Ja nie lubię analizować zdjęć horyzontu z poziomu 2 metrów nad ziemią bo to szeroki temat i można się przerzucać argumentami w nieskończoność.
Pytanie do Macieja1
Gdybyś zapisał się na kurs i chciał zdobyć licencję pilota PPL lub LAPL oraz śmiało mówił o swoich przekonaniach to by cię wylali, bo kuloziemiec instruktor i/lub egzaminator potraktowałby cię jak szalonego i wskazał dżwi wyjściowe. Co więcej wszyscy piloci na świecie, którzy latają dalej niż niedaleko macierzystego lotniska posługują się mapami pasującymi dla ziemi kuli. Gdyby były niedokładne (tzn. kierunki czy odległości by się rozjeżdżały), przy długich trasach byłby bardzo duży problem, żeby dolecieć na miejsce. Tymczasem samoloty liniowe często nie tankują do pełna a niemal na styk tzn. z niedużym zapasem, robią tak dla oszczędności, mam na myśli chęć obniżenia masy i przez to mniejsze spalanie. Gdyby taki samolot lecący przez ocean zatankowany z niedużym zapasem pomylił kierunki to w najlepszym razie by wylądował na innym lotnisku a w najgorszym spadł do oceanu.
Tymczasem na kursach przyszli piloci zarówno na licencjach sportowych jak i uprawniających do przewozów komercyjnych mają jak mantrę wbijaną do łba wiedzę jaką uznaje NASA, a pytam się po co do cholery to robić, skoro taki zindoktrynowany polot może w powietrzu wyciągnąć błędne wnioski i wypadek spowodować i rozbić samolot i zabić ludzi?
Kierowcy jadącemu samochodem do prawidłowego prowadzanie żadna wiedza o krztałcie ziemi potrzebna nie jest, ale pilot, który lata tysiące kilometrów lepiej żeby wiedział co robi.
Co ty na to?
Pytanie do Macieja1
Gdybyś zapisał się na kurs i chciał zdobyć licencję pilota PPL lub LAPL oraz śmiało mówił o swoich przekonaniach to by cię wylali, bo kuloziemiec instruktor i/lub egzaminator potraktowałby cię jak szalonego i wskazał dżwi wyjściowe. Co więcej wszyscy piloci na świecie, którzy latają dalej niż niedaleko macierzystego lotniska posługują się mapami pasującymi dla ziemi kuli. Gdyby były niedokładne (tzn. kierunki czy odległości by się rozjeżdżały), przy długich trasach byłby bardzo duży problem, żeby dolecieć na miejsce. Tymczasem samoloty liniowe często nie tankują do pełna a niemal na styk tzn. z niedużym zapasem, robią tak dla oszczędności, mam na myśli chęć obniżenia masy i przez to mniejsze spalanie. Gdyby taki samolot lecący przez ocean zatankowany z niedużym zapasem pomylił kierunki to w najlepszym razie by wylądował na innym lotnisku a w najgorszym spadł do oceanu.
Tymczasem na kursach przyszli piloci zarówno na licencjach sportowych jak i uprawniających do przewozów komercyjnych mają jak mantrę wbijaną do łba wiedzę jaką uznaje NASA, a pytam się po co do cholery to robić, skoro taki zindoktrynowany polot może w powietrzu wyciągnąć błędne wnioski i wypadek spowodować i rozbić samolot i zabić ludzi?
Kierowcy jadącemu samochodem do prawidłowego prowadzanie żadna wiedza o krztałcie ziemi potrzebna nie jest, ale pilot, który lata tysiące kilometrów lepiej żeby wiedział co robi.
Co ty na to?