Rozumiem, tylko historia taka ma sens (i może być nawet postrzegana pozytywnie) w przypadku, o którym pisał ZaKotem: mamy plemienne bóstwo, które ewoluuje, i to ewoluuje zdecydowanie w dobrą stronę, bo w zgodzie z moralnym, filozoficznym i naukowym postępem społeczeństwa. I wtedy możemy mieć zazdrosnego Jahwe zalewającego stworzonych przez siebie ludzi (i przypominam, że to on sam uczynił upartymi ich serca) a następnie miłosiernego Jezusa, który umiera za tych samych Egipcjan na krzyżu, a chwilę wcześniej przebacza łotrowi. Ale jeśli chrześcijanie twierdzą, że taki Bóg jest uniwersalny, doskonały moralnie i przy tym niezmienny, oraz że to przejście z ST do NT jest zupełnie kompatybilne i naturalne (a w takim wypadku chyba musi), to imo wtedy przestaje się to wszystko kupy trzymać.
Starotestamentowy Jahwe
|
« Starszy wątek | Nowszy wątek »
|
Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości