To forum używa ciasteczek.
To forum używa ciasteczek do przechowywania informacji o Twoim zalogowaniu jeśli jesteś zarejestrowanym użytkownikiem, albo o ostatniej wizycie jeśli nie jesteś. Ciasteczka są małymi plikami tekstowymi przechowywanymi na Twoim komputerze; ciasteczka ustawiane przez to forum mogą być wykorzystywane wyłącznie przez nie i nie stanowią zagrożenia bezpieczeństwa. Ciasteczka na tym forum śledzą również przeczytane przez Ciebie tematy i kiedy ostatnio je odwiedzałeś/odwiedzałaś. Proszę, potwierdź czy chcesz pozwolić na przechowywanie ciasteczek.

Niezależnie od Twojego wyboru, na Twoim komputerze zostanie ustawione ciasteczko aby nie wyświetlać Ci ponownie tego pytania. Będziesz mógł/mogła zmienić swój wybór w dowolnym momencie używając linka w stopce strony.

Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Antykatolicka propaganda
#1
Witajcie, chcialbym się z Wami podzielić niniejszą refleksją na temat propagandy jaką uprawialo się w stosunku do Kościola katolickiego.
Jedną z częściej stosowaną przez propagandystów wszystkich czasów techniką "wywierania wplywu" jest wyrobienie u odbiorcy przeświadczenia, że komunikat propagandowy jest wspólnym doświadczeniem wielu ludzi, że "wszyscy tak myślą".
Dość wspomnieć zabieg pt. "telefoniczna opinia publiczna", stosowany przez jeden z wysokonakladowych dzienników ukazujących się w Polsce, który byl (i jest) w awangardzie walki o "światopoglądową neutralność państwa". Podobne chwyty byly regularnie stosowane przez prasę wydawaną w Związku Sowieckim przez związek Wojujących Bezbożników. W dziale "glosy czytelników" publikowano więc w tygodniku "Bezbożnik" świadectwa popów porzucających stan duchowny i wiarę. Zdarzaly się również listy od ludzi świeckich "nawróconych na ateizm". Jeden z takich listów, od "kiedyś wierzącego chlopa", zostal opublikowany w 1925 roku. Autor wyznawal:" Stalem się kompletnym bezbożnikiem; moją wiarę w Boga kompletnie zniszczyla elektryczność". W tym samym dziale "kontaktu z czytelnikami" przekonywano tych ostatnich, że wystarczy porzucić wiarę, by cieszyć się najnowszymi zdobyczami techniki - np. traktorami. Można bylo również przeczytać list od kolchoźników spod Niżnego Nowogrodu, którzy z chwilą wyrzucenia ikonze swoich domów wkroczyli w czas dobrobytu:"Bez Boga nasze sprawy mają się o wiele lepiej. Uzyskaliśmy dwa traktory, wydajną mlocarkę i caly potrzebny sprzęt dla uprawiania ziemi."
I odwrotnie - im bardziej wierzący rolnik, tym gorsze zbiory a w perspektywie klęska glodu. W latach dwudziestych organ prasowy Związku Wojujących Bezbożników opublikowal calą serię artykulów, w których rozstrzygano kwestię dla*czego rolnictwo w Anglii i Stanach Zjed*noczonych jest wydajniejsze od rolnictwa sowieckiego. Odpowiedź brzmiała: rol*nicy w krajach anglosaskich kierują się radami weterynarzy i agronomów, pod*czas gdy wielu rosyjskich chłopów cią*gle zdaje się na modlitwy wstawiennicze zanoszone przez popów do Boga w inten*cji o dobre zbiory.
Podobną narrację przekazywały publikowane wówczas w „Bezbożniku" propagandowe rysunki przedstawia*jące na pierwszym planie zaniedbanego rolnika, siedzącego w podartym ubra*niu na progu rozpadającej się chałupy, a w tle pokazujące roześmianego chłopa orzącego swe pole na traktorze. Podpis pod rysunkiem wyjaśniał: „Chłop sie*dzi, nie sieje, nie orze, nie zamartwia się, żyje Ewangelią, licząc na Świętego Mikołaja. Może cud sprawi, że na nie obsianym i nie zaoranym polu urośnie zboże". Natomiast wyraźnie widać, że chłop na traktorze zamiast Ewange*lii czytał o agronomii, wie o tym, że „ten, kto nie pracuje, ten też nie je".
Wraz z postępem industrializacji, forsowanej kosztem milionów istnień ludzkich i nieodwracalnych zniszczeń środowiska naturalnego, pojawiały się w ateistycznej propagandzie postulaty zamiany cerkwi (kościołów) na fabryki. Te ostatnie przedstawiano jako praw*dziwe ikony - ikony postępu. Ikony przedstawiające zaś Osoby Boskie i świętych nie tylko prowadziły do sła*bych zbiorów, ale również stano*wiły zagrożenie... epidemiologiczne. W 1924 roku na łamach „Bezbożnika" całkiem serio przekonywano, że sza*lejąca na rosyjskiej wsi epidemia syfilisu jest wynikiem zwyczaju całowa*nia ikon, co „ułatwia przenoszenie zaraz*ków". Nikt rzecz jasna nie zająknął się ani słowem o związku między epidemią cho*rób wenerycznych a propagowaną przez władze sowieckie „nową, socjalistyczną moralnością"...
Co oznacza „nowa, socjalistyczna moralność"?
W wachlarzu różnych środków sto*sowanych przez władze bolszewickie w celach dechrystianizacji rosyjskiego społeczeństwa poczesne miejsce zajmo*wało propagowanie „nowej moralności"; „nowej"— czytaj: antychrześcijańskiej. W 1920 roku, przemawiając na zjeź*dzie Komsomołu, Lenin stwierdzał bez ogródek: „Nasza moralność jest całko*wicie podporządkowana interesom walki klasowej proletariatu".
W 1918 roku Rosja bolszewicka nie tylko ogłosiła „rozdział Kościoła od pań*stwa", ale również wprowadziła prawo rozwodowe, które regulowało tę sferę w myśl zasady „rozwód na życzenie" (przed 1917 rokiem w Rosji nie było tzw. świeckich rozwodów; kwestiami związa*nymi z rozpadem pożycia małżeńskiego zajmowały się sądy cerkiewne). Efektem tego był praktyczny zanik instytucji mał*żeństwa w Rosji bolszewickiej w pierw*szych latach po rewolucji. Na początku lat dwudziestych liczba rozwodów w Rosji była najwyższa w Europie - aż dwudziesto-sześciokrotnie przewyższała liczbę roz*wodów w całej „burżuazyjnej" Europie.
Również w 1918 roku bolszewicy zadekretowali prawo sankcjonujące zabi*janie nie narodzonych ludzi. Podobnie jak rozwody, również aborcja miała być odtąd „na życzenie". W ten sposób bolszewicka Rosja stała się w XX wieku pierwszym państwem, które zalegalizowało aborcję. Jeden ze szczególnie bluźnierczych bol*szewickich plakatów z tego czasu przed*stawiał brzemienną Matkę Bożą marzącą o sowieckiej aborcji.
W latach dwudziestych pojawiły się z kolei plakaty Związku Wojujących Bez*bożników wzywające: „Kobiety Rosji, wyrzućcie garnkj i patelnie!". Arty*kuły publikowane w tym samym czasie w „Bezbożniku" głosiły: „Wyzwolimy pracujące kobiety z religijnego niewol*nictwa!". Ten sam periodyk regularnie publikował „autentyczne" świadectwa kobiet z prowincji, które stały się ateistkami, „ponieważ Bóg nie dał im niczego". Dzięki ateizmowi - wedle „Bezbożnika" - sowieckie kobiety „stały się wreszcie ludźmi". W 1930 roku obradowal Wszechzwiązkowy Zjazd Kobiet Bezbożniczek i Bojowniczek o Kulturę. Rzecz jasna, chodziło w tym przypadku o bój na rzecz „nowej, socjalistycznej kultury".
W pierwszych latach po 1917 główną „twarzą" przeprowadzanej w Rosji za sprawą bolszewików radykalnej rewolucji obyczajowej była Aleksandra Kołontaj. W bolszewickim rządzie (Radzie Komisarzy Ludowych) pełniła ona funkcję „komisarza opieki społecznej", oprócz tego stała na czele Wydziału Kobiet (tzw. Żenotdieł) w Sekretariacie Komitetu Centralnego partii bolszewickiej.
Kołłontaj głosiła hasła „harmonii plci" i „erotycznej przyjaźni między męzczyzną i kobietą". Była autorką tzw. teorii szklanki wody, w myśl której seksualne zaspokojenie w społeczeństwie komunistycznym (i pozbycie się jego „niepożądanych skutków" w postaci poczętych a nie narodzonych dzieci) powinno być tak sprawą prostą i ogólnie dostępną jak wypicie szklanki wody. Przypominają się tutaj słowa G. K. Chestertona o „ludziach, którzy mówią o wolnej miłości, rozumiejąc przez to coś całkiem odmiennego, co należałoby raczej nazwać wolną rozpustą", o tych, którzy „z zapałem powtarzaj frazes o kontroli urodzeń, mając na myśli brak kontroli i mniej urodzeń".
Na rosyjskiej prowincji funkcjonariusze komisariatu kierowanego przez Kołłontaj (pani komisarz sama była bardzo aktywna w nawiązywaniu kolejnych „erotycznych przyjaźni") z rozmachem przystąpili do realizacji nakreślonej przez nią strategii. W Saratowie miejscowy wydział opieki spolecznej opublikował w 1918 roku Dekret o nacjonalizacji kobiet, który oprócz zniesienia instytucji małżeństwa przewidywal utworzenie w mieście sieci koncesjonowanych domów publicznych.
Z kolei we Włodzimierzu w tym samym roku funkcjonariusze komisariatu opieki społecznej otworzyli „Biuro wolnej Miłości". Jednocześnie wydali polecenie, by wszystkie niezamężne kobiety
- od osiemnastego do pięćdziesiątego roku życia - zarejestrowały się we wspomnianym biurze. Włodzimierscy funkcjonariusze komisariatu A. Kollontaj wydali proklamację, głoszącą, że wszystkie kobiety od osiemnastego roku życia są „własnością państwa" (czyt. wlasnością chutliwych mężczyzn), a każdy obywatel płci męskiej mógł sobie wybrać
dowolną kobietę ze wcześniej przygoto*wanego rejestru (zgoda kobiety nie była konieczna) i spłodzić z nią potomstwo „w interesie państwa".
Jak widać, Heinrich Himmler (szef SS), który w latach II wojny świato*wej nakazał utworzenie sieci domów tzw. Lebensborn („źródło życia"), w których „czyści rasowo" esesmani mieli płodzić dla III Rzeszy „czyste rasowo" potomstwo z kobietami dobranymi pod kątem „raso*wej czystości", był tylko naśladowcą idei wcielanej w życie w bolszewickiej Rosji od początku lat dwudziestych.

Plaga aborcji
Jak stwierdza jeden z rosyjskich history*ków (A. Popów): „w latach dwudziestych XX wieku w Rosji została stworzona swoista kultura aborcyjna - dostosowanie i przyzwyczajanie społeczeństwa do sze*rokiego stosowania aborcji jako głównego albo nawet jedynego sposobu regulacji liczby dzieci w rodzinie".
Straszliwa „kultura aborcyjna" zapro*wadzona przez komunistów w Związku Sowieckim zbierała krwawe żniwo. Od początku lat dwudziestych XX wieku zanotowano w Rosji bolszewickiej dra*matyczny regres demograficzny. W latach 1925-1930 liczba porodów spadała tam o 12%. W latach 1930-1935 wskaźnik ten wyniósł już 25%.
Według oficjalnych danych w 1928 roku w Leningradzie (drugim co do wiel*kości mieście w Związku Sowieckim) zarejestrowano 92 620 ciąż. Zaledwie 42% z nich zakończyło się porodem. 58% poczętych dzieci zostało zamor*dowanych. Statystyczna mieszkanka Leningradu na początku lat trzydziestych XX wieku przed ukończeniem 35. roku życia miała na swoim koncie od sześciu do ośmiu aborcji.
Podobne wskaźniki dotyczyły całego Związku Sowieckiego. W 1928 roku w całym komunistycznym imperium tylko 41% ciąż kończyło się porodami. Więk*szość dzieci (57,5%) ginęła w wyniku
aborcji. W 1931 roku było jeszcze gorzej. Oficjalne statystyki podawały, że tylko 36,2% ciąż kończyło się porodami, a nie*mal 63% poczętych dzieci było zabijanych.
Plaga aborcji była tak rozpowszech*niona, zagrażając podstawom demo*graficznym Sowietów, że nawet władze komunistyczne poczuły się w obowiązku do ograniczenia swobody zabijania nie narodzonych. W 1936 roku rząd sowiecki wprowadził pewne ograniczenia w dostęp*ności „usług aborcyjnych". W mocy jed*nak utrzymano możliwość zabicia dziecka poczętego z „przyczyn społecznych". Skutek był taki, że o ile w 1937 roku (dane oficjalne) wykonano w całym Związku Sowieckim ok. 355 tysięcy aborcji, to w 1940 roku liczba ta wzrosła do ponad 500 tysięcy rocznie.
Można powiedzieć, że nie naro*dzeni obywatele Związku Sowieckiego byli pierwszą ofiarą wielkiego ter*roru w komunistycznym imperium zła. Masowo ginęli oni przed masowymi „czystkami" urządzanymi przez Sta*lina, w ich trakcie oraz po nich. To „kul*tura aborcyjna" była jednym z istotnych czynników przygotowujących grunt pod stalinowskie ludobójstwo. Jeśli masowo morduje się najsłabszych, to o ileż łatwo zamordować tych, na których wcześniej czy później „znajdzie się paragraf.
Zniszczenie rodziny oznacza zniszczenie religii.
Jak widać, od początku najważniejszym celem ataku forsowanej przez bolszewi*ków „nowej moralności" była rodzina. Należy podkreślić, że nie był to jakiś „eksces rewolucji", poluźnienie obycza*jów i moralności charakterystyczne dla każdej wojny, zwłaszcza wojny domowej. Była to raczej konsekwentna realizacja założeń ideologicznych od początku wpi*sanych w istotę komunistycznej ideologii. W Manifeście komunistycznym (l848 r.) Marks i Engels zapowiadali zniszczenie „burżuazyjnej" rodziny (należy wziąć poprawkę na to, że komu*niści mianem „burżuazyjny" okre*ślali to, co my nazywamy „normalny"): „Na czym się opiera współczesna, burżuazyjna rodzina? Na kapitale, na prywat*nym dorobku. W pełni rozwinięta rodzina istnieje tylko dla burżuazji, ale jej uzupeł*nieniem jest przymusowy brak rodziny u proletariuszy i publiczna prostytucja. Burżuazyjna rodzina zniknie naturalnie ze zniknięciem tego swego uzupełnienia, a jedno i drugie przestanie istnieć ze znik*nięciem kapitału".
Szczegółowy plan zniszczenia „bur*żuazyjnej rodziny" nakreślił niemal czterdzieści lat po publikacji Manife*stu komunistycznego Fryderyk Engels w "Pochodzeniu rodziny, własności pry*watnej i państwa". Jednym z ważniej*szych środków wiodących do tego celu miało być wprowadzenie liberalnego prawa rozwodowego, nazywanego dla niepoznaki „swobodą zawierania mał*żeństw". Engels: „Zupełna swoboda zawierania małżeństwa może więc wów*czas [po zwycięstwie rewolucji komu*nistycznej - G.K.] stać się prawem powszechnym, gdyż dzięki zniesieniu produkcji kapitalistycznej i stworzonych przez nią stosunków własności zostaną usunięte wszelkie te ekonomiczne względy poboczne, które dziś jeszcze wywierają tak potężny wpływ na wybór małżonka. (...) Przy tym z całą pewno*ścią odpadną od monogamii te wszystkie cechy charakterystyczne, które zostały na niej wyryte na skutek jej pochodze*nia ze stosunków własności: po pierw*sze, panowanie mężczyzny, po wtóre, nierozerwalność małżeństwa. Panowanie mężczyzny w małżeństwie jest prostym bezpośrednim skutkiem jego panowania ekonomicznego i zniknie samo przez się wraz ze zniesieniem tego panowania".
Odpowiedz
#2
Wklej źródło swojego postu.
The Phillrond napisał(a):(...)W moim umyśle nadczłowiekiem jawi się ten, kogo nie gnębi strach przed  nieuniknionym i kto dąży do harmonijnego rozwoju ze świadomością stanu  rzeczy

“What warrior is it?”

“A lost soul who has finished his battles somewhere on this planet. A pitiful soul who could not find his way to the lofty realm where the Great Spirit awaits us all.”


.
Odpowiedz
#3
Żarłak napisał(a):Wklej źródło swojego postu.

http://www.dyskusje.katolik.pl/viewtopic...12&t=25136
A nas Łódź urzekła szara - łódzki kurz i dym.
Odpowiedz
#4
Ostatnio czytałam chyba sarkastyczną opinię, że stosuenk do kandydatury pani Ogórek jest dowodem na prześladowanie katolików.;-)

Przy okazji dowiedziałam się iż taka religię wyznaje.
Odpowiedz
#5
Ks. prof. Józef Tischner:
"W moim życiu filozoficzno-kapłańskim nie spotkałem kogoś, kto stracił wiarę po przeczytaniu Marksa, Lenina, Nietzschego, natomiast na kopy można liczyć tych, którzy ją stracili po spotkaniu z własnym proboszczem, biskupem. Jest to bardzo przykre zjawisko, kiedy lekarz zaraża chorego."

Czekamy z utęsknieniem na ciąg dalszy katolickich wyn(at)urzeń. Oczko
"Dyskusja z idiotami niepotrzebnie ich nobilituje"
Odpowiedz
#6
Ale chyba nie Lemańskiego??Oczko
Odpowiedz
#7
Bu. A mówią, że mój styl pisania jest nieestetyczny...

Domęczyłem tę plamę tekstu, chociaz nie powiem-ledwo dałem radę.

Tak-dostrzegam antykatolicką propagandę.

Każdy prozelityzm jest głupi. Teistyczny czy ateistyczny.

Pozdrawiam.
Odpowiedz
#8
Propaganda antykatolicka? Powiedzieli ci o tym w Radiu Watykańskim na Pierwszym Programie Polskiego Radia publicznego czy w Życiu Kościoła w TVP?
Odpowiedz
#9
On po prostu poczytał sobie posty Piotra 35
Odpowiedz
#10
[/quote]Bu. A mówią, że mój styl pisania jest nieestetyczny...

Domęczyłem tę plamę tekstu, chociaz nie powiem-ledwo dałem radę.

Tak-dostrzegam antykatolicką propagandę.

Każdy prozelityzm jest głupi. Teistyczny czy ateistyczny.

Pozdrawiam
.[/quote]

Tylko to nie prozelityzm.

Raczej niezrozumienie.
Odpowiedz
#11
Katolicy (i inne grupy religijne) wszędzie dopatrują się dyskryminowania ich tam gdzie tego nie ma, a nie widzą, że sami doprowadzili do dyskryminacji wielu grup i demoralizacji społeczeństw.
Odpowiedz
#12
Umiłowani, nie każdemu duchowi wierzcie, lecz badajcie duchy, czy są z Boga, gdyż wielu fałszywych proroków wyszło na ten świat (1J.4:1).
 
Zaprawdę powiadam Wam Najdostojniejsi Siostry i Bracia,
- godne to i sprawiedliwe, słuszne i zbawienne obnażać prawdziwe oblicza kościelnych szamanów, oszustów, seksualnych dewiantów, społecznych pasożytów, specjalistów od interpretowania życzeń Pana Stwórcy Wszechrzeczy, znawców niepokalanych poczęć i wiecznych dziewictw, którzy na twarzach noszą od wieków faryzejską maskę pokory oraz pobożności, w ustach świętobliwie pieszczą słowa miłości, miłosierdzia i przebaczenia, ale serca zawsze mają kamienne i zimne, dusze pychą i rozpustą, zaś usta obłudą i hipokryzją wypełnione a dłonie wiecznie głodne mamony. Rzymski katolicyzm jest szkołą szalbierstwa, hipokryzji i cynizmu. Toż to ten ewangeliczny „Wielki Babilon, matka wszetecznic i obrzydliwości ziemi. Tej ziemi! Nie ma kłamstwa, na które nie byliby gotowi, gdy chodzi o zwalczanie przeciwnika; nie ma bredni, której by w swoje owieczki (i baranki) nie spodziewali się wmówić. Sprowadzają walkę do tumanienia i terroryzowania najciemniejszych w nadziei, że w ten sposób zawsze będą mieli większość.
Czyż jego wyznawcy nie słyszą „głosu z nieba mówiącego: „Wyjdźcie z niego, ludu mój, abyście nie byli uczestnikami jego grzechów i aby was nie dotknęły plagi na niego spadające. Bo grzechy jego narosły aż do nieba i Bóg przywołał na pamięć jego niesprawiedliwe uczynki" (Ap 18. 4).
Religia jest obrazą godności człowieka! I dlatego olewam punktację_reputację.
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości