http://www.paranormalne.pl/topic/33178-swiecaca-kula/
Co sądzicie o zagadnieniu przedstawionym w temacie wyżej? (a szczególnie o fragmentach przedstawionych na dole)
Jakimi zjawiskami da się to wyjaśnić?
Z definicji te ogniste kule nie pasują chociażby do błędnych ogników, które wedle obecnej wiedzy nie reagują na różne bodźce - gdzie reakcją jest chociażby skok do wody w oczekiwaniu na określone słowa.
Piorun kulisty też nie, bo trwa zwykle jakieś kilkanaście sekund z hakiem, a droga z jednej wsi do drugiej na piechotę we wczesnym PRL'u to nie tor wyścigowy Formuły 1.
Podobno kule te są zjawiskiem znanym w folklorze polskiej wsi i tradycji.
Jakie są według Was możliwe wyjaśnienia tego określonym zjawiskiem fizycznym?
(oprócz takowych typu "To kłamstwa!" i tym podobnych)
Jak dla mnie to było swego rodzaju połączenie:
a) Zjawiska "błędnych ogników" (zważywszy na to że teren był podmokły)
b) Pamięci, która potrafi płatać figle - szczególnie że pradziadek i prababcia osobnika mogli szczerze popić, a wspomnienia kogoś kto w sytuacji "podbramkowej" był we wczesnym dzieciństwie mogą być nieco podkolyrozowane
c) Złudzeń optycznych w ciemnej nocy
d) Nadinterpretacji, wedle maksymy "Ludzie widzą, to co chcą widzieć i słyszą to co chcą słyszeć" i właśnie po czasie gdy akurat sędziwy ojciec rodziny zwrócił się o pomoc Niebios usłyszeli coś naturalnego, czego normalnie by nie usłyszeli - a raczej nie skupiliby na tym wielkiej uwagi, bo nie byłoby dramaturgii całej sytuacji.
Wszystko się skumulowało i tak o to wyszła straszna historia.
Co sądzicie o zagadnieniu przedstawionym w temacie wyżej? (a szczególnie o fragmentach przedstawionych na dole)
Jakimi zjawiskami da się to wyjaśnić?
Cytat:Gdy moja babcia miała 7- 8 lat, udali się całą rodziną na wesele( kogoś znajomego ze wsi, może rodziny- nie wiem). Moja babcia ma czworo rodzeństwa, jednak było to przed narodzinami dwóch najmłodszych sióstr. Z racji tego, że moi pradziadkowie byli tam z małymi dziećmi, postanowili wrócić wcześniej i z relacji babci wynika, że było to między północą a pierwszą w nocy. Byli tam w pięć osób- moja prababcia i pradziadek, babcia, dwa lata starsza siostra i jakieś 4- 5 lat starszy brat( najstarszy z rodzeństwa). Dopiero teraz zdaję sobie sprawę, że to co opowiadała mi babcia zdarzyło się bez mała 70 lat temu.
Wesele odbywało się w jednej z sąsiednich wsi. Wracając mieli dwie drogi do wyboru. Długa droga gminna albo szybszy powrót do gospodarstwa niejako" od tyłu"- babcia wymieniała mi nawet nazwiska gospodarzy, za których gospodarstwami( domy, stodoły i zwykle przylegający do nich kawałek pola- większe tereny ówcześni rolnicy posiadali w innym miejscu) musieli przejść, by w końcu wrócić do domu. Byli zmęczeni i postanowili skrócić sobie drogę. Był to jeden z ciepłych miesięcy, także pomimo eleganckich strojów nie ryzykowali ich zniszczenia- ziemia była sucha, a oni nie szli stricte po polu tylko jak to babcia ujęła" po polnej ścieżce obok".
Około w połowie drogi zaczęli mijać" staw". Babcia twierdzi, że właściwie był to rów z wodą, ciągnący się za kilkoma gospodarstwami. Wracając tą drogą, usłyszeli plusk wody, jakby ktoś coś do niej wrzucił. Obrócili się i spostrzegli, że ktoś idzie za nimi z" bateryjkami" jak moja babcia nazwała ówczesne latarki( przełom lat '40 i '50), tyle, że nie świeciły one w przód, lecz wyglądały jak" dwie kule światła" wiszące w powietrzu. Pradziadek zatrzymał się, obrócił, i krzyknął" chodźcie panowie z nami, będzie nam raźniej". Jednak nie otrzymał odpowiedzi. Postanowili iść dalej- wtedy światła ruszyły za nimi. Gdy zwalniali, światła też zwalniały, gdy przyśpieszali, światła również. Babcia opowiadała, że gdy się poruszały, wydawały charakterystyczny dźwięk, który nasilał się gdy przyśpieszali. Po jakimś czasie pradziadek ponownie się zatrzymał, światła również od razu stanęły. Dziadek zawołał jeszcze raz, że razem będzie raźniej i prosił, by nie straszyć mu rodziny. Oczywiście odpowiedzi żadnej. Wtedy naprawdę się wystraszyli. Przyśpieszyli kroku jednak światła cały czas znajdowały się w identycznej odległości od rodziny mojej babci. Gdy dochodzili do końca stawu, pradziadek zatrzymał się po raz trzeci, przeżegnał się i powiedział" Czego dusza potrzebuje". W tym momencie światła momentalnie" wskoczyły" do stawu i można było tylko usłyszeć, jakby ktoś wrzucił tam dwa kamienie.
Cytat:Takich histori jest duzo, ja sam znam kilka zaszlyszanych od rodziny, jak np. ze u ciotecznej babki za domem bylo pole az do lasu - tak samo mieli sasiedzi, kilka domow w jednej lini wzdluz glownej drogi jak to w malych wioskach.. i jak ludzie wychodzili wieczorem w pole, wykonywac prace czy po prostu szli do lasu to czesto jak wracali do domow to odprowadzaly ich kule ogniste do konca pola i znikaly.. byly duze, wygladaly jak rozpalone snopki siana ktore toczyly sie po ziemi.. i zjawisko bylo to tak powszechne ze nikt juz nawet tam nie zastanawial sie nad tym tylko robili swoje w polu.. dla wujka ktory sie tam wychowal bylo to tak normalne ze dopiero po latach gdy o tym wspomnial to zaczal sie zastanawiac co to moglo byc.. znal to odkad pamieta i rodzice jedyne co mu mowili ze ma sie ich nie bac, tylko zeby sie nie zblizal do nich..
Z definicji te ogniste kule nie pasują chociażby do błędnych ogników, które wedle obecnej wiedzy nie reagują na różne bodźce - gdzie reakcją jest chociażby skok do wody w oczekiwaniu na określone słowa.
Piorun kulisty też nie, bo trwa zwykle jakieś kilkanaście sekund z hakiem, a droga z jednej wsi do drugiej na piechotę we wczesnym PRL'u to nie tor wyścigowy Formuły 1.
Podobno kule te są zjawiskiem znanym w folklorze polskiej wsi i tradycji.
Jakie są według Was możliwe wyjaśnienia tego określonym zjawiskiem fizycznym?
(oprócz takowych typu "To kłamstwa!" i tym podobnych)
Jak dla mnie to było swego rodzaju połączenie:
a) Zjawiska "błędnych ogników" (zważywszy na to że teren był podmokły)
b) Pamięci, która potrafi płatać figle - szczególnie że pradziadek i prababcia osobnika mogli szczerze popić, a wspomnienia kogoś kto w sytuacji "podbramkowej" był we wczesnym dzieciństwie mogą być nieco podkolyrozowane
c) Złudzeń optycznych w ciemnej nocy
d) Nadinterpretacji, wedle maksymy "Ludzie widzą, to co chcą widzieć i słyszą to co chcą słyszeć" i właśnie po czasie gdy akurat sędziwy ojciec rodziny zwrócił się o pomoc Niebios usłyszeli coś naturalnego, czego normalnie by nie usłyszeli - a raczej nie skupiliby na tym wielkiej uwagi, bo nie byłoby dramaturgii całej sytuacji.
Wszystko się skumulowało i tak o to wyszła straszna historia.