Ok, ponieważ okazuje się, że następne tygodnie mogę mieć trochę zajęte chciałem dokończyć szybko tę dyskusję dotyczącą optyki i wyjaśnić na gruncie praw fizyki co się tak naprawdę dzieje w atmosferze gdy światło przez nią przechodzi.
Poczytałem trochę w tej kwestii i jestem w stanie chyba mniej więcej wytłumaczyć co mówi nauka na ten temat, a tym samym uzasadnić swoje racje. A racja jest prawdopodobnie po mojej stronie i wytłumaczę prostym językiem dlaczego.
... ale najpierw odpowiem na coś
Ciekawe, że nieproszony recenzujesz moją opinię w sposób mijający się z prawdą, gdy parę minut wcześniej pisałem do Ciebie takie zdanie :
Co pokazuje dobitnie, że nie mam takiej opinii, jak twierdzisz, że mam. Oczywiście Kmat, niczym pies Pawłowa, zareagował automatycznie z niezrównaną bezmyślnością, powtarzając po Tobie te bzdury.
Wszystko już wyjaśniam
Zacznę od czego, co ma tak naprawdę znaczenie najistotniejsze dla późniejszego zrozumienia mechanizmu refrakcji.
Dlaczego światło zwalnia gdy przechodzi z ośrodka mniejszej gęstości do ośrodka o większej gęstości i fakty są takie, że naukowcy do końca nie wiedzą, ale mają dwie teorie.
- jedna na gruncie fizyki klasycznej
- druga na gruncie fizyki kwantowej
Fizyka klasyczna mówi, że światło wchodzi w ośrodek jako fala, następnie pobudza wszystkie atomy w tym ośrodku, które stoją jej na drodze. Gdy to się dzieje to po chwili każdy z tych atomów emituje własne pole elektromagnetyczne i fala wychodząca z tego ośrodka jest już superpozycją tych pól cząstkowych, ale następuje pewna strata czasu w tym procesie, pewne spowolnienie fali wynikowej.
Wytłumaczenie na gruncie fizyki kwantowej, chociaż matematycznie może się pokrywać brzmi trochę absurdalnie, więc tylko napomknę. Otóż w fizyce kwantowej tłumaczy się to zjawisko tak, że do ośrodka nie wchodzi fala, lecz pojedynczy foton, który, zamiast przeskakiwać z atomu na atom aż do wyjścia, rozważa wszystkie możliwości różnych przeskoków, tak jakby bada je kombinatorycznie i dopiero wtedy wychodzi z ośrodka w postaci fali i te rozważanie wszystkich możliwych przeskoków tworzy pewne opóźnienie.
Jest to model matematyczny.
W każdym razie gdy wiązka światła wchodzi w ośrodek, który jest wolniejszy od tego w którym była musi się zakrzywić w jego kierunku.
Tłumaczy się to tym, że tworzy ona pewną formację (porównując do wojskowej), która musi skręcić w kierunku wolniejszego ośrodka, bo inaczej nie mogłaby zachować swojego szyku.
Co się więc dzieje, gdy światło znajduje się w powietrzu?
Ponieważ powietrze, w niższych warstwach atmosfery jest gęstsze - światło, gdyby nie było różnicy temperatur, zaginałoby się delikatnie do dołu, zamiast lecieć po linii prostej - skręcałoby po prostu w kierunku gęstszego - wolniejszego ośrodka.
Ale jednak ciepłe powietrze ma zupełnie inny indeks refrakcyjny niż chłodne powietrze i krzyżuje tu wszystkie szyki Fizykowi i każdemu, kto chce pominąć ten kluczowy element temperatury w swoich rozważaniach.
Podstawowym faktem, którego Fizyk nie rozumiał, przy niewątpliwie gigantycznej wiedzy, matematycznemu zacięciu i imponującej pasji do tłumaczenia fizyki jest to - jak w ogóle proces grzania atmosfery wygląda w troposferze - czyli najniższej warstwie powietrza.
Może dlatego, że nie jest to główna domena fizyki teoretycznej, lecz bardziej dziedzina z pogranicza fizyki, chemii i geografii.
Fakty są takie według praw nauki, że głównym powodem dla którego atmosfera się nagrzewa jest grzanie jej od spodu a nie od góry (nie od Słońca)
Warstwy powietrza tak naprawdę położone są na wielkiej grzałce, czyli Ziemi.
Jest tak dlatego, że Ziemia ma największą zdolność absorbcji szerokiego spektrum promieniowania słonecznego.
Co prawda dwutlenek węgla i ozon potrafią przyjmować promieniowanie słoneczne, ale znamienita większość energii ze Słońca najpierw dociera do Ziemi i dopiero z powierzchni promieniuje ku górze, podgrzewając dolne warstwy atmosfery.
Co się więc dzieje, gdy atmosfera zaczyna być podgrzewana od dołu?
Można się o tym przekonać samemu prostym eksperymentem. Do podłużnego akwarium należy nalać wody, następnie wsypać tam duże ilości soli lub cukru z którego stworzy się roztwór taki, że będzie bardziej gęsty u spodu niż u góry akwarium pełnego wody. Będzie więc symulował gęstość powietrza w atmosferze.
Po odczekaniu godzin lub dni (aż roztwór stworzy gradient) w nocy należy laserem wymierzyć w w wodę i zobaczyć, że światło faktycznie zagina się do dołu tak, jak zaginałoby się w atmosferze gdyby wszędzie panowała stała temperatura.
Według podobnego schematu Fizyk stworzył swój model Ziemi kulistej, biorąc pod uwagę praktycznie jedynie gradient gęstości atmosfery. Nie wiem co zmienił w późniejszych wersjach programu, ale chyba były to zmiany mniej lub bardziej kosmetyczne.
Nie zdawał sobie jednak raczej sprawy z tego jak wielki wpływ na wynik może mieć temperatura.
Wystarczy w eksperymencie z akwarium postawić płytki grzejące pod spód i uzyskamy taki efekt :
I proszę, pod wpływem ciepła światło zaczyna odginać się w drugą stronę, czyli do góry.
Oprócz tego, że Matka Ziemia grzeje powietrze swoją powierzchnią, gruntem - dzieje się to też na wiele innych sposobów, czyli poprzez
- miliony, czy nawet miliardy istnień żywych, które produkują ciepło i przekazują je atmosferze
- przez wydychane powietrze
- przez gejzery i wulkany
- przez drzewa i inne rośliny.
- przez miliony budynków z których większość jest podgrzewanych
- przez setki tysięcy samochodów na ulicach
- przez wodę, która dobrze potrafi utrzymywać ciepło
itd. itd. nawet w zimie to powietrze jest grzane od spodu bardzo, bardzo konkretnie.
Dlaczego podgrzane powietrze ma inny czynnik refrakcyjny niż zimne powietrze?
Ponieważ podgrzane powietrze jest rozrzedzone względem zimnego powietrza, a to znaczy, że jest mniej gęste niż chłodniejsze powietrze nad nim - w związku z tym światło musi wybrać zagięcie się w kierunku wyższych partii atmosfery.
Następuje tu jednak pewien proces, którego nie zrozumiał ani Fizyk, ani Ziemowit.
Napisałem, że nagrzane cząsteczki powietrza wznoszą się ku górze i zwiększają tym samym gęstość atmosfery w wyższych warstwach - i tak się właśnie dzieje, podtrzymuję to. Tylko, że nie chodzi o to, że automatycznie powietrze u góry ma większą gęstość niż w dolnych warstwach atmosfery - po prostu ma momentami większą gęstość niż by miało, gdyby temperatura wszędzie była jednakowa.
Dzieje się tak dlatego, że podgrzane cząstki dysponują większą energię kinetyczną i tracą ją właśnie poprzez wznoszenie się ku górze.
To jest kolejny powód dla którego powietrze w wyższych warstwach atmosfery jest chłodniejsze niż w dolnych i tym samym wzmaga to jeszcze dodatkowo zakrzywienie światła w górę - właśnie dlatego, że ochładzanie cząstek w górnych warstwach atmosfery jest procesem adiabatycznym - nie polega na przekazaniu tego ciepła na zewnątrz, lecz wykonaniu pracy wznoszenia się.
Myślę, że jasno to wytłumaczyłem i wszystko jest zgodne z ustaleniami nauki.
Sama "hipoteza" została potwierdzona i eksperymentami laboratoryjnymi (mam na myśli te z laserem i podgrzewaniem od spodu)
oraz pewnym eksperymentem empirycznym niemieckiego badacza.
Za pomocą przeglądarek Chrome czy Chromium można sobie tę stronę automatycznie przetłumaczyć na polski
http://www.rolf-keppler.de/lichtkrumm.htm
Niemiecki badacz za pomocą specjalistycznego sprzętu przeprowadził szereg obserwacji, które wykazały, że obraz w normalnych warunkach jest obniżony względem pozycji rzeczywistej.
Fizyk zwraca uwagę na to, że to jest szereg doświadczeń, ale pojedynczego badacza, który przecież mógł się pomylić.
Problem w tym, że nikt nie jest w stanie wskazać analogicznego badania, które pokazałoby coś innego.
Mamy więc potwierdzenie teoretycznie, laboratoryjne i empiryczne na to, że światło zagina się zwyczajowo do góry.
Z drugiej strony mamy zupełnie niepotwierdzoną empirycznie teorię o zagięciu światła typowo w dół opartą o ewidentne pominięcie czynnika temperatury, który automatycznie zmieniłby indeks refrakcji podgrzanych molekuł powietrza.
Przedstawiłem więc w pełni naukową koncepcję, popartą laboratoryjnymi doświadczeniami i empirycznym badaniem.
Może i za mało, tylko nie wiem co miałbym dać więcej - bo zwalczam przecież religię kulistej Ziemi, która nigdy moim zdaniem nie została potwierdzona naukowo, a wymaga zagięcia światła typowo w dół.
Nie sądzę więc, żeby jakiekolwiek logiczne i naukowe argumenty mogły dotrzeć do ludzie religijnie przywiązanych do koncepcji kulistej Ziemi.
Z taką jednak nadzieją pisałem tego posta.
Bo to ja od początku stałem po stronie nauki, ale takiej udowodnionej laboratoryjnie, która nie zakłada z góry, że Ziemia jest kulą - lecz taka, która mogłaby doprowadzić do poznania faktów bez dogmatyzowania.
Starałem się nie twierdzić niczego nienaukowego - bo stawianie hipotez, proponowanie alternatywnych koncepcji, wykazywanie się skrajnym sceptycyzmem - nie jest nienaukowe.
Po prostu zawęziłem ufność względem nauki do udowodnionych laboratoryjnie mechanizmów natury.
Nie ma to nic wspólnego z pseudonauką - nie promowałem magii, psychotroniki, homeopatii itd.
Po prostu postawiłem pytanie : skąd wiemy, że Ziemia jest kulą i nie znalazłem nigdy zadowalającej odpowiedzi, bo odpowiedzi typu : "bo kula jest najdoskonalszym kształtem", "bo światła nad nami są okrągłe" czy "bo musiałby istnieć wielki spisek" to nie są naukowe argumenty na kulistość Ziemi.
A naukowych nikt nie jest w stanie podać. Mój sceptycyzm jest, był i będzie sceptycyzmem czysto naukowym.
Właśnie dlatego te wszystkie pomyje na mnie wylane nie mają żadnego znaczenia.
Dziękuję za uwagę.
Poczytałem trochę w tej kwestii i jestem w stanie chyba mniej więcej wytłumaczyć co mówi nauka na ten temat, a tym samym uzasadnić swoje racje. A racja jest prawdopodobnie po mojej stronie i wytłumaczę prostym językiem dlaczego.
... ale najpierw odpowiem na coś
Fizyk napisał(a):Ziemowit napisał(a): Tu jest pomyłka. Miałeś na myśli zmniejszanie gęstości atmosfery?Obawiam się, że nie miał.
Na szczęście nie próbuje podważać, że promienie odchylane są w kierunku gęstszych ośrodków. Ale żeby to mu pasowało do modelu, to gęstość atmosfery musi dla niego rosnąć z wysokością. Skąd wobec tego problemy z oddychaniem w Himalajach? Nie wiem, pewnie himalaiści duszą się nadmiernie gęstym powietrzem
Ciekawe, że nieproszony recenzujesz moją opinię w sposób mijający się z prawdą, gdy parę minut wcześniej pisałem do Ciebie takie zdanie :
matsuka napisał(a):Zresztą o czym my w ogóle tu mówimy. Gdyby atmosfera nagrzewał się od Słońca to w Himalajach byłoby cieplej niż przy Ziemi - niekoniecznie odczuwalnie cieplej ze względu na mniejszą gęstość powietrza, ale termometry wskazywałyby wyższe wartości niż przy gruncie.
Co pokazuje dobitnie, że nie mam takiej opinii, jak twierdzisz, że mam. Oczywiście Kmat, niczym pies Pawłowa, zareagował automatycznie z niezrównaną bezmyślnością, powtarzając po Tobie te bzdury.
Wszystko już wyjaśniam
Zacznę od czego, co ma tak naprawdę znaczenie najistotniejsze dla późniejszego zrozumienia mechanizmu refrakcji.
Dlaczego światło zwalnia gdy przechodzi z ośrodka mniejszej gęstości do ośrodka o większej gęstości i fakty są takie, że naukowcy do końca nie wiedzą, ale mają dwie teorie.
- jedna na gruncie fizyki klasycznej
- druga na gruncie fizyki kwantowej
Fizyka klasyczna mówi, że światło wchodzi w ośrodek jako fala, następnie pobudza wszystkie atomy w tym ośrodku, które stoją jej na drodze. Gdy to się dzieje to po chwili każdy z tych atomów emituje własne pole elektromagnetyczne i fala wychodząca z tego ośrodka jest już superpozycją tych pól cząstkowych, ale następuje pewna strata czasu w tym procesie, pewne spowolnienie fali wynikowej.
Wytłumaczenie na gruncie fizyki kwantowej, chociaż matematycznie może się pokrywać brzmi trochę absurdalnie, więc tylko napomknę. Otóż w fizyce kwantowej tłumaczy się to zjawisko tak, że do ośrodka nie wchodzi fala, lecz pojedynczy foton, który, zamiast przeskakiwać z atomu na atom aż do wyjścia, rozważa wszystkie możliwości różnych przeskoków, tak jakby bada je kombinatorycznie i dopiero wtedy wychodzi z ośrodka w postaci fali i te rozważanie wszystkich możliwych przeskoków tworzy pewne opóźnienie.
Jest to model matematyczny.
W każdym razie gdy wiązka światła wchodzi w ośrodek, który jest wolniejszy od tego w którym była musi się zakrzywić w jego kierunku.
Tłumaczy się to tym, że tworzy ona pewną formację (porównując do wojskowej), która musi skręcić w kierunku wolniejszego ośrodka, bo inaczej nie mogłaby zachować swojego szyku.
Co się więc dzieje, gdy światło znajduje się w powietrzu?
Ponieważ powietrze, w niższych warstwach atmosfery jest gęstsze - światło, gdyby nie było różnicy temperatur, zaginałoby się delikatnie do dołu, zamiast lecieć po linii prostej - skręcałoby po prostu w kierunku gęstszego - wolniejszego ośrodka.
Ale jednak ciepłe powietrze ma zupełnie inny indeks refrakcyjny niż chłodne powietrze i krzyżuje tu wszystkie szyki Fizykowi i każdemu, kto chce pominąć ten kluczowy element temperatury w swoich rozważaniach.
Podstawowym faktem, którego Fizyk nie rozumiał, przy niewątpliwie gigantycznej wiedzy, matematycznemu zacięciu i imponującej pasji do tłumaczenia fizyki jest to - jak w ogóle proces grzania atmosfery wygląda w troposferze - czyli najniższej warstwie powietrza.
Może dlatego, że nie jest to główna domena fizyki teoretycznej, lecz bardziej dziedzina z pogranicza fizyki, chemii i geografii.
Fakty są takie według praw nauki, że głównym powodem dla którego atmosfera się nagrzewa jest grzanie jej od spodu a nie od góry (nie od Słońca)
Warstwy powietrza tak naprawdę położone są na wielkiej grzałce, czyli Ziemi.
Jest tak dlatego, że Ziemia ma największą zdolność absorbcji szerokiego spektrum promieniowania słonecznego.
Co prawda dwutlenek węgla i ozon potrafią przyjmować promieniowanie słoneczne, ale znamienita większość energii ze Słońca najpierw dociera do Ziemi i dopiero z powierzchni promieniuje ku górze, podgrzewając dolne warstwy atmosfery.
Co się więc dzieje, gdy atmosfera zaczyna być podgrzewana od dołu?
Można się o tym przekonać samemu prostym eksperymentem. Do podłużnego akwarium należy nalać wody, następnie wsypać tam duże ilości soli lub cukru z którego stworzy się roztwór taki, że będzie bardziej gęsty u spodu niż u góry akwarium pełnego wody. Będzie więc symulował gęstość powietrza w atmosferze.
Po odczekaniu godzin lub dni (aż roztwór stworzy gradient) w nocy należy laserem wymierzyć w w wodę i zobaczyć, że światło faktycznie zagina się do dołu tak, jak zaginałoby się w atmosferze gdyby wszędzie panowała stała temperatura.
Według podobnego schematu Fizyk stworzył swój model Ziemi kulistej, biorąc pod uwagę praktycznie jedynie gradient gęstości atmosfery. Nie wiem co zmienił w późniejszych wersjach programu, ale chyba były to zmiany mniej lub bardziej kosmetyczne.
Nie zdawał sobie jednak raczej sprawy z tego jak wielki wpływ na wynik może mieć temperatura.
Wystarczy w eksperymencie z akwarium postawić płytki grzejące pod spód i uzyskamy taki efekt :
I proszę, pod wpływem ciepła światło zaczyna odginać się w drugą stronę, czyli do góry.
Oprócz tego, że Matka Ziemia grzeje powietrze swoją powierzchnią, gruntem - dzieje się to też na wiele innych sposobów, czyli poprzez
- miliony, czy nawet miliardy istnień żywych, które produkują ciepło i przekazują je atmosferze
- przez wydychane powietrze
- przez gejzery i wulkany
- przez drzewa i inne rośliny.
- przez miliony budynków z których większość jest podgrzewanych
- przez setki tysięcy samochodów na ulicach
- przez wodę, która dobrze potrafi utrzymywać ciepło
itd. itd. nawet w zimie to powietrze jest grzane od spodu bardzo, bardzo konkretnie.
Dlaczego podgrzane powietrze ma inny czynnik refrakcyjny niż zimne powietrze?
Ponieważ podgrzane powietrze jest rozrzedzone względem zimnego powietrza, a to znaczy, że jest mniej gęste niż chłodniejsze powietrze nad nim - w związku z tym światło musi wybrać zagięcie się w kierunku wyższych partii atmosfery.
Następuje tu jednak pewien proces, którego nie zrozumiał ani Fizyk, ani Ziemowit.
Ziemowit napisał(a): Cytat:
Ogrzewając się wznoszą się też powodując zwiększanie gęstości wyższych partii atmosfery
Tu jest pomyłka. Miałeś na myśli zmniejszanie gęstości atmosfery?
Napisałem, że nagrzane cząsteczki powietrza wznoszą się ku górze i zwiększają tym samym gęstość atmosfery w wyższych warstwach - i tak się właśnie dzieje, podtrzymuję to. Tylko, że nie chodzi o to, że automatycznie powietrze u góry ma większą gęstość niż w dolnych warstwach atmosfery - po prostu ma momentami większą gęstość niż by miało, gdyby temperatura wszędzie była jednakowa.
Dzieje się tak dlatego, że podgrzane cząstki dysponują większą energię kinetyczną i tracą ją właśnie poprzez wznoszenie się ku górze.
To jest kolejny powód dla którego powietrze w wyższych warstwach atmosfery jest chłodniejsze niż w dolnych i tym samym wzmaga to jeszcze dodatkowo zakrzywienie światła w górę - właśnie dlatego, że ochładzanie cząstek w górnych warstwach atmosfery jest procesem adiabatycznym - nie polega na przekazaniu tego ciepła na zewnątrz, lecz wykonaniu pracy wznoszenia się.
Myślę, że jasno to wytłumaczyłem i wszystko jest zgodne z ustaleniami nauki.
Ziemowit napisał(a): (Zagięcie światła w górę) To hipoteza, która mogłaby pasować do ziemi płaskiej ale warto by to udowodnić konkretnymi doświadczeniami. Sama KONCEPCJA to jest temat do gdybania "a co by było gdyby?" ale nie do stwierdzenia, że tak jest.(nie jest to dokładny cytat, pozwoliłem sobie poprawić kilka gramatycznych nieścisłości mniemając, że nie były celowe)
Sama "hipoteza" została potwierdzona i eksperymentami laboratoryjnymi (mam na myśli te z laserem i podgrzewaniem od spodu)
oraz pewnym eksperymentem empirycznym niemieckiego badacza.
Za pomocą przeglądarek Chrome czy Chromium można sobie tę stronę automatycznie przetłumaczyć na polski
http://www.rolf-keppler.de/lichtkrumm.htm
Niemiecki badacz za pomocą specjalistycznego sprzętu przeprowadził szereg obserwacji, które wykazały, że obraz w normalnych warunkach jest obniżony względem pozycji rzeczywistej.
Fizyk zwraca uwagę na to, że to jest szereg doświadczeń, ale pojedynczego badacza, który przecież mógł się pomylić.
Problem w tym, że nikt nie jest w stanie wskazać analogicznego badania, które pokazałoby coś innego.
Mamy więc potwierdzenie teoretycznie, laboratoryjne i empiryczne na to, że światło zagina się zwyczajowo do góry.
Z drugiej strony mamy zupełnie niepotwierdzoną empirycznie teorię o zagięciu światła typowo w dół opartą o ewidentne pominięcie czynnika temperatury, który automatycznie zmieniłby indeks refrakcji podgrzanych molekuł powietrza.
Przedstawiłem więc w pełni naukową koncepcję, popartą laboratoryjnymi doświadczeniami i empirycznym badaniem.
Może i za mało, tylko nie wiem co miałbym dać więcej - bo zwalczam przecież religię kulistej Ziemi, która nigdy moim zdaniem nie została potwierdzona naukowo, a wymaga zagięcia światła typowo w dół.
Nie sądzę więc, żeby jakiekolwiek logiczne i naukowe argumenty mogły dotrzeć do ludzie religijnie przywiązanych do koncepcji kulistej Ziemi.
Z taką jednak nadzieją pisałem tego posta.
Bo to ja od początku stałem po stronie nauki, ale takiej udowodnionej laboratoryjnie, która nie zakłada z góry, że Ziemia jest kulą - lecz taka, która mogłaby doprowadzić do poznania faktów bez dogmatyzowania.
Starałem się nie twierdzić niczego nienaukowego - bo stawianie hipotez, proponowanie alternatywnych koncepcji, wykazywanie się skrajnym sceptycyzmem - nie jest nienaukowe.
Po prostu zawęziłem ufność względem nauki do udowodnionych laboratoryjnie mechanizmów natury.
Nie ma to nic wspólnego z pseudonauką - nie promowałem magii, psychotroniki, homeopatii itd.
Po prostu postawiłem pytanie : skąd wiemy, że Ziemia jest kulą i nie znalazłem nigdy zadowalającej odpowiedzi, bo odpowiedzi typu : "bo kula jest najdoskonalszym kształtem", "bo światła nad nami są okrągłe" czy "bo musiałby istnieć wielki spisek" to nie są naukowe argumenty na kulistość Ziemi.
A naukowych nikt nie jest w stanie podać. Mój sceptycyzm jest, był i będzie sceptycyzmem czysto naukowym.
Właśnie dlatego te wszystkie pomyje na mnie wylane nie mają żadnego znaczenia.
Dziękuję za uwagę.