Wbrew nazwie nie przeczytacie tutaj peanów pochwalnych na cześć kapitalizmu. Nie znajdziecie jednak też krytyki Rand. Raczej pewien komentarz, próbę wskazania na ten znaczący element jej filozofii, który ginie w uproszczeniach a bez którego filozofia ta przestaje już być tym czym jest. Nierzadko bowiem nazwisko Ayn Rand pojawia się w kontekstach w jakich pojawić się nie powinno, a przez zestawienie jej filozofii z wulgarniejszymi poglądami zatraca się ta właśnie szczególna cecha powinna randowską filozofię od nich odróżniać. Jeżeli znajdujemy nazwisko Rand zespolone z satanizmem La Veya czy potocznie rozumianą praktyką gospodarczą jaką jest kapitalizm, i tłumaczymy to pierwsze przez odwołanie do drugiego, to tak jakbyśmy chcieli - a niektórzy poważni autorzy tak robią właśnie! - zrozumieć np. Nietzschego przez pryzmat narodowego socjalizmu. Żeby dopuścić się takiego czynu trzeba albo bardzo nienawidzić danego myśliciela, albo być zupełnym ignorantem.
Znajdujemy nazwisko Rand w pismach satanistów z kręgu La Veya zaraz obok pochwał hedonizmu i pobłażania sobie; znajdujemy je w internetowych wpisach młodocianych libertarian zaraz obok żądań o prywatyzację powietrza czy praktyki kazirodczo-pedofilskie; znajdujemy je w serialu "andromeda" jako nazwę stacji badawczej orbitującej wokół planety "fountainhead" w której powstał gatunek biologicznych nadludzi "nietzschean" którzy z filozofią Rand nawet pojmowaną bardzo ogólnie mieli bardzo mało wspólnego; znalazłem ją nawet w jednym filmie, którego nazwy już nie pamiętam, pamiętam jednak sytuację w jakiej jej nazwisko się pojawiło: młody mężczyzna z prowincji brutalnie wykorzystał jakąś naiwną dziewczynę, po czym gadając coś o tym że silniejsi mogą eksploatować słabszych chował do tylnej kieszeni spodni zwiniętą książeczkę "anthem" z nazwiskiem Ayn Rand. Powiązanie nazwiska Rand z powyższymi zjawiskami to już wystarczająca wulgaryzacja. Są jednak i tacy, którzy powołują się na egoizm głoszony przez Rand i mieszają go z jakimś rozmazanym pojęciem egoizmu który miałby cechować każdego człowieka na ziemi argumentując że "skoro X zachowuje się tak a tak, w tym i altruistycznie, to dlatego że chce się tak zachować, a więc jest jednak egoistą - eu-kurwa-reka!". Jeszcze inni znają Rand tylko z filmu "atlas zbuntowany" (bo byli np. zbyt leniwi by przeczytać którąś z jej książek). Twórca tego filmidła powinien jednak dostać dożywotni zakaz zajmowania się czymkolwiek co ma wspólnego z kinem a bonusowo kilkugodzinną edukację z użyciem młota kowalskiego żeby mu płaską głowę przywrócono do normalnych kształtów (na marginesie dopowiem że, co niewielu wie, pierwsza adaptacja filmowa noweli Rand "we the living" miała miejsce w faszystowskich Włoszech za rządów Mussoliniego i ten włoski film do dziś pozostaje najlepszym jaki nagrano na podstawie jej powieści.) Wszystkie te powiązania muszą wykrzywiać filozofię Rand.
Co zatem chciałbym tutaj skomentować? Egoizm i kapitalizm. Tym dwóm słowom Rand przydała pewnego znaczenia, które nie występuje w ich potocznie używanych wersjach, stąd też warto wiedzieć co ona miała na myśli nim bezwiednie zacznie się nimi szastać powołując się na Rand.
"Jeżeli wszystko w życiu ma poniżyć się by schlebiać motłochowi, jeżeli ci którzy potrafią zadowolić motłoch są jedynymi którzy odnoszą sukces - dlaczego więc ktokolwiek miałby odczuwać jakiekolwiek wyższe aspiracje i przywiązywać wagę do jakichkolwiek ideałów? Kapitalistyczny świat jest niski, pozbawiony zasad, i zepsuty. Skąd jednak może czerpać zachętę do kierowania się zasadami jeżeli jego ideologia zabiła jedyne źródło zasad - człowiecze 'ja'? Chrześcijaństwo odniosło sukces w eliminowaniu 'jaźni' ze świata etyki, ogłaszając że 'etyka' i 'jaźń' są niekompatybilne. Ta jaźń nie może zostać jednak zabita. Ona jedynie zdegenerowała sie do postaci brzydkiej nowoczesnej walki o materialny sukces kosztem wszystkich wyższych wartości, ponieważ wartości te zostały wyjęte spod prawa przez kościół. ... Dopóki człowiecze 'ja' nie odzyska swojej właściwej pozycji, życie będzie takie jakie jest teraz: płaskie, szare, puste, pozbawione wszelkiego piękna, wszelkiego ognia, wszelkiego znaczenia, wszelkiej twórczej iskry."
(Dzienniki Ayn Rand, 22 grudzień 1935 roku)
Jak widac w powyższym fragmencie, Rand nie była bezwzględną fanatyczną apologetką kapitalizmu "jako takiego". Przede wszystkim była wroga wobec idei że człowiek powinien oddawać się na służbę masie czy kolektywowi, a to jeszcze nie oznacza klękania przed kapitalizmem jak przed Bogiem. Czym różni się życie pod dyktando "proletariatu", "bezkształtnej masy", bezsensownego, chciwego i zepsutego kolektywu od działania pod dyktando rynku? Wszak i w jednym i w drugim przypadku trzeba by człowiek twórczy poniżył się do tworzenia by zaspokoić gusta mas. W przypadku kapitalizmu napędzanego zyskiem i działającego podług zasady popytu i podaży jest to oczywiste, i ten kapitalizm Rand krytykowała. Widać to zwłaszcza w jej krytyce funkcjonowania Hollywood którą można znaleźć w wydanym w 1999 tomie "Russian Writings on Hollywood" składającym się z biografii aktorki Poli Negri (1925) i pisma "Hollywood: American City of Movies" (1926).
"Właściciele i prezesi studiów filmowych wymuszają na reżyserach przyjęcie własnych poglądów i żądań. Pełni chciwości gonią oni za gustami publiki. Niczym posłuszni słudzy, pragną zaspokoić każde pragnienie wszechmocnej publiczności. Chcą wypuszczac tylko to, co jest popularne. Boją się wszystkiego co nowe i niezwyczajne."
A tutaj fragment z wczesnych notatek do Fountainhead:
"Śmieszny i nieistotny ale jaskrawy przykład tego typu: typ mentalności Hollywood i producentów filmowych. Filmy nie tworzą żadnego wielkiego dzieła sztuki, żadnego nieśmiertelnego dzieła które można by porównać z innymi sztukami. Dlaczego? Bo film nie jest sztuką? Brednie! Ponieważ ci którzy tym kierują nie tworzą tego o czym wiedza że jest dobre. Ponieważ ci którzy tym kierują nie posiadają własnych wartości (i odmawiają ich posiadania) lecz ślepo akceptują wszystko co zostało zaaprobowane przez kogoś innego - kogokolwiek innego.
Filmy są doskonałym przykładem kolektywnej ideologii i "życia dla innych". Dlaczego wszystkie inne dziedziny sztuki siegają wyżyn których film nigdy nie osiągnął? Dlaczego prosperują i trwają pomimo tego że nie oglądają się na "kasę biletową", aprobatę motłochu? Dokładnie dlatego że nie wyglądają za aprobatą motłochu. Tworzą - i zmuszają motłoch do przyjęcia tego co tworzą. Filmy jednak "żyją dla innych". A właściwie nawet nie żyją. Nie jako jakieś osiągnięcie ani cel sam w sobie. Ci którzy pracują w filmie pracują by zarabiać pieniądze, a nie by pracować w filmie. W porządku, skoro to wszystko czego chcą. Co jednak czerpią z tych pieniędzy? Co dostają w zamian za porzucenie rzeczywistości swojego dzieła i swojego życia? Spędzają swoje żywoty na zadaniu z drugiej reki, na zadaniu drugorzędnym względem ich prawdziwego celu, zadaniu które jest jedynie środkiem do celu. Czym jest cel? Czyż to nie cel powinien być tym nad czym powinni spędzić swoje zycie? Oni jednak sa ludźmi z drugiej reki i ich życie jest z drugiej ręki".
(Dzienniki Ayn Rand, 4 grudnia 1935)
Kapitalizm o który Rand zabiegała był tym, co określała jako "nieznany ideał", nieznany nie tylko tam, skąd uciekła, czyli w opanowanej przez bolszewików Rosji, ale nieznany również tam dokąd przybyła, czyli w Stanach. Ów nieznany ideał nie był napędzany zyskiem ani własnością prywatną lecz stanowił nowy "nieznany" kodeks moralny. To było istota kapitalizmu takiego, jaki chciała widzieć Rand. W notatkach z 16 maja 1934 roku znajdujemy: "Błąd liberalnych demokracji: dając pełne prawa ilości (wiekszości), zapomniały o prawach jakości, które są wyższymi prawami. Udowodnić ze odróżnienie jakości nie tylko istnieje w sposób nie dający się usunąć, ale także powinno istnieć. Następny krok - demokracja lepszych jedynie. Nie jest to możliwe bez bardzo wysokiego i silnego poczucia honoru. To z kolei nie jest możliwe bez pewnego zbioru wartości z których honor ów musi się wywodzić. Nowy zbiór wartości: najwyższy egoizm". Kapitalizm napędzany cynizmem, chciwością i zyskiem będzie traktował człowieka jak dojną krowę w której należy rozbudzać najniższe instynkty i pragnienia by brała i żarła to, co najmniejszym kosztem chce się jej wcisnąć. Kapitalizm który nie przekształca gustów masy ale podtrzymuje je czerpiąc uwłaczającą korzyść z tej zależności niesie niewiele więcej wartości niż napędzany resentymentem ruch bolszewicki. Tej kombinacji cynizmu i chciwości nie da się jednak wyplenić jeszcze wiekszym cynizmem i przemocą, można w nie jednak tchnąc pewna dawkę pozytywnych wartości. Czwartego grudnia 1935 roku Rand zanotowała:
"Tym co jest współcześnie 'nie tak ze światem' to jego absolutny brak pozytywnych wartości... Nic nie jest widziane jako złe ani jako dobre, nie ma żadnego entuzjazmu dla życia, ponieważ nie ma żadnego entuzjazmu dla żadnej części, trybu czy formy życia. (Nawiasem mówiąc, to tłumaczy straszliwą popularność komunizmu pomiędzy ludźmi którzy mimo wszystko komunistami nie są, szczególnie pomiędzy młodymi ludźmi. Komunizm przynajmniej oferuje określony cel, inspirację, i idealna pozytywną wiarę. Nic innego w nowoczesnym życiu tego nie czyni. Stary kapitalizm nie ma do zaoferowania niczego ponad ponurą, zużytą, spleśniałą ideologię Chrześcijaństwa.... Co więcej, to samo Chrześcijaństwo, z jego zaprzeczeniem życia i gloryfikacją braterstwa wszystkich ludzi, jest najlepszym przedszkolem dla komunizmu. Komunizm jest przynajmniej konsekwentny w swej ideologii. Kapitalizm nie jest; propaguje on to czym komunizm w rzeczywistości pragnie żyć *. W rezultacie, jeżeli istnieje w kapitalizmie i demokracji coś wartego ocalenia, potrzeba nowej wiary, wyraźnego, pozytywnego zbioru nowych wartości i nowej interpretacji życia.) ... Potrzeba nowego zbioru wartości by walczyć z tą nowoczesną drętwością, czy będzie to komunizm czy sterylny, pozbawiony nadziei cynizm nowoczesnej epoki. Ta nowa wiarą jest Indywidualizm w jego najgłębszym znaczeniu implikacjach, taki którego nigdy wcześniej nie propagowano: indywidualizm ducha, etyki, filozofii, nie jedynie stary dobry 'szorstki indywidualizm' małych sklepikarzy. Indywidualizm jako religia i kodeks, nie zaledwie jako praktyka ekonomiczna... Odrodzenie słowa 'ja' jako najświętszego ze świętych i przyczyny przyczyn." (Dzienniki Ayn Rand).
Przejdźmy więc do egoizmu.
Egoizm randowski nie oznacza zwyczajnego schlebiania i pobłażania swoim nic nie wartym niskim popędom, zachciankom i żądzom. Pojęcia tego w ramach jej filozofii nie należy mylić z tym znaczeniem które przylgnęło do niego w pospolitym użyciu. Człowiek wyższy który kieruje się swoim własnym dobrem, przede wszystkim szanuje samego siebie, nie staje się ofiara własnych słabości, które jedynie pośród pospólstwa są sensem i znaczeniem życia. Tak rozumiany egoista czy indywidualista jest przeciwieństwem masy. Czym jest masa? Masę, tak w całości jak w pojedynczych egzemplarzach, charakteryzuje niestałość (stąd mobile vulgus, niestały tłum, motloch) i grawitacyjne przyciąganie ku temu co najniższe i pospolite, temu co człowiek nierzadko dzieli wraz ze zwierzętami. Masa, w każdym osobniku, podobna jest opisanemu przez Platona "człowiekowi demokratycznemu", który nie rozróżnia dobrych od złych przyjemności i wszystkie uważa za jednakowo wartościowe i w równym stopniu potrzebne. "Raz się upija i upaja muzyką fletów, to znowu pije tylko wodę i odchudza się, to znów zapala się do gimnastyki, a bywa, że w ogóle nic nie robi i o nic nie dba, a potem niby to zajmuje się filozofią. Często bierze się do polityki porywa się z miejsca, mówi byle co i to samo robi" (Platon, Państwo). Masa, człowiek demokratyczny, człowiek pospolity, nie jest w stanie narzucić sobie samemu wymagań, kodeksu, czegokolwiek czemu byłby dozgonnie wierny. Prawa powszechne, prawa człowieka i obywatela, to dla masy coś zastanego, coś jak puszcza dla bestii - są, i nie trzeba myśleć skąd się wzięły, trzeba z nich tylko korzystać. Są one, jak to ujął Jose Ortega Y Gasset, którego twórczość Rand znała i który ją w znacznym stopniu zainspirował, "biernym posiadaniem, czystą korzyścią i dobrodziejstwem, szczodrym darem losu, własnością każdego człowieka, która nie łączy się z żadnym wysiłkiem, podobnie jak oddychanie". Masa korzysta z tych praw wyzwalając w sobie zdolność do oddawania się swoim uciechom i zachciankom i wpada w nawyk myślenia że te prawa "jej się należą" (tak jak socjalista wpada w nawyk myślenia że należą mu się cudze pieniądze), nie jest jednak w stanie skorzystać z nich w sposób pozytywny, nie jest w stanie wyrwać sie z grawitacyjnej studni pożądliwości by stworzyć niejako siebie prywatnie, ujrzeć siebie jako projekt który stanie się zadaniem na całe życie. Masa potrafi tylko pobłażać sobie w tym, co już posiada: w bezwładnym popędzie do jedzenia, picia, zabawy, kopulacji, przyjemnostek, itp. Zatem, schlebianie masie, odbijanie sie w jej lustrze, dążenie do bycia pierwszym pośród tego stanu nic nie wartych, nie różni się niczym od komunistycznego "altruizmu", który podobnie więzi jednostkę, choć na innych prawach to jednak identycznie w istocie, w zależności od masy. Arystokratyczny (nie bójmy się użyć tego słowa) egoizm Rand byłby tutaj kształtowaniem siebie niezależnie od masy, lecz pośrednio miałby wpływ na masę: jako przykład. Kapitalista natomiast, który produkując odwołuje się do smaku i gustu masy i tym samym podtrzymuje ten gust i smak nie jest egoistą w takim znaczeniu o jakim tutaj piszę. Taki kapitalista jest po prostu kolejnym egzemplarzem masy, sama masą, jej holograficzną częścią. Gdyby zmienił się ustrój, to taki "kapitalista" szybko by się dostosował, znajdując sobie miejse w szeregach czerwonej partii na przykład, i robiąc dokładnie to samo co wcześniej: żyłby zgodnie z pulsem masy, podtrzymywałby jej zepsucie i niskość.
Jak widać w tym obrazie pierwszoplanową nie jest kwestia przymusu, lecz szarej nijakości, ta bowiem pojawia się nie tyle tam gdzie funkcjonuje przymus czy zakaz, lecz tam gdzie rządzi masa. Same mechanizmy liberalnego ustroju pozostają tylko mechanizmami i nie gwarantują pojawienia się indywidualności w randowskim znaczeniu. Szara nijaka masa może pochłonąć wszystkich niezależnie od ustroju, podobnie jak niezależnie od ustroju z tej masy może wyłonić się elita postępująca podług własnych racji i praw ją kształtujących. Elita ta nigdy nie poprzestaje na tym, co znajduje jako zastane. Wolność negatywna, wolność OD jest dla niej niczym pusta przestrzeń którą należy zapełnić, niczym dzicz którą należy zagospodarować, zamieniając ją w wolność DO, która staje się w ramach jednostki prawem prywatnym, przywilejem, obowiązkiem a nie tylko "biernym i bezwysiłkowym posiadaniem". To właśnie narzucenie sobie normy (i formy) która nie jest ani odbiciem zwyczajów i gustów masy ani uleganiem zmiennym i niestałym zachciankom stanowi afirmację własnej osoby którą Rand określa, niefortunnie moim zdaniem, egoizmem. Egoizm ów przedkłada wartość własnego ja nie tylko ponad masę, ale również ponad dialektyczne procesy historyczne czy mechanizmy ewolucyjne wobec których istota ludzka miałaby być zaledwie bezwolną marionetką, jednym z ogniw łańcucha którego sens i cel pozostaje jej nieznany i obcy. Czy to będzie "walka klas" i wykształcanie się jakości z ilości, czy determinizm ewolucyjny bądź ekonomiczny, jednostka w każdej z tych perspektyw staje się zaledwie nawozem, trybikiem, elementem znajdującym sens jedynie ze względu na przerastający ją proces dokładnie w takim samym znaczeniu jak w przypadku uznania realności jednostki tylko przez wzgląd na przygniatający ją kolektyw któremu przyznaje się prymat. **
-------------------------------
* Uwaga że "kapitalizm propaguje to czym komunizm w rzeczywistości pragnie żyć" warta jest skomentowania. Z punktu widzenia "arystokratycznej" krytyki człowieka masowego i społeczeństwa masowego, komunizm i kapitalizm byłyby tylko innymi metodami do osiągnięcia podobnych celów. Ich różnice sprowadzają się do różnic w wydajności i funkcjonalności. Zgodnie z oświeceniową nauką, człowiek miałby być "racjonalnym zwierzęciem" poszukującym przyjemności i unikającym bólu, dążącym do gratyfikacji apetytów, które z założenia są niezaspokajalne. Zgodnie z tym, na płaszczyźnie materialnej (a inna z założenia nie istnieje) zmaksymalizowanie dostępu do dóbr konsumpcyjnych równa się zmaksymalizowaniu przyjemności i w efekcie oznacza szczęście i spełnienie. A zatem najważniejszym aspektem życia będzie aktywność ekonomiczna - produkcja, wymiana, konsumpcja. Cele nieekonomiczne muszą ulec komercjalizacji albo zostać zmarginalizowane. Otrzymujemy w efekcie prosty schemat: sensem i znaczeniem życia jest materialistycznie rozumiana przyjemność i zadowolenie (tzw. "szczęście"), a środkiem ku temu skuteczna, funkcjonalna doktryna ekonomiczna. Tą doktryną okazuje się być kapitalizm, jako wydajniejszy niż socjalizm ("W rzeczywistości, przyszły socjo-ekonomiczny ideał proletariackiej ludzkości już istnieje, duchowo kupiony i spłacony, w zachodnich społeczeństwach, gdzie, zawstydzając prognozy Marksa i Engelsa, klimat powodzenia rozprzestrzenił się szeroko na warstwy społeczne w formie obfitej, łatwej, i wygodnej egzystencji - kondycji której marksizm nie potępia jako takiej, lecz jedynie dlatego ze uważa ją za przywilej wyższych klas kapitalistycznych "wyzyskiwaczy", a nie jako powszechną własność ujednoliconego społeczeństwa." Julius Evola, Riding the Tiger). Indywidualizm w ramach tej praktyki nie jest "świętym egoizmem" Rand, ale "indywidualizmem małych sklepikarzy", raczej środkiem do celu którym jest "obfita, łatwa i wygodna egzystencja" niż celem samym w sobie. W tej perspektywie egoizm randowski ukazuje swoje radykalne oblicze i służy nie jedynie jako podstawa dla krytyki ekonomizmu, lecz jest próbą jego uszlachetnienia.
** Kolejna kwestia godna osobnego skomentowania. Pisząc powyższe obejrzałem film 300-poczatek imperium. W jednej ze scen Themistokles zwraca się do królowej Gorgo przekazując jej jaskrawo heglowską myśl: "lekceważysz wolność w swojej izolacji, lecz wolność w swej mądrości wybrała ciebie byś jej broniła". W tym jednym zdaniu zawiera się wszystko, przeciw czemu Rand musiałaby powiedzieć stanowcze "Precz!". W obrazie tym bowiem jednostka stanowi jedynie smar dzięki któremu działa maszyna nazywana Historią (przez wielkie H). Maszyneria ta zorientowana na jakiś cel (a zatem postęp) wykorzystuje ludzi jedynie przez wzgląd na ich użyteczność wobec nadrzędnego wobec nich celu jej funkcjonowania. Tak miał działać materializm dialektyczny. A zatem dana jednostka - powiedzmy wymieniona Gorgo - traci swoją unikalność, a staje się jedynie trybikiem, który tak czy inaczej musiałby się pojawić. Kim zatem byłby randowski Twórca, osoba wybitna, człowiek wyższy? Niczym, częścią ilości, która w procesie dialektycznym stanie się nową jakością. Jego "święte ja" byłoby tylko epizodem w wielkiej, powszechnej podróży ludzkości. Podobnie ma się rzecz z liberalnymi koncepcjami "oddolnego kształtowania się społeczeństw".
Znajdujemy nazwisko Rand w pismach satanistów z kręgu La Veya zaraz obok pochwał hedonizmu i pobłażania sobie; znajdujemy je w internetowych wpisach młodocianych libertarian zaraz obok żądań o prywatyzację powietrza czy praktyki kazirodczo-pedofilskie; znajdujemy je w serialu "andromeda" jako nazwę stacji badawczej orbitującej wokół planety "fountainhead" w której powstał gatunek biologicznych nadludzi "nietzschean" którzy z filozofią Rand nawet pojmowaną bardzo ogólnie mieli bardzo mało wspólnego; znalazłem ją nawet w jednym filmie, którego nazwy już nie pamiętam, pamiętam jednak sytuację w jakiej jej nazwisko się pojawiło: młody mężczyzna z prowincji brutalnie wykorzystał jakąś naiwną dziewczynę, po czym gadając coś o tym że silniejsi mogą eksploatować słabszych chował do tylnej kieszeni spodni zwiniętą książeczkę "anthem" z nazwiskiem Ayn Rand. Powiązanie nazwiska Rand z powyższymi zjawiskami to już wystarczająca wulgaryzacja. Są jednak i tacy, którzy powołują się na egoizm głoszony przez Rand i mieszają go z jakimś rozmazanym pojęciem egoizmu który miałby cechować każdego człowieka na ziemi argumentując że "skoro X zachowuje się tak a tak, w tym i altruistycznie, to dlatego że chce się tak zachować, a więc jest jednak egoistą - eu-kurwa-reka!". Jeszcze inni znają Rand tylko z filmu "atlas zbuntowany" (bo byli np. zbyt leniwi by przeczytać którąś z jej książek). Twórca tego filmidła powinien jednak dostać dożywotni zakaz zajmowania się czymkolwiek co ma wspólnego z kinem a bonusowo kilkugodzinną edukację z użyciem młota kowalskiego żeby mu płaską głowę przywrócono do normalnych kształtów (na marginesie dopowiem że, co niewielu wie, pierwsza adaptacja filmowa noweli Rand "we the living" miała miejsce w faszystowskich Włoszech za rządów Mussoliniego i ten włoski film do dziś pozostaje najlepszym jaki nagrano na podstawie jej powieści.) Wszystkie te powiązania muszą wykrzywiać filozofię Rand.
Co zatem chciałbym tutaj skomentować? Egoizm i kapitalizm. Tym dwóm słowom Rand przydała pewnego znaczenia, które nie występuje w ich potocznie używanych wersjach, stąd też warto wiedzieć co ona miała na myśli nim bezwiednie zacznie się nimi szastać powołując się na Rand.
"Jeżeli wszystko w życiu ma poniżyć się by schlebiać motłochowi, jeżeli ci którzy potrafią zadowolić motłoch są jedynymi którzy odnoszą sukces - dlaczego więc ktokolwiek miałby odczuwać jakiekolwiek wyższe aspiracje i przywiązywać wagę do jakichkolwiek ideałów? Kapitalistyczny świat jest niski, pozbawiony zasad, i zepsuty. Skąd jednak może czerpać zachętę do kierowania się zasadami jeżeli jego ideologia zabiła jedyne źródło zasad - człowiecze 'ja'? Chrześcijaństwo odniosło sukces w eliminowaniu 'jaźni' ze świata etyki, ogłaszając że 'etyka' i 'jaźń' są niekompatybilne. Ta jaźń nie może zostać jednak zabita. Ona jedynie zdegenerowała sie do postaci brzydkiej nowoczesnej walki o materialny sukces kosztem wszystkich wyższych wartości, ponieważ wartości te zostały wyjęte spod prawa przez kościół. ... Dopóki człowiecze 'ja' nie odzyska swojej właściwej pozycji, życie będzie takie jakie jest teraz: płaskie, szare, puste, pozbawione wszelkiego piękna, wszelkiego ognia, wszelkiego znaczenia, wszelkiej twórczej iskry."
(Dzienniki Ayn Rand, 22 grudzień 1935 roku)
Jak widac w powyższym fragmencie, Rand nie była bezwzględną fanatyczną apologetką kapitalizmu "jako takiego". Przede wszystkim była wroga wobec idei że człowiek powinien oddawać się na służbę masie czy kolektywowi, a to jeszcze nie oznacza klękania przed kapitalizmem jak przed Bogiem. Czym różni się życie pod dyktando "proletariatu", "bezkształtnej masy", bezsensownego, chciwego i zepsutego kolektywu od działania pod dyktando rynku? Wszak i w jednym i w drugim przypadku trzeba by człowiek twórczy poniżył się do tworzenia by zaspokoić gusta mas. W przypadku kapitalizmu napędzanego zyskiem i działającego podług zasady popytu i podaży jest to oczywiste, i ten kapitalizm Rand krytykowała. Widać to zwłaszcza w jej krytyce funkcjonowania Hollywood którą można znaleźć w wydanym w 1999 tomie "Russian Writings on Hollywood" składającym się z biografii aktorki Poli Negri (1925) i pisma "Hollywood: American City of Movies" (1926).
"Właściciele i prezesi studiów filmowych wymuszają na reżyserach przyjęcie własnych poglądów i żądań. Pełni chciwości gonią oni za gustami publiki. Niczym posłuszni słudzy, pragną zaspokoić każde pragnienie wszechmocnej publiczności. Chcą wypuszczac tylko to, co jest popularne. Boją się wszystkiego co nowe i niezwyczajne."
A tutaj fragment z wczesnych notatek do Fountainhead:
"Śmieszny i nieistotny ale jaskrawy przykład tego typu: typ mentalności Hollywood i producentów filmowych. Filmy nie tworzą żadnego wielkiego dzieła sztuki, żadnego nieśmiertelnego dzieła które można by porównać z innymi sztukami. Dlaczego? Bo film nie jest sztuką? Brednie! Ponieważ ci którzy tym kierują nie tworzą tego o czym wiedza że jest dobre. Ponieważ ci którzy tym kierują nie posiadają własnych wartości (i odmawiają ich posiadania) lecz ślepo akceptują wszystko co zostało zaaprobowane przez kogoś innego - kogokolwiek innego.
Filmy są doskonałym przykładem kolektywnej ideologii i "życia dla innych". Dlaczego wszystkie inne dziedziny sztuki siegają wyżyn których film nigdy nie osiągnął? Dlaczego prosperują i trwają pomimo tego że nie oglądają się na "kasę biletową", aprobatę motłochu? Dokładnie dlatego że nie wyglądają za aprobatą motłochu. Tworzą - i zmuszają motłoch do przyjęcia tego co tworzą. Filmy jednak "żyją dla innych". A właściwie nawet nie żyją. Nie jako jakieś osiągnięcie ani cel sam w sobie. Ci którzy pracują w filmie pracują by zarabiać pieniądze, a nie by pracować w filmie. W porządku, skoro to wszystko czego chcą. Co jednak czerpią z tych pieniędzy? Co dostają w zamian za porzucenie rzeczywistości swojego dzieła i swojego życia? Spędzają swoje żywoty na zadaniu z drugiej reki, na zadaniu drugorzędnym względem ich prawdziwego celu, zadaniu które jest jedynie środkiem do celu. Czym jest cel? Czyż to nie cel powinien być tym nad czym powinni spędzić swoje zycie? Oni jednak sa ludźmi z drugiej reki i ich życie jest z drugiej ręki".
(Dzienniki Ayn Rand, 4 grudnia 1935)
Kapitalizm o który Rand zabiegała był tym, co określała jako "nieznany ideał", nieznany nie tylko tam, skąd uciekła, czyli w opanowanej przez bolszewików Rosji, ale nieznany również tam dokąd przybyła, czyli w Stanach. Ów nieznany ideał nie był napędzany zyskiem ani własnością prywatną lecz stanowił nowy "nieznany" kodeks moralny. To było istota kapitalizmu takiego, jaki chciała widzieć Rand. W notatkach z 16 maja 1934 roku znajdujemy: "Błąd liberalnych demokracji: dając pełne prawa ilości (wiekszości), zapomniały o prawach jakości, które są wyższymi prawami. Udowodnić ze odróżnienie jakości nie tylko istnieje w sposób nie dający się usunąć, ale także powinno istnieć. Następny krok - demokracja lepszych jedynie. Nie jest to możliwe bez bardzo wysokiego i silnego poczucia honoru. To z kolei nie jest możliwe bez pewnego zbioru wartości z których honor ów musi się wywodzić. Nowy zbiór wartości: najwyższy egoizm". Kapitalizm napędzany cynizmem, chciwością i zyskiem będzie traktował człowieka jak dojną krowę w której należy rozbudzać najniższe instynkty i pragnienia by brała i żarła to, co najmniejszym kosztem chce się jej wcisnąć. Kapitalizm który nie przekształca gustów masy ale podtrzymuje je czerpiąc uwłaczającą korzyść z tej zależności niesie niewiele więcej wartości niż napędzany resentymentem ruch bolszewicki. Tej kombinacji cynizmu i chciwości nie da się jednak wyplenić jeszcze wiekszym cynizmem i przemocą, można w nie jednak tchnąc pewna dawkę pozytywnych wartości. Czwartego grudnia 1935 roku Rand zanotowała:
"Tym co jest współcześnie 'nie tak ze światem' to jego absolutny brak pozytywnych wartości... Nic nie jest widziane jako złe ani jako dobre, nie ma żadnego entuzjazmu dla życia, ponieważ nie ma żadnego entuzjazmu dla żadnej części, trybu czy formy życia. (Nawiasem mówiąc, to tłumaczy straszliwą popularność komunizmu pomiędzy ludźmi którzy mimo wszystko komunistami nie są, szczególnie pomiędzy młodymi ludźmi. Komunizm przynajmniej oferuje określony cel, inspirację, i idealna pozytywną wiarę. Nic innego w nowoczesnym życiu tego nie czyni. Stary kapitalizm nie ma do zaoferowania niczego ponad ponurą, zużytą, spleśniałą ideologię Chrześcijaństwa.... Co więcej, to samo Chrześcijaństwo, z jego zaprzeczeniem życia i gloryfikacją braterstwa wszystkich ludzi, jest najlepszym przedszkolem dla komunizmu. Komunizm jest przynajmniej konsekwentny w swej ideologii. Kapitalizm nie jest; propaguje on to czym komunizm w rzeczywistości pragnie żyć *. W rezultacie, jeżeli istnieje w kapitalizmie i demokracji coś wartego ocalenia, potrzeba nowej wiary, wyraźnego, pozytywnego zbioru nowych wartości i nowej interpretacji życia.) ... Potrzeba nowego zbioru wartości by walczyć z tą nowoczesną drętwością, czy będzie to komunizm czy sterylny, pozbawiony nadziei cynizm nowoczesnej epoki. Ta nowa wiarą jest Indywidualizm w jego najgłębszym znaczeniu implikacjach, taki którego nigdy wcześniej nie propagowano: indywidualizm ducha, etyki, filozofii, nie jedynie stary dobry 'szorstki indywidualizm' małych sklepikarzy. Indywidualizm jako religia i kodeks, nie zaledwie jako praktyka ekonomiczna... Odrodzenie słowa 'ja' jako najświętszego ze świętych i przyczyny przyczyn." (Dzienniki Ayn Rand).
Przejdźmy więc do egoizmu.
Egoizm randowski nie oznacza zwyczajnego schlebiania i pobłażania swoim nic nie wartym niskim popędom, zachciankom i żądzom. Pojęcia tego w ramach jej filozofii nie należy mylić z tym znaczeniem które przylgnęło do niego w pospolitym użyciu. Człowiek wyższy który kieruje się swoim własnym dobrem, przede wszystkim szanuje samego siebie, nie staje się ofiara własnych słabości, które jedynie pośród pospólstwa są sensem i znaczeniem życia. Tak rozumiany egoista czy indywidualista jest przeciwieństwem masy. Czym jest masa? Masę, tak w całości jak w pojedynczych egzemplarzach, charakteryzuje niestałość (stąd mobile vulgus, niestały tłum, motloch) i grawitacyjne przyciąganie ku temu co najniższe i pospolite, temu co człowiek nierzadko dzieli wraz ze zwierzętami. Masa, w każdym osobniku, podobna jest opisanemu przez Platona "człowiekowi demokratycznemu", który nie rozróżnia dobrych od złych przyjemności i wszystkie uważa za jednakowo wartościowe i w równym stopniu potrzebne. "Raz się upija i upaja muzyką fletów, to znowu pije tylko wodę i odchudza się, to znów zapala się do gimnastyki, a bywa, że w ogóle nic nie robi i o nic nie dba, a potem niby to zajmuje się filozofią. Często bierze się do polityki porywa się z miejsca, mówi byle co i to samo robi" (Platon, Państwo). Masa, człowiek demokratyczny, człowiek pospolity, nie jest w stanie narzucić sobie samemu wymagań, kodeksu, czegokolwiek czemu byłby dozgonnie wierny. Prawa powszechne, prawa człowieka i obywatela, to dla masy coś zastanego, coś jak puszcza dla bestii - są, i nie trzeba myśleć skąd się wzięły, trzeba z nich tylko korzystać. Są one, jak to ujął Jose Ortega Y Gasset, którego twórczość Rand znała i który ją w znacznym stopniu zainspirował, "biernym posiadaniem, czystą korzyścią i dobrodziejstwem, szczodrym darem losu, własnością każdego człowieka, która nie łączy się z żadnym wysiłkiem, podobnie jak oddychanie". Masa korzysta z tych praw wyzwalając w sobie zdolność do oddawania się swoim uciechom i zachciankom i wpada w nawyk myślenia że te prawa "jej się należą" (tak jak socjalista wpada w nawyk myślenia że należą mu się cudze pieniądze), nie jest jednak w stanie skorzystać z nich w sposób pozytywny, nie jest w stanie wyrwać sie z grawitacyjnej studni pożądliwości by stworzyć niejako siebie prywatnie, ujrzeć siebie jako projekt który stanie się zadaniem na całe życie. Masa potrafi tylko pobłażać sobie w tym, co już posiada: w bezwładnym popędzie do jedzenia, picia, zabawy, kopulacji, przyjemnostek, itp. Zatem, schlebianie masie, odbijanie sie w jej lustrze, dążenie do bycia pierwszym pośród tego stanu nic nie wartych, nie różni się niczym od komunistycznego "altruizmu", który podobnie więzi jednostkę, choć na innych prawach to jednak identycznie w istocie, w zależności od masy. Arystokratyczny (nie bójmy się użyć tego słowa) egoizm Rand byłby tutaj kształtowaniem siebie niezależnie od masy, lecz pośrednio miałby wpływ na masę: jako przykład. Kapitalista natomiast, który produkując odwołuje się do smaku i gustu masy i tym samym podtrzymuje ten gust i smak nie jest egoistą w takim znaczeniu o jakim tutaj piszę. Taki kapitalista jest po prostu kolejnym egzemplarzem masy, sama masą, jej holograficzną częścią. Gdyby zmienił się ustrój, to taki "kapitalista" szybko by się dostosował, znajdując sobie miejse w szeregach czerwonej partii na przykład, i robiąc dokładnie to samo co wcześniej: żyłby zgodnie z pulsem masy, podtrzymywałby jej zepsucie i niskość.
Jak widać w tym obrazie pierwszoplanową nie jest kwestia przymusu, lecz szarej nijakości, ta bowiem pojawia się nie tyle tam gdzie funkcjonuje przymus czy zakaz, lecz tam gdzie rządzi masa. Same mechanizmy liberalnego ustroju pozostają tylko mechanizmami i nie gwarantują pojawienia się indywidualności w randowskim znaczeniu. Szara nijaka masa może pochłonąć wszystkich niezależnie od ustroju, podobnie jak niezależnie od ustroju z tej masy może wyłonić się elita postępująca podług własnych racji i praw ją kształtujących. Elita ta nigdy nie poprzestaje na tym, co znajduje jako zastane. Wolność negatywna, wolność OD jest dla niej niczym pusta przestrzeń którą należy zapełnić, niczym dzicz którą należy zagospodarować, zamieniając ją w wolność DO, która staje się w ramach jednostki prawem prywatnym, przywilejem, obowiązkiem a nie tylko "biernym i bezwysiłkowym posiadaniem". To właśnie narzucenie sobie normy (i formy) która nie jest ani odbiciem zwyczajów i gustów masy ani uleganiem zmiennym i niestałym zachciankom stanowi afirmację własnej osoby którą Rand określa, niefortunnie moim zdaniem, egoizmem. Egoizm ów przedkłada wartość własnego ja nie tylko ponad masę, ale również ponad dialektyczne procesy historyczne czy mechanizmy ewolucyjne wobec których istota ludzka miałaby być zaledwie bezwolną marionetką, jednym z ogniw łańcucha którego sens i cel pozostaje jej nieznany i obcy. Czy to będzie "walka klas" i wykształcanie się jakości z ilości, czy determinizm ewolucyjny bądź ekonomiczny, jednostka w każdej z tych perspektyw staje się zaledwie nawozem, trybikiem, elementem znajdującym sens jedynie ze względu na przerastający ją proces dokładnie w takim samym znaczeniu jak w przypadku uznania realności jednostki tylko przez wzgląd na przygniatający ją kolektyw któremu przyznaje się prymat. **
-------------------------------
* Uwaga że "kapitalizm propaguje to czym komunizm w rzeczywistości pragnie żyć" warta jest skomentowania. Z punktu widzenia "arystokratycznej" krytyki człowieka masowego i społeczeństwa masowego, komunizm i kapitalizm byłyby tylko innymi metodami do osiągnięcia podobnych celów. Ich różnice sprowadzają się do różnic w wydajności i funkcjonalności. Zgodnie z oświeceniową nauką, człowiek miałby być "racjonalnym zwierzęciem" poszukującym przyjemności i unikającym bólu, dążącym do gratyfikacji apetytów, które z założenia są niezaspokajalne. Zgodnie z tym, na płaszczyźnie materialnej (a inna z założenia nie istnieje) zmaksymalizowanie dostępu do dóbr konsumpcyjnych równa się zmaksymalizowaniu przyjemności i w efekcie oznacza szczęście i spełnienie. A zatem najważniejszym aspektem życia będzie aktywność ekonomiczna - produkcja, wymiana, konsumpcja. Cele nieekonomiczne muszą ulec komercjalizacji albo zostać zmarginalizowane. Otrzymujemy w efekcie prosty schemat: sensem i znaczeniem życia jest materialistycznie rozumiana przyjemność i zadowolenie (tzw. "szczęście"), a środkiem ku temu skuteczna, funkcjonalna doktryna ekonomiczna. Tą doktryną okazuje się być kapitalizm, jako wydajniejszy niż socjalizm ("W rzeczywistości, przyszły socjo-ekonomiczny ideał proletariackiej ludzkości już istnieje, duchowo kupiony i spłacony, w zachodnich społeczeństwach, gdzie, zawstydzając prognozy Marksa i Engelsa, klimat powodzenia rozprzestrzenił się szeroko na warstwy społeczne w formie obfitej, łatwej, i wygodnej egzystencji - kondycji której marksizm nie potępia jako takiej, lecz jedynie dlatego ze uważa ją za przywilej wyższych klas kapitalistycznych "wyzyskiwaczy", a nie jako powszechną własność ujednoliconego społeczeństwa." Julius Evola, Riding the Tiger). Indywidualizm w ramach tej praktyki nie jest "świętym egoizmem" Rand, ale "indywidualizmem małych sklepikarzy", raczej środkiem do celu którym jest "obfita, łatwa i wygodna egzystencja" niż celem samym w sobie. W tej perspektywie egoizm randowski ukazuje swoje radykalne oblicze i służy nie jedynie jako podstawa dla krytyki ekonomizmu, lecz jest próbą jego uszlachetnienia.
** Kolejna kwestia godna osobnego skomentowania. Pisząc powyższe obejrzałem film 300-poczatek imperium. W jednej ze scen Themistokles zwraca się do królowej Gorgo przekazując jej jaskrawo heglowską myśl: "lekceważysz wolność w swojej izolacji, lecz wolność w swej mądrości wybrała ciebie byś jej broniła". W tym jednym zdaniu zawiera się wszystko, przeciw czemu Rand musiałaby powiedzieć stanowcze "Precz!". W obrazie tym bowiem jednostka stanowi jedynie smar dzięki któremu działa maszyna nazywana Historią (przez wielkie H). Maszyneria ta zorientowana na jakiś cel (a zatem postęp) wykorzystuje ludzi jedynie przez wzgląd na ich użyteczność wobec nadrzędnego wobec nich celu jej funkcjonowania. Tak miał działać materializm dialektyczny. A zatem dana jednostka - powiedzmy wymieniona Gorgo - traci swoją unikalność, a staje się jedynie trybikiem, który tak czy inaczej musiałby się pojawić. Kim zatem byłby randowski Twórca, osoba wybitna, człowiek wyższy? Niczym, częścią ilości, która w procesie dialektycznym stanie się nową jakością. Jego "święte ja" byłoby tylko epizodem w wielkiej, powszechnej podróży ludzkości. Podobnie ma się rzecz z liberalnymi koncepcjami "oddolnego kształtowania się społeczeństw".
Stalk the weak, crush their skulls, eat their hearts, and use their entrails to predict the future.