasa, itd.), jak i cechy, dobre i złe, w swoim wnętrzu, które to cechy dzięki wychowaniu i wpływom autorytetu mają zostać odpowiednio poszeregowane, zharmonizowane, bądź odpowiednio dokształcone. Liberalna jednostka, będąca tego człowieka jaskrawym zaprzeczeniem, ma tylko jeden przymiot, którego istnienie akcentuje ideologia liberalna a o którym już wspomnieliśmy: jest wolna. Ta jej wolność, wyrażająca się w rzekomo własnej wolnej woli ma być sama dla siebie wychowawcą i autorytetem, ponieważ poddanie jej z zewnątrz jakiemukolwiek konkretnemu naciskowi musi zostać odebrane jako "atak na jej suwerenność i samosterowność". Oczywiście to wszystko są bzdury. Jedynym efektem ideologii liberalnej i indywidualistycznej jest to, że zniszczona zostaje wszelka naturalna więź i hierarchia pomiędzy ludźmi, jak i zerwanie z tradycyjnymi drogowskazami będącymi dla człowieka punktami do których mógł się odnieść w codziennym życiu. Resztą, "wolną wolą" tejże wyemancypowanej czyli zatomizowanej jednostki, zajmują się już przeróżne pozostające w cieniu indywidua, zawodowo zajmujące się praniem mózgów i sianiem propagandy, wpływaniem na afekty i emocje których funkcjonowania owa jednostka nie jest w stanie zrozumieć, tak, by ostatecznie owe atomy społeczne dokonywały takich wyborów jakich się od nich żąda, pozostawiając im jednako w pustych łbach złudzenie "autonomiczności", "suwerenności" i "wolnej woli". Tak funkcjonuje wszak demokracja, będąca w praktyce jedynym ustrojem kompatybilnym z ideologią liberalną i indywidualistyczną (nie zaobserwowano innego).
Nic dziwnego że liberalizm ze swoim indywidualizmem prowadzi do społecznego atomizmu i rozbicia - świat liberała nie jest światem ludzi zakorzenionych w tradycji, narodzie, społeczeństwie organicznym itd., ale światem swobodnie wędrujących jednostek-atomów nad którymi w praktyce władze mają mroczne afekty, medialne siły propagandy, anonimowe elity władzy wolne od wszelkiej odpowiedzialności, ale zgarniające wszelkie profity. Całe życie w nowoczesnej rzeczywistości okazuje się być przeniknięte reklamą, walką o opinie i głosy, demagogią, fałszem, kłamstwem, przesadą, chamstwem, lubieżnością, służalstwem, pochlebstwem.
Rozważmy teraz tzw. "wolność" liberalną, będąca najwyższą wartością liberała. Jak napisał swego czasu katolicki reakcjonista Nicolas Gomez Davila, "jako najwyższy ideał wolność jest pierwszym krokiem do ostatecznego nihilizmu." Ta najwyżej wartościowana wolność nie tylko jest krokiem w kierunku nihilizmu: ona sama w sobie jest nihilizmem. Wolność o której wypowiedziano tyle wielkich słów i napisano tyle poematów, dzieł, i romantycznych pieśni, kiedy zostaje doprowadzona do skrajności, tj. kiedy staje się wartością nie mająca na względzie niczego prócz samej siebie, ukazuje swoje drugie oblicze, widzimy jej dno, a nie tylko powierzchnię, która wcześniej raz się pojawiała a innym razem znikała. Widzimy drugie oblicze wolności, i okazuje się że jest nim wielkie NIHIL, nic, nicość, nihilizm. Zachodzi heraklitejska enantiodromia - wartość zamienia się w swoje przeciwieństwo. Dopóki wolności się nie posiadało, dopóki trzeba było o nią walczyć, wolność była wartością pozytywną (dodatkowo zawsze była to wolność ku czemuś, wolnością nazywano np. kultywowanie narodowych zwyczajów kiedy zwyczaje te zagrożone były unicestwieniem ze strony okupanta, inna natomiast byłaby w tym miejscu wolność od czegoś, ponieważ taka wolność negatywna byłaby jednocześnie wolnością od okupanta, jak i od owych przykładowych zwyczajów narodowych - wolność skierowana ku niczemu, tj. ku rozbestwieniu). Jednak wolność osiągnięta, wolność która posiada odpowiednie warunki i czas, siłą konsekwencji nie może przestać wyzwalać (tj. obracać w nicość, relatywizować, przewartościowywać), aż nie zostanie już nic, zupełne nic, a wolność zamieni się w nihilizm, zupełny, absolutny nihilizm. I taka też jest natura wolności liberalnej - jej esencją jest nihilizm, jest próżnią, właściwością abstrakcyjnego, nieistniejącego w rzeczywistości bytu jakim jest "indywiduum".
Podziemna walka liberalizmu z każdą formą "zbiorowej tożsamości" trwa bezustannie, ponieważ świat totalnie liberalny, "wyzwolony", wypełniony musi być "stuprocentowymi" jednostkami, i dopóki to nie nastąpi, możemy liczyć na serie kolejnych "wyzwoleń" i rozdrobnień. Doskonale ukazuje tą kondycję współczesnego człowieka zachodu amerykański autor Collin Cleary, pisząc że "We believe that we can free ourselves from history, from culture, from biology, even from the limits of time and space. We deny heredity, natural inequality, upper limits on physical and mental development, ethnic and national characters, and even the difference between the sexes. We want to “have it all” and be all, or anything. But, of course, this really amounts to being nothing at all. And that really is our goal: the apotheosis of the Western spirit. To be absolutely free of all limits and all otherness; to be free of anything not chosen by the autonomous self. To be free, in fact, of identity." Czysta, nieskażona poza czy ponad-indywidualnymi koncepcjami i i instytucjami jednostka, to jednostka zawieszona w próżni, sama w końcu będąca próżnią, w przeciwieństwie do człowieka nieliberalnego, który wypełniony jest ponad-indywidualną tożsamością, i to na kilku poziomach, i jako taki uczestniczy w świecie będącym podporą dla jego osobowości. Tej zależności brakuje w przypadku liberalnego "nowego człowieka", który uznając się przede wszystkim za wyzwoloną z wszelkiej ponad-indywidualnej tożsamości jednostkę doprowadza do wymazania osobowości, i zastąpienie jej trywialnymi i banalnymi pragnieniami i niejasnymi tęsknotami nie mającymi żadnej żywej styczności z czymkolwiek nadającym im powagi, ostrości, i klarowności, ponieważ będącymi wyrazem jego indywidualnej wolności (czyli pustki), i niczego więcej. Żeby to lepiej zobrazować, użyje następującego przykładu: w porządku liberalnym różnica pomiędzy człowiekiem uważającym się za Polaka, patriotę, a człowiekiem uważającym sie za wampira który wieczorem wychodzi na miasto by posiedzieć w smętnych barach z innymi "gotyckimi wampirami", nie ma żadnego jakościowego wymiaru, ponieważ obie postawy stanowią jedynie indywidualne preferencje, nie mające żadnego ponad-indywidualnego uzasadnienia ani oparcia, poza fikcyjnym (człowiek bawiący się w "wampira" podstawy swojej symulacji odnajduje u Brama Stokera, a człowiek bawiący się w "polaka patriotę" w innych "fikcjach", przy czym żaden z nich nie może uznawać swojej zabawy za mającą ponad-indywidualne znaczenie, ponieważ taka tożsamość prowadzi do "nieliberalnych" nadużyć, tj. prób narzucenia jej innym, bądź walki z innymi). Wrogiem liberała i indywidualisty będzie zatem każdy kto posiada osobowość.
I tutaj dochodzimy do pojęcia konserwatyzmu. Liberalizm i indywidualizm są ideologiami rozwiniętymi na ciele dawnego Stanu Trzeciego, i zachowują wiele wartości, zmodyfikowanych już współcześnie, odpowiednich dla tego stanu, takich jak utylitarny produktywizm, konsumpcjonizm, pojęcie własności prywatnej (które różni się od pojęcia własności właściwego konserwatyzmu), i przede wszystkim wolności wyrażonej w postulatach tegoż liberalizmu i indywidualizmu. Pojęcia takie jak "mistyka, asceza, heroizm" (Bartyzel), hierarchia, osobowość, państwo organiczne, metafizyka, Tradycja, wolności konkretne, to wszystko w ramach liberalizmu zostaje zupełnie zapomniane i zmarginalizowane, zaś rzekomy mariaż konserwatyzmu z ideami liberalnymi widoczny jest jedynie w kontekście anglosaskiego umiarkowanego konserwatyzmu ewolucjonistycznego (Burke, Tocqueville), którego zupełnym przeciwieństwem jest radykalny konserwatyzm reakcyjny (reakcjonizm), tradycjonalistyczny, kontrrewolucyjny będący w równym stopniu wrogo nastawiony tak do idei liberalnych, jak socjalistycznych, jako idei zrodzonych przez Oświecenie i Rewolucję. Konserwatyzm, z wyjątkiem obecnego kształtu zachowawczej myśli ewolucjonizmu Burke'a "konserwującego" zastane status quo, nie może w żaden sposób łączyć się z liberalizmem, i jest wewnętrznie anty-indywidualistyczny. Należy podkreślić jednak (bo krety mogą nie pojąć) że konserwatyzm-reakcjonizm jest w jednakim stopniu anty-indywidualistyczny, jak anty-kolektywistyczny, ponieważ projekt "człowieka-jednostki" w wydaniu liberalnym, jest cegiełką kolektywu w wydaniu socjalistycznym i komunistycznym. Nie ma pomiędzy tymi projektami żadnych jakościowych różnic.
Stalk the weak, crush their skulls, eat their hearts, and use their entrails to predict the future.