Rozmawiałem z pewną osobą, która zaproponowała mi dołączenie do Amwaya. W miarę jak słuchałem o tym jak funkcjonuje ta firma, ogarniała mnie irytacja i współczucie dla niej.
Zaczęło się od tego, że zdradziłem jej przypadkowo, że szukam możliwości dodatkowego zarobku. W aurze tajemnicy umówiłem się z nią na omówienie jakiejś sekretnej propozycji, możliwej do przedyskutowania tylko na żywo. Co ciekawe, nazwę tego przedsięwzięcia ujawniła mi dopiero pod koniec prezentacji (choć mogło to być niezamierzone, bo jej staż w Amwayu jest krótki; mogła zwyczajnie zapomnieć). Pewnie wiecie mniej więcej na czym polega działalność tej korporacji. Werbuje się osoby do kupna produktów o cenach wyższych niż rynkowe i rozprowadzania wśród przyjaciół i znajomych, ewentualnie do takiego samego werbunku kolejnych osób. Słaby z tego jest pieniądz, a zarabia się głównie na swoich relacjach z najbliższymi. Dużo gadania o pieniądzach, mało zarabiania.
Gdyby kończyło się na tym, to pół biedy. Osoba z którą rozmawiałem powiedziała mi, że pieniądze mają dla niej znaczenie drugorzędne. Że ona czerpie z Amwaya głównie to, co dostanie od grupy. Grupy wsparcia? Jest jakiś superwizor w tym układzie, który pełni rolę guru-ojca i członkowie społeczności, którzy stanowią dość zamkniętą, hermetyczną grupę, posługującą się nawet własnym językiem. Dowiedziałem się od niej, że trafiła tam po życiu wypełnionym problemami rodzinnymi, z różnymi krzywymi akcjami.
I to mnie denerwuje i wzbudza nawet gniew. Czemu ktoś wynajduje takie doświadczone, wrażliwe osoby i buduje im coś na kształt zastępczej rodziny, w zamian żądając pracy? Sama ta osoba powiedziała mi, że klientami Amwaya są głównie osoby potrzebujące, np. cierpiące na różne dolegliwości, którym proponuje się suplementy. Czy coś można zrobić? Pomóc jakoś? Czy ja się za bardzo nie przejmuję losem osoby, której prawie w ogóle nie znam?
Doprawdy, sądziłem że Amway przeżyl lata świetności w latach 90. kiedy Polacy nie mieli pojęcia jak działa gospodarka rynkowa i marketing. Ale dzisiaj?
Zaczęło się od tego, że zdradziłem jej przypadkowo, że szukam możliwości dodatkowego zarobku. W aurze tajemnicy umówiłem się z nią na omówienie jakiejś sekretnej propozycji, możliwej do przedyskutowania tylko na żywo. Co ciekawe, nazwę tego przedsięwzięcia ujawniła mi dopiero pod koniec prezentacji (choć mogło to być niezamierzone, bo jej staż w Amwayu jest krótki; mogła zwyczajnie zapomnieć). Pewnie wiecie mniej więcej na czym polega działalność tej korporacji. Werbuje się osoby do kupna produktów o cenach wyższych niż rynkowe i rozprowadzania wśród przyjaciół i znajomych, ewentualnie do takiego samego werbunku kolejnych osób. Słaby z tego jest pieniądz, a zarabia się głównie na swoich relacjach z najbliższymi. Dużo gadania o pieniądzach, mało zarabiania.
Gdyby kończyło się na tym, to pół biedy. Osoba z którą rozmawiałem powiedziała mi, że pieniądze mają dla niej znaczenie drugorzędne. Że ona czerpie z Amwaya głównie to, co dostanie od grupy. Grupy wsparcia? Jest jakiś superwizor w tym układzie, który pełni rolę guru-ojca i członkowie społeczności, którzy stanowią dość zamkniętą, hermetyczną grupę, posługującą się nawet własnym językiem. Dowiedziałem się od niej, że trafiła tam po życiu wypełnionym problemami rodzinnymi, z różnymi krzywymi akcjami.
I to mnie denerwuje i wzbudza nawet gniew. Czemu ktoś wynajduje takie doświadczone, wrażliwe osoby i buduje im coś na kształt zastępczej rodziny, w zamian żądając pracy? Sama ta osoba powiedziała mi, że klientami Amwaya są głównie osoby potrzebujące, np. cierpiące na różne dolegliwości, którym proponuje się suplementy. Czy coś można zrobić? Pomóc jakoś? Czy ja się za bardzo nie przejmuję losem osoby, której prawie w ogóle nie znam?
Doprawdy, sądziłem że Amway przeżyl lata świetności w latach 90. kiedy Polacy nie mieli pojęcia jak działa gospodarka rynkowa i marketing. Ale dzisiaj?