zefciu napisał(a): Proszę zatem uzasadnić, w jaki sposób ten paradoks przeczy prawu tożsamości. Naprawdę liczysz, że rzucisz mi pierwsze z brzegu prawo logiczne, a ja stwierdzę „OK”? Albo że mnie ta zabawa znudzi? Nie. Proszę mi przedstawić w sposób wyczerpujący uzasadnienie, a nie przedłużać w nieskończoność tę dyskusję.
Spodziewałem się po Tobie zasadniczo więcej niż pokazałeś. Jeśli nie rozumiesz, że paradoks Banacha-Tarskiego uderza w prawo tożsamości, to znaczy, że de facto nic nie rozumiesz w tej materii.
Za to odpytywanie idzie Ci świetnie. Wtedy sam niewiele musisz robić, tylko żądasz od innych by coś tłumaczyli.
Na Twoje nieszczęście z głupich pytań jakie zadajesz też można wywnioskować poziom Twojej (nie)wiedzy.
Prawo tożsamości wyrażone ontologicznie mówi, że obiekt jest tym czym jest, a wyrażone matematycznie
przejawia się formułą
[latex]\forall x[/latex] x = x
Paradoks Banacha-Tarskiego uderza w to prawo w sposób oczywisty, gdyż skoro z jednego obiektu, poprzez reorganizację jego części, można utworzyć dwa obiekty identyczne z obiektem pierwotnym, to znaczy z ontologicznego punktu widzenia, że obiekt jest czymś więcej niż tym czym jest, a z matematycznego punktu widzenia, dla określonej struktury algebraicznej, powiedzmy grupy addytywnej (G,+) mamy do czynienia z formułą
[latex]\forall x\in\mathbb{G}[/latex] x = x + x
co jest prawdziwe nie dla każdego elementu, a jedynie dla elementu neutralnego, który jak wiemy jest tylko jeden.
Myślę, że można by to ująć jakoś bardziej ogólnie, niekoniecznie dla grup z określonym działaniem dodawania, ale ten szczególny przypadek jest wystarczający do wykazania, że paradoks Banacha uderza w prawo tożsamości.
q.e.d.
Żeniec napisał(a):O żesz karwasz Zły ale bełkot. Wobec prawa tożsamości to jest w ogóle ortogonalne, bo się różne kule dostaje.Dostaje się te same kule co oryginalna, więc coś Ci nie wyszło.
Wiem, że chciałeś koniecznie komuś napisać, że coś jest bełkotem, ale poczekaj aż pojawi się jakieś skomplikowane, złożone zdanie, którego ktokolwiek poza Tobą mógłby nie zrozumieć, bo inaczej się znowu zbłaźnisz.