lumberjack napisał(a): właśnie, trafne spostrzeżenie. Jak ktoś dzielnie walczy ze spiskiem judeomasońskim, to jest w swoich oczach naprawdę kimś ważnym. Wojownikiem o Prawdę, Rycerzem Wolności, wyzwolicielem ludu uciśnionego; wręcz niemalże zbawcą. To musi być bardzo dobre dla samopoczucia, dla poczucia własnej wartości etc.Ano. Taka specyficzna forma samogwałtu. Może koledzy z klasy kręcą wora w kiblu, może koleżanki śmieją się ze stulejki, ale podmiot liryczny jest ponad, on zna Prawdę przez duże G, sięga gdzie wzrok nie sięga (do głowodupy matsuki) i oświecony lewituje ponad żyjącym w spizgu plebsem.
lumberjack napisał(a): Jeśli walczysz z przepotężnym wrogiem znaczy to, że sam jesteś silny, mądry, sprytny i w ogóle. Normalnie Dawid przeciwko Goliatowi.To jest nieuniknione. Ewentualna płaska Ziemia wymagałaby potwornej konspiracji. To nie lądowanie paleokosmitów w Andach, czy zeszklone bronią nuklearną przez imperium Ramy miasta kultury doliny Indusu. Tu mamy spiseg przy którym Protokoły Mędrców Syjonu to statut kółka gospodyń wiejskich w Faliszewicach Dolnych. Ino trochę to głupio wygląda, gdy wszechpotężny wróg trzymający za jaja całą światową naukę w każdym kraju niezależnie od systemu politycznego, wszystkie linie lotnicze, operatorów autostrad, pasażerów lotów stratosferycznych i z miliard mieszkańców południowej półkuli, którym gwiazdy kręcą się wokół Krzyża Południa, jest bezradny wobec garstki judupowych amatorów. Choćby nawet znali Prawdę przez duże G.
lumberjack napisał(a): Poza tym czasami istnieją prawdziwe spiski.Prawdziwe spiski są sensowne. Mają oczywistych beneficjentów, którzy oczekują oczywistych korzyści. Jak ze spiskiem na Litwinienkę - była oczywista korzyść (uciszenie gościa, który za dużo wiedział i za dużo gadał) i oczywiści beneficjenci (ludzie o których Litwinienko za dużo wiedział i za dużo gadał). Tymczasem tu mamy.. właściwie co? Jakichś biblijnych reptilian-satanistów z NASA, którzy pragną utrzymywać ciemne masy w kłamstwie, po to żeby ciemne masy żyły w kłamstwie, ze względu na satanistyczną potrzebę utrzymania ciemnych mas w kłamstwie, bo właśnie tego chcą satanistyczni reptilianie z Księgi Henocha. Żaden Rotszyld czy inny Chazar/Edomita nie zarobił na tym ani dolca/euro/yuana, w pierony musiał na utrzymanie tej konspiry wydać, ale ma satysfakcję, że utrzymuje ciemne masy w kłamstwie.
Ponadto realne spiski zawsze były lokalne i temporalne, nastawione na konkretny cel, a nie jakieś wielowiekowe, czy wręcz tysiącletnie kombinacje matsuka wie po co.
Mówiąc prościej propedegnacja deglomeratywna załamuje się w punkcie adekwatnej symbiozy tejże wizji.