To forum używa ciasteczek.
To forum używa ciasteczek do przechowywania informacji o Twoim zalogowaniu jeśli jesteś zarejestrowanym użytkownikiem, albo o ostatniej wizycie jeśli nie jesteś. Ciasteczka są małymi plikami tekstowymi przechowywanymi na Twoim komputerze; ciasteczka ustawiane przez to forum mogą być wykorzystywane wyłącznie przez nie i nie stanowią zagrożenia bezpieczeństwa. Ciasteczka na tym forum śledzą również przeczytane przez Ciebie tematy i kiedy ostatnio je odwiedzałeś/odwiedzałaś. Proszę, potwierdź czy chcesz pozwolić na przechowywanie ciasteczek.

Niezależnie od Twojego wyboru, na Twoim komputerze zostanie ustawione ciasteczko aby nie wyświetlać Ci ponownie tego pytania. Będziesz mógł/mogła zmienić swój wybór w dowolnym momencie używając linka w stopce strony.

Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Antropopresja
#1
Nie ukrywam, że do stworzenia tego wątku skłoniła mnie dyskusja o przeludnieniu.
Cały czas miałem i mam wrażenie, że faktycznie nie dyskutujemy tam o przeludnieniu, jako takim, a o presji cywilizacji na środowisko i resztę biosfery.


Przyznaję, dałem się przekonać argumentom pilastra, że ze słownikowego i matematycznego punktu widzenia przeludnienie gatunku Homo S. nie jest możliwe z powodu unikalnej cechy tego gatunku – kreacji zasobów, czegoś czego na taką skalę nie potrafi żaden inny gatunek fauny na tej planecie.


Dodatkowo postulowanie np. urzędowego ograniczenia populacji zawsze może skutkować wpadnięciem na minę argumentu „to zacznij wyludnianie od siebie”. Bo akurat w tym wypadku jesteśmy i podmiotem i przedmiotem.


Ale pozostaje problem wpływu tego niebywałego sukcesu frekwencyjnego na bioróżnorodność i coś tak nieuchwytnego, jak dobrostan ekosfery i resztę ziemskiego ZOO (o ile przywiązujemy do tego jakakolwiek wagę).


Faktem jest, że ta niesamowita moc tworzenia, niszczenia i przekształcania, jaką dysponujemy, lewarowana dodatkowo energetycznym wykorzystaniem depozytów węglowodorowych spowodowało radykalną zmianę środowiska.


Europa, która była swoistym inkubatorem przemian, zupełnie nie przypomina Europy sprzed przybycia naszych praszczurów.
Nawet jeśli wydaje się czysta i zielona, to jest raczej rodzajem wielkiego ogrodu.
Lasy puszczańskie, które ją kiedyś pokrywały ostały się tylko w dwóch obszarach. Reszta to są uprawy leśne. Podobnie jest z fauną – uległa znaczącej redukcji, szczególnie na piętrze dużych drapieżników, naszych bezpośrednich konkurentów.
Co prawda w wyniku celowych działań udało się introdukować kilka gatunków ale to nic w porównaniu ze stanem sprzed naszego przyjścia.


Podobne procesy przebiegają w innych częściach świata.
Scenariusz jest z grubsza taki sam. Kolejne grupy etniczne tkwiące w ekstensywnej stagnacji dzięki europejskim wynalazkom wkraczają na drogę intensywnego rozwoju i konsumpcji. To idzie jak walec parowy.
A ponieważ dzieje się to tu i teraz sprawia o wiele bardziej dramatyczne wrażenie, bo kiedy protoeuropejczycy karczowali swoje lasy i urządzali rolnictwo telewizji nie było.


Dodatkowo występuje efekt niekoherencji dotychczasowych zwyczajów rozrodczych tychże ekstensywnych wspólnot z importowanymi technikami cywilizacyjnymi. Napędza to spiralę populacyjną, konsumpcyjną da capo al fine.


Umówmy się, jeżeli jeden gatunek zawłaszcza zasoby czy obszar, umniejsza ich dostępność dla wszystkich innych.
Wszystkie nasze wynalazki, z których jesteśmy tak dumni, są mniejszym lub większym gwałtem na środowisku pierwotnym. Droga która przecina las utrudnia zwierzynie przemieszczanie się, a pole paradoksalnie pozbawia je pokarmu etc.


Co prawda liczba ludności bogatych krajów stabilizuje się ale w związku z zamożnością i skorelowaną z nią konsumpcją jednostkowy ślad środowiskowy jest wyskoki. Coś za coś – mała liczba bogatych zużywa tyle co duża liczba biedaków.


Czy możliwy jest kres antropopresji albo przynajmniej jej stabilizacja?


Wydaje się, że w dającej się przewidzieć perspektywie nie.
Wszak paradygmatem współczesnej gospodarki nie jest oszczędność i dyskrecja, a wręcz przeciwnie – rozmach, utracjuszowska zachłanność na towary i coraz szybsza rotacja.
W końcu 'sky is the limit'!
Młyny muszą mielić coraz szybciej, bo za coś te masy ludzkie muszą żyć.
Koło się zamyka, a każde najmniejsze spowolnienie obrotów tej maszynerii wywołuje konwulsje i jest traktowane, jak armagedon.


Zapraszam do dyskusji.


PS.
Przepraszam wszystkich za brak stosownych danych, wykresów i sążnistych rachunków ale piszę z głowy, a moje zdolności w tym zakresie są marne, nad czym boleję.
Aha, i proszę mnie nie wyzywać od ekooszołomów, pliz.
A nas Łódź urzekła szara - łódzki kurz i dym.
Odpowiedz
#2
Patrząc na Polskę to od upadku komuny konsumpcja rośnie a antropopresja spada. Po prostu rozwój technologiczny powoduje, że coraz więcej daje się produkować przy coraz mniejszym zaangażowaniu biosfery w proces produkcji.
Mówiąc prościej propedegnacja deglomeratywna załamuje się w punkcie adekwatnej symbiozy tejże wizji.
Odpowiedz
#3
kmat,

ów spadek antropopresji jest wyraźnie widoczny w naszym kraju, szczególnie od dwóch lat Oczko :
"Chodzę i płaczę, patrzę i nie poznaję". Wajrak o rzezi Puszczy Białowieskiej
Odpowiedz
#4
exeter napisał(a): ów spadek antropopresji jest wyraźnie widoczny w naszym kraju, szczególnie od dwóch lat
A co ma szaleństwo jednego psychopaty do ogólnych trendów antropopresyjnych?
Tress byłaby doskonałą filozofką. W istocie, Tress odkryła już, że filozofia nie jest tak wartościowa, jak jej się wcześniej wydawało. Coś, co większości wielkich filozofów zajmuje przynajmniej trzy dekady.

— Brandon Sanderson
Odpowiedz
#5
Stabilizacja jest możliwa, chociaż oczywiście nie będzie powrotu do Europy porośniętej puszczą. Jednak możliwość przebywania, przynajmniej od czasu do czasu, "w okolicznościach przyrody" jest naturalną potrzebą większości ludzi. Jest to potrzeba o raczej niskim priorytecie i zauważa się ją dopiero, gdy inne potrzeby zostają zaspokojone. Dlatego w społeczeństwach na dorobku, np. chińskim, jest to rzecz zupełnie nieistotna. Kiedy jednak pojawi się powszechne bogactwo, ludzie zaczynają odczuwać potrzebę i takiego luksusu. A ponieważ jest niemożliwe, aby każdy miał swoje sto hektarów parku krajobrazowego, w rozwiniętych państwach zorganizowana ochrona przyrody cieszy się społecznym poparciem.

W XXI wieku nadzieję na spadek antropopresji rokuje przede wszystkim odwrót od wsi. Im nowocześniejsze społeczeństwo, tym większa jego część mieszka w miastach, które stają się też coraz bardziej zagęszczone. To oznacza wyludnienie wsi. Drobne rolnictwo staje się coraz mniej opłacalne na rzecz rolnictwa wyspecjalizowanego. Intensywnie uprawiane pola są wprawdzie całkowicie "odnaturalnione" i nie mają nic wspólnego z przyrodą, ale za to zajmują niewielką powierzchnię. Najlepszym przykładem kraju o stosunkowo niskiej antropopresji jest Japonia - japońskie miasta osiągnęły chyba maksymalny poziom zatłoczenia, a jednocześnie wnętrze kraju jest mało zaludnione i jest tam mnóstwo czystych i pozostawionych w stanie naturalnym terenów. O wiele więcej, niż w czasach feudalnych lub w początkach ery industrializacji, gdy uprawiano każdy nadający się do tego kawałek gruntu.

Polsce pod względem cywilizacji jeszcze dość daleko do Japonii, ale jednak bliżej nam do Japonii niż do Chin. Przypadek inwazji szkodników na Puszczę Białowieską to najzwyczajniejszy przypadek korupcji i zagrabiania majątku przez władze powiązane korupcyjnie z lokalną kliką leśnych ludzi. Lasy w naszej strefie klimatycznej mają jednak taką cechę, że regenerują się bardzo szybko i wystarczy posadzić parę szyszek, a wszystko wróci do normy.

Zaglądam czasem we wschodnie regiony Polski i od czasu mojego dzieciństwa wiele się zmieniło. Tam, gdzie kiedyś były niekończące się szachownice pól i pastwisk, teraz są pola wymieszane z lasami. Których to lasów nikt nie sadził, po prostu pola właścicielowi nie opłacało się uprawiać, kupować go też nikomu się nie opłacało, i zasiały się drzewka. Bo oczywiście nie ma już krów, które by się pasły na ugorach i temu procesowi zapobiegły. Taki las formalnie wciąż jest polem uprawnym i paradoksalnie jest obszarem bardziej naturalnym niż rezerwaty przyrody, bo w ogóle nikt nie ingeruje w jego ekosystem. Dzikie wysypiska odpadów wciąż istnieją, ale jest ich zauważalnie mniej, niż dwadzieścia lat temu - po prostu ludzi coraz częściej taki widok denerwuje. Nad brzegami rzek, nawet w miastach, wysiadują wędkarze i nie boją się wcale zjeść tego, co złowią, podczas gdy w latach 80. w Wiśle można było złapać co najwyżej syfa. Toteż ogólnie raczej jestem optymistą jeśli chodzi o jakość przyrody w Polsce - im powszechniejszy luksus, tym powszechniejsza potrzeba ekologicznego myślenia. Syf, smród i betonowe pustynie łączą się zawsze z biedą i to bieda właśnie jest zjawiskiem, które w pierwszej kolejności należy wyeliminować, aby móc przy poparciu społeczeństwa realizować ekologiczną politykę.
Odpowiedz
#6
ZaKotem napisał(a): Stabilizacja jest możliwa, chociaż oczywiście nie będzie powrotu do Europy porośniętej puszczą.

Jeśli pojawią kolejne innowacje poprawiające wydajność rolnictwa, jak przemysłowa hodowla tkanek na kotleta w jakkichś laboratoryjnych zakładach na obrzeżach miast, bardzo możliwe, że nastąpi jeszcze większy "odwrót wsi" i Europa faktycznie będzie znowu porośnięta puszczą, tak jak twój przykład Japonii, w której 60% terytorium pokryte jest lasem. Chyba, że wg Ciebie Europa zalesiona w 60%-70% to nie jest "Europa pokryta puszczą". Dla mnie...jest.

Cytat: Im nowocześniejsze społeczeństwo, tym większa jego część mieszka w miastach, które stają się też coraz bardziej zagęszczone.

Zależy od etapu rozwoju społeczno-gospodarczego. Wraz z rozwojem szeroko dostępnych środków komunikacji, miasta przestają się gnieździć do granic możliwości a stają się coraz większe, ale zarazem też coraz rzadsze i rozległe w wyniku zjawiska urban sprawl.

Cytat: Których to lasów nikt nie sadził, po prostu pola właścicielowi nie opłacało się uprawiać, kupować go też nikomu się nie opłacało, i zasiały się drzewka.

Nie do końca "zasiały się". W wielu przypadkach te lasy zasiali rolnicy po zdobyciu publicznego wsparcia, premii wypłacanych właśnie za zalesienie swojego terenu.
There is a crack in everything. That’s how the light gets in.
Odpowiedz
#7
Właściwie Zakotem już wszystko napisał. W tej chwili najbardziej "antropopresyjną" gałęzią gospodarki, inaczej niż jeszcze sto lat temu, jest rolnictwo. Ale w miarę wzrostu jego wydajności, choćby tylko do obecnego poziomu holenderskiego, czy japońskiego, i przy docelowej liczbie ludności na świecie rzędu kilkunastu miliardów, nawet 80 % lądowej powierzchni Ziemi (i 100% oceanów) może spokojnie pozostać w stanie dzikim, czy raczej wtórnie zdziczałym. Może to będzie bardziej ogród, niż dziki pierwotny las, ale będzie.

Jeżeli wydajność produkcji żywności jeszcze bardziej wzrośnie, powyżej dzisiejszych standardów holenderskich, jak napisał Inky, to oczywiście ta uwolniona powierzchnia jeszcze wzrośnie

Z obecnych społeczeństw na świecie najbardziej społeczeństwo i cywilizację przyszłości przypomina Japonia, o czym pilaster zresztą pisał w esejach psychohistorycznych.
Demokracja jest sprzeczna z prawami fizyki - J. Dukaj

Jest inaczej Blog człowieka leniwego
Odpowiedz
#8
Inky napisał(a): Jeśli pojawią kolejne innowacje poprawiające wydajność rolnictwa, jak przemysłowa hodowla tkanek na kotleta w jakkichś laboratoryjnych zakładach na obrzeżach miast, bardzo możliwe, że nastąpi jeszcze większy "odwrót wsi" i Europa faktycznie będzie znowu porośnięta puszczą, tak jak twój przykład Japonii, w której 60% terytorium pokryte jest lasem. Chyba, że wg Ciebie Europa zalesiona w 60%-70% to nie jest "Europa pokryta puszczą". Dla mnie...jest.

No wiesz, zależy co rozumiemy przez pojęcie "puszcza". Ja taką futurystyczną europuszczę wyobrażam sobie jako poprzecinaną wygodnymi szlakami pieszymi i rowerowymi, z ładnie wkomponowanymi w krajobraz kibelkami, jadłodajniami, infrastrukturą zintegrowaną ze smartfonami, smartłoczami, smartbrylami i smartmajtkami, a może z betryzowanym niedźwiedziem podającym łapę. Taka mocno cywilizowana volksnatura, w przeciwieństwie do prawdziwej natury dostosowana do wypoczynkowych potrzeb człowieka.
Odpowiedz
#9
ZaKotem napisał(a):
Inky napisał(a): Jeśli pojawią kolejne innowacje poprawiające wydajność rolnictwa, jak przemysłowa hodowla tkanek na kotleta w jakkichś laboratoryjnych zakładach na obrzeżach miast, bardzo możliwe, że nastąpi jeszcze większy "odwrót wsi" i Europa faktycznie będzie znowu porośnięta puszczą, tak jak twój przykład Japonii, w której 60% terytorium pokryte jest lasem. Chyba, że wg Ciebie Europa zalesiona w 60%-70% to nie jest "Europa pokryta puszczą". Dla mnie...jest.

No wiesz, zależy co rozumiemy przez pojęcie "puszcza". Ja taką futurystyczną europuszczę wyobrażam sobie jako poprzecinaną wygodnymi szlakami pieszymi i rowerowymi, z ładnie wkomponowanymi w krajobraz kibelkami, jadłodajniami, infrastrukturą zintegrowaną ze smartfonami, smartłoczami, smartbrylami i smartmajtkami, a może z betryzowanym niedźwiedziem podającym łapę. Taka mocno cywilizowana volksnatura, w przeciwieństwie do prawdziwej natury dostosowana do wypoczynkowych potrzeb człowieka.

Nie rozumiem skąd ta sugerowana zero-jedynkowość. Załóżmy, że w przyszłości około 70% powierzchni w Europie środkowej to będzie las. W pobliżu osiedli ludzkich, dróg, agroturystyk, pensjonatów rozsianych po tej puszczy natura będzie pewnie bardziej smart i bardziej dostosowana do potrzeb wypoczynkowych ludzi, bardziej przypominająca ogród. Tymczasem im dalej w las, tym przyroda będzie coraz bardziej (powrotnie) zdziczała, szlaki rowerowe, piesze, drogi, nadajniki GSM, będą coraz rzadsze. Tak jak ma to miejsce prawie wszędzie. Nie widzę w tym nic złego. Aż tyle wolnego czasu ani chęci w wyniku automatyzacji gospodarki nie będziemy mieć, aby okupować notorycznie każdy zakątek tak rozległego terenu, stąd i zapotrzebowanie na utrzymywanie puszczy w standardzie "smart" ograniczy się do pewnych zawężonych obszarów.
There is a crack in everything. That’s how the light gets in.
Odpowiedz
#10
zefciu,

Cytat:
exeter napisał(a): napisał(a):ów spadek antropopresji jest wyraźnie widoczny w naszym kraju, szczególnie od dwóch lat
A co ma szaleństwo jednego psychopaty do ogólnych trendów antropopresyjnych?
Działalność Min. Szyszki nie jest wynikiem psychozy, tylko realizacją pewnej ideologii, którą najlepiej wyraża ten znany cytat - "rozmnażajcie się i czyńcie sobie Ziemię poddaną". Gdyby chodziło o jednego psychola, problem by nie istniał, niestety, jest on przedstawicielem ogromnej rzeszy ludzi myślących podobnie do niego, a obecnych także na forum.
Moją intuicję w tym względzie potwierdzają opinie innych obserwatorów poczynań Min. Dewastacji Środowiska:
Jak mądrze czynić sobie ziemię poddaną?

Pilaster,

Cytat:Z obecnych społeczeństw na świecie najbardziej społeczeństwo i cywilizację przyszłości przypomina Japonia, o czym pilaster zresztą pisał w esejach psychohistorycznych.
Wobec takiej wizji przyszłości pozostaje jedynie wezwać - cieszmy się bracia, gdyż szczęśliwy dzień nam nastał.  Język
Aiko o Polsce

ZaKotem,

Cytat:W XXI wieku nadzieję na spadek antropopresji rokuje przede wszystkim odwrót od wsi. Im nowocześniejsze społeczeństwo, tym większa jego część mieszka w miastach, które stają się też coraz bardziej zagęszczone. To oznacza wyludnienie wsi. Drobne rolnictwo staje się coraz mniej opłacalne na rzecz rolnictwa wyspecjalizowanego. Intensywnie uprawiane pola są wprawdzie całkowicie "odnaturalnione" i nie mają nic wspólnego z przyrodą, ale za to zajmują niewielką powierzchnię. Najlepszym przykładem kraju o stosunkowo niskiej antropopresji jest Japonia - japońskie miasta osiągnęły chyba maksymalny poziom zatłoczenia, a jednocześnie wnętrze kraju jest mało zaludnione i jest tam mnóstwo czystych i pozostawionych w stanie naturalnym terenów. O wiele więcej, niż w czasach feudalnych lub w początkach ery industrializacji, gdy uprawiano każdy nadający się do tego kawałek gruntu.

Polsce pod względem cywilizacji jeszcze dość daleko do Japonii, ale jednak bliżej nam do Japonii niż do Chin. Przypadek inwazji szkodników na Puszczę Białowieską to najzwyczajniejszy przypadek korupcji i zagrabiania majątku przez władze powiązane korupcyjnie z lokalną kliką leśnych ludzi. Lasy w naszej strefie klimatycznej mają jednak taką cechę, że regenerują się bardzo szybko i wystarczy posadzić parę szyszek, a wszystko wróci do normy. 
A nie można tak, jak w np. Finlandii, gdzie ludzie jeśli nawet są mieszkańcami miast(miasteczek), to z reguły posiadają też domek w lesie nad jeziorem?

Ale ta opcja możliwa jest w społeczeństwie którego ludność zamyka się w 5,5 milionach. Jeżeli będziemy chcieli ścigać się pod tym względem z Chinami, to możemy o niej zapomnieć.
Odpowiedz
#11
Antropopresja rolnictwa też spada. Kurze fermy, pomidory w szklarni etc. może nie pasują zbyt dobrze do intuicyjnego rozumienia naturalności, ale w praktyce obciążają środowisko mniej niż bardziej tradycyjne metody. Potrzebują mniej miejsca, a zanieczyszczenia są "w kupie" więc taniej je utylizować. Problem to ciągle uprawa zbóż, bo to wymaga jednak dużych areałów.
Mówiąc prościej propedegnacja deglomeratywna załamuje się w punkcie adekwatnej symbiozy tejże wizji.
Odpowiedz
#12
Od paru lat opracowywane są zboża wieloletnie. Właściwie mają same zalety. Ekosystem jaki budują przypomina naturalny, brak intensywnych prac polowych w tym orki. Zamiast niszczenia warstwy próchnicy jest jej odkładanie jak na stepie, brak erozji gruntów. Malo szkodników, dużo ptaków żywiących się owadami itd. Itd. Jakby jeszcze były zadrzewienia śródpolne to już całkiem przyzwoite warunki dla upraw wielkopowierzchniowych.
Sebastian Flak
Odpowiedz
#13
Sofeicz,

pominąłem ten ważny fragment postu otwarcia, a warto mu poświęcić kilka zdań:
Cytat:Dodatkowo postulowanie np. urzędowego ograniczenia populacji zawsze może skutkować wpadnięciem na minę argumentu „to zacznij wyludnianie od siebie”. Bo akurat w tym wypadku jesteśmy i podmiotem i przedmiotem.
Proszę, byś nie wchodził w ślady Pilastra, gdyż to jest tylko tani greps. Kontrola wzrostu populacji, jak sama nazwa.... nie miałaby na celu ograniczenia populacji człowieka, ale kontrolę jej przyrostu. Chodzi o prostą w założeniu rzecz - żebyśmy uzyskali poczucie, że "leci z nami pilot". Póki co, mamy wolną amerykankę, która dla wielu jest niepodważalnym aksjomatem i najwyższą wartością - mogę sobie zrobić tyle dzieci, ile mi się podoba! Gdybyśmy podobną wyrozumiałość wobec ludzkich pragnień wykazywali w innych sferach życia, zmieniło by się ono w koszmar. A przecież postulując wprowadzenie ograniczeń do tej sfery ludzkiego życia nie sugeruję  naśladowania chińskiego modelu "jednego dziecka". Wiele par nie może mieć dziecka, inne, tego nie chcą, w związku z tym tak "na oko"(nie prowadziłem żadnych wyliczeń), wystarczyłoby promować model dzietności w oparciu o rodzinę 2+ max. 4.
Nikt nie może zarzucić temu modelowi, że pozbawia on ludzi prawa do posiadania dzieci i nikt nie może nazwać go okrutnym. Posiadanie czworga pociech zagwarantowałoby każdej rodzinie i realizację psychicznych potrzeb i dałoby cywilizacji niezbędny czas na znalezienie rozwiązań palących problemów.
Rzecz jasna, nie należałoby ograniczać inicjatywy tylko do tego. Za takim rozwiązaniem powinna pójść informacja o powodach wprowadzenia tego prawa i nie bójmy się tego słowa - stosowna propaganda, na wszystkich szczeblach organizacji społecznej - od gminy, do ONZ-tu.
Niedawno powoływałem się w forumowej dyskusji na przykład Iranu. Kraj ten w niedługim odstępie czasu przeprowadził dwie, odmiennie ukierunkowane kampanie demograficzne, jedną o antynatalistycznej wymowie, drugą wręcz przeciwnie. Obie z sukcesem! I to bez odwoływania się do radykalnych środków nacisku.
Tu zawsze pada pytanie, co z tymi, którzy nie zechcieliby się podporządkować? 
Nie trzeba wysilać wyobraźni by wskazać wiele sposobów oddziaływania na ludzi, w celu zmiany ich zachowań społecznych. I żaden nie polega na zmuszaniu siłą. Można przekonywać, tłumaczyć, odwoływać się do ludzkiej wrażliwości, można też wpływać na ludzi drogą nacisków finansowych. To się daje osiągnąć z dużą skutecznością.
Odpowiedz
#14
Twój postulat (2+max4) jest już zrealizowany w większości krajów wysokorozwiniętych.
A Polska, to w ogóle jest prymusem, bo TFD nawet nie dobija do 2 (konkretnie 1,3).
Dzietność w krajach Afryki też spadła w okresie ostatnich dekad o połowę, a w krajach muzułmańskich do 3,5.
https://www.obserwatorfinansowy.pl/temat...w-chinach/

[Obrazek: Współczynnik-dzietności1.jpg]

Ja zwracałem uwagę, że zmniejszenie dzietności przy wzroście zamożności (dobrobyt najlepszym środkiem antykoncepcyjnym) wcale nie zmniejsza presji środowiskowej, bo mniejsza liczba bogatych zużywa tyle samo, a nawet więcej niż armia biedaków.
Widać to dokładnie na wykresach zużycia energii na świecie, które rośnie o wiele szybciej niż populacja.

PS. A nad argumentami pilastra też czasem warto podumać, chociaż nie ze wszystkim trzeba się zgadzać.
A nas Łódź urzekła szara - łódzki kurz i dym.
Odpowiedz
#15
Sofeicz napisał(a): A ponieważ dzieje się to tu i teraz sprawia o wiele bardziej dramatyczne wrażenie, bo kiedy protoeuropejczycy karczowali swoje lasy i urządzali rolnictwo telewizji nie było.

Dramatyczne wrażenie można odnieść wyłącznie wtedy kiedy za coś złego uzna się oddziaływanie ludzi na przyrodę. Żeby tak uważać trzeba zapomnieć, że człowiek nie jest poza przyrodą. Jest jej integralnym elementem.

Sofeicz napisał(a): Wszystkie nasze wynalazki, z których jesteśmy tak dumni, są mniejszym lub większym gwałtem na środowisku pierwotnym.

Powstanie człowieka to gwałt środowiska pierwotnego na środowisku pierwotnym. Samogwałt? Oczko

Jak dla mnie człowiek jako wytwór środowiska pierwotnego nie gwałci go. Dodatkowo wszystko co wytworzy człowiek jest wytworem naturalnym.

Sofeicz napisał(a): Czy możliwy jest kres antropopresji albo przynajmniej jej stabilizacja?

Tak, kiedy w ziemię walnie jakiś porządny meteor Uśmiech Albo gdy w końcu zgaśnie słońce.

ZaKotem napisał(a): No wiesz, zależy co rozumiemy przez pojęcie "puszcza". Ja taką futurystyczną europuszczę wyobrażam sobie jako poprzecinaną wygodnymi szlakami pieszymi i rowerowymi, z ładnie wkomponowanymi w krajobraz kibelkami, jadłodajniami,

Fajne by to było. Jak byłem w Warszawie, to byłem w takim zajebiście dużym parku (nie pamiętam już nazwy), po którym się jechało i jechało i jechało, a tu nagle miła niespodzianka - w środku parku bar z browarami i schabowymi. Życie potrafi być piękne.

I nie śmiejta się ze mnie, że to na mnie takie wrażenie zrobiło - w Radomiu są takie parki, że jak się do nich wjedzie rowerem, to po trzech minutach się wyjedzie z drugiej strony.
---
Najpewniejszą oznaką pogodnej duszy jest zdolność śmiania się z samego siebie. Większości ludzi taki śmiech sprawia ból.

Nietzsche
---
Polska trwa i trwa mać
Odpowiedz
#16
lumberjack napisał(a):
Sofeicz napisał(a): A ponieważ dzieje się to tu i teraz sprawia o wiele bardziej dramatyczne wrażenie, bo kiedy protoeuropejczycy karczowali swoje lasy i urządzali rolnictwo telewizji nie było.

Dramatyczne wrażenie można odnieść wyłącznie wtedy kiedy za coś złego uzna się oddziaływanie ludzi na przyrodę. Żeby tak uważać trzeba zapomnieć, że człowiek nie jest poza przyrodą. Jest jej integralnym elementem.

Sofeicz napisał(a): Wszystkie nasze wynalazki, z których jesteśmy tak dumni, są mniejszym lub większym gwałtem na środowisku pierwotnym.

Powstanie człowieka to gwałt środowiska pierwotnego na środowisku pierwotnym. Samogwałt? Oczko

Jak dla mnie człowiek jako wytwór środowiska pierwotnego nie gwałci go. Dodatkowo wszystko co wytworzy człowiek jest wytworem naturalnym.

Tak ale sam wiesz, że cały kokon kulturowy, który nas otacza został zbudowany na założeniu wyjątkowości gatunku i dychotomii natura/kultura.
A poza tym jedynie Homo S. jest w stanie odnieść się krytycznie do samego siebie.
Lwy raczej nie siądą do stołu i nie uchwalą, że zagryzanie małych, ślicznych i bezbronnych antylop jest nie halo.
A nas Łódź urzekła szara - łódzki kurz i dym.
Odpowiedz
#17
Sofeicz napisał(a): A poza tym jedynie Homo S. jest w stanie odnieść się krytycznie do samego siebie.

No to ja uważam, że świat to taki duży kundel, a ludzie to pchły. Pchły nie mają większego znaczenia dla psa, a ludzie i ich działalność dla świata. Nie ma co się przejmować.
---
Najpewniejszą oznaką pogodnej duszy jest zdolność śmiania się z samego siebie. Większości ludzi taki śmiech sprawia ból.

Nietzsche
---
Polska trwa i trwa mać
Odpowiedz
#18
lumberjack,

Cytat:ja uważam, że świat to taki duży kundel, a ludzie to pchły. Pchły nie mają większego znaczenia dla psa, a ludzie i ich działalność dla świata. Nie ma co się przejmować.
Bardzo wygodne założenie, niestety zupełnie fałszywe. Co wykażę, mając więcej czasu.

Sofeicz,

Cytat:Twój postulat (2+max4) jest już zrealizowany w większości krajów wysokorozwiniętych.
A Polska, to w ogóle jest prymusem, bo TFD nawet nie dobija do 2 (konkretnie 1,3).
Dzietność w krajach Afryki też spadła w okresie ostatnich dekad o połowę, a w krajach muzułmańskich do 3,5.
https://www.obserwatorfinansowy.pl/temat...w-chinach/
Znam zależność pomiędzy wzrostem zamożności i zmniejszaniem dzietności i wielokrotnie o niej pisałem. Pomimo tego, że jest ona prawdziwa, ilość ludzi na Ziemi zwiększa się co roku o kolejne 80 milionów - to populacja takiego kraju, jak Niemcy.
Nie możemy zdawać się wyłącznie na ten mechanizm, gdyż zanim doprowadzi on do ustabilizowania ludzkiej populacji na planecie, z przyrody pozostaną żałosne resztki. Co może zagrozić, i pewnie zagrozi, nam samym.
Odpowiedz
#19
exeter napisał(a): Działalność Min. Szyszki nie jest wynikiem psychozy, tylko realizacją pewnej ideologii
Niech Ci będzie. Jak zwał tak zwał – jego działalność nijak się ma do ogólnych trendów spadającej antropopresji.
Cytat:którą najlepiej wyraża ten znany cytat - "rozmnażajcie się i czyńcie sobie Ziemię poddaną". Gdyby chodziło o jednego psychola, problem by nie istniał, niestety, jest on przedstawicielem ogromnej rzeszy ludzi myślących podobnie do niego, a obecnych także na forum.
Moją intuicję w tym względzie potwierdzają opinie innych obserwatorów poczynań Min. Dewastacji Środowiska:
Jak mądrze czynić sobie ziemię poddaną?
Śmieszne. Najpierw twierdzisz, że cytat ten oddaje działalność Szyszki. Potem wklejasz artykuł, z którego wynika, że wcale nie oddaje. Sam nie czytasz tego co piszesz?
Tress byłaby doskonałą filozofką. W istocie, Tress odkryła już, że filozofia nie jest tak wartościowa, jak jej się wcześniej wydawało. Coś, co większości wielkich filozofów zajmuje przynajmniej trzy dekady.

— Brandon Sanderson
Odpowiedz
#20
exeter napisał(a): Znam zależność pomiędzy wzrostem zamożności i zmniejszaniem dzietności i wielokrotnie o niej pisałem. Pomimo tego, że jest ona prawdziwa, ilość ludzi na Ziemi zwiększa się co roku o kolejne 80 milionów - to populacja takiego kraju, jak Niemcy.
Nie możemy zdawać się wyłącznie na ten mechanizm, gdyż zanim doprowadzi on do ustabilizowania ludzkiej populacji na planecie, z przyrody pozostaną żałosne resztki. Co może zagrozić, i pewnie zagrozi, nam samym.

No dobrze, ale ten przyrost zachodzi głównie w krajach niedorozwiniętych. Jak my, mieszkańcy krajów w miarę rozwiniętych możemy temu przeciwdziałać? Bronią biologiczną? Przecież to, że Niemcy czy Polacy przestają się mnożyć, nie przeszkadza w tej czynności mieszkańcom Malawi. Najlepszym sposobem na powstrzymanie tego jest zwiększanie zamożności tych państw, ale to jest proces trwający pokolenia, przede wszystkim jednak wymaga zwiększenia praworządności w tych niedorobionych państwach. A niby jak mielibyśmy tego z zewnątrz dokonać? Krucjatą?
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości