A zrozumialaś o czym napisałam? Ateista to człowiek, któremu Bóg jest potrzebny do życia jak umarłemu kadzidło. Przypisywanie mu z tego powodu zlego człowieczeństwa i prymitywizmu jest ograniczonym widzeniem oskarżającego.
Jeśli ktoś jednak ujada na bożych urzędników i ograniczone inteliktualnie, zamknięte na wiedzę owce nie jest ateistą, ale ma problemy natury najczęściej psychicznej, które mu się przeniosły na duchowe. Przyczyn jest sporo.Swój ból przerzucił na zewnątrz i winą obarczył innych. Tak działają patologiczne mechanizmy obronne człowieka, organizm walczy, by się nie rozsypać. To bardzo silna siła napędowa do działania, bo połączenia nerwowe są oparte na układzie limbicznym natury i utrwalone latami błędów. Ich patologia polega na tym, że siebie i otoczenie widzi w fałszywym lustrze a obarcza swą chorobą otoczenie.
Dopóki trwa w środku tej sytuacji, nic do niego nie dotrze, bo człowiekowi nie wrzucisz na głowę swojej prawdy. Problem, że on sądzi, że widzi z zewnątrz.
To sytuacja trudna. Nikt z myślących wierzących nie podejmie prób prozelityzmu, bo skutek będzie odwrotny do zamierzonego.
Delikwenta należy zostawić samemu sobie. Z nim można rozmawiać o wszystkim, ale nie o religii, która go uwiera. Tyle, że on będzie prowokować, bo silne wbite w naturę pragnienia popychaja go w kierunku walki o swą wyimaginowaną wolność. Chodzi o pozyskanie choć jednej owieczki. Ktoś go zrozumie. Poprawi się wówczas samopoczucie, że ma rację.
On ma misję! Niewolnik szuka kolejnych niewolników i szuka pogubionych owieczek.
To nie jest ateizm, ale choroba na ateizm.
Wierzący choruja czasem na człowieka. Przyjmuja przykazania miłości, ale błędnie rozumują, że bliźniego to mogą sobie sami wybrać i nieodpowiedniego ukamieniować w imię miłości, bo go tak napominają. W imię obrony Boga.
Chorują więc ludziska na ateizm, a boży rycerze na człowieka.
Człowiek nie powinien wchodzić też w nie swoją skórę. Pewna osoba odeszła z mojego forum. Najpierw sprawdzała mnie jak odbieram jej posty. Bardzo lubiłam ją czytać. Na koniec napisała mi przepiękny post, że psychicznie nie wytrzymała roli człowieka katolika, rozsypuje się w tej roli. Dodała, że potrafi grać tę rolę, ale to ją dobija. Chciała się sprawdzić, tak to wyszło...
Nie da się przeskoczyć pewnych etapów i iść nie swoja drogą. Pragnienie jest przypisane poszukiwaniom Boga. Musi poczekać. Gdzieś w głębi duszy czuła, że uwierzy, bo życzyła sobie spotkania ze mną w niebie.
Jak znam życie, wróci w swojej skórze i płci.
Jeśli ktoś jednak ujada na bożych urzędników i ograniczone inteliktualnie, zamknięte na wiedzę owce nie jest ateistą, ale ma problemy natury najczęściej psychicznej, które mu się przeniosły na duchowe. Przyczyn jest sporo.Swój ból przerzucił na zewnątrz i winą obarczył innych. Tak działają patologiczne mechanizmy obronne człowieka, organizm walczy, by się nie rozsypać. To bardzo silna siła napędowa do działania, bo połączenia nerwowe są oparte na układzie limbicznym natury i utrwalone latami błędów. Ich patologia polega na tym, że siebie i otoczenie widzi w fałszywym lustrze a obarcza swą chorobą otoczenie.
Dopóki trwa w środku tej sytuacji, nic do niego nie dotrze, bo człowiekowi nie wrzucisz na głowę swojej prawdy. Problem, że on sądzi, że widzi z zewnątrz.
To sytuacja trudna. Nikt z myślących wierzących nie podejmie prób prozelityzmu, bo skutek będzie odwrotny do zamierzonego.
Delikwenta należy zostawić samemu sobie. Z nim można rozmawiać o wszystkim, ale nie o religii, która go uwiera. Tyle, że on będzie prowokować, bo silne wbite w naturę pragnienia popychaja go w kierunku walki o swą wyimaginowaną wolność. Chodzi o pozyskanie choć jednej owieczki. Ktoś go zrozumie. Poprawi się wówczas samopoczucie, że ma rację.
On ma misję! Niewolnik szuka kolejnych niewolników i szuka pogubionych owieczek.
To nie jest ateizm, ale choroba na ateizm.
Wierzący choruja czasem na człowieka. Przyjmuja przykazania miłości, ale błędnie rozumują, że bliźniego to mogą sobie sami wybrać i nieodpowiedniego ukamieniować w imię miłości, bo go tak napominają. W imię obrony Boga.
Chorują więc ludziska na ateizm, a boży rycerze na człowieka.
Człowiek nie powinien wchodzić też w nie swoją skórę. Pewna osoba odeszła z mojego forum. Najpierw sprawdzała mnie jak odbieram jej posty. Bardzo lubiłam ją czytać. Na koniec napisała mi przepiękny post, że psychicznie nie wytrzymała roli człowieka katolika, rozsypuje się w tej roli. Dodała, że potrafi grać tę rolę, ale to ją dobija. Chciała się sprawdzić, tak to wyszło...
Nie da się przeskoczyć pewnych etapów i iść nie swoja drogą. Pragnienie jest przypisane poszukiwaniom Boga. Musi poczekać. Gdzieś w głębi duszy czuła, że uwierzy, bo życzyła sobie spotkania ze mną w niebie.
Jak znam życie, wróci w swojej skórze i płci.